Mam problem, bo z drugiej serii pierwszej rundy NBA Playoffs (wyniki, staty i recapy tutaj, tutaj i tutaj) nie widziałem wszystkich spotkań. Gorzej - widziałem ich połowę plus urywki pozostałych (nie te youtube'owe, tylko leaguepassowe własnej roboty). Ale skoro słowo się rzekło, to będzie All NBA Playoffs Team po meczach numer 2. Tym bardziej, że pierwsze zestawienie wywołało lawinę komentarzy;-)
Kto jest na topie po dwóch meczach w każdej parze?
Derrick Rose, Dirk Nowitzki, Dwight Howard. Te nazwiska nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Trzej panowie D w dużym stopniu powtórzyli swoje wyczyny z poprzednich spotkań. Okej, byli troszkę mniej błyskotliwi niż wcześniej, ale oceniamy przecież całokształt. Rose (średnio 37.5 punktu, 6 asyst) z drobną pomocą Kyle'a Korvera wygrał dwa mecze z Pacers. Dirk (średnio 30.5 punktu, 8.5 zbiórki) znowu zniszczył Blazers w czwartej kwarcie - tym razem 12 punktów. Dwight był Howardem i Marcinem Gortatem w jednym, bo zagrał całe 48 minut przeciwko Atlanta Hawks. 33 punkty i 19 zbiórek przy jego wcześniejszej 46-punktowej zdobyczy wyglądają blado, ale zastanówcie się jeszcze raz nad tymi liczbami. Facet nie zszedł z parkietu nawet na sekundę i nie miał słabszych momentów. Nie tylko dominował w ataku, ale zmasakrował rywali w obronie. Jason Collins, Josh Powell, Hilton Armstrong i Zaza Paczulia to nie są wirtuozi ataku, ale w sumie z pozycji środkowego mieli tylko 3 punkty i 12 zbiórek. Howard był tego dnia po prostu Supermanem, a jeśli kogoś naprawdę obchodzi moje zdanie, to dodam, że używam tego określenia w stosunku do niego po raz pierwszy. Wcześniej wydawało mi się przesadzone, ale teraz? Może należaloby po prostu nazywać go Maszyna?
Jeśli umiecie liczyć do pięciu, to zorientowaliście się, że powyżej podałem tylko trzy nazwiska. Dlaczego? Dwa pozostałe są małą zagwostką. Zacznijmy od pozycji niskiego skrzydłowego. Z jednej strony mamy Kevina Duranta, z drugiej Carmelo Anthony'ego. KD to 41 punktów i kluczowe akcje w pierwszym meczu oraz ciche drugie spotkanie na poziomie 23/5/5 plus oczywiście 2-0 w wykonaniu Oklahoma City Thunder. Melo to z kolei nadludzki mecz drugi przeciwko Celtics, w którym wyczyniał cuda (42/17/6) i to słowo wcale nie jest przesadą. Ale wcześniejszy występ był średni, by nie powiedzieć wprost: fatalny. I to właściwie on był jednym z głównych powodów pierwszej porażki Knicks z Boston Celtics. No to co? Wybór jest chyba jednak prosty - Kevin Durant.
I pozostała nam jeszcze jedna pozycja obwodowa. Chris Paul po fenomenalnej niedzieli w środę był już zdecydowanie mniej efektowny i efektywny w roli Tańczącego z Jeziorowcami. Russell Westbrook również nieco przycichł w porównaniu z Game 1 Thunder. Kto jeszcze? Ktoś o kim nie śledząc sytuacji na pewno byście nie pomyśleli. To Jason Kidd. Nie żartuję. Średnio 21 punktów, 6 asyst i 56% za 3. To nie 2001 rok, a Kidd jest w Top 3 najlepszych rozgrywających w play-offach. Możecie się sprzeczać, że Paul był bardziej błyskotliwym w wygranej w Staples Center, ale ja stawiam na Kidda. Sentyment.
Pierwsza piątka: Kidd, Rose, Durant, Nowitzki, Howard.
Druga piątka: Westbrook, Paul, Anthony, LaMarcus Aldridge, Chris Bosh
Zniknęli z listy Joe Johnson, który przespał drugi mecz Hawks w Orlando i trener Doc Rivers, który był w zasadzie "dżołkiem" mającym pokazać, kto swoimi decyzjami wygrał mecz nr 1 dla Celtics. Wypadli też Amar'e Stoudemire, bo rozbolały go plecy i Marc Gasol, bo tym razem trafiał tylko z linii rzutów wolnych. O Paulu, Westbrooku i Anthonym już było. Aldridge? Tak, Dirk na razie dominuje go w serii Mavericks - Blazers, ale to dominacja na bardzo wysokim szczeblu. To tak jakby Manute Bol mówił do Rika Smitsa: ty kurduplu. LA "trochę" znika w końcówkach, lecz patrząc na konkurencję nie widzę kogoś, kto mógłby tu być zamiast niego. Kevin Garnett? Nie po tym, co Amar'e zrobił mu w niedzielę. Chris Bosh? On już jest zajęty byciem "piątką" w moim zestawieniu, bo tutaj też mamy lukę. A Bosh - co słusznie zauważył bodaj ESPN - jest MVP Miami Heat w tych play-offach.
W pierwszym wpisie na ten temat był również All NBA Playoffs Losers Team, więc teraz też być musi.
Toney Douglas, Brandon Roy, J.R. Smith, Hedo Turkoglu, Nenad Krstić
O tym, że można z piątki All Losers trafić do piątki All Stars świadczy przykład Melo. Ale tych panów czeka dłuższa droga, bo mają po stronie minusów już dwa mecze.
Douglas - to miał być jego mecz. Chauncey Billups pojawił się w TD Garden w garniturze, więc wieczór należał do Toneya. Jest takie słowo, które młodzież chętnie teraz używa w podobnych sytuacjach: FAIL. 5/16 z gry, 14 punktów i 7 zbiórek to jeszcze nie jest supertragedia, ale to co Douglas zrobił w obronie z Rajonem Rondo (czyli mniej niż nic) zasługuje na laurkę i bombonierkę od kibiców C's
Roy - w zasadzie wszystko na temat "Roy w play-offach" napisano na blogu ZP-1. Ja mogę dorzucić statystyki ubiegłorocznego uczestnika Meczu Gwiazd - w dwóch meczach 34 minuty, 2 punkty, 2 zbiórki, 3 asysty, 1/8 z gry
Smith - jeden z gości, których brakuje w ofensywie Nuggets w serii z Thunder. Bryłki niby mają tylu zawodników do zdobywania punktów, ale bez jego trafień z ławki nie mogą wiele zdziałać Ale wszyscy wiemy jaki jest Smith - teraz ma w 11 punktów i 4/14 z gry, ale już w następnym meczu może być killerem i rzucić +30
Turkoglu - w Orlando zawodzą wszyscy poza Howardem i Jameerem Nelsonem, lecz to Hedo przechodzi samego siebie. Mniej niż 20% z dystansu i mniej niż 25% z gry. Marne pocieszenie, że jest najlepszym podającym Magic w tej serii
Krstić - miałem nie śmiać się z gości, którzy grają po kilka minut, ale po tym jak Krstić w regular season był przyzwoitym starterem, teraz spodziewaliśmy się po nim więcej. Tymczasem Doc Rivers praktycznie nie wypuszcza go na parkiet i Krstić nie zdobył jeszcze punktu w 8 minut. Chyba dobrze wiemy, gdzie wyląduje Nenad, gdy wróci Shaq O'Neal...
Co dalej? W sobotę część par ma mecze nr 3, a część nr 4, więc raczej nie będzie All NBA Playoffs Teams po trzeciej serii. Ale po czwartej powinno być ciekawiej.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Carmelo Anthony. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Carmelo Anthony. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 21 kwietnia 2011
wtorek, 19 kwietnia 2011
Go New York Go!
Jeśli miałbym kogoś wybierać w parze Boston Celtics – New York Knicks, to raczej tych pierwszych. Ale, jak to się zwykło ładnie mówić, “dla widowiska” lepiej byłoby, gdyby to Knicks wygrali drugi mecz w TD Garden i wyrównali serię na 1-1.
Trudno się pozbierać po meczu przegranym przedostatnią akcją (więcej o nim tutaj), w którym przez większość czasu się prowadziło i miało na dodatek rzut na zwycięstwo. Ale Knicks nie mają wyjścia. Trzeba “spiąć pośladki” i gryźć parkiet jeszcze raz. Jak to zrobić, skoro boiskowy lider tego zespołu Mr. Big Shot Chauncey Billups jest według różnych źródeł “questionable”, “very doubtful” i “almost out” przed drugim meczem z powodu urazu kolana? Czy Toney Douglas będzie w stanie zastąpić go w pełni? Bo pewnie to on, a nie Anthony Carter trafi do pierwszej piątki. Jestem zdania, że pod względem statystyk Douglas jest w stanie to zrobić (chociaż ktoś wtedy musiałby “pokryć” liczby Toneya:-)), ale mentalnie? W sumie też miał przecież swój Big Shot w niedzielę. I na dodatek jest lepszym obrońcą od Billupsa. Jeśli Rajon Rondo w pierwszym meczu nie był sobą (będąc o krok od triple-double - brzmi dziwnie co nie?) głównie przeciwko Billupsowi, to Douglas może tu stać się X-factorem.
Klucz numer 2 - Landry Fields. Praktycznie pusty przebieg w niedzielę debiutanta, którego na razie play-offy przerosły. Statystyki pod double-double i ograniczenie popisów Raya Allena - to zadanie dla niego.
I jest jeszcze Carmelo Anthony. Nawet nie liczę na jego superhipermecz, 40 punktów i game-winner. Niech po prostu “uciuła” 25 na przyzwoitej skuteczności i nie złapie dwóch fauli w początkowe 100 sekund. Niech będzie zdecydowanie bardziej aktywny niż na klipie powyżej. Niech nie przeszkadza Amar'e Stoudemire'owi.
Go New York Go!
[edit]
Jeśli macie wątpliwości, to poniżej (thanks to Adam Więckowski) wersja, która nie pozostawia nam wyboru. Go New York Go!
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
All NBA Playoffs Team po meczach nr 1
Pierwsza odsłona pierwszej rundy NBA Playoffs była ekscytująca jak nigdy (wyniki, staty i recapy są tutaj i tutaj). Kto nas zaskoczył, kto nas zawiódł, kto był najlepszy, a o kogo możemy zapytać “yyy, a on grał”? Wybieranie All Playoffs Teams po dwóch dniach to ryzykowny pomysł, ale w sumie kto nam broni? :) Przyznaję, że pierwszy wpadł na to na Twitterze Maciek Kwiatkowski, lecz nie przy wszystkich nazwiskach byliśmy zgodni.
Kto jest na razie na topie?
Chris Paul (New Orleans Hornets), Derrick Rose (Chicago Bulls), Kevin Durant (Oklahoma City Thunder), Dirk Nowitzki (Dallas Mavericks), Dwight Howard (Orlando Magic)
Kolejno 33, 39, 41, 28, 46 punktów. Komplet pięciu wygranych ich drużyn i właściwie nie ma żadnych wątpliwości co do czterech powyższych nazwisk. Jedyny znak zapytania można umieścić przy Dirku. Dlaczego on, a nie Al Horford, Chris Bosh, Amar’e Stoudemire, LaMarcus Aldridge, Zach Randolph. Żaden z nich nie był tak clutch jak Niemiec, mimo że skrzydłowy Mavs nie zdobył punktu w ostatnich dwóch minutach. Ale chwilę wcześniej miał niesamowitą serię 10 punktów w 101 sekund. Od stanu 72:70 dla Blazers sam doprowadził do 80:76 dla Mavs. Dwa wolne, trójka, wolne i akcja 2+1. Jeden z kolegów z PolskiKosz.pl o inicjałach WP pisał kiedyś, że “clutchowatość” i Nowitzki w jednym, to rzecz niemożliwa. Really?
Russell Westbrook, Doc Rivers, Joe Johnson, Amar’e Stoudemire, Marc Gasol
Nadmiar silnych skrzydłowych ze znakomitymi meczami sprawia, że właściwie można by z nich samych złoźyć drugą piątkę. Ale jeśli już mamy pozostać przy pozycjach - Stoudemire był z nich najlepszy. Kevin Garnett nie jest tak znakomitym defensorem 1 na 1 jak dowódcą obrony zespołowej, ale i tak to co STAT robił z KG było niesamowite. Nie będę go karał tylko za to, że w dwóch ostatnich akcjach Knicks woleli dać piłkę Carmelo Anthony’emu i przegrać.
Marc Gasol? To nie pomyłka w imieniu. Widziałem tylko dwie ostatnie minuty meczu Spurs - Grizzlies (zresztą na niemieckiej wersji NBA.com, która daje darmowe transmisje!), ale to w połączeniu ze statystykami 24/9 wystarczyło mi, żeby docenić Hiszpana.
Westbrook? Tak, mecz Thunder wygrał w większym stopniu Durant, ale przez 30 minut to było spotkanie Russella z Nuggets. Nie miejmy mu za złe, że oddał show koledze, bo nawet w “cichej” czwartej kwarcie miał ważne trafienie na 104:101 22 sekundy przed końcem.
Johnson? To właściwie paradoks, bo żadna inna dwójka w całych play-offach nie zagrała lepiej. Owszem D-Wade był killerem w końcówce meczu Miami Heat, a Kobe Bryant rzucił 34 punkty dla Lakers, ale w kluczowym momencie wkozłował sobie piłkę w nogę i siedział na boisku jak Dziewica Orleańska (copyright by Wojciech Michałowicz).
Doc Rivers? Fajny żart co nie? Końcówka w wykonaniu Celtics to głównie jego zasługa. Najpierw znakomicie przygotowane akcja z autu, w której KG zdobyl punkty wsadem, a z zegara ubyło tylko 0.5 (pół!) sekundy. A potem zagrywka na trójkę Raya Allena. Perfekcyjnie zrealizowana - to fakt - ale też perfekcyjnie przygotowana.
Są pochwały, muszą być też i nagany.
All NBA Playoffs Losers Team
Tony Parker, Landry Fields, Carmelo Anthony, Carlos Boozer, Glen Davis
Nie zamierzam się znęcać nad graczami trzeciego czy piątego planu, którzy nic nie dali swojej ekipie (przykładowo Omer Asik, 3 minuty, zbiórka). Moje podstawowe kryterium - czego po nich należało oczekiwać i co pokazali?
Parker - tak, miał 20 punktów. Miał też 4/16 z gry i 1/8 z półdystansu/dystansu, co akurat potwierdziło mój gameplan Grizzlies z zapowiedzi (czyli niech Parker rzuca). Miał też kluczowe pudło w końcówce i niestety nie sprawił, że brak Manu był niewidoczny
Fields - absolutny non-factor w meczu Celtics - Knicks. Idealny występ do zapytania “a on grał?”. Z drugiej strony - jego nieobecność prawie pozwoliła Toneyowi Douglasowi zostać bohaterem w ostatniej minucie
Anthony - dwa faule po dwóch minutach były znamienne. Równie “świetne” dla niego były dwie ostatnie minuty - najpierw ofens, potem airball na wygraną. Skuteczność 5/18 z gry. Amar’e może mieć słusznie pretensje.
Boozer - miał być drugą opcją i największym wsparciem D-Rose’a w Bykach, a co wyszło. Brak aktywności w ofensywie, brak skuteczności w ofensywie i uruchomiony Tyler Hansbrough na półdystansie (8/11 z tej odległości tym razem, w sezonie 40%).
Davis - 1/8 z gry i kiepska obrona. Ciekawie w tej sytuacji wygląda, że w plus/minus miał +12, a starter Jermaine O’Neal (12 pkt, 6/6 z gry) -11.
Na pewno można się spodziewać podobnego wpisu po meczach nr 2 (wtorek-czwartek). Chętnie kontynuowałbym tę zabawę takźe później, tyle, że niestety w dalszej fazie nie będzie już tak wyraźnego podziału. Np. w sobotę dwie pary grają już spotkania nr 3, a dwie inne - nr 4. Szkoda. Ale poza tym jest przecież Wielkanoc, czas m.in. odpoczynku :-)
Kto jest na razie na topie?
Chris Paul (New Orleans Hornets), Derrick Rose (Chicago Bulls), Kevin Durant (Oklahoma City Thunder), Dirk Nowitzki (Dallas Mavericks), Dwight Howard (Orlando Magic)
Kolejno 33, 39, 41, 28, 46 punktów. Komplet pięciu wygranych ich drużyn i właściwie nie ma żadnych wątpliwości co do czterech powyższych nazwisk. Jedyny znak zapytania można umieścić przy Dirku. Dlaczego on, a nie Al Horford, Chris Bosh, Amar’e Stoudemire, LaMarcus Aldridge, Zach Randolph. Żaden z nich nie był tak clutch jak Niemiec, mimo że skrzydłowy Mavs nie zdobył punktu w ostatnich dwóch minutach. Ale chwilę wcześniej miał niesamowitą serię 10 punktów w 101 sekund. Od stanu 72:70 dla Blazers sam doprowadził do 80:76 dla Mavs. Dwa wolne, trójka, wolne i akcja 2+1. Jeden z kolegów z PolskiKosz.pl o inicjałach WP pisał kiedyś, że “clutchowatość” i Nowitzki w jednym, to rzecz niemożliwa. Really?
Russell Westbrook, Doc Rivers, Joe Johnson, Amar’e Stoudemire, Marc Gasol
Nadmiar silnych skrzydłowych ze znakomitymi meczami sprawia, że właściwie można by z nich samych złoźyć drugą piątkę. Ale jeśli już mamy pozostać przy pozycjach - Stoudemire był z nich najlepszy. Kevin Garnett nie jest tak znakomitym defensorem 1 na 1 jak dowódcą obrony zespołowej, ale i tak to co STAT robił z KG było niesamowite. Nie będę go karał tylko za to, że w dwóch ostatnich akcjach Knicks woleli dać piłkę Carmelo Anthony’emu i przegrać.
Marc Gasol? To nie pomyłka w imieniu. Widziałem tylko dwie ostatnie minuty meczu Spurs - Grizzlies (zresztą na niemieckiej wersji NBA.com, która daje darmowe transmisje!), ale to w połączeniu ze statystykami 24/9 wystarczyło mi, żeby docenić Hiszpana.
Westbrook? Tak, mecz Thunder wygrał w większym stopniu Durant, ale przez 30 minut to było spotkanie Russella z Nuggets. Nie miejmy mu za złe, że oddał show koledze, bo nawet w “cichej” czwartej kwarcie miał ważne trafienie na 104:101 22 sekundy przed końcem.
Johnson? To właściwie paradoks, bo żadna inna dwójka w całych play-offach nie zagrała lepiej. Owszem D-Wade był killerem w końcówce meczu Miami Heat, a Kobe Bryant rzucił 34 punkty dla Lakers, ale w kluczowym momencie wkozłował sobie piłkę w nogę i siedział na boisku jak Dziewica Orleańska (copyright by Wojciech Michałowicz).
Doc Rivers? Fajny żart co nie? Końcówka w wykonaniu Celtics to głównie jego zasługa. Najpierw znakomicie przygotowane akcja z autu, w której KG zdobyl punkty wsadem, a z zegara ubyło tylko 0.5 (pół!) sekundy. A potem zagrywka na trójkę Raya Allena. Perfekcyjnie zrealizowana - to fakt - ale też perfekcyjnie przygotowana.
Są pochwały, muszą być też i nagany.
All NBA Playoffs Losers Team
Tony Parker, Landry Fields, Carmelo Anthony, Carlos Boozer, Glen Davis
Nie zamierzam się znęcać nad graczami trzeciego czy piątego planu, którzy nic nie dali swojej ekipie (przykładowo Omer Asik, 3 minuty, zbiórka). Moje podstawowe kryterium - czego po nich należało oczekiwać i co pokazali?
Parker - tak, miał 20 punktów. Miał też 4/16 z gry i 1/8 z półdystansu/dystansu, co akurat potwierdziło mój gameplan Grizzlies z zapowiedzi (czyli niech Parker rzuca). Miał też kluczowe pudło w końcówce i niestety nie sprawił, że brak Manu był niewidoczny
Fields - absolutny non-factor w meczu Celtics - Knicks. Idealny występ do zapytania “a on grał?”. Z drugiej strony - jego nieobecność prawie pozwoliła Toneyowi Douglasowi zostać bohaterem w ostatniej minucie
Anthony - dwa faule po dwóch minutach były znamienne. Równie “świetne” dla niego były dwie ostatnie minuty - najpierw ofens, potem airball na wygraną. Skuteczność 5/18 z gry. Amar’e może mieć słusznie pretensje.
Boozer - miał być drugą opcją i największym wsparciem D-Rose’a w Bykach, a co wyszło. Brak aktywności w ofensywie, brak skuteczności w ofensywie i uruchomiony Tyler Hansbrough na półdystansie (8/11 z tej odległości tym razem, w sezonie 40%).
Davis - 1/8 z gry i kiepska obrona. Ciekawie w tej sytuacji wygląda, że w plus/minus miał +12, a starter Jermaine O’Neal (12 pkt, 6/6 z gry) -11.
Na pewno można się spodziewać podobnego wpisu po meczach nr 2 (wtorek-czwartek). Chętnie kontynuowałbym tę zabawę takźe później, tyle, że niestety w dalszej fazie nie będzie już tak wyraźnego podziału. Np. w sobotę dwie pary grają już spotkania nr 3, a dwie inne - nr 4. Szkoda. Ale poza tym jest przecież Wielkanoc, czas m.in. odpoczynku :-)
poniedziałek, 28 lutego 2011
Uśmiech Allana Houstona
Allan Houston mógł się szeroko uśmiechnąć w ostatnim dniu lutego. Czyżby wracała wielka rywalizacja Knicks - Heat?
W zasadzie nie mam nic przeciwko TAKIEJ serii play-off jak np. w 1999 roku:
Na razie New York Knicks postawili pierwszy statement po transferze Carmelo Anthony’ego i Chaunceya Billupsa z Denver Nuggets. Naturalna reakcja na to wzmocnienie brzmiała: “fajnie, w ataku Melo, Billups i Amar’e Stoudemire będą znakomici, ale nie będą bronić.”
I co? I w decydującej akcji powstrzymali Miami Heat defensywą. Knicks prowadzili 87:86, LeBron James miał piłkę, chciał minąć Anthony’ego, ale kiepsko mu to wyszło. A na dodatek Stoudemire pomógł koledze blokiem.

Knicks przypieczętowali wygraną 91:86 rzutami wolnymi.
Melo - LeBron 1:0.
Ciąg dalszy w play-offach? Nie ma nic przeciwko, chociaż prywatnie obstawiam, że Heat zajmą jednak pierwsze miejsce w Konferencji Wschodniej. A dodatkowo chciałbym, żeby Knicks dali się wyprzedzić będącym w znakomitej dyspozycji Philadelphia 76ers (9-3 w lutym!).
Inna sprawa, że:
The atmosphere was crazy - Knicks guard Anthony Carter said.
Nawet oglądając mecz z odtworzenia przed komputerem czuło się w powietrzu play-offy.
A obok linii siedział Spike Lee (najwyraźniej Landry Fields kogoś jednak namówił do kupna koszulki).
Knicks nie są w tym sezonie (jeszcze?) zespołem na walkę o finał, ale seria play-off z Miami byłaby bardzo ekscytująca. Może skończyłaby się jak w 1999?
Etykiety:
Carmelo Anthony,
Chauncey Billups,
koszykówka,
Landry Fields,
LeBron James,
Miami Heat,
NBA,
New York Knicks,
Spike Lee
wtorek, 22 lutego 2011
Nowojorska niecierpliwość
Dwaj panowie z powyższego zdjęcia zagrają razem.
Carmelo Anthony po miesiącach plotek i “pewnych” informacji WRESZCIE zmienia klub. Dołączy do Amar'e Stoudemire'a, bo przenosi się do New York Knicks. Isiah Thomas uśmiecha się pod nosem.
Pamiętamy milionowe przepłacone kontrakty dla Jerome’a Jamesa, Jalena Rose’a, Stephona Marbury’ego, Steve’a Francisa. Poprzestanę tylko na tych najbardziej jaskrawych przypadkach. To wszystko jednak działo się za czasu rządów Thomasa. W 2008 roku byłego znakomitego koszykarza i średniego menadżera zastąpił Donnie Walsh. Zaczęło się sprzątanie po Thomasie i czyszczenie salary cap przed gorącym latem 2010. Knicks chcieli skusić LeBrona Jamesa.
Nie udało się, musieli zadowolić się tylko Stoudemire’em. On, a także pozyskany latem Raymond Felton, młodzi skrzydłowi Wilson Chandler i Danilo Gallinari oraz rewelacyjny debiutant Landry Fields stworzyli zespół, który zaczął sezon rewelacyjnie. Owszem, w tym sezonie nie mógł liczyć na coś więcej niż rola średniaka i maksymalnie 5-6 miejsce. Ale miał niezłe widoki na przyszłość i mógł zapolować na Anthony’ego latem.
Donnie Walsh byl jednak bardzo niecierpliwy i ma Anthony’ego już teraz. Stracił Gallinariego, Feltona i Chandlera, drugoplanowych graczy Anthony’ego Randolpha i Timofieja Mozgowa i wiecznie kontuzjowanego Eddy’ego Curry’ego. Zyskał - oprócz Melo - Sheldena Williamsa, Anthony’ego Cartera, Renaldo Balkmana, Coreya Brewera i przede wszystkim Chaunceya Billupsa. Może Walshowi chodziło o to, by młodego Feltona zastąpić właśnie doświadczonym Billupsem? Jeśli tak, to bardzo ryzykowny pomysł. Krótkoterminowo Knicks nie mają większych szans na chociażby finał Konferencji Wschodniej i Mr. Big Shot nic tu nie pomoże.
A długoterminowo? I Feltona, i Billupsa można się pozbyć po sezonie 2011/2012 chcąc robiąc podchody pod wielką gwiazdę latem 2012 roku. Do wzięcia będą Chris Paul, Deron Williams, Dwight Howard. W obecnej sytuacji też mogą tak zrobić, ale różnica jest taka, że przez najbliższe półtora roku Felton mógł wyjść na wyższy poziom i okazać się gościem godnym przedłużenia kontraktu. Billups po następnych rozgrywkach raczej nadawał się będzie do emerytury.
Poza tym wszystkim jest jeszcze jedna kwestia, niekoniecznie sportowa. Takie miasto jak Nowy Jork i tak klub jak Knicks potrzebuje wielkich gwiazd, których nie miał od czasów Patricka Ewinga. Może dlatego Walsh połakomił się na Melo już teraz bojąc się, że ten do lipca zmieni zdanie.
P.S.
W środę lub czwartek na sport.pl magazyn NBA z udziałem Maćka Kwiatkowskiego (Wirtualna Polska) i mojej skromnej osoby. Rozmawiamy m.in. o transferze Melo. [edit] Już jest tutaj.
P.S.2
Przeczytałem właśnie - na co słusznie zwrócił uwagę pan z komentarzy - że Walsh był przeciwny i nawet chciał odejść przez Weekend Gwiazd. A wszystkiemu winien właściciel James Dolan. Tak szczerze mówiąc to tych wszystkich plotek dotyczących Melo nawet nie chciało mi się czytać, tym bardziej w okolicach Meczu Gwiazd. Pojawił się transfer, zwaliłem na Walsha. Tak czy siak - transfer iście Isiahowski...
Subskrybuj:
Posty (Atom)