Miesiąc temu wymieniłem po pięć powodów, dla których warto kibicować czterem drużynom w play-offach NBA. Nie przypuszczałem, że najbliżej drugiej rundy będą Milwaukee Bucks.
Oprócz Bucks wybrałem Toronto Raptors, Oklahoma City Thunder i Portland Trail Blazers. Wszystkie (przypadek?) były nisko rozstawione i wkrótce potem dotknęła je chyba moja klątwa. Kontuzji doznawali Andrew Bogut (Bucks), Chris Bosh (Raptors) i Brandon Roy (Blazers). Thunder - odpukać - uratowali się. Raptors bez Bosha nie dostali się ostatecznie do play-offów, ale pozostałe trzy ekipy walczą (walczyły) dzielnie.
Blazers bez Roya wygrali pierwsze spotkanie na wyjeździe z Phoenix Suns, ale w dwóch kolejnych zdecydowanie lepsze były Słońca. Roy wrócił (przed planowanym terminem) i pomógł Blazers wyrównać na 2-2, lecz piąta i szósta konfrontacja znowu należały do Suns.
Thunder po dwóch przegranych meczach z Lakers w Los Angeles rozgromili mistrzów u siebie i wyrównali. W piątym meczu przegrali wysoko w Staples Center, ale teraz grają u siebie. A James Harden walczy o przedłużenie żywotności kopii jego brody, która wyrosła na mojej twarzy i ma zniknąć po eliminacji zespołu z Oklahomy. Chyba, że zdecyduję się wtedy na image Paua Gasola;-)
Bucks zaczęli od wysokich porażek w Atlancie z Hawks i sam trochę w nich zwątpiłem. Ale w Milwaukee role się odwróciły i było 2-2. Mecz nr 5 od trzeciej kwarty przebiegał pod dyktando Hawks. Do czasu. Ostatnie cztery minuty Bucks wygrali 18:5 a mecz 91:87. Mają "piłkę meczową" w tej serii i grają u siebie.
Trudno uwierzyć w sukcesy Bucks, jeśli podstawowe role odgrywają u nich zawodnicy, którzy w poprzednim sezonie grali w Europie. Grali co najwyżej średnio.
Brandon Jennings miał (nie bójmy się tego słowa) kiepski rok w Lottomatice Rzym, ale teraz jako debiutant w NBA gra bez kompleksów. Pamiętamy chociażby jesienny mecz z 55 punktami. Ważniejsze jest to, że Jennings potrafi być liderem w ważnych meczach w play-off. Ciekawe czy Tyreke Evans (Sacramento Kings) i Stephen Curry (Golden State Warriors), którzy wyprzedzili go w głosowaniu na Rookie of the Year, też byliby do tego zdolni. Na razie się nie dowiemy, bo play-offy oglądają w telewizji.
Carlos Delfino występował w z Maciejem Lampem w Chimkach (czyli nawet nie w Eurolidze), gdzie został skuszony olbrzymimi zarobkami. W serii Bucks-Hawks dwukrotnie był bohaterem. W czwartym spotkaniu zdobył 22 punkty, w piątym trafił niezwykle istotną "trójką" w końcówce akcji przy wyniku 83:82 dla Bucks półtorej minuty przed końcem.
Ersan Ilyasova rok temu był zawodnikiem Regal FC Barcelona, lecz gdy przyszło do Final Four Euroligi to jego rola została poważnie ograniczona. Turek nr 2 (po Hedo Turkoglu) był już w Bucks kilka lat temu, ale wtedy jako młody chłopak radził sobie kiepsko. A teraz? O takim rezerwowym silnym skrzydłowym marzą w większości ekip NBA.
Andrew Boguta ze złamaną ręką nikt nie zapomniał, ale kto jeszcze pamięta, że przecież w składzie Bucks był (jest) superstrzelec Michael Redd, ale też doznał kontuzji? Niewiele osób. To chyba największe osiągnięcie Jenningsa i spółki.
Na temat pary Hawks - Bucks można różne rzeczy wyczytać - najmniej ciekawa, jedyna bez zespołów z szansami na mistrzostwo, nie jest sexy. Ale (jak do tej pory) jest najbardziej zaskakująca.
A dzisiaj Bucks: po prostu zróbcie to - wygrajcie i awansujcie!