Ten majowy weekend w moim wykonaniu był skrócony (właściwie jeden dzień), ale i tak trochę powstrzymał blogowanie. Na szczęście obejrzałem 6,5 z 8 dotychczasowych meczów drugiej rundy i z czystym sercem możemy przystąpić do wyboru kolejnego All NBA Playoffs Team. Jak już zapowiedziałem w poprzednim wpisie o podobnej tematyce - nowe zestawienie dotyczy tylko drugiej rundy. W przeciwnym wypadku Chris Paul i Dwight Howard mieliby tu dożywotnie miejsce, a przecież teraz siedzą gdzieś z wędką i łowią ryby.
Pierwsza piątka: Russell Westbrook, Dwyane Wade, LeBron James, Dirk Nowitzki, Andrew Bynum
Westbrook - zaskoczeni? Spójrzmy na konkurencję, czyli PG z pozostałych ośmiu drużyn. Są wśród nich Mike Bibby, Jeff Teague, Derek Fisher, Jason Kidd, Derrick Rose, Rajon Rondo, Mike Conley. Dwaj panowie R grają poniżej normy, Conley powyżej, ale przegrywa bezpośredni pojedynek w serii Grizzlies - Thunder. Westbrook miał co prawda 2/8 z gry w czwartej kwarcie w pierwszym spotkaniu, ale wybaczam mu to. Tym bardziej, że mam świeżo w pamięci dzisiejsze spotkanie w wykonaniu Rose'a, gdzie jego chęć zdominowania gry swojego zespołu była wręcz denerwująca. 27 rzutów, 6 wolnych, 10 asyst, 8 strat, czyli finisz co najmniej 48 akcji zależał od Rose'a. A przecież są jeszcze niecelne rzuty po podaniach nowego MVP, których np. Kyle Korver miał sporo.
Wade, James - any questions? Raz jeden, raz drugi i właściwie jeśli tak będą grali dalej (po obu stronach parkietu), to wątpię, by Celtics znaleźli odpowiedź i zdołali jeszcze powalczyć w tej serii
Nowitzki - where are you Witek? :) Okej, jeszcze za wcześnie na euforię, ale Dirk w tych play-offach pokazuje, że potrafi być clutch. Do tytułu czy chociażby finału jeszcze daleko, ale w starciach bezpośrednich z Pauem Gasolem i pośrednich z Kobem Bryantem jest na razie górą. Jeśli wracając do Dallas z 2-0 nie zdoła wygrać tej serii, to chyba już do końca kariery będzie loserem. Nawet jeśli w kolejnych pięciu latach zdobędzie piętnaście tytułów mistrzowskich
Bynum - wśród środkowych miałęm spory problem. Marc Gasol zrobił sobie samemu krzywdę drugim meczem, Joakim Noah w drugim z kolei był spektakularny, ale wcześniej niekoniecznie. Wychodzi na to, że wszystko rozgrywa się w parze Tyson Chandler - Andrew Bynum. Doceniam wysiłki tego pierwszego i zmianę w obronie Mavs dokonaną w dużej mierze dzięki niemu, ale jednak w dwumeczu indywidualnie to Bynum był górą.
Druga piątka: Derrick Rose, Joe Johnson, Kevin Durant, Zach Randolph, Tyson Chandler
Rose - mogę dodać tylko tyle, że przynajmniej - w przeciwieństwie do Rondo - w czwartych kwartach można było na nim polegać. Nawet w przegranym pierwszym spotkaniu
Johnson - fantastyczna inauguracja w United Center i dlatego jego 16 punktów, 5 zbiórek, 5 przechwytów w drugim meczu wygląda niemrawo. Nie powinno, bo mimo skoncentrowanej na sobie defensywy Byków potrafił "wyrobić normę"
Durant - 33 punkty przy dobrej skuteczności i 11 zbiórek w przegranym meczu z Grizzlies. Tak zupełnie przy okazji ciekawostka - Durant ma 15% lepszą skuteczność w tej serii, gdy na parkiecie nie ma Shane'a Battiera...
Randolph - żaden PF poza Dirkiem nie był równy w obu meczach, więc wyróżniam Zibo za fantastyczny występ w niedzielę. 34 punkty, 10 zbiórek, Grizzlies zrobili w OK City to co chcieli. Co z tego, że potem Zach po raz pierwszy w tych play-offach został totalnie zatrzymany pod tablicą? 1-1 to sukces gości
Chandler - patrz wyżej.
NBA All Playoffs Losers Team
Steve Blake, Marvin Williams, Ron Artest, Kevin Garnett, Żydrunas Ilgauskas
Blake - pomysł Phila Jacksona z graniem dwoma rozgrywającymi (czyli nim i Fishem) w czwartej kwarcie game 2 miał jakiś ukryty, defensywny, sens, ale niewiele było z tego pożytku. Choćby dlatego, że Blake ostatni rzut trafił 26 kwietnia
Williams - nie wiem, czy ponowne umieszczenie go w pierwszej piątce Hawks było dobrym pomysłem. Williams ani nie grozi w tej serii rzutem w ofensywie, ani nie jest w stanie ograniczyć bezpośredniego rywala w obronie
Artest - flagrant foul na koniec drugiego meczu jest najlepszym podsumowaniem jego gry przeciwko Mavericks. Nie zdziwię się, jeśli nieobecność Rona w Dallas wyjdzie Lakers na dobre.
Garnett - umieszczanie tu KG może być trochę kontrowersyjne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Na razie przegrywa bezpośrednią (i chyba kluczową) rywalizację z Chrisem Boshem, który na dodatek nie gra rewelacyjnie, by nie powiedzieć wprost, że gra przeciętnie. Pierwszy mecz Garnett po prostu przespał, przed drugim obiecał trenerowi, że odda 20 rzutów. I oddał, bez względu na wszystko...
Ilgauskas - wreszcie! W spotkaniu numer 2 była sytuacja, w której Big Z wyrwał ważną piłkę w ataku. I to by było na tyle. Jedynym powodem, dla którego wychodzi w pierwszej piątce, jest zapewne chęć Erika Spoelstry do wpuszczania Joela Anthony'ego w drugiej kwarcie jak defensywnego game-changera.
czwartek, 5 maja 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz