Nie ma w polskim sporcie chyba innego zawodnika, który tak świetne kierowałby swoim medialnym wizerunkiem jak Marcin Gortat. To wcale nie jest przesada. Środkowy Orlando Magic i naszej kadry wie, jak zachować się, by było o nim głośno. Wie co i kiedy ma powiedzieć.Nie bez przyczyny trener Muli Katzurin nazywa go rzecznikiem naszej kadry.
Przykłady? Bardzo proszę. Konferencja prasowa Gortata podczas organizowanego przez niego campu w Łodzi. Opowiada o tym, jak będzie wyglądała przyszłość wspieranego przez niego ŁKS-u. "Władze miasta oczywiście też nam pomogą" - stwierdza tworząc w świetny sposób presję na obecnych na sali przedstawicielach łódzkiego magistratu. Nawet jeśli nic mu jeszcze nie obiecali, to powstają pozory, jakby taka decyzja już zapadła. I jak w tej sytuacji mają się wycofać? Jak odmówić pomocy, skoro najsłynniejszy sportowiec z tego miasta daje niejako bezinteresownie pieniądze z własnej kieszeni?
2008 rok. Jeden z przegranych meczów towarzyskich polskiej reprezentacji poza granicami kraju. Nieistotne, które to spotkanie, ale ciekawa scenka rozgrywa się ponoć po nim. Gortat sam zgłasza dziennikarzowi: "napisz, że biorę tą porażkę na siebie". Frustracja? Raczej nie. Prędzej chęć pokazania, że zależy mu na tej reprezentacji, co było bardzo ważne, bo przecież pojawił się w niej po dłuższej przerwie.
Przegrany 83:88 mecz z reprezentacją Hiszpanii w Saragossie. Kilku polskich dziennikarzy czeka pod szatnią na zawodników. Mimo porażki wszyscy - nawet Maciej Lampe, który zagrał fatalnie - wypowiadają się dla mediów. Odmawia tylko David Logan. A Gortat rzuca krótkie "nie ma nic do powiedzenia". Jak to? Ten gadatliwy, chętnie opowiadajacy o koszykówce i nie tylko człowiek nie ma nic do powiedzenia po takim spotkaniu? Nie ma, bo wie, ze samo takie stwierdzenie to już duże pole do interpretacji dla piszących w gazetach i je czytających. Ludzie będą się zastanawiać, o co mu chodziło, a w mniejszym stopniu zainteresuje ich to, co przez kilka minut opowiadał np. Krzysztof Szubarga.
31 sierpnia 2009. Otwarty trening kadry. Po treningu wokół niego tłoczy się najwięcej przedstawicieli prasy. Tym razem Gortat nie mówi, że nie ma nic do powiedzenia. Wie, że zostałoby to odebrane jako zachowanie gbura. Żartuje, skrywa się przed fotografami za ręcznikiem sugerując, że to będzie fajne zdjęcie. Opowiada kolejne ciekawe historie ze swojej kariery koszykarskiej. A mogłoby się wydawać, że już wszystko nam zdradził. Tak to wygląda przynajmniej, gdy się słucha niektórych innych zawodników w kółko mówiących to samo. Gortat wygląda na człowieka, który dawkuje nam swoje historyjki. Najwyraźniej specjalnie.
Gortat zapowiedział na łamach mediów, że stać nas na medal na EuroBaskecie. To byłby oczywiście wynik ponad stan i jestem przekonany, że Gortat o tym wie. Kibice piszą komentarze: "Zwariował". Nie zwariował. Świadomie stawia wysoko poprzeczkę. Dobrze wie, że biorąc pod uwagę nasz potencjał realnie sukcesem byłby ćwierćfinał. Ale patrząc globalnie na nasze drużynowe dyscypliny, to dobre osiągnięcie to medal. Wystarczy spojrzeć na piłkarzy ręcznych i siatkarzy. Jak przy ich wynikach można wmówić społeczeństwu, że np. 8. miejsce jest przyzwoitym wynikiem? Trzeba iść na całość. Jeśli największa gwiazda naszej kadry mówi o medalu, to przyciąga zainteresowanie mediów.
Przykłady? Bardzo proszę. Konferencja prasowa Gortata podczas organizowanego przez niego campu w Łodzi. Opowiada o tym, jak będzie wyglądała przyszłość wspieranego przez niego ŁKS-u. "Władze miasta oczywiście też nam pomogą" - stwierdza tworząc w świetny sposób presję na obecnych na sali przedstawicielach łódzkiego magistratu. Nawet jeśli nic mu jeszcze nie obiecali, to powstają pozory, jakby taka decyzja już zapadła. I jak w tej sytuacji mają się wycofać? Jak odmówić pomocy, skoro najsłynniejszy sportowiec z tego miasta daje niejako bezinteresownie pieniądze z własnej kieszeni?
2008 rok. Jeden z przegranych meczów towarzyskich polskiej reprezentacji poza granicami kraju. Nieistotne, które to spotkanie, ale ciekawa scenka rozgrywa się ponoć po nim. Gortat sam zgłasza dziennikarzowi: "napisz, że biorę tą porażkę na siebie". Frustracja? Raczej nie. Prędzej chęć pokazania, że zależy mu na tej reprezentacji, co było bardzo ważne, bo przecież pojawił się w niej po dłuższej przerwie.
Przegrany 83:88 mecz z reprezentacją Hiszpanii w Saragossie. Kilku polskich dziennikarzy czeka pod szatnią na zawodników. Mimo porażki wszyscy - nawet Maciej Lampe, który zagrał fatalnie - wypowiadają się dla mediów. Odmawia tylko David Logan. A Gortat rzuca krótkie "nie ma nic do powiedzenia". Jak to? Ten gadatliwy, chętnie opowiadajacy o koszykówce i nie tylko człowiek nie ma nic do powiedzenia po takim spotkaniu? Nie ma, bo wie, ze samo takie stwierdzenie to już duże pole do interpretacji dla piszących w gazetach i je czytających. Ludzie będą się zastanawiać, o co mu chodziło, a w mniejszym stopniu zainteresuje ich to, co przez kilka minut opowiadał np. Krzysztof Szubarga.
31 sierpnia 2009. Otwarty trening kadry. Po treningu wokół niego tłoczy się najwięcej przedstawicieli prasy. Tym razem Gortat nie mówi, że nie ma nic do powiedzenia. Wie, że zostałoby to odebrane jako zachowanie gbura. Żartuje, skrywa się przed fotografami za ręcznikiem sugerując, że to będzie fajne zdjęcie. Opowiada kolejne ciekawe historie ze swojej kariery koszykarskiej. A mogłoby się wydawać, że już wszystko nam zdradził. Tak to wygląda przynajmniej, gdy się słucha niektórych innych zawodników w kółko mówiących to samo. Gortat wygląda na człowieka, który dawkuje nam swoje historyjki. Najwyraźniej specjalnie.
Gortat zapowiedział na łamach mediów, że stać nas na medal na EuroBaskecie. To byłby oczywiście wynik ponad stan i jestem przekonany, że Gortat o tym wie. Kibice piszą komentarze: "Zwariował". Nie zwariował. Świadomie stawia wysoko poprzeczkę. Dobrze wie, że biorąc pod uwagę nasz potencjał realnie sukcesem byłby ćwierćfinał. Ale patrząc globalnie na nasze drużynowe dyscypliny, to dobre osiągnięcie to medal. Wystarczy spojrzeć na piłkarzy ręcznych i siatkarzy. Jak przy ich wynikach można wmówić społeczeństwu, że np. 8. miejsce jest przyzwoitym wynikiem? Trzeba iść na całość. Jeśli największa gwiazda naszej kadry mówi o medalu, to przyciąga zainteresowanie mediów.