czwartek, 31 marca 2011

PolskiKosz.pl na MPD 2011 - dzień 3


PolskiKosz.pl wśród dziewięciu najlepszych drużyn w kraju! Z tą optymistyczną i potwierdzoną notarialnie informacją młoda drużyna opuściła gościnne progi Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku. Zespół być może nie spełnił oczekiwań największych fanatyków, ale przynajmniej udało się poprawić osiągnięcie z Brennej sprzed dwunastu miesięcy.

W ostatnim dniu imprezy PolskiKosz.pl uporał się z rezerwowym zespołę Życia po Życiu. Zaplecze mistrzów kraju imponowało walecznością, ale nie miało szans z lepszym koszykarsko przeciwnikiem. W starciu byłycb braci Tomasików lepszy ten większy. Środkowy Szymon zapytany o postawę jego nazwistnika Michała stwierdził: - A on grał?

Turniej wygrało tradycyjnie (zieeeew) Życie po Życiu (dawniej Życie Warszawy). Nieoficjalnym MVP został wybrany Jędrzej Kowski, co spotkało się z niezrozumieniem zebranej gawiedzi. - Prawdziwy lider drużyny powinien grać po dwóch stronach parkietu - dało się słyszeć w kuluarach. Niemniej jednak Kowski zaimponował skutecznością z dystansu i nienaganną fryzurą, czym zachwycał przecież przed laty jako zawodnik PolskiKosz.pl.

Tymczasem kilka niezależnych żródeł donosi, że władze PolskiKosz.pl już rozpoczeły negocjacje kontraktowe przed MPD 2012. Na oku są młody utytułowany rozgrywający i superstrzelec z dystansu. - Dostałem zapewnienie, że jak nikt ich nie zechce to w sumie mogą grać z nami - powiedział prezes Polskiego Kosza Piotr Kwiatkowski pakując do bagażnika dwa puste opakowania po klapkach Spaldinga. Z drugiej strony zespół Ostrowa rozpoczął podchody pod weterana Jakuba Wojczyńskiego. - Liczę na podwyżkę w PolskimKoszu. To jednak moja pierwsza opcja - skomentował sam zainteresowany. Młody rozgrywający Maciej Jamrozik był natomiast widziany w towarzystwie jednego z agentów działających na rynku bałkańskim. Mówi się o jego przenosinach do Belgradu.

środa, 30 marca 2011

PolskiKosz.pl na MPD 2011 - dzień 2

Nie udało się drużynie PolskiKosz.pl zdobyć medalu na Mistrzostwach Polski Dziennikarzy w Szczyrku. Starcia z faworyzowanymi Katowicami oraz świetnie zgranym Włocławkiem zakończyły się dla młodej drużyny pasjonatów basketu kompletem porażek. Konfrontacje miały jednak zupełnie inny przebieg, a geneza niepowodzeń jest kompletnie różna.

Katowice zasypały PolskiKosz.pl rzutami zza łuku. 9 trafień na 15 prób to nieoficjalny rekord tegorocznego turnieju. Taka skuteczność rywali z dystansu oraz problemy ze zrozumieniem w ofensywie sprawiły, że na nic zdały się wysiłki środkowego Szymona Tomasika. Zakontraktowany przed tym turniejem free agent (były mistrz kraju z Życiem Warszawy) okazał się znakomitym plastrem na muskularnego weterana Olgierda Cieślika. - Szykowałem się na ten pojedynek od kilku miesięcy. Dzięki kontaktom w górnośląskim półświatku zdobyłem kilka płyt DVD z nagraniami indywidualnych treningów Cieślika. To bardzo pomogło - przyznał Tomasik. Popularnego "Ola" wyręczyli niestety koledzy. Katowice wygrały 40:23.

Dramatyczny przebieg miało starcie z Włocławkiem. PolskiKosz.pl, by grać o 5. miejsce w imprezie musiał zwyciężyć różnicą 50 (słownie: pięćdziesięciu) punktów. Szybko okazało się, że to zadanie jest niezbyt realne, a ryzykowny manewr z umieszczeniem w pierwszej piątce Macieja Maślaka (na zdj. w środku) zespół przypłacił kiepskim początkiem. "Grzybek" szybko usiadł na ławkę rezerwowych, ale rozpędzeni włocławianie uzyskali już 13 "oczek" przewagi. W przedostatniej akcji pierwszej połowy urazu nogi doznał mózg kujawiaków Michał Fałkowski i był to przełomowy moment meczu. - Oba kolana, wszystko mnie boli, full service - stwierdził nieco z angielska pytany o szczegóły kontuzji.

PolskiKosz.pl zabrał się do pracy i odrabiania strat. Fałkowski wrócił na boisko, ale niewiele to dało. Kilka kontrataków wykończył Maciej Jamrozik, a po trafieniu Jakuba Wojczyńskiego w przedostatniej minucie jego drużyna prowadziła 38:37. - Wiedziałem, że nie zawiodę - komentował tuż po spotkaniu licznie zgromadzonym żurnalistom. 9 sekund przed końcem faulowany Mateusz Pietkiewicz wykonywał dwa rzuty wolne. Pomylił się przy obu. Rywale zebrali piłkę, a Jacek Seklecki przebiegł całe boisko i niezwykle fartownie trafił z faulem. PolskiKoszowianie próbowali wcześniej przewinienia, bowiem byli poniżej limitu, ale dziwnym trafem arbitrzy tym razem nie dopatrzyli się złamania przepisów. - Bullshit - wyrwało się z ust jednego z fanatyków. Nie zmienia to faktu, że Włocławek wygrał 39:38, a PolskiKosz.pl czeka starcie o 9. miejsce z zaprzyjażnionym (albo i nie?) Życiem po Życiu II.

Szef drużyny Piotr Kwiatkowski, enfant terrible MPD, zapowiedział zmiany personalne i już wymógł dymisję na trenerze, ale ostatecznie przeprosił się z utytułowanym szkoleniowcem. Do refleksji skłoniła go pikieta kibiców przed halą. - Niech pan Kwiatkowski się nie wygłupia. Nie da się zbudować mistrzowskiej drużyny w miesiąc. Ten człowiek musi ich trochę potrenować - mówił jeden z fanów, 27-letni Tomasz, na co dzień handlarz tanią siłą roboczą. Kwiatkowski był nieuchwytny. Krążą plotki, że bojąc się linczu skrył się w swoim gabinecie.

wtorek, 29 marca 2011

PolskiKosz.pl na MPD 2011 - dzień 1

Inauguracyjny dzień Mistrzostw Polski Dziennikarzy nigdy nie był tak udany dla zespołu PolskiKosz.pl. Dwa mecze, dwa zwycięstwa to bilans tej młodej drużyny złożonej z utalentowanych zawodników z całego kraju. PolskiKosz.pl w Szczyrku pokonał 40:23 debiutujący w imprezie Kołobrzeg i 68:48 Młode Media. Wrażenie robi szczególnie wynik drugiego meczu, bo rok temu w starciu z tym rywalem PolskiKosz.pl odniósł zaledwie jednopunktową wygraną. - It was really tough game - skomentował dla amerykańskiego ESPN Maciej Maślak. - Both teams played hard - dodał.

- Ciągle jesteśmy w walce o medale i chcemy je zdobyć - powiedział jeden z weteranów Jakub Wojczyński. - Myślimy już o środowym spotkaniu z Katowicami. To będzie typowy mecz walki. Nie uważam, że te dwa zwycięstwa były łatwe do odniesienia. W naszej grze jest jeszcze wiele do poprawienia - przyznał Maślak. Środkowy Szymon Tomasik stwierdził natomiast, że w trakcie turnieju nie będzie udzielał wywiadów. Woli skoncentrować się na następnych występach.

Władze drużyny PolskiKosz.pl na konferencji prasowej podziękowały restauracji Bajka w Szczyrku za obfity catering.

poniedziałek, 28 marca 2011

PolskiKosz.pl na MPD 2011 - dzień 0


"Od 28 do 31 marca przebywam w Szczyrku na Mistrzostwach Polski Dziennikarzy." Pewnie znacie tę formułkę, pojawiła się na kilku koszykarskich blogach. Też jestem w Szczyrku, od jutra (czyli wtorku) gramy! PolskiKosz.pl niczym PBG Basket Poznań znowu dokonał wielkich wzmocnień, znowu marzy o sukcesach. No tak...:) Nie obiecuję, że przez ten czas napiszę cokolwiek o koszykówce, nie obiecuje też, że nie napiszę (jak niektórzy). Mogę obiecać codziennego newsa z wynikami naszej drużyny. Nie wiem ile osób to zainteresuje, ale możliwe, że na tym blogu wyniki będą szybciej niż na oficjalnej stronie www.mpd.plk.pl. Możliwe, że będą fotki. W końcu tapeta z ubiegłego roku (patrz wyżej) nadaje się do zmiany.

Edit

Mamy już wylosowaną grupę i plan spotkań.

Wtorek:
15.20 z Kołobrzegiem
19.20 z Młodymi Mediami

Środa:
10.00 z Katowicami
16.40 z Włocławkiem

Nasz plan: 1. miejsce w grupie!

Rozpędzony akademik dwojga imion


To będzie superszybki wpis statystyczny.

Kilka tygodnie temu policzyłem statystyki ataku i obrony w PLK, potem aktualizowałem dane, a potem aktualizowałem raz jeszcze. Jeśli chcecie wiedzieć jak wyglądają obliczenia, to kwitnijcie na drugi link. Poniżej kolejny update - statystyki po rundzie zasadniczej. Wnioski? Wyciągnijcie sami :-) Ja radzę zwrócić na liczby AZS-u Koszalin za panowania Mariusza Karola. Ich szybki atak jest wyjątkowo skuteczny, ale obrona - bardzo dziurawa. W ćwierćfinale AZS trafił na żelazną defensywę Prokomu.

Średnia punktów zdobywanych na 100 posiadań zespołu:

1. AZS 114,0
2. Polpharma 114,0
3. Turów 113,6
4. Czarni 110,9
5. Anwil 108,7
6. Prokom 108,6
7. PBG 108,6
8. Kotwica 108,3
9. Trefl 107,1
10. Zastal 104,5
11. Siarka 99,9
12. Polonia 97,8

Średnia punktów traconych na 100 posiadań zespołu:

1. Prokom 97,8
2. Trefl 99,7
3. Polonia 103,8
4. Anwil 104,6
5. Turów 106,1
6. Czarni 106,9
7. Zastal 108,4
8. PBG 109,1
9. Polpharma 111,5
10. Kotwica 111,8
11. Siarka 117,6
12. AZS 118,6

Tempo gry, czyli średnia posiadań na mecz:

1. AZS 74,0
2. Zastal 73,2
3. Polonia 72,8
4. Prokom 72,8
5. Czarni 72,6
6. Kotwica 72,2
7. Siarka 71,9
8. Trefl 71,7
9. Polpharma 70,6
10. Anwil 70,5
11. Turów 69,6
12. PBG 68,7

Sześć drużyn było prowadzonych przez różnych trenerów. W Polpharmie Zoran Sretenović po czterech meczach zastąpił Pawła Turkiewicza, w AZS-ie Mariusz Karol po dwóch meczach Charlesa Bartona, Anwilu Emir Mutapcić po dziewięciu meczach Igora Griszczuka, w Siarce Bogdan Pamuła po dziesięciu meczach Zbigniewa Pyszniaka, a w Zastalu Tomasza Herkta po siedemnastu meczach Tomasz Jankowski. Trzy wyjazdowe spotkania Prokomu prowadził nie Tomas Pacesas, ale Andrzej Adamek. W pozostałych zespołach trenerzy się nie zmieniali - Dainius Adomaitis (Czarni), Jacek Winnicki (Turów), Dariusz Szczubiał (Kotwica), Milija Bogićević (PBG), Karlis Muiznieks (Trefl) i Wojciech Kamiński (Polonia).

Poniżej statystyki uwzględniające grę drużyny pod różnymi trenerami.

Średnia punktów zdobywanych na 100 posiadań zespołu:

1. Zastal Jankowskiego 117,4
2. AZS Karola 115,7
3. Polpharma Sretenovicia 115,7
4. Turów 113,6
5. Czarni 110,9
6. Anwil Griszczuka 110,9
7. Prokom Pacesasa 109,5
8. PBG 108,6
9. Kotwica 108,3
10. Anwil Mutapcicia 107,3
11. Trefl 107,1
12. Polpharma Turkiewicza 106,3
13. Prokom Adamka 102,7
14. Siarka Pamuły 102,1
15. Zastal Herkta 100,7
16. Polonia 97,8
17. Siarka Pyszniaka 97,1
18. AZS Bartona 96,4

Średnia punktów traconych na 100 posiadań zespołu :

1. Prokom 96,0
2. Trefl 99,7
3. Anwil Mutapcicia 103,6
4. Polonia 103,8
5. Turów 106,1
6. Anwil Griszczuka 106,2
7. Zastal Herkta 106,9
8. Czarni 106,9
9. PBG 109,1
10. Prokom Adamka 109,5
11. Polpharma Sretenovicia 109,8
12. Kotwica 111,8
13. Zastal Jankowskiego 113,3
14. Siarka Pyszniaka 116,2
15. AZS Karola 116,7
16. Siarka Pamuły 118,8
17. Polpharma Turkiewicza119,6
18. AZS Bartona 138,2

Tempo gry (czyli średnia posiadań na mecz):

1. AZS Karola 74,4
2. Zastal Jankowskiego 73,8
3. Prokom Pacesasa 73,4
4. Zastal Herkta 73,0
5. Polonia 72,8
6. Czarni 72,6
7. Siarka Pamuły 72,2
8. Kotwica 72,2
9. Trefl 71,7
10. Siarka Pyszniaka 71,6
11. Polpharma Turkiewicza 71,3
12. Anwil Griszczuk 70,6
13. AZS Bartona 70,6
14. Polpharma Sretenovicia 70,5
15. Anwil Mutapcicia 70,4
16. Turów 69,6
17. Prokom Adamka 69,1
18. PBG 68,7

piątek, 25 marca 2011

Są chwile, w których trzeba SPUDŁOWAĆ

Około sekundy do końca meczu, remis, masz dwa wolne. Pierwszego trafiasz, co z drugim? PUDŁUJESZ! Po ostatnich Mistrzostwach Polski Dziennikarzy i meczu PolskiKosz.pl - Pomorze wie to każdy. To wydaje się oczywiste - w tak krótkim czasie rywale nie zdążą zebrać piłki i oddać normalnego rzutu albo wziąć czasu. (jeśli mówimy o polskiej lidze to czas nie wchodzi nawet w grę).

Są jednak tacy, którzy kochają każdy punkt. Panie i panowie, Paul Millsap.



Utah Jazz (37-36) byli gorsi w dogrywce i po tej porażce mają już niewielkie szanse na play-off. New Orleans Hornets (40-32) uratowali się przed spadkiem na 8. miejsce.

Na pocieszenie dla Millsapa są tacy, którzy chcieli w podobnej sytuacji spudłować, ale nie umieli. Przypomnijmy sobie Rudy'ego Gaya.

czwartek, 24 marca 2011

Zjedz ich, nie nadgryzaj!

Mamy kolejny powód, dla którego Phoenix Suns nie zagrają w play-off. Nie umieją wykorzystywać swoich szans.

We wtorek wszyscy zachwycaliśmy się znakomitym meczem Marcina Gortata przeciwko Los Angeles Lakers. 24 punkty, 16 zbiórek, świetna obrona przeciwko Pauowi Gasolowi. Trzy dogrywki, olbrzymie emocje, mnóstwo heroicznej wręcz walki ze strony Suns, ale na usta/klawiaturę ciśnie się: i co z tego?

Na pierwszy rzut oka wydawało się, że porażka z aktualnym mistrzem po 63 minutach gry ujmy nie przynosi. Ale z drugiej strony - Suns nie mają już miejsca na piękne porażki. Potrzebują wygranych z kimkolwiek: czy to Toronto Raptors czy Los Angeles Lakers. Takie szanse jak w Staples Center trzeba wykorzystywać. Dlaczego piszę o tym dopiero teraz? Bo Memphis Grizzlies (których Suns ciągle gonią) byli w środę w podobnej sytuacji. Co prawda nie było trzech dogrywek, ale też grali mecz z osłabionym finalistą, też na wyjeżdzie i też mieli rywali na talerzu. Różnica jest taka, że Suns nadgryżli Lakers, a Grizzlies po prostu zjedli Boston Celtics. Marc Gasol (z lewej) tak się obżarł w końcówce, że z przejedzenia przysnął.

Grizzlies - 40-32. Suns - 36-34. Suns grają jeszcze m.in. z Chicago Bulls, Dallas Mavericks (dwa razy) i San Antonio Spurs (też dwa razy). Pisałem w PS, że potrzebują cudów do awansu. Nic się nie zmienia w tej kwestii.

wtorek, 22 marca 2011

Czy Jordan znowu wsadzi nad LeBronem?

Cała historia z wsadem "jakiegoś kolesia" nad LeBronem Jamesem z 2009 roku była co najmniej dziwna. Pozostańmy przy tym, że to po prostu niezbyt udany (jak to mówili w jednym z kabaretów) "chłyt matetingowy". Może raczej powinienem napisać "niezbyt ładny", bo udany to on jednak był. W końcu zainteresowaliśmy się całą sytuacją, a artykułów na ten temat powstało zdecydowanie więcej niż gdyby high definition wideo z wsadem śmigało na głównej stronie NBA.com. Chcę wierzyć, że to zaplanowana akcja, bo nie wydaje mi się, by LBJ miał aż takie obiekcje przed upublicznieniem jego nieudanej próby bloku. Przecież sam powiedział w jednym z wywiadów: "policzcie stosunek liczby akcji, w których ja tak wsadzałem nad nimi do liczby akcji, w których to nade mną wsadzano. Chyba nie wypadam najgorzej."

Tak to wyglądało z "amatorskiej kamery":



A tak wypowiadał się "jakiś koleś":



Tym "kolesiem", autorem wsadu jest niejaki Jordan Crawford, który jedną akcją zrobił sobie większą reklamę niż wielu innych graczy wieloma latami gry na uniwersytecie. Nie mówię o reklamie u scoutów z NBA czy dziennikarzy, ale u przeciętnego kibica. Ile osób w dniu draftu 2010 wiedziało kim są Patrick Patterson, Greivis Vasquez i Wesley Johnson? Podejrzewam, że mniej niż Crawford, który w Atlancie wpadł jak śliwka w kompot, bo nie dość, że nie grał prawie wcale, to gdy już wychodził na parkiet i robił coś pożytecznego, to mylono go z Jamalem Crawfordem. Przeprowadzka do Washington Wizards byłą dla niego jak zbawienie. 21.3 punktu średnio w ostatnim tygodniu mówi wszystko.

30 marca Miami Heat goszczą w Waszyngtonie. To może być jedyny mecz Wizards w tym podłym dla nich sezonie, który warto będzie jeszcze obejrzeć. Może Jordan znowu wsadzi nad LeBronem? Z premedytacją użyłem imion.

sobota, 19 marca 2011

Dlatego nie lubimy LeBrona?

Żenująca sytuacja pod koniec trzeciej kwarty meczu Miami Heat z Atlanta Hawks. Heat prowadzą 81:53, LeBron ma 40 punktów i wchodzi pod kosz w kontrze. Jest faulowany przez Zazę Paczulię. Nic szczególnego, zwykłe przewinienie. Ale LeBron żali się sędziom za to jak został potraktowany. I co się dzieje? Sędziowie zmieniają decyzję. Flagrant foul Paczulii.

Do tego momentu oglądałem grę LeBrona z "wypiekami na twarzy", bo po prostu trafiał wszystko (w sumie 43 pkt, 16/24 z gry). Jak mówi koszykarskie powiedzenie, pewnie trafiły też piłką lekarską z połowy boiska. Ale po takim zachowaniu (i reakcji sędziów) jestem trochę zniesmaczony.

Dla posiadaczy League Passa - 1:48:18. Dla posiadaczy Canal+ i ściągających mecz z sieci - 1:15 do końca czwartej kwarty. Dla reszty - mam nadzieję, że ktoś wrzuci tę sytuację na youtube'a. Na razie nie widziałem. Po wpisaniu "Pachulia LeBron" jest tylko coś takiego:




Brawo panie James, doczekał się pan rewanżu!

Play-off w Houston ciągle realny

Skreśliliście Houston Rockets? Zupełnie niesłusznie. Mają nadal spore szanse na grę w play-off. I nie piszę tego tylko dlatego, żeby uniknąć totalnej kompromitacji w przedsezonowym typowaniu kolejności, w którym jakaś dziwna siła (Chińczycy muszą mieć z tym coś wspólnego!) nakazała mi umieścić Rockets na drugim miejscu. Nie pytajcie dlaczego. Dałem się nabrać Yao Mingowi. To był moment...

Wracając do obecnej rzeczywistości. Rockets (36-34) są już tuż tuż za Memphis Grizzlies (37-32) i mają bardzo sprzyjający terminarz. Nie zdziwię się, jeśli w pozostałych 12 meczach zrobią bilans 9-3/10-2. Siedem meczów u siebie, pięć wyjazdów. Większość spotkań z zespołami podobnej klasy lub gorszymi. Jazz (dom), Warriors (d), Heat (w), Nets (w), 76ers (w), Spurs (d), Hawks (d), Kings (d), Hornets (w), Clippers (d), Mavericks (d), Timberwolves (w). Z tego zestawu tylko wyjazd do Miami można spisać na straty, ale cała reszta? Kluczowy wydaje się mecz w Nowym Orleanie z Hornets, którzy mimo przewagi czterech zwycięstw wcale nie mogą być pewni miejsca w ósemce.

Powody do optymizmu Rockets daje ciągła nieobecność Luisa Scoli. Tak, nie pomyliłem się. Bez Argentyńczyka drużyna i tak funkcjonuje bardzo dobrze, a po jego powrocie możemy dołożyć 18/8 do dorobku Rockets w każdym meczu. Scola doda (odda) tej drużynie grę na low post, której w ostatnich meczach prawie nie było, poza pojedynczymi akcjami Chucka Hayesa. Z całym szacunkiem dla zaskakującego debiutanta Patricka Pattersona to lepiej, by został ograniczony do roli rezerwowego. A to z kolei oznacza, że praktycznie nie będziemy musieli oglądać w grze Jordana Hilla, który jako chyba jedyny zawodnik Rakiet nie zaimponował niczym w meczu z Boston Celtics. Może poza popchnięciem w stanowiska fotoreporterskie Glena Davisa, co kosztowało tego drugiego... przewinienie techniczne. To zresztą była jedyna znacząca pomyłka sędziów na korzyść gospodarzy, więc przesadzone są żale jednego z komentatorów bostońskiego CSN (tego starszego, przynajmniej sądząc po głosie). Celtics nie przegrali tego meczu przez arbitrów, a Rockets należało się utrzymanie +30 z trzeciej kwarcie, a nie tylko 93:77 na koniec meczu. Goście byli cieniem drużyny, której spodziewamy się w play-off. Grali ospale w obronie, mało agresywnie w ataku, chyba faktycznie są już myślami w drugiej połowie kwietnia. Czy aby nie za wcześnie? To właściwie temat na inny wpis, ale w dwóch zdaniach: taka postawa może kosztować ich spadek na trzecie miejsce na Wschodzie i pierwszą rundę z Philadelphia 76ers lub New York Knicks, którzy ich porządnie wymęczą. Pierwsza pozycja to nie tylko przewaga w kolejnych rundach, ale także spacerek na początek z Charlotte/Indianą/Milwaukee/kimkolwiek innym.

piątek, 18 marca 2011

Team defence po kujawsku

11 grudnia: 95 punktów Energi Czarnych, 55% skuteczności z gry, efektywność obrony Anwilu 133,0.

18 marca: 64 punkty Energi Czarnych, 35% skuteczności z gry, efektywność obrony Anwilu 91,6.

Podaję te statystyki, żeby symbolicznie pokazać jak bardzo zmieniła się drużyna Anwilu Włocławek w drugiej części sezonu po objęciu jej przez Emira Mutapcicia. Oczywiście w pierwszej części rozgrywek nie zawsze Anwil bronił tak kiepsko jak przeciwko Czarnym, a w tamtym spotkaniu decydowały też inne czynniki (i co ważne - lider Czarnych Cameron Bennerman był zdrowy), ale ten przykład jest bardzo jaskrawy. Z zespołu chętnie biegającego, lubiącego tzw. early offense (czyli kontrataki w drugie tempo) i mającego dziurawą defensywę wicemistrzowie Polski stali się drużyną preferującą długie akcje z jedną z najlepszych obron w lidze.

Jedną z najlepszych? Najlepszą! Biorąc pod uwagę ostatnie pięć spotkań (z Zastalem, Siarką, PBG Basketem, Treflem i Czarnymi) średnia punktów traconych na 100 posiadań Anwilu to znakomite 93,4! Lepiej niż Asseco Prokom Gdynia w całym sezonie (97,8), lepiej nawet niż Prokom tylko pod trenerem Tomasem Pacesasem (95,5).

Z jednej strony możemy nie doceniać tych statystyk i zwalać wszystko na rywali (poza Czarnymi nie są to ekipy świetne ofensywnie). Ale z drugiej - Anwil ma kilku graczy wybitnie niewybitnych w obronie, o których mówiło się, że z nimi na parkiecie nie sposób grać dobrej defensywy. A jednak! To fakt, że Mutapcić częściej niż wcześniej chowa Andrzeja Plutę na ławce rezerwowych, ale taki Nikola Jovanović z pięciu wymienionych meczów jeden opuścił z powodu kontuzji (z PBG), w pozostałych grał średnio 22.5 minuty. Zespół przez to nie cierpi. Owszem, Serbowi nadal zdarza się zostać ogranym w pojedynczej akcji 1 na 1, ale poza tym ukrywa się w obronie zespołowej. Team defence - to klucz do sukcesu w każdej lidze.

A to nakazuje pamiętać, by Anwilu w play-off nie lekceważyć, oj nie lekceważyć...

czwartek, 17 marca 2011

Dwyane Wade is insane

Nie miałem odwagi umieścić tego wideo we wpisie pochwalnym dla Oklahoma City Thunder, bo Dwyane Wade w tej jednej akcji zaprzeczył wszystkiemu co napisałem. To jedno z tych niewielu zagrań, po których (jeśli oglądasz cały mecz, a nie tylko highlights na youtubie) naprawdę oczy ze zdumienia robią się wielkie jak piłki do tenisa ziemnego.

Play of the year?



Ale - uwierzcie na słowo - przez pozostałe 47 minut i 55 sekund mecz wyglądał "nieco" inaczej.

Moja drużyna na najbliższą dekadę

Nie jestem zbyt oryginalny, ale jak tu nie lubić Oklahoma City Thunder? No jak?

Cały czas kibicuję Philadelphia 76ers, cały czas chcę mistrzostwa dla San Antonio Spurs w tym sezonie, ale 76ers nie są contenderem, a dla Spurs to chyba ostatnia szansa. Thunder będą liczyć się w walce o tytuł przez najbliższą dekadę, a mogą zacząć już w maju tego roku.

Z jednej strony nie ma co przeceniać ich wygranej nad Miami Heat, bo tę drużynę pokonywali ostatnio rozmaici rywale zaczynając od New York Knicks a kończąc na Orlando Magic. Z drugiej strony to nie było czyste "Xbox basketball" w wykonaniu Heat, które "dawało" im porażki. Obrona Thunder w drugiej połowie po prostu zamknęła na kłódkę obręcz i wyrzuciła kluczyk. Defense, defense, defense - po przyjściu Kendricka Perkinsa tutaj Thunder mieli zrobić największy postęp i zrobili. Team defence to klucz do sukcesu. Duet Perkins/Serge Ibaka był w Miami rewelacyjny (chociaż gdy spojrzy się na tylo 15 minut Perka, to można popukać się w czolo), a zmiennicy dostosowali się poziomem. Pomoc w strefie podkoszowej była wręcz idealna. Nazr Mohammed pokazuje, że jest prawie równie ważnym wzmocnieniem co Perkins. Why? Po prostu Nick Collison nie musi teraz grać jako undersized center, a jako czwórka jest zdecydowanie bardziej przydatny i w ataku, i w obronie. Mohammed wnosi też energię pod obiema obręczami (tak, w wieku 34 lat można mieć energię) i zapewnia 2-3 wygrane bezpańskie piłki w meczu. No i ten wspomniany Ibaka - to samo co Mohammed tylko, że z pozycji silnego skrzydłowego plus długie ręce i świetny wyskok. Jeśli dołożymy do tego świetną defensywę Thabo Sefoloshy przeciwko D-Wade'owi to chyba nie dziwimy się, że Heat po przerwie mieli 30% skuteczności z gry (10/33).

Wnioski? Thunder są teraz znakomicie "zmatchupowani" z Los Angeles Lakers. Sefolosha vs. Bryant, Ibaka + Perkins vs. Gasol + Bynum oraz Russell Westbrook i Kevin Durant mogący sobie odpocząć przy Fisherze i Arteście. Chyba nie ma innej pary na Zachodzie, którą pragnąłbym w tych play-offach tak bardzo, jak Lakers - Thunder. Rewanż za ubiegły sezon, kiedy młode gwiazdy jeszcze nie były gotowe i symboliczna zmiana warty w Konferencji Zachodniej. Oczywiście mówimy o spotkaniu w półfinale, a by tak się stało Thunder muszą dogonić Dallas Mavericks.

Czy to możliwe? Mavs mają bilans 48-20, Thunder 44-23, ale terminarz sprzyja tym drugim. Z 15 spotkań aż 9 rozegrają u siebie i poza Denver Nuggets nie widzę drużyny, która mogłaby powalczyć w OK City. Wyjazdy? Phoenix, Portland, obydwa zespoły z LA, Denver, Sacramento. 3-3 i 12-3 w sumie jest całkiem realne, a to daje 56-26 na koniec rundy. W tej sytuacji Mavericks musieliby przegrać jeszcze siedem razy i są na to szanse. Spurs i Hornets u siebie, Jazz, Suns, Lakers, Blazers, Rockets, nawet Warriors na wyjeżdzie to potencjalne nadzieje na porażki zespołu z Dallas, który - co warto dodać - ma bilans 3-4 w ostatnich 10 dniach.

środa, 16 marca 2011

Najlepszy go-to guy Tauron Basket Ligi w akcji

Przyznaję się. Dziura w mojej pamięci oraz dziura w bazie PLK.pl (konkretnie tutaj) sprawiły, że w mój poprzedni wpis o go-to guyach w Tauron Basket Lidze wkradł się błąd. Brakowało Waltera Hodge'a z Zastalu Zielona Góra, gracza niezawodnego w takich sytuacjach. Miał dwie w tym sezonie i nie pomylił się. Tym większe uznanie dla obrony Czarnych Słupsk, którzy w podobnym momencie zmusili Zastal do oddania piłki w ręce Jakuba Dłoniaka.

Walter Hodge przeciwko PBG Basketowi w Poznaniu - rzut z dystansu przy prowadzeniu rywali trzema punktami dający dogrywkę.



Walter Hodge przeciwko Kotwicy Kołobrzeg u siebie - wjazd pod kosz przy prowadzeniu rywali jednym punktem dający wygraną.



Środkowy Zastalu Chris Burgess powiedział, że Hodge to ich Kobe Bryant. Może coś w tym jest?

Kto jest go-to guyem w Tauron Basket Lidze?

Miałem gotowy cały wpis z danymi liczbowymi i... musiałem nanieść sporo poprawek po świetnym finiszu meczu Asseco Prokomu Gdynia z PGE Turowem Zgorzelec (73:72).

Nie ukrywam, że statystyki prowadzone przez NBA/przy okazji meczów NBA są dla mnie w pewnym sensie wzorem. Fajnie byłoby kiedyś mieć od ręki tyle analiz, rankingów i danych dotyczących polskiej ekstraklasy. Na razie pozostaje mi (nam) przenoszenie niektórych pomysłów na polski grunt i twórcza praca nad nimi.

Tym razem za inspirację posłużył mi ten wpis Johna Schumanna na NBA.com. O co chodzi? O to, jak zawodnicy radzą sobie z presją w decydujących chwilach meczów. Schumann policzył statystyki rzutowe graczy w ostatnich 30 sekundach, w sytuacji, w której ich drużyna przegrywa różnicą 1-3 punktów lub remisuje. Dlaczego w takiej? Bo to oznacza, że ich celny rzut ratuje zespół przed porażką lub daje zwycięstwo. Ja ograniczyłem czas do 24 sekund. Dlaczego? Bo tyle trwa jedna akcja i jeśli zawodnik trafia w ostatnich 24 sekundach, to jest to potencjalnie ostatnia akcja jego drużyny w ataku. Rywale mają jeszcze (albo nie mają, jeśli to buzzer-beater) jedną szansę na odpowiedż. Oczywiście wiem, że często przed 24 sekundy dzieje się dużo więcej, ale przecież gracz rzucając nie może tego przewidzieć.

Przeanalizowałem mecze dotychczasowych 20 kolejek Tauron Basket Ligi i czego się dowiedziałem? Dziewięciu graczy oddało w takiej sytuacji więcej niż jeden rzut. Konrad Wysocki, David Jackson oraz Ivan Zigeranović z Turowa Zgorzelec, a także Filip Dylewicz (fot nr 2, figurski.com.pl) z Trefla Sopot pudłowali dwukrotnie. Cameron Bennerman z Energi Czarnych Słupsk, Ted Scott z Kotwicy Kołobrzeg i Marko Brkić z Turowa Zgorzelec mają 50% skuteczności. Najwięcej szans miał Daniel Ewing (fot nr 1, figurski.com.pl) z Asseco Prokomu Gdynia, ale wykorzystał tylko jedną z trzech prób. (uwaga! - poprawka) Tylko Walter Hodge z Zastalu Zielona Góra trafił dwa rzuty na dogrywkę/zwycięstwo. Pierwszy dał remis w końcówce meczu w Poznaniu, drugi wygraną z Kotwicą Kołobrzeg. Niezależnie od wyczynu Hodge'a - trudno o jakiekolwiek indywidualne rankingi, więc spójrzmy na sprawę szerzej.

Skuteczność całej ligi wynosi 36% (18/50). Niespodziewanie lepiej radzą sobie Polacy - 43% (6/14). Obcokrajowcy trafili 33% rzutów (12/36). Warto jednak rozgraniczyć sytuacje, w których zawodnik rzuca przy remisie i sytuacje, w których rzuca, gdy jego drużyna przegrywa. W tej pierwszej ma komfort psychiczny, bo pudło nie jest tragedią, zostaje szansa w dogrywce. W drugiej - staje się antybohaterem, tym, który zawalił. I tu widzimy różnicę. Polscy koszykarze mają aż 50% (2/4) skuteczności przy remisie, ale tylko 40% (4/10) przegrywając. Obcokrajowcy odwrotnie - 12%! (1/8) przy remisie i 39% (11/28) przegrywając.

Kto z Polaków pokazywał brak nerwów w końcówce? Nie biorę tu pod uwagę Konrada Wysockiego, Igora Milicicia i Mantasa Cesnauskisa. Mają polskie paszporty, ale to nie jest polska szkoła koszykówki. Sześć udanych akcji biało-czerwonych w ostatnich 24 sekundach to "trójka" Daniela Walla (Siarka Tarnobrzeg) przy remisie przeciwko Polpharmie Starogard Gdański, dobitka Pawła Leończyka (Energa Czarni Słupsk) przy remisie przeciwko Zastalowi Zielona Góra, punkty Piotra Stelmacha (PBG Basket Poznań) przeciwko Turowowi Zgorzelec dające drużynie prowadzenie, rzut Bartosza Bochny (Turów Zgorzelec) z półdystansu kilka sekund póżniej, indywidualna akcja Łukasza Wiśniewskiego (PBG Basket) dająca prowadzenie przeciwko Polonii w Warszawie oraz dzisiejszy rzut Michała Gabińskiego (Turów Zgorzelec) na prowadzenie w Gdynu. Nie widziałem zagrania Walla, a z pozostałych tylko Wiśniewski i Gabiński mieli set plays ustawione pod siebie. Różnica jest taka, że Gabińskiego po prostu pozostało trafić sam na sam z koszem, Wiśniewski miał bardziej skomplikowane zadanie. W pozostałych przypadkach po prostu "tak wyszło". Czy to oznacza, że nikt nie ustawia akcji pod Polaków w końcówkach? Niekoniecznie. Trefl dał szansę Dylewiczowi w obu meczach przeciwko Asseco Prokomowi Gdyni, ale bez powodzenia. W spotkaniu z PBG Basketem rozgrywający Marcin Nowakowski też odważnie zagrał pod siebie, ale nie trafił. Na szczęście dobił Harding Nana.

Polonia (5 rzutów-5 graczy), Turów (10-6), Siarka Tarnobrzeg (5-5) i niespodziewanie tedoscottowa Kotwica Kołobrzeg (5-4) mają wyjątkowo duży podział rzutów w końcówkach. Większość zespołów nie ma go-to-guya, któremu daje piłkę w kluczowym momencie. Wyjątek to na pewno Zastal (Hodge), Czarni (Cameron Bennerman), być może Trefl (Dylewicz) i tu miało być napisane "być może Prokom (Ewing), choć mam spore wątpliwości, bo po pierwsze np. w Pucharze Polski ostatnia akcja była pod Tommy'ego Adamsa, a po drugie powrót Qyntela Woodsa może zmienić sytuację." Dzisiejszy mecz z Turowem zdecydowanie wyklucza Prokom z tej listy. Z trzech akcji w ostatnich 24 sekundach tylko pierwszą (zablokowaną) kończył Ewing. Potem trafiali Filip Widenow i Adams.

Wnioski? Jeśli gra Anwil Włocławek, to mecz nie rozstrzygnie się w ostatniej akcji. Włocławianie ani razu nie oddali rzutu na remis/zwycięstwo w takiej sytuacji, a tylko Polonia miała okazję wyrównać/wygrać przeciwko wicemistrzom Polski. Jeśli Trefl zmierzy się z Prokomem w play-offach, to niech unika Dylewicza w ostatniej akcji. Jeśli jest remis w końcówce, to nie dawajcie piłki obcokrajowcom. Jeśli grasz przeciwko Czarnymi, to pilnuj Bennermana. Jeśli mierzysz się z Prokomem, to pamiętaj, że ma najwięcej strzelb, bo trzech różnych gdynian trafiało rzuty na zwycięstw.

P.S.
W ramach przeprosin za zjedzenie Hodge'a wpis bonusowy wideo.

wtorek, 15 marca 2011

Iverson zaszalał w Los Angeles


Po prostu nie mogłem wybrać innego spotkania z dwóch powodów: jestem kibicem 76ers, a Allen Iverson jest moim ulubionym zawodnikiem. Dlatego zdecydowałem się na chyba jedyny moment w karierze tego gracza, w którym można było realnie pomyśleć, że zdobędzie mistrzostwo.

Współautor bloga czwarta-kwarta.com Kamil Timoszuk wpadł na ciekawy pomysł. Prosi osoby piszące o koszykówce o wskazanie jednego, szczególnie pamiętnego dla nich meczu. On, w miarę możliwości, udostępnia nagranie ze swojego bogatego archiwum i spotkanie już za kilka/kilkanaście (w zależności od prędkości łącza internetowego) godzin można mieć na swoim dysku.

Bez wahania zdecydowałem się na pierwszy mecz finału 2001 pomiędzy Los Angeles Lakers a Philadelphia 76ers. Szóstki wygrały 107:101, a Allen Iverson rzucił 48 punktów. Moje uzasadnienie można przeczytać tutaj, a mecz ściągnąć stąd.

Ktoś zabrał im Xboxa

Oglądając takie mecze jak ten człowiek ma wrażenie, że to oczywista oczywistość. Jeśli masz w zespole dwóch z trzech najlepszych koszykarzy świata i jednego z pięciu najlepszych podkoszowych, to bez problemu lejesz najlepszą (nie licząc siebie) drużynę NBA 30-ma punktami.

Phil Jackson, trener Los Angeles Lakers, porównał niedawno ofensywę Miami Heat do koszykówki na Xboxie. Jeśli nie wiecie o co chodzi, to mogę wyjaśnić w kilku zdaniach. Co prawda na Xboxie grałem ostatni raz z dwa lata temu, ale za to zdarza mi się "katować" z kilkoma kolegami Playstation, gdy tylko przyjdzie mi do głowy, by odzyskać swoje długi przegrywając mecze w NBA Live. Taktyka na konsolę jest prosta - przycisk "turbo" i wiooo pod kosz, niewiele podań, chyba, że przez całe boisko do kontry i poza końcówkami krótkie akcje. Dla bardziej zaawansowanych pick'n'rolle. Cokolwiek bardziej skomplikowanego nie przynosi na dłuższą metę pozytywnych efektów.

Heat zdecydowanie nie grali w ten sposób przeciwko San Antonio Spurs. Trener Erik Spoelstra najwyrażniej zostawił Xboxa swoim dzieciom, a sam postanowił trochę pomyśleć. Ten sukces Miami zawdzięcza głównie obronie (tylko 80 punktów Spurs), ale nie sposób nie docenić ich ataku. Chris Bosh znowu był dokarmiany na post-upie i półdystansie tak, jak lubi i po cichu zdobył 30 punktów. Po cichu, bo gdyby nie wszechobecne statystyki to w życiu nie uwierzyłbym, że rzucił aż tyle. LeBron James podobnie jak w meczu z Los Angeles Lakers był Robinem dla Batmana Dwyane'a Wade'a. Wiemy, że tak samo jak Michael Jordan nie osiągnąłby sześćiu mistrzostw bez Scottiego Pippena, tak Pippen nie osiągnąłby tego bez Jordana. Dlatego nie należy popadać w skrajność i stawiać krzyżyk na LeBronie. Nie wtedy, kiedy robi jako w zasadzie trzecia opcja w ofensywie 21-6-8. Może po prostu przyzwyczajmy się do tego, że James będzie w tej ekipie numerem 2 (w ostateczności 1 i pół) i niech on sam się do tego przyzwyczai z korzyścią dla drużyny. Oby tylko elektorzy w głosowaniu na MVP nie sprawili nam psikusa.

To spotkanie naprawdę mogło zrobić duże wrażenie. Heat niedawno przegrali 30-ma w San Antonio, ale Spurs mieli wtedy anormalny dzień na dystansie. Pamiętamy przecież te 8 trójek w pierwszej kwarcie. Heat teraz wygrali taką samą różnicą bez żadnych tak nadzwyczajnych wydarzeń. Chyba, że za takowe uznamy 30 "oczek" Bosha, z czego chyba połowę zdobył przeciwko Mattowi Bonnerowi. Obrona Heat też nie wyglądała na coś, czego nie są w stanie powtórzyć. Umiejętne podwajanie Manu Ginobiliego i Tony'ego Parkera w ich ulubionych akcjach z zasłoną to coś teoretycznie tak oczywistego w taktyce przeciwko Spurs, ale z drugiej strony niewielu się to udaje. Inna sprawa, że Spurs są w stanie zagrać o klasę lepiej, a tego dnia byli po prostu kiepscy. I chyba gorsi o więcej niż klasę.

poniedziałek, 14 marca 2011

Polski Mr. Everything ze Szczecina

Średnio 23.7 punktu, 14 zbiórek, 5.3 asysty, 4.7 przechwytu, 6.3 straty. W jednym ze spotkań 16 punktów, 18 zbiórek, 10 asyst.

To LeBron James? Andre Iguodala? Rajon Rondo? Dwyane Wade? Kevin Durant? Nie, to Radosław Bojko w półfinałach mistrzostw naszego kraju juniorów starszych. Polski młody Mr. Everything.


20-latek z Wilków Morskich Szczecin był dla mnie zagadką od ubiegłego sezonu. Wspomniałem o nim już przed półfinałami na liście 10 graczy, których warto oglądać. Niesamowite, przynajmniej statystycznie, występy w rozgrywkach juniorskich 12 miesięcy temu i wicemistrzostwo Polski do lat 20 dla jego ekipy. Podobne wyczyny w obecnym sezonie i awans do turnieju finałowego mimo braku drugiego najlepszego zawodnika (więcej na ten temat poniżej) w zespole. W rozgrywkach młodzieżowych nie brakuje dominatorów, lecz są to zawodnicy na co dzień występujący w mniej lub bardziej poważnych seniorskich ligach: PLK, I czy II, członkowie reprezentacji Polski w różnych kategoriach wiekowych. Bojko ma u siebie w mieście pierwszoligowy AZS Radex (a niedaleko Spójnię Stargard), ale gra zaledwie w III lidze. A jego styczność z biało-czerwonymi barwami ograniczyła się do jednego (poprawcie mnie, jeśli się mylę) zgrupowania w ubiegłym roku.

Pierwsza myśl: nie traktuje koszykówki poważnie, nie chciał na siłę wyrywać się ze Szczecina, ma inne plany życiowe. Zapytałem samego zainteresowanego, czy chce dalej kontynuować karierę, czy może koszykówka to dla niego tylko rozrywka.

Oczywiście, że myślę o koszykówce poważnie. Gdyby tak nie było, to nie poświęcałbym jej tyle czasu i wysiłku. Gram dalej - to zdecydowanie moja odpowiedź. - mówi Radosław Bojko.

Czy nikt go nie dostrzega, czy statystyki nie mówią nam wszystkie, czy też może Bojko ma inny problem? Zrobiłem mały research, popytałem anonimowo kilka osób z koszykarskiego środowiska, głównie zachodniopomorskiego. Lużne wypowiedzi:

To, że nikt z regionu nie chce go wziąć doskonale odwzierciedla sytuację. Powinien zająć się grą, a nie walką z sędziami. Trudny przypadek, ale talent ma

Nie ma w nim koszykarskiego wyrachowania. Górą biorą nad nim emocje, dlatego nie jest poważnie postrzegany przez potencjalne kluby. Talent jest, ale głowa nie ta...

Jest zbyt nerwowy na boisku. AZS chciał go przed sezonem, ale Bojko postawił wymagania i chciał minimalnej liczby minut na parkiecie.

Początkowo nie chciałem cytować anonimów, ale z drugiej strony - powtarzają się te same zarzuty. Co na to trener Wilków Morskich Marek Żukowski?

Jedyną opcją przed tym sezonem był pierwszoligowy AZS Szczecin. Radek wybrał jednak grę u nas, a nie siedzenie tam na ławce rezerwowych. W tym klubie akurat by się nie przebił. Widziałem go jednak przeciwko wielu zawodnikom i wiem, że mógłby sobie poradzić na tym poziomie. To prawda. Radek jest impulsywny. Lubi podyskutować z sędziami. Pracujemy nad tym i jest coraz lepiej.

Co na to Bojko?

Uważam, że grając dla Wilków Morskich dostałem szansę bardzo dobrego rozwoju koszykarskiego. Ilość minut spędzanych na parkiecie w 3 lidze i w juniorach starszych mówi sama za siebie. Jeśli chodzi o grę w wyższej lidze, nie chciałem spędzić sezonu jako rezerwowy zawodnik ponieważ myśle, ze czas na boisku jest w tym momencie dla mnie najważniejszy. Poza tym droga awansu do 2 ligi jest cały czas otwarta dla Wilków, a taki obrót spraw zapowiada dla mnie bardzo dobry przyszły sezon.

Rzeczywiście na boisku bywałem impulsywny, ale nigdy nie czułem się źle podczas stresujących sytuacji. Mecze w których do ostatniej sekundy nie jest jasne, która drużyna będzie lepsza dają najwięcej satysfakcji z wygranej i dostarczają bardzo pozytywnej adrenaliny.


Czy gorąca głowa to jedyny minus? Trener Żukowski dostrzega jeszcze jeden duży brak:

Musi poprawić przede wszystkim obronę na obwodzie. Dobrze radzi sobie w defensywie pod koszem z wyższymi rywalami, potrafi im “ustać”, wie jak powalczyć o zbiórki. Ma jednak problemy z obroną nisko na nogach i to jest na razie największy mankament.

Chcecie wiedzieć jak gra Bojko? Oddajmy mu głos.

Chyba nikt nie lubi sam siebie oceniać, tym bardziej, że ktoś to może przeczytać. Poza tym sam przed sobą nie mogę znaleźć niczego, czym warto się podzielić. Staram się polepszać w każdym aspekcie gry i może to jest ta mocna strona. A jeżeli chodzi o moje braki... na pewno, patrząc po statystykach, straty są tym, co muszę bez wątpienia ograniczyć. Pozostałe minusy zachowam dla siebie. Nigdy nie wzorowałem się na konkretnym zawodniku. Oczywiście zachwycam się jak wszyscy grą Michaela Jordana, podziwiam styl Vince'a Cartera czy Dwyane'a Wade'a, ale nie staram się nikogo naśladować. Zdaję sobie sprawę, że każdy ma swój niepowtarzalny styl, którego nie można skopiować.

Jaki to styl? Zobaczcie sami. Warto w tym tygodniu wybrać się do hali Kosynierka przy ulicy Mieszczańskiej we Wrocławiu. Wilki Morskie zagrają w turnieju finałowym mistrzostw Polski do lat 20. Bronią srebrnego medalu i to oni są drużyną do pobicia, bo mistrz (Polonia 2011 Warszawa) nie zgłosił się do rozgrywek. Ale łatwo nie będzie - ich środkowy z zeszłego sezonu Jacek Kujawski jest już za stary, a wspomniany wyżej Karol Nowacki jest chory na mononukleozę i leży w szpitalu. Mimo to trener Żukowski zapowiada walkę, a zawodnik Bojko słusznie dodaje, że w takim turnieju może decydować dyspozycja dnia.

Liczę na komentarze, szczególnie osób, które widziały Bojkę w akcji.

niedziela, 13 marca 2011

Głosujmy na Lampego!

Maciej Lampe może zostać trzecim naszym koszykarzem, który wystąpi w zagranicznej w lidze podczas Meczu Gwiazd. Michał Ignerski w tym sezonie nieudanie walczył w Turcji w konkursie trójek, a kilka lat temu Marcin Gortat spisał się w konkursie wsadów w Niemczech właśnie tak:



Lampe ma szansę być pierwszym prawdziwym polskim All Starem i zagrać 26 marca w Niżnym Nowogrodzie w głównym meczu z udziałem największych gwiazd ligi rosyjskiej. Zawodnik UNIKS-u Kazań pewnie prowadzi wśród środkowych drużyny Reszty Świata, ale nie zaszkodzi mu pomóc. Głosowanie trwa do 21 marca, a swoje piątki można wskazywać tutaj. Wśród kandydatów jest także inny reprezentant Polski Thomas Kelati z BK Chimki.

sobota, 12 marca 2011

Czy Rondo nauczył się rzucać?

On nie umie rzucać - to pierwszy argument "na nie" w każdej rozmowie na temat tego, czy Rajon Rondo jest najlepszym/jednym z najlepszych playmakerów w NBA. Nie chcę zastanawiać się czy RR jest w Top 3, Top 5, Top 10 czy na 27. miejscu w rankingu rozgrywających. Bardziej interesuje mnie, czy jego fatalny rzut to prawda czy mit. Z tyłu głowy ciągle mam konkurs H.O.R.S.E. podcza ubiegłorocznego Weekendu Gwiazd. Rondo jak równy z równym walczyl z Kevinem Durantem.



Wiem, że bez obrony się nie liczy :-) Ale i tak robi wrażenie.

Pomysł na ten wpis pojawił się podczas meczu Boston Celtics z Philadelphia 76ers. Meczu przegranego 96:99, ale to w tym momencie nie jest istotne. Rondo katował "Szóstki" z półdystansu trafiając na przełomie drugiej i trzeciej kwarty cztery kolejne takie rzuty. No dobra, katował to może przesada, ale 4/5 z półdystansu w tym meczu pokazuje, że może nie jest aż tak żle, jak "się mówi". Czy aby na pewno?

Garść statystyk. Sezon, rzuty z półdystansu (4,5-7,24 m), rzuty z dystansu oraz rzuty wolne: oddane/celne średnio na mecz, w nawiasie procent celności

2008/2009, 0.8/1.9 (40%), 0.2/0.6 (47%), 2.2/3.4 (64%)
2009/2010, 0.7/2.3 (33%), 0.2/1.0 (32%), 2.2/3.5 (62%)
2010/2011, 1.2/3.2 (39%), 0.2/0.6 (49%), 1.1/1.9 (55%)

Dane za hoopdata.com, bez meczu z 76ers. Dodam, że w rzutach z półdystansu gorsi od niego - przy podobnej liczbie prób - są Derek Fisher z Los Angeles Lakers, Andre Miller z Portland Trail Blazers, Tony Parker z San Antonio Spurs, Chauncey Billups z Denver Nuggets/New York Knicks, Lou Williams z Philadelphia 76ers. To wszystko gracze uważani za dobrych w tym elemencie i właśnie tutaj chyba dochodzimy do wyjaśnienia takiej sytuacji. Nikt przy zdrowych zmysłach dawał Parkerowi czy Fisherowi pół metra wolnego zmuszając go do rzutu zamiast penetracji. Z Rondo tak często się dzieje, co może być wytłumaczeniem niezłej skuteczności.

Słaby rzut z półdystansu->odpuszczanie przez rywali->więcej prób->więcej pracy nad tym elementem na treningach->większa pewność i wyższy procent celności.

Ciąg przyczynowo-skutkowy teoretycznie się zgadza. Są tylko wątpliwości czy aby na pewno ostatni element również występuje w tym przypadku. Liczby temu teoretycznie przeczą (tyle samo procent co dwa lata temu), chociaż warto pamiętać, że nigdy utrzymanie statystyk na podobnym poziomie przy większej próbce nie jest łatwe.

piątek, 11 marca 2011

Wystarczyło, że zabrali piłkę LeBronowi...

Teraz już wiemy, co powinien robić LeBron w końcówkach spotkań. Stawiać zasłony - napisał J.A. Adande z ESPN na swoim Twitterze po meczu Miami Heat z Los Angeles Lakers.

Heat wygrywając 94:88 przerwali serie pięciu swoich porażek i ośmiu wygranych Lakers. Czemu i komu zawdzięczają swoją metamorfozę po fatalnych porażkach z New York Knicks, Orlando Magic, San Antonio Spurs, Chicago Bulls i Portland Trail Blazers? Złośliwym żartem można stwierdzić, że tym razem po prostu nie wypracowali sobie we wczesnej fazie meczu kilkunastopunktowej przewagi, którą mogliby potem stracić.

A już zupełnie poważnie to niech was nie zmyli play-by-play i bardzo ważne punkty LeBrona Jamesa w meczu przy remisie 88:88. To "tylko" wsad z kontry po przechwycie i podaniu Dwyane'a Wade'a. Trener Erik Spoelstra przemyślał ostatnie kilka przegranych końcówek i zabrał główną rolę LeBronowi dając ją Wade'owi. I to mimo np. buzzer-beaterów LeBrona na koniec drugiej i trzeciej kwarty. W ostatnich pięciu minutach ani razu LBJ nie był gościem z piłką w rękach rozprowadzającym akcję. Oczywiście nie oznacza to, że w ogóle do niego nie trafiała. Ale chyba nawet sam James stwierdził, że może lepiej zaufać komuś innemu, bo w jednej z ostatnich akcji po zbiórce w obronie już wyprowadzał atak, już był jedną nogą pod drugim koszem, gdy dogoniła go myśl "hej, tym razem to miał być mecz Wade'a". I oddał pokornie piłkę. W ostatniej minucie przy wyniku 90:88 Wade dostał zasłonę od LeBrona, oszukał Kobego Bryanta idąc w drugą stronę i wykonał najważniejsze trafienie wieczoru.

Wade potem wkozłował piłkę w aut, ale Lakers nie mogli już odrobić strat, bo Kobe Bryant był w "killing mode" tylko przez pierwsze cztery minuty spotkania (10 pkt, 4/4 z gry) i minutę w czwartej kwarcie, gdzie trafił dwie niesamowite "trójki" doprowadzając do remisu. Wcześniej i póżniej miał skuteczność 2/15 z gry.

Heat dużo zawdzięczają wsparciu zawodników drugiego i trzeciego planu. Ich ławka wygrała z ławką Lakers 22:16, co w tym przypadku jest wielkim wynikiem. Mike Miller miał swoje kilka minut w drugiej kwarcie, gdy rzucił 11 punktów. Żydrunas Ilgauskas zaliczył dwie dobitki, Mario Chalmers trafił trzy trójki w pierwszej części, a Mike Bibby dwie w czwartej. Szkoda, że nie prawie ma już miejsca w rotacji (31 minut w sumie w ostatnich pięciu meczach) dla Jamesa Jonesa, ale jeśli Miller będzie grał tak jak przeciwko Lakers, to JJ chyba może spokojnie siedzieć na ławce rezerwowych. Tyle tylko, że Miller gra tak rzadko. Z drugiej strony - gdzieś wypadałoby jeszcze "upchnąć" Eddiego House'a. Wychodzi na to, że Heat mają problem bogactwa.

Wade miał znakomitą końcówkę (wliczając w to obronę na Bryancie), LBJ mimo odsunięcia na bok w czwartej kwarcie i mimo drapieżnego Rona Artesta uzbierał niemal triple-double (19-8-9), ale królem wielkiej trójki był Chris Bosh. Narzekania jednak się opłacają. Bosh mówił ostatnio, że rzadko dostaje piłkę na post-upie i tym razem dostawał aż za często. W jednej z akcji "zawiesił się" na kilka sekund, jakby nie wiedząc, co się w takiej sytuacji robi. Nie ma co się dziwić, ostatnimi czasy jego gra to głównie jumpery z półdystansu. Teraz koledzy dokarmiali go aż miło. Efekt - 24 punkty, 9 zbiórek i wygrana. Z takim Boshem nie jestem przekonany, czy w postaci Paua Gasola Lakers mają w tej parze przewagę na czwórce.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Heat mają nadal fatalny bilans z czołówką ligi, ale 2-0 z Lakers. I jeśli te drużyny spotkają się w finale (to dla wielu osób nadal najbardziej prawdopodobny scenariusz) to Phil Jackson będzie miał o czym myśleć.

czwartek, 10 marca 2011

Prokom przyśpiesza, czyli statystyk ataku i obrony notowanie III

fot. figurski.com.pl
Kilka tygodnie temu policzyłem statystyki ataku i obrony w PLK, a potem aktualizowałem dane Jeśli chcecie wiedzieć jak wyglądają obliczenia, to kwitnijcie na drugi link. Poniżej kolejny update - statystyki po 19 kolejkach. Wnioski i uwagi na końcu wpisu.

Średnia punktów zdobywanych na 100 posiadań zespołu (w nawiasie różnica w porównaniu do obliczeń po pierwszej rundzie):

1. Turów 115,3 (+1,0)
2. Polpharma 115,1 (+1,3)
3. Czarni 113,3 (-2,2)
4. AZS 113,0 (+4,3)
5. Anwil 111,1 (-0,8)
6. Kotwica 109,5 (+0,9)
7. Trefl 108,8 (+0,8)
8. Prokom 108,6 (-0,5)
9. PBG 107,2 (+1,2)
10. Zastal 102,5 (-2,3)
11. Polonia 99,3 (+0,8)
12. Siarka 98,4 (-0,9)

Średnia punktów traconych na 100 posiadań zespołu (w nawiasie różnica w porównaniu do obliczeń po pierwszej rundzie):

1. Prokom 97,8 (-4,5)
2. Trefl 102,0 (+2,6)
3. Polonia 103,1 (+0,7)
4. Anwil 106,1 (-2,8)
5. Turów 107,1 (-1,8)
6. Zastal 107,7 (+3,1)
7. Czarni 108,9 (+4,4)
8. PBG 109,5 (+1,1)
9. Polpharma 111,3 (+0,6)
10. Kotwica 113,2 (0,0)
11. Siarka 116,4 (+1,3)
12. AZS 117,6 (+0,4)

Tempo gry, czyli średnia posiadań na mecz (w nawiasie różnica w porównaniu do obliczeń po pierwszej rundzie):

1. AZS 73,6 (+0,4)
2. Zastal 72,9 (+1,6)
3. Prokom 72,4 (+2,6)
4. Polonia 72,4 (-0,5)
5. Czarni 71,9 (+0,4)
6. Siarka 71,7 (0,0)
7. Kotwica 71,5 (+1,2)
8. Trefl 71,0 (+1,3)
9. Polpharma 70,4 (-0,6)
10. Anwil 70,4 (-0,3)
11. Turów 69,7 (+1,0)
12. PBG 69,6 (+0,9)

Sześć drużyn było prowadzonych przez różnych trenerów. W Polpharmie Zoran Sretenović po czterech meczach zastąpił Pawła Turkiewicza, w AZS-ie Mariusz Karol po dwóch meczach Charlesa Bartona, w Anwilu Emir Mutapcić po dziewięciu meczach Igora Griszczuka, w Siarce Bogdan Pamuła po dziesięciu meczach Zbigniewa Pyszniaka, a w Zastalu Tomasza Herkta po siedemnastu meczach Tomasz Jankowski. Trzy wyjazdowe spotkania Prokomu prowadził nie Tomas Pacesas, ale Andrzej Adamek. W pozostałych zespołach trenerzy się nie zmieniali - Dainius Adomaitis (Czarni), Jacek Winnicki (Turów), Dariusz Szczubiał (Kotwica), Milija Bogićević (PBG), Karlis Muiznieks (Trefl), i Wojciech Kamiński (Polonia).

Poniżej statystyki uwzględniające grę drużyny pod różnymi trenerami.

Średnia punktów zdobywanych na 100 posiadań zespołu (w nawiasie różnica w porównaniu do obliczeń po pierwszej rundzie):

1. Polpharma Sretenovicia 117,5 (-0,6)
2. Zastal Jankowskiego 117,0 (-)
3. Turów 115,3 (+1,0)
4. AZS Karola115,0 (+3,4)
5. Czarni 113,3 (-2,2)
6. Anwil Mutapcicia 111,4 (-9,0)
7. Anwil Griszczuka 110,9 (-)
8. Prokom Pacesasa 109,8 (-1,9)
9. Kotwica 109,5 (+0,9)
10. Trefl 108,8 (+0,8)
11. PBG 107,2 (+1,2)
12. Polpharma Turkiewicza 106,3 (-)
13. Prokom Adamka 102,7 (-)
14. Zastal Herkta 100,7 (-4,1)
15. Siarka Pamuły 99,8 (-18,3)
16. Polonia 99,3 (+0,8)
17. Siarka Pyszniaka 97,1 (-)
18. AZS Bartona 96,4 (-)

Średnia punktów traconych na 100 posiadań zespołu (w nawiasie różnica w porównaniu do obliczeń po pierwszej rundzie):

1. Prokom Pacesasa 95,5 (-0,3)
2. Trefl 102,0 (+2,6)
3. Polonia 103,1 (+0,7)
4. Anwil Mutapcicia 106,1 (-26,9)
5. Anwil Griszczuka 106,2 (-)
6. Zastal Herkta 106,9 (+2,3)
7. Turów 107,1 (-1,8)
8. Czarni 108,9 (+4,4)
9. Polpharma Sretenovicia 109,1 (+3,5)
10. PBG 109,5 (+1,1)
11. Prokom Adamka 109,5 (-)
12. Kotwica 113,2 (0,0)
13. Zastal Jankowskiego 114,2 (-)
14. AZS Karola 115,0 (-2,8)
15. Siarka Pyszniaka 116,2 (-)
16. Siarka Pamuły 116,7 (-10,8)
17. Polpharma Turkiewicza119,6 (-)
18. AZS Bartona 138,2 (-)

Tempo gry (czyli średnia posiadań na mecz) (w nawiasie różnica w porównaniu do obliczeń po pierwszej rundzie):

1. AZS Karola 74,0 (+0,2)
2. Prokom Pacesasa 73,1 (+2,6)
3. Zastal Herkta 73,0 (+1,7)
4. Polonia 72,4 (-0,5)
5. Zastal Jankowskiego 72,2 (-)
6. Czarni 71,9 (+0,4)
7. Siarka Pamuły 71,8 (-1,2)
8. Siarka Pyszniaka 71,6
9. Kotwica 71,5 (+1,2)
10. Polpharma Turkiewicza 71,3
11. Trefl 71,0 (+1,3)
12. Anwil Griszczuk 70,6
13. AZS Bartona 70,6
14. Anwil Mutapcicia 70,1 (-1,3)
15. Polpharma Sretenovicia 70,1 (-0,8)
16. Turów 69,7 (+1,0)
17. PBG 69,6 (+0,9)
18. Prokom Adamka 69,1

Najważniejsza uwaga: nie wszyscy rozegrali po 19 spotkań. Asseco Prokom Gdynia i AZS Koszalin mają po dwa mecze zaległe, PGE Turów Zgorzelec i Kotwica Kołobrzeg po jednym. Warto też wziąć pod uwagę, że w poprzednim zestawieniu Emir Mutapcić z Anwilu i Bogdan Pamuła z Siarki byli po jednym bardzo ofensywnym meczu, więc regres ich ataku i postęp obrony nie powinien dziwić. I jeszcze jedno: w przypadku ataku postęp widać, jeśli w porównaniu do poprzedniego rankingu jest w nawiasie plus, w przypadku defensywy - minus. Wydaje się to oczywiste, ale nie zaszkodzi wyjaśnić :-)

Kilka lużnych wniosków:

- trener AZS-u Mariusz Karol zrobił w drugiej części sezonu to co potrafi najlepiej, czyli poprawił atak AZS-u Koszalin jednocześnie utrzymując wysokie tempo gry. Czyżby akademicy byli polskimi Phoenix Suns, Karol Mikiem D'Antonim, a Igor Milicić - Steve'em Nashem?
- nadal widać, że wbrew obiegowej opinii Polpharma Zorana Sretenovicia wygrywa głównie świetną egzekucją w ataku. Nie grają szybko, ale bardzo skutecznie. A ich defensywa jest na przeciętnym poziomie i to nie tylko ze względu na niedawny mecz w Koszalinie
- po odpadnięciu z Euroligi i zmianach w zespole Prokom gra zdecydowanie szybciej, ale nie traci na tym obrona
- dla będących w kryzysie Czarnych zdecydowanie większym problemem w rundzie rewanżowej jest defensywa, a nie ofensywa
- Turów nadal jest niezwykle skuteczny pod koszem rywala, ale trener Jacek Winnicki pracuje nad obroną i także w tej kategorii zespół jest już blisko czołówki
- trener Zastalu Tomasz Herkt przyspieszył grę swojej drużyny, by poradzić sobie z serią porażek, ale drużyna nie poradziła sobie z tym i zespół był o wiele mniej skuteczny
- play-offy za pasem, większość zespołów gra teraz w szybszym tempie, ze skuteczniejszym atakiem i gorszą defensywą. Czyżby nie wiedzieli, że mistrzostwo zdobywa się obroną?

P.S.
Po rundzie zasadniczej powinna pojawić się aktualizacja powyższych danych, a także aktualizacja indywidualnych statystyk strzeleckich i statystyk końcówek.

środa, 9 marca 2011

Idealni rywale dla Blazers

Wygrane Portland Trail Blazers back-to-back na wyjeżdzie w Orlando i w Miami na pierwszy rzut oka robią duże wrażenie, ale wstrzymajmy zachwyty i ewentualne pomysły typu "ależ statement game!" Oni nie mogli trafić na lepszych rywali.

Magic grali bez zawieszonego Dwighta Howarda, czyli bez żadnego środkowego. Heat najchętniej graliby przez cały sezon niższym składem bez centrów z Chrisem Boshem na piątce. Idealny matchup dla drużyny, która właśnie pozyskała nadprogramowego niskiego skrzydłowego, którego gdzieś trzeba "upchnąć" w rotacji (Gerald Wallace) i ma jednego nie do końca zdrowego środkowego (Marcus Camby). Camby w wygranych spotkaniach z Magic i Heat przebywał na parkiecie po 20 minut, czwarte kwarty odbywały się bez niego. Blazers na końcówki mają zestaw Andre Miller, Wes Matthews/Rudy Fernandez, Brandon Roy, Wallace, LaMarcus Aldridge. Zestaw idealny na Miami i Orlando bez Howarda.

Czy to zestaw, który może coś zdziałać w play-offach na Zachodzie? Mam wątpliwości przede wszystkim co do stanu zdrowia Roya, którego nogi znowu mogą się, ODPUKAĆ, rozsypać. Na szczęście nikt w Portland nie upadł na głowę i Roy, facet o potencjale na 25 ppg, na razie grywa sobie 20-25 minut z rezerwy nie przemęczając się. W crunchtime i tak jest na boisku i trafia ważne rzuty. A Blazers mają na ławce dwóch uczestników Meczu Gwiazd z poprzedniego sezonu. (Roy, Wallace).

Nie łudźmy się, że Camby w obecnej formie (o ile się znowu nie "połamie") jest w stanie dać drużynie coś więcej niż 20-25 minut przeciętnej gry. To nie jest już gość na poziomie All-Defensive Team, nadal daje 8-10 zbiórek w meczu (pewnych rzeczy się nie zapomina), ale w ataku bardziej przeszkadza niż pomaga i trudno od niego oczekiwać, by np. wymęczył Howarda.

Problemem będzie nie tylko zdrowie Roya, ale przede wszystkim siła podkoszowa rywala. Blazers w zależności od miejsca (5-8) mogą trafić na Spurs, Mavericks, Lakers, Thunder. Nie mam wątpliwości, że siła podkoszowa Lakers po prostu ich zniszczy. Nie mam też wątpliwości, że Wallace na Dirka Nowitzkiego to nie jest dobry pomysł. Najmniej realnym rywalem wydają się Spurs, ale to akurat nie byłaby tragedia biorąc pod uwagę potencjalny defense Andre Millera na Tonym Parkerze. Do czego zmierzam? Do Thunder. Dla nich spotkanie z Blazers może być przykrym doświadczeniem. W Oklahomie czekają ciągle na Kendricka Perkinsa, ale nawet z nim w składzie jestem niemal przekonany, że vs. Blazers Kevin Durant będzie często robił za czwórkę. G-Wall niech już się szykuje. Nie grał przeciwko KD od prawie półtora roku.

wtorek, 8 marca 2011

Kevin Love a najlepsze piątki

51 (i to nie koniec!) double-double z rzędu - robi wrażenie. Czy zrobi aż tak duże wrażenie na głosujących po rundzie zasadniczej? Czy Kevin Love znajdzie się w jednej z trzech najlepszych piątek NBA?

Jeśli spojrzymy tylko na statystyki, to odpowiedż teoretycznie wydaje się oczywista: tak. Dla Love'a normą jest ostatnio wynik na poziomie 20 punktów/15 zbiórek. Miał w tym sezonie wiele meczów z 20/20, miał też 30/30. Średnio 20.9 punktu, 15.8 zbiórek. By pokazać niesamowitość tych liczb wystarczy napisać, że nikt nie miał podobnych od 1983 roku.

Problem Love'a leży w tym, że jego Minnesota Timberwolves są najgorszą drużyną Konferencji Zachodniej i drugą najgorszą w lidze. Czy to przeszkoda nie do pokonania?

Są przypadki, nawet z najnowszej historii, graczy, którzy błyszczeli w zespołach spoza play-off i dostawali się do All-NBA Teams. Kevin Garnett w sezonie 2006/2007 w Minnesocie miał średnio 22.4 punktu i 12.8 zbiórki. Wilki zakończyły rozgrywki z bilansem 32-50. KG trafił do trzeciej piątki. Kobe Bryant w sezonie 2004/2005 w Los Angeles Lakers miał średnio 27.6 punktu, 6 asysty i 6 zbiórek. Jeziorowcy zakończyli z bilansem 34-48 i też nie weszli do play-offów.

Różnica między Kobem i KG a Love'em jest taka, że dwaj pierwsi mieli wtedy ugruntowaną pozycję w lidze. Love dopiero wspina się na szczyt, nie ma na koncie tytułów króla strzelców, pierścieni mistrzowskich, nagród MVP. To też może być ważne w podejściu głosujących do zawodnika.

Jest jeszcze jeden problem. Konkurencja. Love zagrał w Meczu Gwiazd tylko dzięki kontuzji Yao Minga. Oczywiście akurat Chińczyka w głosowaniu nie bierzemy pod uwagę, ale wystarczy spojrzeć na składy z tego spotkania, by przekonać się ilu skrzydłowych i środkowych jest bardziej cenionych od Love'a.

Chris Bosh, Kevin Garnett, Amar'e Stoudemire, Dirk Nowitzki, Pau Gasol - to tylko silni skrzydłowi. Do tego Dwight Howard. Do tego Carmelo Anthony, LeBron James i Kevin Durant i już mamy dziewięciu graczy na pozycje 3-5 do trzech piątek. A jeszcze nie wymieniłem LaMarcusa Aldridge'a, Zacha Randolpha itd. itp.

Gdyby chociaż Timberwolves byli na skraju play-offów - wtedy dla Łukasza Ceglińskiego byłaby nadzieja. Ale oni jako jedyni w całej lidze nie mają już matematycznych szans na ósemkę.

poniedziałek, 7 marca 2011

Artest jest na trybunach!

Jeśli Ron Artest jest na trybunach, to możemy się spodziewać czegoś niezwykłego. Tym razem obyło się bez takich ekscesów. Ron walcząc o piłkę podczas meczu z San Antonio Spurs wpadł na jednego z kibiców.



Pan Bob przyznał się potem w telewizji, że nie zapłacił ani grosza za te miejsca (widocznie dostał bilety w prezencie) i że kawa, którą wylał na niego Artest na szczęście nie była gorąca. A Artest ponoć na odchodne powiedział coś w stylu: “sorry, nie zauważyłem, że masz białą koszulę”.

Jeżeli to był najbardziej ekscytujący moment tego meczu, to najlepiej świadczy o całym spotkaniu. Obrońcy tytułu niespodziewanie znokautowali najlepszą drużynę ligi 99:83 prowadząc 34:13 po pierwszej kwarcie i 30-ma punktami w połowie trzeciej. Trener Spurs Gregg Popovich będzie miał o czym myśleć, jeśli obie ekipy spotkają się w play-offach.

Dlaczego LeBron nie będzie MVP 2011?

To będzie idealny wpis dla LeBron-haters. Ale zanim przejdę do sedna, to przyznam się, że napisałem tytuł i naszła mnie refleksja, że pytanie jest w zasadzie żle postawione. Trzeci tytuł MVP dla LeBrona Jamesa wcale nie jest wykluczony. Przecież nie ma żadnego wzoru na zwycięstwo w tym plebiscycie. Nie ma określonej liczby zadań do wykonania, buzzer-beaterów do trafienia, triple-double do osiągnięcia, średniej punktów do wyrobienia. Głosują dziennikarze z całych Stanów i wszystko jest możliwe.

Pytanie powinno brzmieć: dlaczego LeBron James nie powinien dostać nagrody MVP w tym sezonie?

Odpowiem najpierw filmowo:

24 lutego, niecelny rzut na dogrywkę przeciwko Chicago Bulls



27 lutego, zablokowany rzut na zwycięstwo, a potem niecelny rzut na dogrywkę przeciwko New York Knicks.




3 marca, niecelny rzut na dogrywkę przeciwko Orlando Magic



13 lutego przeciwko Boston Celtics, tutaj rzuca Mike Miller, ale LeBron ma wcześniej piłkę i "tchórzy".



Okej, ta ostatnia pojedyncza akcja przeciwko Celtics to być może przesada, ale z drugiej strony - w czwartej kwarcie tego meczu było kilka niezbyt chwalebnych zagrań, które znajdziemy w przygotowanym przez jednego z antyfanów mixie.



Do tej listy dochodzi dzisiejszy mecz z Chicago Bulls (na razie na youtubie jest tylko cały recap, gdy pojawi się sama ostatnia akcja, to podmienię film)



Tak, czekałem na niedzielne spotkanie z Bykami, bo byłem niemal przekonany, że LeBron dopisze w ten wieczór kolejny "highlight". Nie zawiódł. Znowu spudłował rzut na wygraną. ESPN pokazał ciekawą statystykę - LBJ ma skuteczność 1/7 (z dzisiejszym spotkaniem) w końcowych 10 sekundach meczów w rzutach dających prowadzenie/remis. Słabo. Szkoda, że nie mamy podobnych statystyk całej ligi (taki Eddie House mógłby w nich mieć 100% skuteczności). Są co prawda clutch stats, ale dotyczą ostatnich 5 minut.

LeBron ma znowu najlepsze statystyki w lidze np. według popularnego rankingu PER, ale nie jest nawet bezsprzecznym numerem 1 w swojej drużynie (pozdrawia Dwyane Wade, jeśli ktoś nie wie o kogo chodzi). A jego drużyna nie tylko nie jest numerem 1 w lidze. Gra dużo poniżej oczekiwań. Pamiętacie jak Jeff Van Gundy mówił przed sezonem coś o bilansie 82-0? Teraz brzmi jak kiepski żart Kuby Wojewódzkiego. Heat mogą naprawdę mieć dopiero 3. miejsce przed play-off i grać półfinał konferencji z Bulls bez przewagi parkietu. A Bulls mają z nimi komplet trzech zwycięstw w regular season.

Heat z poważniejszymi rywalami po prostu przegrywają raz za razem. I wcale nie jest tak, że im dalej w sezon, tym lepiej, wcale czas im pomaga. Po Nowym Roku grali 13 spotkań z zespołami z dodatnim bilansem. Wygrali tylko 3 - z przetrzebionymi kontuzjami Portland Trail Blazers, z Orlando Magic i z Oklahoma City Thunder, gdy LBJ w końcówce mając wolną pozycję na dystansie wolał oddać do House'a (może powinien tak robić w każdym meczu, bo House przynajmniej trafił). Można stwierdzić, że to dobrze o nim świadczy, że potrafi znależć partnera, że nie jest samolubny. Teoretycznie tak. Tylko czy osoba, która w ostatniej minucie albo pudłuje albo boi się rzucać z czystej pozycji to MVP? Dla mnie to pytanie retoryczne.

Przejrzałem jeszcze raz te filmy. Hmmm, a może kiedyś w głowie trenera Erika Spoelstry urodzi się pomysł, by spróbować dać w takiej sytuacji piłkę Wade'owi? Ot tak po prostu z ciekawości...

sobota, 5 marca 2011

Filmowa rywalizacja NBA i Euroligi

Podczas ubiegłorocznych finałów NBA przygotowała serię mini-movies pokazujących mecze od zupełnie innej strony, przedstawiających widowisko sportowe także przed i po. Widz czuje się niczym w trakcie filmu rodem z Hollywood. Pomysł ten powtórzono podczas Weekendu Gwiazd w Los Angeles. Euroliga nie chce być gorsza i także zaproponowała kibicom relacje z meczów zawierające ujęcia zza kulis.

Tyle podobieństw.

A różnice?

NBA (mecz 2. finałów 2010):



Euroliga (mecz Lietuvos Rytas Wilno - Caja Laboral Vitoria o awans do Top 16 2011):



Produkcja Euroligi jest o połowę krótsza, co moim zdaniem daje jej przewagę. Według różnych poradników (np. tego) przeciętny internauta jest w stanie skupić swoją uwagę przez trzy minuty, czasem mówi się o pięciu. Ponad sześć minut mini-movie NBA nawet dla fanatyka jest zbyt dużą dawką. Sam się o tym przekonałem, bo faktycznie około 4.-5. minuty miałem już ochotę przewinąć do końca albo obejrzeć "jednym okiem" otwierając obok inną stronę.

To jedyna różnica (choć bardzo ważna) na korzyść Euroligi. Poza tym NBA bije konkurencję na głowę, co zresztą nie powinno nikogo dziwić. Film zza oceanu zaczyna się od przypomnienia poprzedniego starcia, a póżniej pokazuje nam losy zawodników od treningów przedmeczowych do odjazdu autokaru spod hali. W europejskim zaczynamy od przedstawienia sytuacji i miasta, potem drużyny przyjeżdżają na mecz, a... film urywa się kilka sekund po końcowej syrenie. Nie ma reakcji pomeczowych, ujęć z szatni, konferencji prasowej.

Kolejna kwestia - spiker. W klipie NBA praktycznie go nie ma, w euroligowym jest cały czas. Rozumiem jednak, że NBA wychodzi z założenia, że to klip dla prawdziwych pasjonatów tej ligi, którzy wiedzą o co chodzi i co to za mecz (chociaż i tak jest wprowadzenie z aktualną sytuacją w serii). Z Euroligą nie jest tak łatwo. Oczywiście stawka akurat tych spotkań jest różna, ale myślę, że gdyby zrobić sondę wśród kibiców koszykówki i zadać dwa pytania (o co grali Celtics i Lakers w czerwcu 2010 oraz o co grali Barcelona i Olympiakos w maju 2010, obie pary to finaliści), to w pierwszym przypadku byłoby 100% poprawnych odpowiedzi, w drugim niekoniecznie.

Przedstawienie wydarzeń w trakcie meczu. W NBA mamy akcje w zwolnionym tempie, różne ujęcia kamery, niewidywane podczas relacji w telewizji ujęcia fanów. W Eurolidze tak naprawdę jest to zwykły "recap", skrót meczu przedstawiający to, co się wydarzyło. W tej części brakuje dawkowania emocji, co całkiem nieżle udaje się przez połowę filmu z Wilna.

Doceniam ideę działu marketingu Euroligi, cieszę się, że ktoś sięga po najlepsze wzorce, ale czuję mały niedosyt z powodu zakończenia.

Będzie za to pozytyw na koniec wpisu. Polacy wcale nie są dużo gorsi od Hiszpanów (?) z Euroligi. Asseco Prokom Gdynia też produkuje swoje filmy, które mają nieco inny charakter (bo są skoncentrowane na jednej drużynie), ale również pozwalają nam dostać się za drzwi szatni. Z tegorocznych najbardziej podobał mi się ten z Vitorii, którego niestety nie ma (jeszcze?) na klubowym kanale na youtubie.

P.S.
Zapomniałbym - najważniejszym plusem filmu Euroligi jest David Logan z wielkimi słuchawkami. I niech ktoś jeszcze powie, że zmienił się po zrobieniu kariery w Europie. Oto Logan na początku gry w Turowie Zgorzelec:

O Czechu urodzonym 20 km za daleko


Szkoda, że urodził się w Ostrawie, a nie 20 kilometrów bardziej na północ, czyli w Polsce.

Wsadza jak młody Vince Carter, blokuje jak LeBron James, ma wzrost i koordynację jak Dirk Nowitzki i rzut z dystansu jak Peja Stojaković.

Jest w tym trochę przesady, ale i tak Jan Vesely może być czeską sensacją NBA, a na pewno kimś lepszym niż Jiri Welsch. Dlaczego piszę o niespełna 21-letnim skrzydłowym z Partizana Belgrad właśnie teraz? Bo jestem właśnie po lekturze filmów z ostatniej kolejki Top 16 Euroligi. Co tydzień oglądam skróty wszystkich spotkań i Top 10 akcji danej serii spotkań. Można złośliwie powiedzieć, że Vesely jest dla autorów tych podsumowań niczym LeBron dla osób przygotowujących podobne zestawienia w NBA. Po prostu musi być w nich co tydzień. Tym razem przeszedł samego siebie. Partizan grał z Efesem Pilsen Stambuł o nic, bo obydwie drużyny odpadły już z rywalizacji. Ale i tak szaleństwa Vesely'ego robią wrażenie. Nie wszystkie zagrania zmieściły się w Top 10, więc najpierw skrót z meczu:



Top 10, chyba najlepsze w tym sezonie:



Tutaj akurat dominują wsady i bloki Veselego, ale dobrze pamiętam, jak w dużym stopniu załatwił Asseco Prokom Gdynia pewną ręką z dystansu...

Zawodnik kompletny? Tradycyjne pytanie: a co z defensywą? Draftexpress.com pisze o nim tak:

Z jednej strony nie można ignorować fizycznej przewagi Veselego - wzrostu, długich rąk, atletyzmu. To wszystko pozwala jego drużynie zdobywać mnóstwo dodatkowych posiadań dzięki blokom i przechwytom. Vesely jest także zawodnikiem, który nie boi się zaryzykować i wsadzić ręki, tam gdzie inni nie wsadzą nogi, co oczywiście pomaga.

Z drugiej strony - trudno zignorować fakt, że większość trenerów w Europie planując mecz stara się kreować sytuacje, w których ich niscy skrzydłowi grają ilozację przeciwko Veselemu. On ma z tym problemy. Ma kłopoty z niską defensywą i przy jego wzroście brak mu odpowiedniej szybkości, by utrzymać się przed niesamowicie szybkimi i agresywnymi graczami kierującymi sobie pozycje strzeleckie.


100% prawdy.

Co jeszcze może być problemem? Zawieszenie między pozycjami. Jako niski skrzydłowy przy wzroście 211 cm nawet w NBA będzie "przerośnięty", jako silny skrzydłowy - nie ustoi fizycznie dobrze zbudowanym podkoszowym.

Rok temu Vesely zrezygnował z draftu, mimo że mógł liczyć na wybór w czołowej dziesiątce. Teraz różne mocki dają mu miejsca od 11 do 14, ale to oczywiście jeszcze może się zmienić.