Pokazywanie postów oznaczonych etykietą LeBron James. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą LeBron James. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Sezon 11/12: Tydzień XVI w 24 sekundy

2-8.1.2012

1. - Gramy! - można było usłyszeć tydzień temu w poniedziałkowy wieczór od prezes Politechniki Jolanty Doleckiej. To pierwsza pozytywna wiadomość z warszawskiego klubu.

2. Pytanie numer 2 po "Czy gracie?" brzmi "Dlaczego?". Czyli czy Politechnika zostaje w lidze, bo znalazły się pieniądze czy może zostaje, bo chce jeszcze trochę czasu ich poszukać. Odpowiedź leży gdzieś pośrodku. Klub jest - cytuję - "na dobrej drodze w rozmowach z miastem i sponsorami". Zawodnicy dostali zaległe pieniądze, ale nie wszystkie.

3. Żeby nie było tak różowo - Politechnika ma problemy z wolną halą i przed wyjazdowym meczem w Zielonej Górze (5 stycznia) odbyła w Nowym Roku tylko jeden trening w Warszawie. W weekend gracze dostali jeden dzień wolnego więcej - z tego samego powodu.

4. Ciekawostka "okołopolitechnikowa" - jeden ze znajomych żurnalistów zadzwonił w sprawie akredytacji do media managera klubu Adriana Komorowskiego, by dowiedzieć się, że... to pomyłka.

5. W centrum Warszawy na telebimie między reklamami można przeczytać m.in. taki apel: "Ratujcie AZS Politechnikę! www.petycje.pl www.azspw.pl"

6. Walter Hodge (Zastal Zielona Góra), Piotr Pamuła, Mateusz Ponitka (obaj AZS Politechnika Warszawska), Daniel Kickert (PGE Turów Zgorzelec) i Przemysław Karnowski (Siarka Tarnobrzeg) oraz Dardan Berisha (Anwil Włocławek), Łukasz Koszarek, Adam Waczyński, Filip Dylewicz i John Turek (wszyscy Trefl Sopot). To piątki na Mecz Gwiazd, które typował... zwycięzca głosowania Mateusz Ponitka. Kibice wybrali trzech innych graczy - zamiast Pamuły, Waczyńskiego i Turka są Robert Skibniewski (Śląsk Wrocław), Darrell Harris (Kotwica Kołobrzeg) i Corsley Edwards (Anwil).

7. W Meczu Gwiazd zagra 12 Polaków - najwięcej od 1998 roku.

8. Robiąc porządki w szafach dokopałem się do rozmaitych zbiorów sprzed kilku i kilkunastu lat, wśród których szczególnie ciekawe wydają się dwie pozycje. Pierwsza to Skarb Kibica PLK przygotowany przez Super Basket w sezonie 1999/2000 (koszt 9 zł) z sylwetkami wszystkich zawodników.Niektóre zawierają tak ciekawe informacje, że warto je przytoczyć. W formie zagadki. Zacytuję trzy zdania z opisów trzech ówczesnych ligowców (dla ułatwienia dodam, że wszyscy są jeszcze związani z polską koszykówką). Nagrody brak.


A) "Jest fanatykiem dojadania. Nawet podczas treningu potrafi ze skarpetki wyciągnąć jakąś czekoladę do schrupania.".

B) W wolnym czasie najbardziej lubi słuchać muzyki i grać na gitarze śpiewając ckliwe ballady swojej ukochanej."

C) "Jego marzeniem jest gra w reprezentacji Polski i podróż dookoła świata."

9. Drugi "rarytas" to magazyn SLAM z 2002 roku, w którym obok artykułu o tym, że Los Angeles Clippers już wkrótce będą wielcy (z Lamarem Odomem i Eltonem Brandem), fotografii trzech braci Dengów (z których jeden gra w Chicago Bulls, drugi grał w Śląsku Wrocław, a trzeci... nie wiem gdzie grał) i zapowiedzi wielkiej kariery ówczesnego uniwersyteckiego zawodnika Jasona Kapono znalazłem coś takiego.



"Dzienniczek" niespełna 18-letniego LeBrona Jamesa półtora roku przed wyborem w drafcie. Najlepszy fragment traktuje o tym, że zakumplował się z Antoine'em Walkerem i mógłby się wiele od niego nauczyć. Ale twierdzi też, że sam już może czegoś nauczyć Walkera.

10. Wziąłem udział w koszykarskim podsumowaniu roku na blogu Szczepana Radzkiego. Kategorie były nietypowe, odpowiedzi poszczególnych osób rozmaite, więc warto przeczytać.

11. Szczepan nie zamieścił odpowiedzi w kategorii "Postać roku". W zasadzie nie wiem dlaczego, zainterweniowałem i... nic :-) W każdym bądź razie moja odpowiedź brzmiała: "Mladen Starcević - można narzekać na jego niektóre decyzje trenerskie, ale to nie ma wielkiego znaczenia przy ocenie całej całości postaci. Kapitalny człowiek, który angażuje się całym sercem w swoją pracę i nie tylko w pracę."

12. Dwa najważniejsze mecze tego sezonu na parkietach II ligi już za nami. W rewanżu BM Węgiel Stal pokonała w Ostrowie Śląsk Wrocław 77:70. Atmosfera w hali i emocje jak podczas meczu ekstraklasy w okolicach 2005 roku. Na trybunach wszyscy lokalni koszykarscy celebryci od Tomasza Główki (pozdrawiam!) przez Mateusza Ponitkę po Dariusza Parzeńskiego. Szkoda tylko, że poziom spotkania “trochę” niższy niż pięć lat temu.

13. W 14. minucie Śląsk prowadził 30:14, a koszykarze Stali grali bez ładu i składu, na dodatek pudłując w prostych sytuacjach (4/24). Pozostałe 26 minut gospodarze wygrali 63:40. I to mimo, że ich skuteczność wzrosła do poziomu zaledwie przeciętnego (17/43), a na końcu zatrzymała się na 31%. Jak można wygrać tak pudłując? 20 razy zbierając w ataku przy zaledwie 24 zbiórkach rywali w obronie. Mierzący 183 cm Marcin Dymała miał 5 zbiórek ofensywnych! Przegrana 28-47 na “deskach” to dla zespołu, w którym są Mirosław Łopatka i Radosław Hyży po prostu wstyd.

14. W Śląsku zadebiutował rozgrywający Rafał Glapiński. To były przeciętne zawody w jego wykonaniu. Błysnął tylko w obu zagraniach, w których punktował. Pierwsza to trójka po uwolnieniu się od obrońcy jednym zwodem. Druga to penetracja, w której zakręcił Dymałą i trafił z faulem z drugiej strony obręczy. Gorzej dla Śląska, że częściej to Dymała kręcił Glapińskim, a w drugiej połowie właśnie akcje tego zawodnika przeciwko właściwie wszystkim obwodowym rywali okazały się sposobem, który pozwolił Stali wyjść na prowadzenie.

15. Play of the day - trójka Dymały po dwóch crossoverach w ostatniej sekundzie akcji w ostatniej minucie meczu na 73:67. Amerykanizując - dagger & ankle breaker w jednym.

16. Cichy (a może nie taki cichy?) bohater Stali - Mateusz Zębski. 19-letni rzucający obrońca to szybki w kontrze najlepszy obwodowy defensor Stali, który przede wszystkim dobrze "czyta" grę. Największy problem - rzut. Airball z linii jest najlepszym podsumowaniem. Zębski w dwóch ostatnich sezonach ma w II lidze i pucharze skuteczność z dystansu 16/69. Nie mamy do dyspozycji bardziej zaawansowanych statystyk, ale obserwacje własne mówią mi, że zdecydowanie lepiej radzi sobie na półdystansie. W meczu ze Śląskiem w trzeciej kwarcie trzy razy z rzędu karcił w ten sposób gości. Wiem, że przy obecnie szalejących w PLK nastolatkach, niespełna 20-letni (urodziny w maju) koszykarz z II ligi nie jest wielkim ewenementem, ale też nie należy przekreślać możliwości zrobienia kariery. To jest materiał na co najmniej solidnego koszykarza ekstraklasy. A najciekawsze, że - jeśli się nie mylę - nigdy nie był w kręgu zainteresowań trenerów kadry rocznika 1992, niezbyt przecież mocnego. Inna sprawa, że tenże rocznik 1992 często po prostu przegrywał walkę o miejsce w składzie z rocznikiem 1993. Sporzałem na ranking Polishhoops.pl - Zębski jest 23. Widziałem w tym sezonie w akcji Wojciecha Leszczyńskiego (miejsce 11), Bartłomieja Bojko (18) i Jakuba Lewandowskiego (19). Moim zdaniem prezentuje się obecnie lepiej od całej trójki.

17. Wojciech Szawarski - 1/6 z gry, 7 punktów i 9 zbiórek. Co gorsza w obronie często nie nadążał za Adrianem Mroczkiem, można było mieć wątpliwości kto tu jest o dziewięć lat starszym spryciarzem, a kto rozegrał w PLK tylo 17 spotkań w czterech sezonach.

18. Hyży: Gramy oczywiście także dla pieniędzy, ale przede wszystkim dla kibiców. W Czechach na mecze mojej drużyny przychodziło mało osób i zastanawiałem się po co w zasadzie to robimy? W Polsce najbardziej lubię hale w Słupsku i Ostrowie, bo tam kibice nie przychodzą do teatru.

19. Członkowie klubu kibica Stali na okrzyk "Cała Polska w cieniu Śląska" wyjęli flagę z napisem "W cieniu Stal błyszczy!". Przygotowanie tego celnego hasła zajęło im więcej niż dekadę, ale brawo za pomysłowość i niepowtarzalność. Takie hasło mogą podkraść chyba tylko do Stalowej Woli.

20. Cytat stycznia w PLK (zasłyszane z drugiej ręki). Robert Skibniewski do dziennikarza pytającego jak wytrzymuje 40 minut na parkiecie: Nie piję, nie palę, panu to tez polecam.

21. Zastanawiam się, kto powinien dostać (nieformalną) nagrodę dla polskiego debiutanta sezonu. Nie pamiętam rozgrywek, w których konkurencja byłaby tak duża i na tak niezłym poziomie. Oczywiście niestety duża w tym zasługa naturalizowanych zawodników, bo jeśli mielibyśmy brać tylko tych z jednym paszportem, to wygrywa w cuglach Mateusz Ponitka. Ale nie widzę powodu, dla którego powinniśmy tak robić, więc wybór rozszerza się - na razie - do trzech nazwisk. Ponitka, Oded Brandwein i Aleksander Lichodziejewski. Niestety Przemek Karnowski po serii słabszych występów jest w drugim szeregu. Każdy z wymienionej trójki ma swoje wady oraz zalety i nie jestem w stanie w tej chwili wytypować najlepszego. O Lichodziejewskim mówi się najmniej, gra najmniej efektownie i spektakularnie, ale to przecież nie jest konkurs piękności.

22. Być może problem częściowo rozwiąże się, gdy Lichodziejewski rozstanie się z PBG Basketem. Wróbelki ćwierkają, że jest nim poważnie zainteresowany klub z czołówki II ligi, a w Poznaniu nie mają nic przeciwko oszczędnościom.

23. Kolejna "nagroda" - największy postęp. Tutaj moim zdaniem zdecydowanym faworytem jest Łukasz Wiśniewski, który z przeciętnego gracza drużyny z dołu tabeli (PBG) stał się jednym z liderów potencjalnego medalisty (Trefl). Zastanawiam się jak spojrzeć na Damiana Kuliga. Statystyki ma o wiele lepsze (także te na minutę), zespół o podobnej pozycji w tabeli, ale jednak obecne PBG to inna bajka niż ubiegłoroczne. I jest jeszcze Marcin Dutkiewicz, który w swojej karierze miał wzloty i upadki, ale teraz ma zdecydowanie najlepszy sezon - 8.7 punktu w 22 minuty przy 52% za 3 (!).

24. Najlepszy rezerwowy? Cóż, skoro Daniel Kickert 15 z 16 meczów rozpoczynał na ławce, to nie ma innego wyboru. Nieźle to Jacek Winnicki wykombinował. Nawet jeśli Kickert nie będzie MVP, to dostanie nagrodę pocieszenia...

wtorek, 31 maja 2011

Drugi najtrudniejszy rzut do zatrzymania w historii

LeBron James: "Probably the most unstoppable shot ever is the sky hook. I guess you put Dirk second. You have a seven-footer fading away off one leg. There is no one that can block that shot.”

Konrad Wysocki:: "Tego co on umie robić z piłką to nigdzie indziej nie widziałem. Ma 213 centymetrów wzrostu, a porusza się jak rozgrywający. Rzuca z takich pozycji, na których ja nie potrafiłbym nawet ustać bez przewracania się."





Polecam zabawę przed finałem NBA - spróbujcie zrobić to, co Dirk na pierwszym filmie. Już nawet nie chodzi o rzut i piłkę w rękach, ale spróbujcie się nie przewrócić na jednej nodze.

czwartek, 5 maja 2011

All NBA Playoffs Team - 2. runda po 2 meczach

Ten majowy weekend w moim wykonaniu był skrócony (właściwie jeden dzień), ale i tak trochę powstrzymał blogowanie. Na szczęście obejrzałem 6,5 z 8 dotychczasowych meczów drugiej rundy i z czystym sercem możemy przystąpić do wyboru kolejnego All NBA Playoffs Team. Jak już zapowiedziałem w poprzednim wpisie o podobnej tematyce - nowe zestawienie dotyczy tylko drugiej rundy. W przeciwnym wypadku Chris Paul i Dwight Howard mieliby tu dożywotnie miejsce, a przecież teraz siedzą gdzieś z wędką i łowią ryby.

Pierwsza piątka: Russell Westbrook, Dwyane Wade, LeBron James, Dirk Nowitzki, Andrew Bynum

Westbrook - zaskoczeni? Spójrzmy na konkurencję, czyli PG z pozostałych ośmiu drużyn. Są wśród nich Mike Bibby, Jeff Teague, Derek Fisher, Jason Kidd, Derrick Rose, Rajon Rondo, Mike Conley. Dwaj panowie R grają poniżej normy, Conley powyżej, ale przegrywa bezpośredni pojedynek w serii Grizzlies - Thunder. Westbrook miał co prawda 2/8 z gry w czwartej kwarcie w pierwszym spotkaniu, ale wybaczam mu to. Tym bardziej, że mam świeżo w pamięci dzisiejsze spotkanie w wykonaniu Rose'a, gdzie jego chęć zdominowania gry swojego zespołu była wręcz denerwująca. 27 rzutów, 6 wolnych, 10 asyst, 8 strat, czyli finisz co najmniej 48 akcji zależał od Rose'a. A przecież są jeszcze niecelne rzuty po podaniach nowego MVP, których np. Kyle Korver miał sporo.

Wade, James - any questions? Raz jeden, raz drugi i właściwie jeśli tak będą grali dalej (po obu stronach parkietu), to wątpię, by Celtics znaleźli odpowiedź i zdołali jeszcze powalczyć w tej serii

Nowitzki - where are you Witek? :) Okej, jeszcze za wcześnie na euforię, ale Dirk w tych play-offach pokazuje, że potrafi być clutch. Do tytułu czy chociażby finału jeszcze daleko, ale w starciach bezpośrednich z Pauem Gasolem i pośrednich z Kobem Bryantem jest na razie górą. Jeśli wracając do Dallas z 2-0 nie zdoła wygrać tej serii, to chyba już do końca kariery będzie loserem. Nawet jeśli w kolejnych pięciu latach zdobędzie piętnaście tytułów mistrzowskich

Bynum - wśród środkowych miałęm spory problem. Marc Gasol zrobił sobie samemu krzywdę drugim meczem, Joakim Noah w drugim z kolei był spektakularny, ale wcześniej niekoniecznie. Wychodzi na to, że wszystko rozgrywa się w parze Tyson Chandler - Andrew Bynum. Doceniam wysiłki tego pierwszego i zmianę w obronie Mavs dokonaną w dużej mierze dzięki niemu, ale jednak w dwumeczu indywidualnie to Bynum był górą.

Druga piątka: Derrick Rose, Joe Johnson, Kevin Durant, Zach Randolph, Tyson Chandler

Rose - mogę dodać tylko tyle, że przynajmniej - w przeciwieństwie do Rondo - w czwartych kwartach można było na nim polegać. Nawet w przegranym pierwszym spotkaniu

Johnson - fantastyczna inauguracja w United Center i dlatego jego 16 punktów, 5 zbiórek, 5 przechwytów w drugim meczu wygląda niemrawo. Nie powinno, bo mimo skoncentrowanej na sobie defensywy Byków potrafił "wyrobić normę"

Durant - 33 punkty przy dobrej skuteczności i 11 zbiórek w przegranym meczu z Grizzlies. Tak zupełnie przy okazji ciekawostka - Durant ma 15% lepszą skuteczność w tej serii, gdy na parkiecie nie ma Shane'a Battiera...

Randolph - żaden PF poza Dirkiem nie był równy w obu meczach, więc wyróżniam Zibo za fantastyczny występ w niedzielę. 34 punkty, 10 zbiórek, Grizzlies zrobili w OK City to co chcieli. Co z tego, że potem Zach po raz pierwszy w tych play-offach został totalnie zatrzymany pod tablicą? 1-1 to sukces gości

Chandler - patrz wyżej.

NBA All Playoffs Losers Team

Steve Blake, Marvin Williams, Ron Artest, Kevin Garnett, Żydrunas Ilgauskas

Blake - pomysł Phila Jacksona z graniem dwoma rozgrywającymi (czyli nim i Fishem) w czwartej kwarcie game 2 miał jakiś ukryty, defensywny, sens, ale niewiele było z tego pożytku. Choćby dlatego, że Blake ostatni rzut trafił 26 kwietnia

Williams - nie wiem, czy ponowne umieszczenie go w pierwszej piątce Hawks było dobrym pomysłem. Williams ani nie grozi w tej serii rzutem w ofensywie, ani nie jest w stanie ograniczyć bezpośredniego rywala w obronie

Artest - flagrant foul na koniec drugiego meczu jest najlepszym podsumowaniem jego gry przeciwko Mavericks. Nie zdziwię się, jeśli nieobecność Rona w Dallas wyjdzie Lakers na dobre.

Garnett - umieszczanie tu KG może być trochę kontrowersyjne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Na razie przegrywa bezpośrednią (i chyba kluczową) rywalizację z Chrisem Boshem, który na dodatek nie gra rewelacyjnie, by nie powiedzieć wprost, że gra przeciętnie. Pierwszy mecz Garnett po prostu przespał, przed drugim obiecał trenerowi, że odda 20 rzutów. I oddał, bez względu na wszystko...

Ilgauskas - wreszcie! W spotkaniu numer 2 była sytuacja, w której Big Z wyrwał ważną piłkę w ataku. I to by było na tyle. Jedynym powodem, dla którego wychodzi w pierwszej piątce, jest zapewne chęć Erika Spoelstry do wpuszczania Joela Anthony'ego w drugiej kwarcie jak defensywnego game-changera.

niedziela, 1 maja 2011

All NBA Playoffs Team po pierwszej rundzie

I tradycyjnie zgubiło mnie lenistwo+brak czasu+1000 innych pomysłów. Ładnie ruszyłem z "projektem" All NBA Playoffs Team, ale po dwóch seriach spotkań powstała dziura. Nadrobimy ją teraz po całej pierwszej rundzie. Będzie (chyba) łatwiej.

Chris Paul, Derrick Rose, Kevin Durant, Dirk Nowitzki, Dwight Howard

Dziwnie to wygląda, że wskazałem dwóch graczy, którzy już odpadli, ale cóż... Paul wcale nie zawiódł, a wręcz przeciwnie - przeciętny, młody skład Hornets poprowadził do aż dwóch wygranych z obrońcami tytułu Lakers. 22 pkt, 11.5 asysty, 6.7 zbiórki, 183 cm wzrostu. Niesamowite. Howard? Po pierwsze zawiesił sobie za wysoko poprzeczkę dwoma fantastycznymi meczami w Orlando na początku rywalizacji. Potem był świetny, ale nie aż tak bardzo i mieliśmy mały niedosyt po meczach typu 29/17 czy 25/15. Chciałbym takie niedosyty przez cały sezon. Jedyny jego naprawdę przeciętny mecz to 8 pkt i 8 zbiórek w piątym spotkaniu. Tyle tylko, że Magic wygrali wtedy aż 101:76, więc nie miało to większego znaczenia. Wszystkim wychodziło wszystko, Dwight nie był potrzebny.

Rose i Nowitzki to niby tzw. no-brainery, chociaż przez chwilę miałem drobną wątpliwość, czy nie docenić Raya Allena i jego 22 pkt na mecz przy 65% za 3 i 100% z wolnych...

Durant? Jeśli tylko Russell Westbrook nie miał nagle ochoty zostać bohaterem, to KD nie zawodził. Trafiał w decydujących momentach, Thunder wygrywali. Dwa razy więcej niż 40 pkt. Król strzelców pełną gębą.

Second Team: Rajon Rondo, Ray Allen, LeBron James, Zach Randolph, Andrew Bynum

Zacznijmy od końca - niewielu środkowych grało ponadprzeciętnie w pierwszej rundzie. Własciwie tylko Howard, Bynum i Marc Gasol. Bynum był dla podkoszowych Hornets podkoszowym niszczycielem i nic mnie nie obchodzi, że Emeka Okafor okazał się miękki, Aaron Gray jest przerośniętym klockiem, a Carl Landry ma 150 cm w kapeluszu.

Zach Randolph? Wpiszcie na youtubie "Spurs Grizzlies game 6" i wszystko jasne. Decydujące starcie, a tu 16 pkt w ostatniej kwarcie przeciwko Timowi Duncanowi i Antonio McDyessowi.

Ray Allen - patrz wyżej. Rajon Rondo - może to przesada wyróżniać dwóch zawodników za serię wygraną 4-0, ale Rondo właściwie w każdym meczu robił to co należało. A to "skatował" Toneya Douglasa penetracjami, a to oddawał piłki na obwód do hot-hand-Raya, a to rzucił kilka celnych jumperków z półdystansu.

LBJ - z jednej strony dobrze pilnowany przez Andre Iguodalę, momentami bardzo nieskuteczny, wolno się rozkręcający. Ale z drugiej strony statystyki na poziomie 24/10/6 plus przez większość czasu praktycznie wyłączony z gry w ataku Iguodala.

All NBA Playoffs Losers Team

Mike Bibby, Landry Fields, Wilson Chandler, DeJuan Blair, Nenad Krstić

Tu sprawa nie była łatwa. Dawać ciała przez 4-5-6 spotkań to nie jest proste zadanie.

Bibby - Heat na razie mogą mu wybaczyć, bo grali tylko (i piszę to z bólem serca) z 76ers. Ale z silniejszym przeciwnikiem taka postawa Bibby'ego to może być problem. Nie broni, nie trafia rzutów z czystych pozycji, nie podaje, jest bezproduktywny.

Fields - uuuuuuu. Nadspodziewanie dobra runda zasadnicza (średnio 10 pkt, 6 zbiórek) rozbudziła duże nadzieje wobec wybranego w drugiej rundzie draftu gracza, ale w play-offach zagrał na miarę swojego draftowego numeru 39. Albo jeszcze gorzej. W sumie 7 punktów, 20% z gry, 5 zbiórek, 5 asyst, I wszystko jako starter.

Chandler - Nuggets mają równy skład i wielu graczy zdolnych zdobyć powyżej 20 punktów, więc łatwo jest ukryć swój słabszy dzień. Ale Chandler nie miał słabszego dnia tylko po prostu zniknął na półtora tygodnia. Najwyraźniej przysłał swojego nieporadnego brata bliźniaka i wrócił dopiero na ostatni mecz serii z Thunder. Za mało.

Blair - a to dopiero zaskoczenie, bo przecież jeszcze niedawno był pewnym graczem pierwszej piątki Spurs. Tymczasem w serii z Grizzlies "wreszcie" jego wzrost stał się przeszkodą. Pod koniec serii z rotacji wygryzł go nawet Tiago Splitter. Doceniam Brazylijczyka, ale z punktu widzenia Blaira: auć!

Krstić - właściwie powtórzę sie z poprzedniego wpisu, bo niewiele się zmieniło. Pod koniec regular season pierwszopiątkowy center, teraz przyspawany do ławki rezerwowych, mało użyteczny i apatyczny w swoich epizodach. Jeśli nie wróci Shaq O'Neal, to będzie bardzo potrzebny przeciwko Heat. Ale to temat na inny wpis...

P.S.
Następny ANPT gdzieś w połowie półfinałów konferencji. Ale chyba zrobię tak, że będzie dotyczył tylko drugiej rundy. W innym wypadku Chandler, Fields, Howard i Paul nigdy z tej listy nie znikną.

wtorek, 22 marca 2011

Czy Jordan znowu wsadzi nad LeBronem?

Cała historia z wsadem "jakiegoś kolesia" nad LeBronem Jamesem z 2009 roku była co najmniej dziwna. Pozostańmy przy tym, że to po prostu niezbyt udany (jak to mówili w jednym z kabaretów) "chłyt matetingowy". Może raczej powinienem napisać "niezbyt ładny", bo udany to on jednak był. W końcu zainteresowaliśmy się całą sytuacją, a artykułów na ten temat powstało zdecydowanie więcej niż gdyby high definition wideo z wsadem śmigało na głównej stronie NBA.com. Chcę wierzyć, że to zaplanowana akcja, bo nie wydaje mi się, by LBJ miał aż takie obiekcje przed upublicznieniem jego nieudanej próby bloku. Przecież sam powiedział w jednym z wywiadów: "policzcie stosunek liczby akcji, w których ja tak wsadzałem nad nimi do liczby akcji, w których to nade mną wsadzano. Chyba nie wypadam najgorzej."

Tak to wyglądało z "amatorskiej kamery":



A tak wypowiadał się "jakiś koleś":



Tym "kolesiem", autorem wsadu jest niejaki Jordan Crawford, który jedną akcją zrobił sobie większą reklamę niż wielu innych graczy wieloma latami gry na uniwersytecie. Nie mówię o reklamie u scoutów z NBA czy dziennikarzy, ale u przeciętnego kibica. Ile osób w dniu draftu 2010 wiedziało kim są Patrick Patterson, Greivis Vasquez i Wesley Johnson? Podejrzewam, że mniej niż Crawford, który w Atlancie wpadł jak śliwka w kompot, bo nie dość, że nie grał prawie wcale, to gdy już wychodził na parkiet i robił coś pożytecznego, to mylono go z Jamalem Crawfordem. Przeprowadzka do Washington Wizards byłą dla niego jak zbawienie. 21.3 punktu średnio w ostatnim tygodniu mówi wszystko.

30 marca Miami Heat goszczą w Waszyngtonie. To może być jedyny mecz Wizards w tym podłym dla nich sezonie, który warto będzie jeszcze obejrzeć. Może Jordan znowu wsadzi nad LeBronem? Z premedytacją użyłem imion.

sobota, 19 marca 2011

Dlatego nie lubimy LeBrona?

Żenująca sytuacja pod koniec trzeciej kwarty meczu Miami Heat z Atlanta Hawks. Heat prowadzą 81:53, LeBron ma 40 punktów i wchodzi pod kosz w kontrze. Jest faulowany przez Zazę Paczulię. Nic szczególnego, zwykłe przewinienie. Ale LeBron żali się sędziom za to jak został potraktowany. I co się dzieje? Sędziowie zmieniają decyzję. Flagrant foul Paczulii.

Do tego momentu oglądałem grę LeBrona z "wypiekami na twarzy", bo po prostu trafiał wszystko (w sumie 43 pkt, 16/24 z gry). Jak mówi koszykarskie powiedzenie, pewnie trafiły też piłką lekarską z połowy boiska. Ale po takim zachowaniu (i reakcji sędziów) jestem trochę zniesmaczony.

Dla posiadaczy League Passa - 1:48:18. Dla posiadaczy Canal+ i ściągających mecz z sieci - 1:15 do końca czwartej kwarty. Dla reszty - mam nadzieję, że ktoś wrzuci tę sytuację na youtube'a. Na razie nie widziałem. Po wpisaniu "Pachulia LeBron" jest tylko coś takiego:




Brawo panie James, doczekał się pan rewanżu!

wtorek, 15 marca 2011

Ktoś zabrał im Xboxa

Oglądając takie mecze jak ten człowiek ma wrażenie, że to oczywista oczywistość. Jeśli masz w zespole dwóch z trzech najlepszych koszykarzy świata i jednego z pięciu najlepszych podkoszowych, to bez problemu lejesz najlepszą (nie licząc siebie) drużynę NBA 30-ma punktami.

Phil Jackson, trener Los Angeles Lakers, porównał niedawno ofensywę Miami Heat do koszykówki na Xboxie. Jeśli nie wiecie o co chodzi, to mogę wyjaśnić w kilku zdaniach. Co prawda na Xboxie grałem ostatni raz z dwa lata temu, ale za to zdarza mi się "katować" z kilkoma kolegami Playstation, gdy tylko przyjdzie mi do głowy, by odzyskać swoje długi przegrywając mecze w NBA Live. Taktyka na konsolę jest prosta - przycisk "turbo" i wiooo pod kosz, niewiele podań, chyba, że przez całe boisko do kontry i poza końcówkami krótkie akcje. Dla bardziej zaawansowanych pick'n'rolle. Cokolwiek bardziej skomplikowanego nie przynosi na dłuższą metę pozytywnych efektów.

Heat zdecydowanie nie grali w ten sposób przeciwko San Antonio Spurs. Trener Erik Spoelstra najwyrażniej zostawił Xboxa swoim dzieciom, a sam postanowił trochę pomyśleć. Ten sukces Miami zawdzięcza głównie obronie (tylko 80 punktów Spurs), ale nie sposób nie docenić ich ataku. Chris Bosh znowu był dokarmiany na post-upie i półdystansie tak, jak lubi i po cichu zdobył 30 punktów. Po cichu, bo gdyby nie wszechobecne statystyki to w życiu nie uwierzyłbym, że rzucił aż tyle. LeBron James podobnie jak w meczu z Los Angeles Lakers był Robinem dla Batmana Dwyane'a Wade'a. Wiemy, że tak samo jak Michael Jordan nie osiągnąłby sześćiu mistrzostw bez Scottiego Pippena, tak Pippen nie osiągnąłby tego bez Jordana. Dlatego nie należy popadać w skrajność i stawiać krzyżyk na LeBronie. Nie wtedy, kiedy robi jako w zasadzie trzecia opcja w ofensywie 21-6-8. Może po prostu przyzwyczajmy się do tego, że James będzie w tej ekipie numerem 2 (w ostateczności 1 i pół) i niech on sam się do tego przyzwyczai z korzyścią dla drużyny. Oby tylko elektorzy w głosowaniu na MVP nie sprawili nam psikusa.

To spotkanie naprawdę mogło zrobić duże wrażenie. Heat niedawno przegrali 30-ma w San Antonio, ale Spurs mieli wtedy anormalny dzień na dystansie. Pamiętamy przecież te 8 trójek w pierwszej kwarcie. Heat teraz wygrali taką samą różnicą bez żadnych tak nadzwyczajnych wydarzeń. Chyba, że za takowe uznamy 30 "oczek" Bosha, z czego chyba połowę zdobył przeciwko Mattowi Bonnerowi. Obrona Heat też nie wyglądała na coś, czego nie są w stanie powtórzyć. Umiejętne podwajanie Manu Ginobiliego i Tony'ego Parkera w ich ulubionych akcjach z zasłoną to coś teoretycznie tak oczywistego w taktyce przeciwko Spurs, ale z drugiej strony niewielu się to udaje. Inna sprawa, że Spurs są w stanie zagrać o klasę lepiej, a tego dnia byli po prostu kiepscy. I chyba gorsi o więcej niż klasę.

piątek, 11 marca 2011

Wystarczyło, że zabrali piłkę LeBronowi...

Teraz już wiemy, co powinien robić LeBron w końcówkach spotkań. Stawiać zasłony - napisał J.A. Adande z ESPN na swoim Twitterze po meczu Miami Heat z Los Angeles Lakers.

Heat wygrywając 94:88 przerwali serie pięciu swoich porażek i ośmiu wygranych Lakers. Czemu i komu zawdzięczają swoją metamorfozę po fatalnych porażkach z New York Knicks, Orlando Magic, San Antonio Spurs, Chicago Bulls i Portland Trail Blazers? Złośliwym żartem można stwierdzić, że tym razem po prostu nie wypracowali sobie we wczesnej fazie meczu kilkunastopunktowej przewagi, którą mogliby potem stracić.

A już zupełnie poważnie to niech was nie zmyli play-by-play i bardzo ważne punkty LeBrona Jamesa w meczu przy remisie 88:88. To "tylko" wsad z kontry po przechwycie i podaniu Dwyane'a Wade'a. Trener Erik Spoelstra przemyślał ostatnie kilka przegranych końcówek i zabrał główną rolę LeBronowi dając ją Wade'owi. I to mimo np. buzzer-beaterów LeBrona na koniec drugiej i trzeciej kwarty. W ostatnich pięciu minutach ani razu LBJ nie był gościem z piłką w rękach rozprowadzającym akcję. Oczywiście nie oznacza to, że w ogóle do niego nie trafiała. Ale chyba nawet sam James stwierdził, że może lepiej zaufać komuś innemu, bo w jednej z ostatnich akcji po zbiórce w obronie już wyprowadzał atak, już był jedną nogą pod drugim koszem, gdy dogoniła go myśl "hej, tym razem to miał być mecz Wade'a". I oddał pokornie piłkę. W ostatniej minucie przy wyniku 90:88 Wade dostał zasłonę od LeBrona, oszukał Kobego Bryanta idąc w drugą stronę i wykonał najważniejsze trafienie wieczoru.

Wade potem wkozłował piłkę w aut, ale Lakers nie mogli już odrobić strat, bo Kobe Bryant był w "killing mode" tylko przez pierwsze cztery minuty spotkania (10 pkt, 4/4 z gry) i minutę w czwartej kwarcie, gdzie trafił dwie niesamowite "trójki" doprowadzając do remisu. Wcześniej i póżniej miał skuteczność 2/15 z gry.

Heat dużo zawdzięczają wsparciu zawodników drugiego i trzeciego planu. Ich ławka wygrała z ławką Lakers 22:16, co w tym przypadku jest wielkim wynikiem. Mike Miller miał swoje kilka minut w drugiej kwarcie, gdy rzucił 11 punktów. Żydrunas Ilgauskas zaliczył dwie dobitki, Mario Chalmers trafił trzy trójki w pierwszej części, a Mike Bibby dwie w czwartej. Szkoda, że nie prawie ma już miejsca w rotacji (31 minut w sumie w ostatnich pięciu meczach) dla Jamesa Jonesa, ale jeśli Miller będzie grał tak jak przeciwko Lakers, to JJ chyba może spokojnie siedzieć na ławce rezerwowych. Tyle tylko, że Miller gra tak rzadko. Z drugiej strony - gdzieś wypadałoby jeszcze "upchnąć" Eddiego House'a. Wychodzi na to, że Heat mają problem bogactwa.

Wade miał znakomitą końcówkę (wliczając w to obronę na Bryancie), LBJ mimo odsunięcia na bok w czwartej kwarcie i mimo drapieżnego Rona Artesta uzbierał niemal triple-double (19-8-9), ale królem wielkiej trójki był Chris Bosh. Narzekania jednak się opłacają. Bosh mówił ostatnio, że rzadko dostaje piłkę na post-upie i tym razem dostawał aż za często. W jednej z akcji "zawiesił się" na kilka sekund, jakby nie wiedząc, co się w takiej sytuacji robi. Nie ma co się dziwić, ostatnimi czasy jego gra to głównie jumpery z półdystansu. Teraz koledzy dokarmiali go aż miło. Efekt - 24 punkty, 9 zbiórek i wygrana. Z takim Boshem nie jestem przekonany, czy w postaci Paua Gasola Lakers mają w tej parze przewagę na czwórce.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Heat mają nadal fatalny bilans z czołówką ligi, ale 2-0 z Lakers. I jeśli te drużyny spotkają się w finale (to dla wielu osób nadal najbardziej prawdopodobny scenariusz) to Phil Jackson będzie miał o czym myśleć.

poniedziałek, 7 marca 2011

Dlaczego LeBron nie będzie MVP 2011?

To będzie idealny wpis dla LeBron-haters. Ale zanim przejdę do sedna, to przyznam się, że napisałem tytuł i naszła mnie refleksja, że pytanie jest w zasadzie żle postawione. Trzeci tytuł MVP dla LeBrona Jamesa wcale nie jest wykluczony. Przecież nie ma żadnego wzoru na zwycięstwo w tym plebiscycie. Nie ma określonej liczby zadań do wykonania, buzzer-beaterów do trafienia, triple-double do osiągnięcia, średniej punktów do wyrobienia. Głosują dziennikarze z całych Stanów i wszystko jest możliwe.

Pytanie powinno brzmieć: dlaczego LeBron James nie powinien dostać nagrody MVP w tym sezonie?

Odpowiem najpierw filmowo:

24 lutego, niecelny rzut na dogrywkę przeciwko Chicago Bulls



27 lutego, zablokowany rzut na zwycięstwo, a potem niecelny rzut na dogrywkę przeciwko New York Knicks.




3 marca, niecelny rzut na dogrywkę przeciwko Orlando Magic



13 lutego przeciwko Boston Celtics, tutaj rzuca Mike Miller, ale LeBron ma wcześniej piłkę i "tchórzy".



Okej, ta ostatnia pojedyncza akcja przeciwko Celtics to być może przesada, ale z drugiej strony - w czwartej kwarcie tego meczu było kilka niezbyt chwalebnych zagrań, które znajdziemy w przygotowanym przez jednego z antyfanów mixie.



Do tej listy dochodzi dzisiejszy mecz z Chicago Bulls (na razie na youtubie jest tylko cały recap, gdy pojawi się sama ostatnia akcja, to podmienię film)



Tak, czekałem na niedzielne spotkanie z Bykami, bo byłem niemal przekonany, że LeBron dopisze w ten wieczór kolejny "highlight". Nie zawiódł. Znowu spudłował rzut na wygraną. ESPN pokazał ciekawą statystykę - LBJ ma skuteczność 1/7 (z dzisiejszym spotkaniem) w końcowych 10 sekundach meczów w rzutach dających prowadzenie/remis. Słabo. Szkoda, że nie mamy podobnych statystyk całej ligi (taki Eddie House mógłby w nich mieć 100% skuteczności). Są co prawda clutch stats, ale dotyczą ostatnich 5 minut.

LeBron ma znowu najlepsze statystyki w lidze np. według popularnego rankingu PER, ale nie jest nawet bezsprzecznym numerem 1 w swojej drużynie (pozdrawia Dwyane Wade, jeśli ktoś nie wie o kogo chodzi). A jego drużyna nie tylko nie jest numerem 1 w lidze. Gra dużo poniżej oczekiwań. Pamiętacie jak Jeff Van Gundy mówił przed sezonem coś o bilansie 82-0? Teraz brzmi jak kiepski żart Kuby Wojewódzkiego. Heat mogą naprawdę mieć dopiero 3. miejsce przed play-off i grać półfinał konferencji z Bulls bez przewagi parkietu. A Bulls mają z nimi komplet trzech zwycięstw w regular season.

Heat z poważniejszymi rywalami po prostu przegrywają raz za razem. I wcale nie jest tak, że im dalej w sezon, tym lepiej, wcale czas im pomaga. Po Nowym Roku grali 13 spotkań z zespołami z dodatnim bilansem. Wygrali tylko 3 - z przetrzebionymi kontuzjami Portland Trail Blazers, z Orlando Magic i z Oklahoma City Thunder, gdy LBJ w końcówce mając wolną pozycję na dystansie wolał oddać do House'a (może powinien tak robić w każdym meczu, bo House przynajmniej trafił). Można stwierdzić, że to dobrze o nim świadczy, że potrafi znależć partnera, że nie jest samolubny. Teoretycznie tak. Tylko czy osoba, która w ostatniej minucie albo pudłuje albo boi się rzucać z czystej pozycji to MVP? Dla mnie to pytanie retoryczne.

Przejrzałem jeszcze raz te filmy. Hmmm, a może kiedyś w głowie trenera Erika Spoelstry urodzi się pomysł, by spróbować dać w takiej sytuacji piłkę Wade'owi? Ot tak po prostu z ciekawości...

poniedziałek, 28 lutego 2011

Uśmiech Allana Houstona



Allan Houston mógł się szeroko uśmiechnąć w ostatnim dniu lutego. Czyżby wracała wielka rywalizacja Knicks - Heat?

W zasadzie nie mam nic przeciwko TAKIEJ serii play-off jak np. w 1999 roku:



Na razie New York Knicks postawili pierwszy statement po transferze Carmelo Anthony’ego i Chaunceya Billupsa z Denver Nuggets. Naturalna reakcja na to wzmocnienie brzmiała: “fajnie, w ataku Melo, Billups i Amar’e Stoudemire będą znakomici, ale nie będą bronić.”

I co? I w decydującej akcji powstrzymali Miami Heat defensywą. Knicks prowadzili 87:86, LeBron James miał piłkę, chciał minąć Anthony’ego, ale kiepsko mu to wyszło. A na dodatek Stoudemire pomógł koledze blokiem.



Anthony przyznał po meczu, że sam chciał bronić przeciwko Jamesowi. I want challenges.

Knicks przypieczętowali wygraną 91:86 rzutami wolnymi.

Melo - LeBron 1:0.

Ciąg dalszy w play-offach? Nie ma nic przeciwko, chociaż prywatnie obstawiam, że Heat zajmą jednak pierwsze miejsce w Konferencji Wschodniej. A dodatkowo chciałbym, żeby Knicks dali się wyprzedzić będącym w znakomitej dyspozycji Philadelphia 76ers (9-3 w lutym!).



Inna sprawa, że:

The atmosphere was crazy - Knicks guard Anthony Carter said.

Nawet oglądając mecz z odtworzenia przed komputerem czuło się w powietrzu play-offy.

A obok linii siedział Spike Lee (najwyraźniej Landry Fields kogoś jednak namówił do kupna koszulki).


Knicks nie są w tym sezonie (jeszcze?) zespołem na walkę o finał, ale seria play-off z Miami byłaby bardzo ekscytująca. Może skończyłaby się jak w 1999?

piątek, 25 lutego 2011

Rose jak MVP? Heat sami tego chcieli


Kilka dni temu Chris Bosh zasugerował, że MVP tego sezonu NBA powinien być Derrick Rose z Chicago Bulls, a nie jego kolega z Miami Heat LeBron James. Rose'a najwyrażniej trochę sparaliżowały takie pochwały przed bezpośrednim starciem, ale ostatecznie się obronił.

Dla lidera Byków to był niełatwy mecz (Bulls wygrali 93:89). Przez blisko trzy kwarty nie mógł znależć odpowiedniego rytmu, pudłowal proste rzuty, nabierał się na defensywne pułapki rywali. Heat spokojnie prowadzili ok. 10 punktami. I wyglądało na to, że Miami spokojnie upora się z goniącymi ich Bulls mówiąc im wyrażnie "drugie miejsce na Wschodzie nie jest dla was."

I nagle Heat się zacięli. Nagle ich atak ograniczył się do indywidualnych akcji Dwyane'a Wade'a i Jamesa. Nagle zabrakło współpracy, nie było zagrań z tą dwójką uciekającą bez piłki, nie było dzielenia się piłką. Tak jakby Heat zapomnieli, co im dało pewne prowadzenie w pierwszej połowie. A bylo to po pierwsze wykorzystanie wszystkich graczy na parkiecie, po drugie kontrataki. Heat mieli 13 punktów z szybkiego już w połowie pierwszej kwarty. James zdobył w ten sposób 6 "oczek" w niecałą minutę. Póżniej okazało się, że jedna z lepszych w lidze obrona Bulls jednak jest gdzieś w hali. To jednak nie tłumaczy dlaczego Heat grali tak jednostronnie.

Z jednej strony to wydaje się oczywiste - jeśli masz takich gości jak James i Wade w składzie to po co ktoś inny ma rzucać? Ale z drugiej strony - to nie pierwszy mecz z silnym rywalem, w którym brakuje wsparcia graczy drugiego planu przez całe 48 minut. Właściwie trzeciego planu. Erick Dampier zaczął bardzo aktywnie, Mario Chalmers przed przerwą też sporo rzucał, a o ile się nie mylę to w drugiej połowie nie oddali rzutu.

A graczem drugiego planu jest Chris Bosh, którego celowo nie wspomniałem do tej pory. Bosh zagrał na skuteczności - uwaga to nie błąd - 1/18 z gry i to był jeden z gwożdzi do trumny Heat. Nie oczekując od niego cudów wystarczyłoby, że zagrałby na 30% z gry i może tych kilku punktów do wygranej by nie zabrakło. Paradoksalnie Bosha można jednak pochwalić. Niejeden zawodnik w taki dzień bałby się odpowiedzialności i przy 1/10 czy 1/8 nie spojrzał w kierunku kosza. Bosh dostawał piłkę w swoich ulubionych miejscach na parkiecie i rzucał. Liczyłem, że pokaże dlaczego to on, a nie Carlos Boozer znalazł się w Meczu Gwiazd. Nie pokazał. Panowie B nie grali cały czas przeciwko sobie, ale nie ma co porównywać. Boozer był dwa poziomy wyżej.

Wracając do Rose'a i kwestii MVP. Końcówka była już jego. Najpierw to on zakończył serię Bulls dając im prowadzenie. Potem już w ostatnich dwóch minutach zdobył 4 punkty i podwojony świetnie oddał do Luola Denga, który trafił przy remisie 79:79 20 sekund do końca kluczową trójkę. 26 punktów przy 24 rzutach nie wyglądają olśniewająco, ale nie zawsze można grać tak jak tydzień wcześniej przeciwko San Antonio Spurs (42 punkty, 28 rzutów). Jeśli masz dobry dzień, to nie problem. Umiejętność przezwyciężenia kłopotów jest czymś co wyróżnia klasowych graczy.

Jeśli nie Rose to kto był kluczem do udanej pogoni Bulls? Wielkie zasługi ma Deng, który miał świetną trzecią kwartę w ofensywie, a w obronie miał kilka bardzo dobrych akcji na Jamesie. Mamy też cichego bohatera Byków. Joakim Noah powrócił po urazie palca i wniósł sporo energii. Był jednak daleki od normalnej formy, daleki double-double, a w najważniejszych momentach w drugiej połowie nie było go na boisku. Wszystko dlatego, że tym cichym bohaterem był Omer Asik.

Turek przed meczem dowiedział się, że jest jedynym przedstawicielem swojej ojczyzny z szansami na grę w tegorocznym finale (bo Boston Celtics oddali Semiha Erdena) i dobrze mu to zrobiło. Defensywna tablica została wyczyszczona aż lśniło - w sumie 11 zbiórek i duże wsparcie dla obrony Byków. Asik był +17 w +/- (najwięcej w drużynie, Noah -11) i w zasadzie gdyby miał perukę z kręconymi długimi włosami a la Noah, to nikt by się nie zorientował kto rządzi pod chicagowską deską. Gdyby jeszcze potrafił dać coś Bykom w ataku. Przecież potrafi być skuteczny w ofensywie. Marcin Gortat coś o tym wie.

Heat są teraz 42-16,  Bulls 39-17, a Celtics po porażce w Denver 41-15. Mimo wszystko nadal stawiam na pierwsze miejsce dla Heat.

niedziela, 2 maja 2010

Mecz łokciowy

Są takie mecze (wydarzenia), które potem chętnie się wspomina. Często bez dokładnej daty i szczegółów, po prostu hasłowo.

"Pamiętacie jak Jordan wygrał Bykom mecz grając z grypą?"

"Pamiętacie jak McGrady rzucił 10 punktów w ostatniej minucie i Rockets zwyciężyli?"

"Pamiętacie jak LeBron rzucił 25 ostatnich punktów Cavaliers?"

"Pamiętacie jak Kobe rzucił 81 punktów?"

"Pamiętacie jak kiedyś w finale Bulls wygrali z Jazz różnicą 42 punktów?"

"Pamiętacie jak Iverson kiedyś rzucił w serii z Raptors 54 punkty, a dwa później Vince Carter odpowiedział mu rzucając 50?"

"Pamiętacie jak Jacek Krzykała trafił spod swojego kosza we Włocławku?"

Być może teraz dołączy do tego: "Pamiętacie jak LeBron ograł Celtics z kontuzjowanym łokciem?"

Miałem wątpliwości odnośnie realności jego kontuzji, ale szybko zniknęły. W pierwszej kwarcie rzucał tylko lewą ręką i spod kosza. Na pierwszy rzut z półdystansu zdecydował się bodaj w 18. minucie. Widać było, że łokieć mu przeszkadza, ale z czasem wyglądało na to, że James (fot. z ESPN) zapomniał o bólu. I trafiał. Z 18 ostatnich punktów drużyny 12 zdobył on. A sześć Shaquille O'Neal, co też jest znamienne i tworzy kolejny temat do dyskusji. Zostając przy LeBronie - 22 sekundy przed końcem przy wyniku 98:94 trafił "trójkę" dobijając Celtów.

35 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst. 12/24 z gry.

"It's been better. But that's no excuse for me. I don't make any excuses and I'll be ready for (Game 2) Monday." - powiedział James o łokciu. Czyli w skrócie: było z nim lepiej, ale nie chce się tłumaczyć i będzie gotowy na mecz nr 2. To cytat z konferencji prasowej, a bezpośrednio po spotkaniu w ESPN LeBron mówił jeszcze (być może cytat nie jest dosłowny): "Everybody is talking: elbow, elbow, elbow, elbow. I don't want to talk about this. I wanna play".

Szacunek za mecz łokciowy :-) Szkoda, że w polskim języku tłumaczenie "elbow game" brzmi to debilnie.

Cavaliers - Celtics 1-0. Czekamy na kolejne historyczne mecze.

wtorek, 20 kwietnia 2010

LeBron jest byczy

Nie jestem fanem LeBrona Jamesa, denerwuje mnie jego siłowy i zbyt indywidualny styl gry, ale nie sposób nie docenić tego co zrobił Bykom z Chicago ostatniej nocy.



















Już wydawało się, że Bulls mogą wygrać z Cavaliers w Cleveland i wyrównać stan serii na 1-1, co byłoby dużą niespodzianką. I nagle w czwartej kwarcie przy wyniku bliskim LeBron wziął sprawy w swoje ręce.



















40 punktów, 8 zbiórek, 8 asyst. Skuteczność z gry 16/23. W czwartej kwarcie przy wyniku 96:93 cztery minuty przed końcem rzucił kolejnych 11 punktów dla Cavaliers i zrobiło się 107:98. Kawalerzyści wygrali ostatecznie 112:102.

Amazing.

A wczoraj chciałem napisać notkę pod tytułem "Który z niżej notowanych zespołów stać na niespodziankę w meczu numer 2?". Zdeaktualizowała się, bo w ostatnim meczu numer 1 Portland Trail Blazers pokazali, że po prostu mają jaja. Bez Brandona Roya popisowo ograli będących przecież w znakomitej formie pod koniec rundy zasadniczej Phoenix Suns. Ale co tam dla nich jedna kontuzja - wygrywali w tym sezonie mając zdecydowanie bardziej podziurawiony skład.

piątek, 16 kwietnia 2010

NBA Regular Season - najlepsi

Zaledwie przedwczoraj zakończyła się runda zasadnicza NBA, a już jutro startują play-offy. Czasu na podsumowania i zapowiedzi jest niewiele, więc ... zaczynamy. Najpierw najlepsi w regular season.

Na PolskiKosz.pl świetny (i kontrowersyjny) dwuczęściowy tekst na ten temat popełnił Witek Piątkowski (Część I i Część II). A tak to widzi ESPN. Po rundzie zasadniczej powstał jeszcze ten tekst oraz zestawienie najbardziej pamiętnych momentów tego sezonu. Ja będę bardziej skondensowany niż Witek.

MVP - LeBron James (Cleveland Cavaliers)

Ktoś ma jakieś wątpliwości? Można go nie lubić, nie znosić, nie cierpieć, nawet nienawidzić, nie darzyć szacunkiem i ... wymyślcie sobie inne określenia. Ale nie można nie dostrzegać jego olbrzymich umiejętności. Momentami gra niemal jak maszyna z innego świata.

Coach of the Year - Scott Skiles (Milwaukee Bucks)

Twoja największa gwiazda (Michael Redd) traci prawie cały sezon z powodu kontuzji. Główne role muszą odgrywać zawodnicy, którzy w ubiegłym sezonie grali (Brandon Jennings, Carlos Delfino, Ersan Ilyasova) w Europie i wcale nie byli na szczycie. Co z tego wynika? Bilans 12-70? Nie, pewny awans do play-off. A byłoby pewnie piąte miejsce, gdyby nie koszmarna kontuzja Andrew Boguta.

Rookie of the Year - Tyreke Evans (Sacramento Kings)

Jennings był niesamowity na początku, Stephen Curry w drugiej części sezonu. Evans był świetny przez cały rok. Statystyki ponad 20 punktów plus ponad 5 asyst plus ponad 5 zbiórek miało niewielu graczy w historii.

Sixth Man of the Year - Jamal Crawford (Atlanta Hawks)

Tutaj nie ma żadnych wątpliwości. Crawford był zagadką i ryzykiem (taki szaleniec jako rezerwowy w silnej drużynie?), a sprawdził się znakomicie. Jest drugim strzelcem Hawks, często przebywa na parkiecie w najważniejszych momentach meczu. To jeden z pozornych rezerwowych, do których należy też np. Manu Ginobili. Ale technicznie rzecz biorąc kwalifikuje się do tej nagrody.

Defensive Player of the Year - Ron Artest (Los Angeles Lakers)

To taka ulepszona (bo umie grać także w ataku) wersja Bruce'a Bowena. Czasami jest trochę "dirty" i stosuje brzydkie sztuczki, ale to sprawia, że rywale nie lubią przeciwko niemu grać. Dobry plaster, którego na dodatek przeciwnik się boi - czego chcieć więcej?

Most Improved Player - Kevin Durant (Oklahoma City Thunder)

Tutaj miałem twardy orzech do zgryzienia. Jest Aaron Brooks, który stał się liderem Houston Rockets wychodząc z drugiego szeregu. Jest Kevin Durant, który z roli dobrego gracza w słabej ekipie przeobraził się w jedną z pięciu największych gwiazd ligi prowadząc swoją ekipę do play-offów. Jest Joakim Noah, który awansował do czołówki najlepszych środkowych i najlepiej zbierajacych. Jest George Hill, który świetnie zastąpił Tony'ego Parkera, gdy ten doznał kontuzji. Ja stawiam na Duranta, bo awans na ten najwyższy szczebel w lidze to piekielnie trudna sprawa i niewielu się to udaje.

General Manager of the Year - Danny Ferry (Cleveland Cavaliers)

Pozyskanie superstara Antawna Jamisona za ... nic (bo Żydrunas Ilgauskas już do Cleveland wrócił) to majstersztyk.

All NBA Starting Five - Steve Nash (Phoenix Suns), Kobe Bryant (Los Angeles Lakers), LeBron James (Cleveland Cavaliers), Kevin Durant (Oklahoma City Thunder), Dwight Howard (Orlando Magic)

Zrezygnowałem z silnego skrzydłowego, bo pomięcie Jamesa lub Duranta byłoby nie lada grzechem. Nash jako rozgrywający, bo mimo wieku wciąż "zjada" całą młodzież w lidze. Dlaczego Bryant a nie Wade? Choćby za niezliczoną ilość buzzer-beaterów, bez których na Zachodzie Lakers mieliby nie pierwszy, a ósmy bilans.

All NBA Second Five - Rajon Rondo (Boston Celtics), Dwyane Wade (Miami Heat), Carmelo Anthony (Denver Nuggets), Dirk Nowitzki (Dallas Mavericks), Tim Duncan (San Antonio Spurs)

Trochę kontrowersji nie zaszkodzi. Przyznaję, że typ Rondo to może subiektywne spojrzenie, ale jeśli facet mając trzech All-Starów w drużynie w młodym wieku sam staje się All-Starem to jest niesamowite. . Wade, Anthony, Nowitzki - bez wątpliwości. Duncan - co głupi brzmi przy takim graczu - trochę z braku laku, bo większość wyróżniających się środkowych grała w słabych zespołach.

All NBA Third Five - Deron Williams (Utah Jazz), Joe Johnson (Atlanta Hawks), Stephen Jackson (Golden State Warriors/Charlotte Bobcats), Chris Bosh (Toronto Raptors), Amare Stoudemire (Phoenix Suns)

Znowu trochę kontrowersji. Pozycja Williamsa (skoro nie było go wcześniej) nie podlega raczej dyskusji. Johnson i Jackson mogą być dla was zaskoczeniem czytając to zestawienie, ale zastanówcie się - kto w zamian? Johnson jako twarz coraz lepszych Hawks, a Jackson za znakomite wkomponowanie się w Bobcats i pokazanie, że faktycznie zasługuje na grę w play-off (o czym mówił od początku sezonu). Bosh zasługuje na to miejsce, bo gdyby nie jego kontuzja, to Raptors byliby w play-off. Stoudemire jako fałszywy środkowy, bo jeśli poszukamy typowego to do wyboru będą Andrew Bogut, Brook Lopez, Chris Kaman, a z tych co znaleźli się w play-off (albo w jego okolicach): Al Horford, Nene, Kendrick Perkins :-)

To by było na tyle. Czas zastanowić się nad play-off.