A może to nie Russell Westbrook jest wariatem, tylko my postrzegamy go nie tak, jak powinniśmy?
Obejrzałem sobie czwarty mecz Thunder z Grizzlies i mam mały problem z tym panem. Po poprzednim spotkaniu bardzo narzekałem na jego grę, indywidualne akcje bez podań i nieskuteczność. Teraz właściwie styl był podobny, tylko skuteczność i wybór pozycji rzutowych nieco lepsze. Także dlatego Thunder wygrali po trzech dogrywkach 133:123.
Westbrook oddał 33 rzuty i zdobył 40 punktów. Liczby Kevina Duranta to 20 i 35. Była w trakcie tego meczu scenka, w której pokazano Duranta ostro dyskutującego z asystentem trenera Maurice’em Cheeksem. KD był ponoć niezadowolony, bo nie kończył decydującej akcji czwartej kwarty. W zasadzie to Durant nie oddał rzutu przez 9 minut pod koniec tej części i na początku dogrywki, co w przypadku dwukrotnego króla strzelców jest wydarzeniem co najmniej dziwnym. Gdy wreszcie dostał piłkę na skrzydle, to od razu rzucił w kierunku kosza i trafił. Kto jest winny takiej (nie chodzi o celny rzut, ale o “przestój”) sytuacji? Skoncentrowana na Durancie obrona Grizzlies po części, ale także Westbrook, który sam kończył akcje...
I tu dochodzimy do momentu, w którym zacząłem się zastanawiać ”dlaczego nie?” Dlaczego właściwie Westbrook nie może być go-to-guyem w ekipie Thunder? Dlaczego człowiek notujący w regular season średnio 22 punkty i 8 asyst (czyli niewiele mniej niż MVP tego sezonu Derrick Rose, a przecież w Bulls nie ma kogoś kto takiego jak KD) nie może rozgrywać w pojedynkę kluczowych akcji?
Być może wszyscy (albo większość, czyli ci narzekający, w tym także i ja) postrzegają Westbrooka nie tak jak należy to robić w obecnym sezonie. Nie ma co się dziwić. Russ przebił się przecież na ten poziom dopiero w ostatnim półroczu, a jeszcze dwa lata temu miał tylko 15 punktów na mecz, 40% z gry i nie zawsze wychodził w pierwszej piątce. A w aktualnie trwających rozgrywkach przecież przez pewien czas był nawet wysoko w rankingach kandydatów do nagrody MVP. Niejeden komentator zdobył się na opinię, że to nie jest już drużyna Duranta, tylko team Westbrooka.
Może nie powinniśmy rozpatrywać Westbrooka w kategoriach opcji numer 2 w Oklahomie, która bezczelnie zabiera grę swojej wielkiej gwieździe? Może panowie Russell i Kevin powinni być równorzędnymi opcjami numer 1? Zupełnie jak panowie Dwyane i LeBron w Miami. Słyszeliście w tym sezonie jakieś narzekania na to, że w końcówkach Wade usuwa w cień Jamesa albo odwrotnie? Nie przypominam sobie. Raz jeden, raz drugi, czasem razem, koegzystencja na tej płaszczyźnie jest raczej bezproblemowa.
Kluczowe pytanie brzmi jednak nie “jak my ich powinniśmy postrzegać?” tylko “jak oni postrzegają sami siebie?”. Jeśli Durant nie ma problemu z tym, że czasem stanie z boku i patrzy co się dzieje, to ok. Jeśli jest naprawdę tak zdenerwowany jak to można było odczytać z ekranu w poniedziałek w Memphis, to coś tu nie gra. I wspólne uściski po końcowej syrenie są tylko zamaskowaniem sytuacji. Jak jest naprawdę? Czy KD szepcze pod nosem “gimme this fuckin’ ball!”? Na pewno niezadowolony nie jest trener Scott Brooks.
Russell managed the game as well as any point guard can. We needed his scoring. I know a lot goes into it. The coach and the point guard always get the blame, but Russell has improved every year and every game. He was terrific tonight. He competed on the defensive end and that's what I really care about.
Z drugiej strony - Thunder nie mogli przełamać gości dopóki w trzeciej dogrywce Durant nie zdobył 6 punktów z rzędu. Znamienne czy nie?
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Russell Westbrook. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Russell Westbrook. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 10 maja 2011
niedziela, 8 maja 2011
Russell, opanuj się!
Jeden zawodnik bierze piłkę, reszta rozchodzi się po kątach i patrzy. Główny bohater kozłuje, kozłuje, próbuje czasem jakiegoś zwodu i w końcu sam rzuca. Nie, to nie ostatnia minuta meczu Chicago Bulls z 1998 roku i Michael Jordan. To Russell Westbrook, czwarta kwarta trzeciego meczu Oklahoma City Thunder z Memphis Grizzlies w drugiej rundzie w 2011 roku.
Nie miałem nic przeciwko temu, że Westbrook chciał zostać bohaterem w końcówce meczu z Denver Nuggets w poprzedniej rundzie. Thunder prowadzili wtedy 3-0 w serii i mieli w perspektywie mecz u siebie. Spróbował, nie udało się, ale Thunder i tak awansowali. Można mu wybaczyć. Ale to co stało się w Memphis wyglądało jak słaby żart w wykonaniu Westbrooka. Gdybyście nie wiedzieli, to w tym zespole jest jeszcze niejaki Kevin Durant, król strzelców dwóch ostatnich sezonów. I to jemu Russell nie chciał podać piłki, bo... no właśnie bo co? Komentatorzy NBA TV nazwali taktykę Thunder "no-pass play". Są first-pass point guards, może być i no-pass point guard. Przesadzam oczywiście.
Paradoksalnie w statystykach Westbrook nie wygląda - 23 punkty, 12 asyst, kiepska skuteczność, ale mniej oddanych rzutów od Duranta. Póki KD mógł sobie rzucać (zresztą po podaniach Russa), to było dobrze. Niecałe osiem minut przez końcem czwartej kwarty Thunder prowadzili 82:71. Pozostały fragment przegrali 4:15. Westbrook w tym okresie 1/5 z gry i 2 straty. Durant też spudłował trzykrotnie - raz w kontrze, raz pod presją czasu ze skrzydła (airball!) i raz gdy przy remisie 86:86 dostał wolną rękę od Westbrooka.
Może moim problemem jest to, że oglądałem tylko czwartą kwartę, bo budzik zrobił mnie w balona i obudziłem się za późno, żeby zdążyć obejrzeć całe dwa mecze (zresztą potem League Pass zrobił mnie w balona i meczu Celtics - Heat nie dało się obejrzeć w przyspieszonym tempie). Ale w sumie wystarczyło mi to 12 minut, by zobaczyć, że Thunder mieli w zasadzie ten mecz w swoich rękach i gdyby tylko Westbrook nie oszalał... To nie 3-0 z Nuggets, to 1-1 z Grizzlies bez przewagi parkietu. Teraz już 1-2 i czas najwyższy, żeby dwie gwiazdy się dogadały. Droga do finału ligi jest przecież nadspodziewanie szeroko otwarta.
Nie miałem nic przeciwko temu, że Westbrook chciał zostać bohaterem w końcówce meczu z Denver Nuggets w poprzedniej rundzie. Thunder prowadzili wtedy 3-0 w serii i mieli w perspektywie mecz u siebie. Spróbował, nie udało się, ale Thunder i tak awansowali. Można mu wybaczyć. Ale to co stało się w Memphis wyglądało jak słaby żart w wykonaniu Westbrooka. Gdybyście nie wiedzieli, to w tym zespole jest jeszcze niejaki Kevin Durant, król strzelców dwóch ostatnich sezonów. I to jemu Russell nie chciał podać piłki, bo... no właśnie bo co? Komentatorzy NBA TV nazwali taktykę Thunder "no-pass play". Są first-pass point guards, może być i no-pass point guard. Przesadzam oczywiście.
Paradoksalnie w statystykach Westbrook nie wygląda - 23 punkty, 12 asyst, kiepska skuteczność, ale mniej oddanych rzutów od Duranta. Póki KD mógł sobie rzucać (zresztą po podaniach Russa), to było dobrze. Niecałe osiem minut przez końcem czwartej kwarty Thunder prowadzili 82:71. Pozostały fragment przegrali 4:15. Westbrook w tym okresie 1/5 z gry i 2 straty. Durant też spudłował trzykrotnie - raz w kontrze, raz pod presją czasu ze skrzydła (airball!) i raz gdy przy remisie 86:86 dostał wolną rękę od Westbrooka.
Może moim problemem jest to, że oglądałem tylko czwartą kwartę, bo budzik zrobił mnie w balona i obudziłem się za późno, żeby zdążyć obejrzeć całe dwa mecze (zresztą potem League Pass zrobił mnie w balona i meczu Celtics - Heat nie dało się obejrzeć w przyspieszonym tempie). Ale w sumie wystarczyło mi to 12 minut, by zobaczyć, że Thunder mieli w zasadzie ten mecz w swoich rękach i gdyby tylko Westbrook nie oszalał... To nie 3-0 z Nuggets, to 1-1 z Grizzlies bez przewagi parkietu. Teraz już 1-2 i czas najwyższy, żeby dwie gwiazdy się dogadały. Droga do finału ligi jest przecież nadspodziewanie szeroko otwarta.
Etykiety:
Kevin Durant,
koszykówka,
NBA,
NBA play-off,
Oklahoma City Thunder,
Russell Westbrook
czwartek, 5 maja 2011
All NBA Playoffs Team - 2. runda po 2 meczach
Ten majowy weekend w moim wykonaniu był skrócony (właściwie jeden dzień), ale i tak trochę powstrzymał blogowanie. Na szczęście obejrzałem 6,5 z 8 dotychczasowych meczów drugiej rundy i z czystym sercem możemy przystąpić do wyboru kolejnego All NBA Playoffs Team. Jak już zapowiedziałem w poprzednim wpisie o podobnej tematyce - nowe zestawienie dotyczy tylko drugiej rundy. W przeciwnym wypadku Chris Paul i Dwight Howard mieliby tu dożywotnie miejsce, a przecież teraz siedzą gdzieś z wędką i łowią ryby.
Pierwsza piątka: Russell Westbrook, Dwyane Wade, LeBron James, Dirk Nowitzki, Andrew Bynum
Westbrook - zaskoczeni? Spójrzmy na konkurencję, czyli PG z pozostałych ośmiu drużyn. Są wśród nich Mike Bibby, Jeff Teague, Derek Fisher, Jason Kidd, Derrick Rose, Rajon Rondo, Mike Conley. Dwaj panowie R grają poniżej normy, Conley powyżej, ale przegrywa bezpośredni pojedynek w serii Grizzlies - Thunder. Westbrook miał co prawda 2/8 z gry w czwartej kwarcie w pierwszym spotkaniu, ale wybaczam mu to. Tym bardziej, że mam świeżo w pamięci dzisiejsze spotkanie w wykonaniu Rose'a, gdzie jego chęć zdominowania gry swojego zespołu była wręcz denerwująca. 27 rzutów, 6 wolnych, 10 asyst, 8 strat, czyli finisz co najmniej 48 akcji zależał od Rose'a. A przecież są jeszcze niecelne rzuty po podaniach nowego MVP, których np. Kyle Korver miał sporo.
Wade, James - any questions? Raz jeden, raz drugi i właściwie jeśli tak będą grali dalej (po obu stronach parkietu), to wątpię, by Celtics znaleźli odpowiedź i zdołali jeszcze powalczyć w tej serii
Nowitzki - where are you Witek? :) Okej, jeszcze za wcześnie na euforię, ale Dirk w tych play-offach pokazuje, że potrafi być clutch. Do tytułu czy chociażby finału jeszcze daleko, ale w starciach bezpośrednich z Pauem Gasolem i pośrednich z Kobem Bryantem jest na razie górą. Jeśli wracając do Dallas z 2-0 nie zdoła wygrać tej serii, to chyba już do końca kariery będzie loserem. Nawet jeśli w kolejnych pięciu latach zdobędzie piętnaście tytułów mistrzowskich
Bynum - wśród środkowych miałęm spory problem. Marc Gasol zrobił sobie samemu krzywdę drugim meczem, Joakim Noah w drugim z kolei był spektakularny, ale wcześniej niekoniecznie. Wychodzi na to, że wszystko rozgrywa się w parze Tyson Chandler - Andrew Bynum. Doceniam wysiłki tego pierwszego i zmianę w obronie Mavs dokonaną w dużej mierze dzięki niemu, ale jednak w dwumeczu indywidualnie to Bynum był górą.
Druga piątka: Derrick Rose, Joe Johnson, Kevin Durant, Zach Randolph, Tyson Chandler
Rose - mogę dodać tylko tyle, że przynajmniej - w przeciwieństwie do Rondo - w czwartych kwartach można było na nim polegać. Nawet w przegranym pierwszym spotkaniu
Johnson - fantastyczna inauguracja w United Center i dlatego jego 16 punktów, 5 zbiórek, 5 przechwytów w drugim meczu wygląda niemrawo. Nie powinno, bo mimo skoncentrowanej na sobie defensywy Byków potrafił "wyrobić normę"
Durant - 33 punkty przy dobrej skuteczności i 11 zbiórek w przegranym meczu z Grizzlies. Tak zupełnie przy okazji ciekawostka - Durant ma 15% lepszą skuteczność w tej serii, gdy na parkiecie nie ma Shane'a Battiera...
Randolph - żaden PF poza Dirkiem nie był równy w obu meczach, więc wyróżniam Zibo za fantastyczny występ w niedzielę. 34 punkty, 10 zbiórek, Grizzlies zrobili w OK City to co chcieli. Co z tego, że potem Zach po raz pierwszy w tych play-offach został totalnie zatrzymany pod tablicą? 1-1 to sukces gości
Chandler - patrz wyżej.
NBA All Playoffs Losers Team
Steve Blake, Marvin Williams, Ron Artest, Kevin Garnett, Żydrunas Ilgauskas
Blake - pomysł Phila Jacksona z graniem dwoma rozgrywającymi (czyli nim i Fishem) w czwartej kwarcie game 2 miał jakiś ukryty, defensywny, sens, ale niewiele było z tego pożytku. Choćby dlatego, że Blake ostatni rzut trafił 26 kwietnia
Williams - nie wiem, czy ponowne umieszczenie go w pierwszej piątce Hawks było dobrym pomysłem. Williams ani nie grozi w tej serii rzutem w ofensywie, ani nie jest w stanie ograniczyć bezpośredniego rywala w obronie
Artest - flagrant foul na koniec drugiego meczu jest najlepszym podsumowaniem jego gry przeciwko Mavericks. Nie zdziwię się, jeśli nieobecność Rona w Dallas wyjdzie Lakers na dobre.
Garnett - umieszczanie tu KG może być trochę kontrowersyjne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Na razie przegrywa bezpośrednią (i chyba kluczową) rywalizację z Chrisem Boshem, który na dodatek nie gra rewelacyjnie, by nie powiedzieć wprost, że gra przeciętnie. Pierwszy mecz Garnett po prostu przespał, przed drugim obiecał trenerowi, że odda 20 rzutów. I oddał, bez względu na wszystko...
Ilgauskas - wreszcie! W spotkaniu numer 2 była sytuacja, w której Big Z wyrwał ważną piłkę w ataku. I to by było na tyle. Jedynym powodem, dla którego wychodzi w pierwszej piątce, jest zapewne chęć Erika Spoelstry do wpuszczania Joela Anthony'ego w drugiej kwarcie jak defensywnego game-changera.
Pierwsza piątka: Russell Westbrook, Dwyane Wade, LeBron James, Dirk Nowitzki, Andrew Bynum
Westbrook - zaskoczeni? Spójrzmy na konkurencję, czyli PG z pozostałych ośmiu drużyn. Są wśród nich Mike Bibby, Jeff Teague, Derek Fisher, Jason Kidd, Derrick Rose, Rajon Rondo, Mike Conley. Dwaj panowie R grają poniżej normy, Conley powyżej, ale przegrywa bezpośredni pojedynek w serii Grizzlies - Thunder. Westbrook miał co prawda 2/8 z gry w czwartej kwarcie w pierwszym spotkaniu, ale wybaczam mu to. Tym bardziej, że mam świeżo w pamięci dzisiejsze spotkanie w wykonaniu Rose'a, gdzie jego chęć zdominowania gry swojego zespołu była wręcz denerwująca. 27 rzutów, 6 wolnych, 10 asyst, 8 strat, czyli finisz co najmniej 48 akcji zależał od Rose'a. A przecież są jeszcze niecelne rzuty po podaniach nowego MVP, których np. Kyle Korver miał sporo.
Wade, James - any questions? Raz jeden, raz drugi i właściwie jeśli tak będą grali dalej (po obu stronach parkietu), to wątpię, by Celtics znaleźli odpowiedź i zdołali jeszcze powalczyć w tej serii
Nowitzki - where are you Witek? :) Okej, jeszcze za wcześnie na euforię, ale Dirk w tych play-offach pokazuje, że potrafi być clutch. Do tytułu czy chociażby finału jeszcze daleko, ale w starciach bezpośrednich z Pauem Gasolem i pośrednich z Kobem Bryantem jest na razie górą. Jeśli wracając do Dallas z 2-0 nie zdoła wygrać tej serii, to chyba już do końca kariery będzie loserem. Nawet jeśli w kolejnych pięciu latach zdobędzie piętnaście tytułów mistrzowskich
Bynum - wśród środkowych miałęm spory problem. Marc Gasol zrobił sobie samemu krzywdę drugim meczem, Joakim Noah w drugim z kolei był spektakularny, ale wcześniej niekoniecznie. Wychodzi na to, że wszystko rozgrywa się w parze Tyson Chandler - Andrew Bynum. Doceniam wysiłki tego pierwszego i zmianę w obronie Mavs dokonaną w dużej mierze dzięki niemu, ale jednak w dwumeczu indywidualnie to Bynum był górą.
Druga piątka: Derrick Rose, Joe Johnson, Kevin Durant, Zach Randolph, Tyson Chandler
Rose - mogę dodać tylko tyle, że przynajmniej - w przeciwieństwie do Rondo - w czwartych kwartach można było na nim polegać. Nawet w przegranym pierwszym spotkaniu
Johnson - fantastyczna inauguracja w United Center i dlatego jego 16 punktów, 5 zbiórek, 5 przechwytów w drugim meczu wygląda niemrawo. Nie powinno, bo mimo skoncentrowanej na sobie defensywy Byków potrafił "wyrobić normę"
Durant - 33 punkty przy dobrej skuteczności i 11 zbiórek w przegranym meczu z Grizzlies. Tak zupełnie przy okazji ciekawostka - Durant ma 15% lepszą skuteczność w tej serii, gdy na parkiecie nie ma Shane'a Battiera...
Randolph - żaden PF poza Dirkiem nie był równy w obu meczach, więc wyróżniam Zibo za fantastyczny występ w niedzielę. 34 punkty, 10 zbiórek, Grizzlies zrobili w OK City to co chcieli. Co z tego, że potem Zach po raz pierwszy w tych play-offach został totalnie zatrzymany pod tablicą? 1-1 to sukces gości
Chandler - patrz wyżej.
NBA All Playoffs Losers Team
Steve Blake, Marvin Williams, Ron Artest, Kevin Garnett, Żydrunas Ilgauskas
Blake - pomysł Phila Jacksona z graniem dwoma rozgrywającymi (czyli nim i Fishem) w czwartej kwarcie game 2 miał jakiś ukryty, defensywny, sens, ale niewiele było z tego pożytku. Choćby dlatego, że Blake ostatni rzut trafił 26 kwietnia
Williams - nie wiem, czy ponowne umieszczenie go w pierwszej piątce Hawks było dobrym pomysłem. Williams ani nie grozi w tej serii rzutem w ofensywie, ani nie jest w stanie ograniczyć bezpośredniego rywala w obronie
Artest - flagrant foul na koniec drugiego meczu jest najlepszym podsumowaniem jego gry przeciwko Mavericks. Nie zdziwię się, jeśli nieobecność Rona w Dallas wyjdzie Lakers na dobre.
Garnett - umieszczanie tu KG może być trochę kontrowersyjne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Na razie przegrywa bezpośrednią (i chyba kluczową) rywalizację z Chrisem Boshem, który na dodatek nie gra rewelacyjnie, by nie powiedzieć wprost, że gra przeciętnie. Pierwszy mecz Garnett po prostu przespał, przed drugim obiecał trenerowi, że odda 20 rzutów. I oddał, bez względu na wszystko...
Ilgauskas - wreszcie! W spotkaniu numer 2 była sytuacja, w której Big Z wyrwał ważną piłkę w ataku. I to by było na tyle. Jedynym powodem, dla którego wychodzi w pierwszej piątce, jest zapewne chęć Erika Spoelstry do wpuszczania Joela Anthony'ego w drugiej kwarcie jak defensywnego game-changera.
Etykiety:
Andrew Bynum,
Dirk Nowitzki,
Dwyane Wade,
LeBron James,
Russell Westbrook
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
All NBA Playoffs Team po meczach nr 1
Pierwsza odsłona pierwszej rundy NBA Playoffs była ekscytująca jak nigdy (wyniki, staty i recapy są tutaj i tutaj). Kto nas zaskoczył, kto nas zawiódł, kto był najlepszy, a o kogo możemy zapytać “yyy, a on grał”? Wybieranie All Playoffs Teams po dwóch dniach to ryzykowny pomysł, ale w sumie kto nam broni? :) Przyznaję, że pierwszy wpadł na to na Twitterze Maciek Kwiatkowski, lecz nie przy wszystkich nazwiskach byliśmy zgodni.
Kto jest na razie na topie?
Chris Paul (New Orleans Hornets), Derrick Rose (Chicago Bulls), Kevin Durant (Oklahoma City Thunder), Dirk Nowitzki (Dallas Mavericks), Dwight Howard (Orlando Magic)
Kolejno 33, 39, 41, 28, 46 punktów. Komplet pięciu wygranych ich drużyn i właściwie nie ma żadnych wątpliwości co do czterech powyższych nazwisk. Jedyny znak zapytania można umieścić przy Dirku. Dlaczego on, a nie Al Horford, Chris Bosh, Amar’e Stoudemire, LaMarcus Aldridge, Zach Randolph. Żaden z nich nie był tak clutch jak Niemiec, mimo że skrzydłowy Mavs nie zdobył punktu w ostatnich dwóch minutach. Ale chwilę wcześniej miał niesamowitą serię 10 punktów w 101 sekund. Od stanu 72:70 dla Blazers sam doprowadził do 80:76 dla Mavs. Dwa wolne, trójka, wolne i akcja 2+1. Jeden z kolegów z PolskiKosz.pl o inicjałach WP pisał kiedyś, że “clutchowatość” i Nowitzki w jednym, to rzecz niemożliwa. Really?
Russell Westbrook, Doc Rivers, Joe Johnson, Amar’e Stoudemire, Marc Gasol
Nadmiar silnych skrzydłowych ze znakomitymi meczami sprawia, że właściwie można by z nich samych złoźyć drugą piątkę. Ale jeśli już mamy pozostać przy pozycjach - Stoudemire był z nich najlepszy. Kevin Garnett nie jest tak znakomitym defensorem 1 na 1 jak dowódcą obrony zespołowej, ale i tak to co STAT robił z KG było niesamowite. Nie będę go karał tylko za to, że w dwóch ostatnich akcjach Knicks woleli dać piłkę Carmelo Anthony’emu i przegrać.
Marc Gasol? To nie pomyłka w imieniu. Widziałem tylko dwie ostatnie minuty meczu Spurs - Grizzlies (zresztą na niemieckiej wersji NBA.com, która daje darmowe transmisje!), ale to w połączeniu ze statystykami 24/9 wystarczyło mi, żeby docenić Hiszpana.
Westbrook? Tak, mecz Thunder wygrał w większym stopniu Durant, ale przez 30 minut to było spotkanie Russella z Nuggets. Nie miejmy mu za złe, że oddał show koledze, bo nawet w “cichej” czwartej kwarcie miał ważne trafienie na 104:101 22 sekundy przed końcem.
Johnson? To właściwie paradoks, bo żadna inna dwójka w całych play-offach nie zagrała lepiej. Owszem D-Wade był killerem w końcówce meczu Miami Heat, a Kobe Bryant rzucił 34 punkty dla Lakers, ale w kluczowym momencie wkozłował sobie piłkę w nogę i siedział na boisku jak Dziewica Orleańska (copyright by Wojciech Michałowicz).
Doc Rivers? Fajny żart co nie? Końcówka w wykonaniu Celtics to głównie jego zasługa. Najpierw znakomicie przygotowane akcja z autu, w której KG zdobyl punkty wsadem, a z zegara ubyło tylko 0.5 (pół!) sekundy. A potem zagrywka na trójkę Raya Allena. Perfekcyjnie zrealizowana - to fakt - ale też perfekcyjnie przygotowana.
Są pochwały, muszą być też i nagany.
All NBA Playoffs Losers Team
Tony Parker, Landry Fields, Carmelo Anthony, Carlos Boozer, Glen Davis
Nie zamierzam się znęcać nad graczami trzeciego czy piątego planu, którzy nic nie dali swojej ekipie (przykładowo Omer Asik, 3 minuty, zbiórka). Moje podstawowe kryterium - czego po nich należało oczekiwać i co pokazali?
Parker - tak, miał 20 punktów. Miał też 4/16 z gry i 1/8 z półdystansu/dystansu, co akurat potwierdziło mój gameplan Grizzlies z zapowiedzi (czyli niech Parker rzuca). Miał też kluczowe pudło w końcówce i niestety nie sprawił, że brak Manu był niewidoczny
Fields - absolutny non-factor w meczu Celtics - Knicks. Idealny występ do zapytania “a on grał?”. Z drugiej strony - jego nieobecność prawie pozwoliła Toneyowi Douglasowi zostać bohaterem w ostatniej minucie
Anthony - dwa faule po dwóch minutach były znamienne. Równie “świetne” dla niego były dwie ostatnie minuty - najpierw ofens, potem airball na wygraną. Skuteczność 5/18 z gry. Amar’e może mieć słusznie pretensje.
Boozer - miał być drugą opcją i największym wsparciem D-Rose’a w Bykach, a co wyszło. Brak aktywności w ofensywie, brak skuteczności w ofensywie i uruchomiony Tyler Hansbrough na półdystansie (8/11 z tej odległości tym razem, w sezonie 40%).
Davis - 1/8 z gry i kiepska obrona. Ciekawie w tej sytuacji wygląda, że w plus/minus miał +12, a starter Jermaine O’Neal (12 pkt, 6/6 z gry) -11.
Na pewno można się spodziewać podobnego wpisu po meczach nr 2 (wtorek-czwartek). Chętnie kontynuowałbym tę zabawę takźe później, tyle, że niestety w dalszej fazie nie będzie już tak wyraźnego podziału. Np. w sobotę dwie pary grają już spotkania nr 3, a dwie inne - nr 4. Szkoda. Ale poza tym jest przecież Wielkanoc, czas m.in. odpoczynku :-)
Kto jest na razie na topie?
Chris Paul (New Orleans Hornets), Derrick Rose (Chicago Bulls), Kevin Durant (Oklahoma City Thunder), Dirk Nowitzki (Dallas Mavericks), Dwight Howard (Orlando Magic)
Kolejno 33, 39, 41, 28, 46 punktów. Komplet pięciu wygranych ich drużyn i właściwie nie ma żadnych wątpliwości co do czterech powyższych nazwisk. Jedyny znak zapytania można umieścić przy Dirku. Dlaczego on, a nie Al Horford, Chris Bosh, Amar’e Stoudemire, LaMarcus Aldridge, Zach Randolph. Żaden z nich nie był tak clutch jak Niemiec, mimo że skrzydłowy Mavs nie zdobył punktu w ostatnich dwóch minutach. Ale chwilę wcześniej miał niesamowitą serię 10 punktów w 101 sekund. Od stanu 72:70 dla Blazers sam doprowadził do 80:76 dla Mavs. Dwa wolne, trójka, wolne i akcja 2+1. Jeden z kolegów z PolskiKosz.pl o inicjałach WP pisał kiedyś, że “clutchowatość” i Nowitzki w jednym, to rzecz niemożliwa. Really?
Russell Westbrook, Doc Rivers, Joe Johnson, Amar’e Stoudemire, Marc Gasol
Nadmiar silnych skrzydłowych ze znakomitymi meczami sprawia, że właściwie można by z nich samych złoźyć drugą piątkę. Ale jeśli już mamy pozostać przy pozycjach - Stoudemire był z nich najlepszy. Kevin Garnett nie jest tak znakomitym defensorem 1 na 1 jak dowódcą obrony zespołowej, ale i tak to co STAT robił z KG było niesamowite. Nie będę go karał tylko za to, że w dwóch ostatnich akcjach Knicks woleli dać piłkę Carmelo Anthony’emu i przegrać.
Marc Gasol? To nie pomyłka w imieniu. Widziałem tylko dwie ostatnie minuty meczu Spurs - Grizzlies (zresztą na niemieckiej wersji NBA.com, która daje darmowe transmisje!), ale to w połączeniu ze statystykami 24/9 wystarczyło mi, żeby docenić Hiszpana.
Westbrook? Tak, mecz Thunder wygrał w większym stopniu Durant, ale przez 30 minut to było spotkanie Russella z Nuggets. Nie miejmy mu za złe, że oddał show koledze, bo nawet w “cichej” czwartej kwarcie miał ważne trafienie na 104:101 22 sekundy przed końcem.
Johnson? To właściwie paradoks, bo żadna inna dwójka w całych play-offach nie zagrała lepiej. Owszem D-Wade był killerem w końcówce meczu Miami Heat, a Kobe Bryant rzucił 34 punkty dla Lakers, ale w kluczowym momencie wkozłował sobie piłkę w nogę i siedział na boisku jak Dziewica Orleańska (copyright by Wojciech Michałowicz).
Doc Rivers? Fajny żart co nie? Końcówka w wykonaniu Celtics to głównie jego zasługa. Najpierw znakomicie przygotowane akcja z autu, w której KG zdobyl punkty wsadem, a z zegara ubyło tylko 0.5 (pół!) sekundy. A potem zagrywka na trójkę Raya Allena. Perfekcyjnie zrealizowana - to fakt - ale też perfekcyjnie przygotowana.
Są pochwały, muszą być też i nagany.
All NBA Playoffs Losers Team
Tony Parker, Landry Fields, Carmelo Anthony, Carlos Boozer, Glen Davis
Nie zamierzam się znęcać nad graczami trzeciego czy piątego planu, którzy nic nie dali swojej ekipie (przykładowo Omer Asik, 3 minuty, zbiórka). Moje podstawowe kryterium - czego po nich należało oczekiwać i co pokazali?
Parker - tak, miał 20 punktów. Miał też 4/16 z gry i 1/8 z półdystansu/dystansu, co akurat potwierdziło mój gameplan Grizzlies z zapowiedzi (czyli niech Parker rzuca). Miał też kluczowe pudło w końcówce i niestety nie sprawił, że brak Manu był niewidoczny
Fields - absolutny non-factor w meczu Celtics - Knicks. Idealny występ do zapytania “a on grał?”. Z drugiej strony - jego nieobecność prawie pozwoliła Toneyowi Douglasowi zostać bohaterem w ostatniej minucie
Anthony - dwa faule po dwóch minutach były znamienne. Równie “świetne” dla niego były dwie ostatnie minuty - najpierw ofens, potem airball na wygraną. Skuteczność 5/18 z gry. Amar’e może mieć słusznie pretensje.
Boozer - miał być drugą opcją i największym wsparciem D-Rose’a w Bykach, a co wyszło. Brak aktywności w ofensywie, brak skuteczności w ofensywie i uruchomiony Tyler Hansbrough na półdystansie (8/11 z tej odległości tym razem, w sezonie 40%).
Davis - 1/8 z gry i kiepska obrona. Ciekawie w tej sytuacji wygląda, że w plus/minus miał +12, a starter Jermaine O’Neal (12 pkt, 6/6 z gry) -11.
Na pewno można się spodziewać podobnego wpisu po meczach nr 2 (wtorek-czwartek). Chętnie kontynuowałbym tę zabawę takźe później, tyle, że niestety w dalszej fazie nie będzie już tak wyraźnego podziału. Np. w sobotę dwie pary grają już spotkania nr 3, a dwie inne - nr 4. Szkoda. Ale poza tym jest przecież Wielkanoc, czas m.in. odpoczynku :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)