Skreśliliście Houston Rockets? Zupełnie niesłusznie. Mają nadal spore szanse na grę w play-off. I nie piszę tego tylko dlatego, żeby uniknąć totalnej kompromitacji w przedsezonowym typowaniu kolejności, w którym jakaś dziwna siła (Chińczycy muszą mieć z tym coś wspólnego!) nakazała mi umieścić Rockets na drugim miejscu. Nie pytajcie dlaczego. Dałem się nabrać Yao Mingowi. To był moment...
Wracając do obecnej rzeczywistości. Rockets (36-34) są już tuż tuż za Memphis Grizzlies (37-32) i mają bardzo sprzyjający terminarz. Nie zdziwię się, jeśli w pozostałych 12 meczach zrobią bilans 9-3/10-2. Siedem meczów u siebie, pięć wyjazdów. Większość spotkań z zespołami podobnej klasy lub gorszymi. Jazz (dom), Warriors (d), Heat (w), Nets (w), 76ers (w), Spurs (d), Hawks (d), Kings (d), Hornets (w), Clippers (d), Mavericks (d), Timberwolves (w). Z tego zestawu tylko wyjazd do Miami można spisać na straty, ale cała reszta? Kluczowy wydaje się mecz w Nowym Orleanie z Hornets, którzy mimo przewagi czterech zwycięstw wcale nie mogą być pewni miejsca w ósemce.
Powody do optymizmu Rockets daje ciągła nieobecność Luisa Scoli. Tak, nie pomyliłem się. Bez Argentyńczyka drużyna i tak funkcjonuje bardzo dobrze, a po jego powrocie możemy dołożyć 18/8 do dorobku Rockets w każdym meczu. Scola doda (odda) tej drużynie grę na low post, której w ostatnich meczach prawie nie było, poza pojedynczymi akcjami Chucka Hayesa. Z całym szacunkiem dla zaskakującego debiutanta Patricka Pattersona to lepiej, by został ograniczony do roli rezerwowego. A to z kolei oznacza, że praktycznie nie będziemy musieli oglądać w grze Jordana Hilla, który jako chyba jedyny zawodnik Rakiet nie zaimponował niczym w meczu z Boston Celtics. Może poza popchnięciem w stanowiska fotoreporterskie Glena Davisa, co kosztowało tego drugiego... przewinienie techniczne. To zresztą była jedyna znacząca pomyłka sędziów na korzyść gospodarzy, więc przesadzone są żale jednego z komentatorów bostońskiego CSN (tego starszego, przynajmniej sądząc po głosie). Celtics nie przegrali tego meczu przez arbitrów, a Rockets należało się utrzymanie +30 z trzeciej kwarcie, a nie tylko 93:77 na koniec meczu. Goście byli cieniem drużyny, której spodziewamy się w play-off. Grali ospale w obronie, mało agresywnie w ataku, chyba faktycznie są już myślami w drugiej połowie kwietnia. Czy aby nie za wcześnie? To właściwie temat na inny wpis, ale w dwóch zdaniach: taka postawa może kosztować ich spadek na trzecie miejsce na Wschodzie i pierwszą rundę z Philadelphia 76ers lub New York Knicks, którzy ich porządnie wymęczą. Pierwsza pozycja to nie tylko przewaga w kolejnych rundach, ale także spacerek na początek z Charlotte/Indianą/Milwaukee/kimkolwiek innym.
sobota, 19 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz