Potwierdziło się. Tour de Pologne to dla Sylwestra Szmyda zbyt łatwy wyścig. To brzmi kuriozalnie, ale Polak z grupy Liquigas raczej nie wygra tegorocznej imprezy, bo górskie etapy jakie znalazły się na trasie nie były wystarczająco cięzkie.
Głodówka, Murzasichle czy dzień wcześniej pagórki wokół Krynicy wyglądają malowniczo, ale do szczytów jakie oglądamy na trasach Tour de France czy Giro d'Italia im daleko. A do takich Szmyd jest przyzwyczajony. Jeśli do mety poprzedzonej płaskim odcinkiem trasy dojeżdża 20-osobowa grupka, a w niej kilku sprinterów to cięzko się spodziewać, by Szmyd wygrał. Na podjazdach próbował i wczoraj i dzisiaj, ale były one zbyt krótkie. Brakło kilometrów, by na stromej szosie rywale zostali z tyłu.
Moze te "usprawiedliwienia" brzmią głupio, lecz skoro triumfują kolarze tacy jak Alessandro Ballan i Edvald Boasson Hagen to świadczy dobitnie o tym, iż nasz narodowy tour jest idealny dla kolarzy klasycznych, a nie dla górali. Różnice w czołówce są tak małe, że w sobotę na ulicach Krakowa Norweg Hagen może wygrać wyścig najlepiej finiszując na mecie! Wcześniej musi jednak "urwać" dwie sekundy na premiach lotnych, który na trasie zaplanowano trzy. Dla grupy lidera, Lampre najlepszym rozwiązaniem byłoby puszczenie dość wcześnie kilkuosobowej ucieczki, a nawet zainicjowanie takowej przez jednego z własnych zawodników. A w tej roli dobrze sprawdziłby się Marcin Sapa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz