LeBron James: "Probably the most unstoppable shot ever is the sky hook. I guess you put Dirk second. You have a seven-footer fading away off one leg. There is no one that can block that shot.”
Konrad Wysocki:: "Tego co on umie robić z piłką to nigdzie indziej nie widziałem. Ma 213 centymetrów wzrostu, a porusza się jak rozgrywający. Rzuca z takich pozycji, na których ja nie potrafiłbym nawet ustać bez przewracania się."
Polecam zabawę przed finałem NBA - spróbujcie zrobić to, co Dirk na pierwszym filmie. Już nawet nie chodzi o rzut i piłkę w rękach, ale spróbujcie się nie przewrócić na jednej nodze.
wtorek, 31 maja 2011
czwartek, 19 maja 2011
Piekło w Zgorzelcu
Zabawne.
Nie typowałem przed finalem Tauron Basket Ligi ani na blogu, ani w gazecie, ani na portalu PolskiKosz.pl. Ale za to skomentowałem wpis Łukasza Ceglińskiego na Facebooku.
To tak pół żartem, pół serio.
A tak całkiem serio - w Zgorzelcu jutro ma być temperatura 21 stopni Celsjusza. W hali pewnie kilkanaście więcej, bo mało jest tak gorących obiektów. I nie chodzi o doping, tylko o wręcz upał panujący w środku. Nic dziwnego, że podczas trzeciego meczu tego finału trener Prokomu Tomas Pacesas miał koszulę praktycznie całą mokrą. I wcale nie dlatego, że ktoś go oblał wodą. Zawodnicy z Gdyni też przyznawali, że w takich warunkach gra się bardzo trudno.
W 2008 roku, gdy Prokom zdobywał mistrzostwo po wygraniu ostatniego, siódmego meczu w Zgorzelcu, rezerwowi i “osoby funkcyjne” wachlowały graczy ręcznikami w trakcie przerw na żądanie, by dać im chwilę wytchnienia. Teraz ten sposób też się zapewne przyda, podobnie jak wachlarze na trybunach i sporo litrów schłodzonych napojów. Kibice obiecujący piekło gościom mogą być tym razem bardzo dosłowni.
A jak będzie w sportowej walce?
Stawiam na minimalną wygraną Turowa i zakończenie dynastii.
Kluczowy gracz Turowa? Konrad Wysocki. Drugi tak kuriozalny mecz (jak 54:48 tydzień temu) już się nie zdarzy, więc Turów do zwycięstwa potrzebuje teraz trafień i punktów Niemca, jego zbiórek, dobrych akcji w defensywie i kontrataków.
Kluczowy gracz Prokomu? Ratko Varda, który (tym bardziej pod nieobecność Ivana Zigeranovicia) nie będzie już miał żadnego rywala swojego wzrostu pod koszem. Same chęci Roberta Tomaszka i doświadczenie Daniela Kickerta mogą nie wystarczyć na Bośniaka.
Nie typowałem przed finalem Tauron Basket Ligi ani na blogu, ani w gazecie, ani na portalu PolskiKosz.pl. Ale za to skomentowałem wpis Łukasza Ceglińskiego na Facebooku.
To tak pół żartem, pół serio.
A tak całkiem serio - w Zgorzelcu jutro ma być temperatura 21 stopni Celsjusza. W hali pewnie kilkanaście więcej, bo mało jest tak gorących obiektów. I nie chodzi o doping, tylko o wręcz upał panujący w środku. Nic dziwnego, że podczas trzeciego meczu tego finału trener Prokomu Tomas Pacesas miał koszulę praktycznie całą mokrą. I wcale nie dlatego, że ktoś go oblał wodą. Zawodnicy z Gdyni też przyznawali, że w takich warunkach gra się bardzo trudno.
W 2008 roku, gdy Prokom zdobywał mistrzostwo po wygraniu ostatniego, siódmego meczu w Zgorzelcu, rezerwowi i “osoby funkcyjne” wachlowały graczy ręcznikami w trakcie przerw na żądanie, by dać im chwilę wytchnienia. Teraz ten sposób też się zapewne przyda, podobnie jak wachlarze na trybunach i sporo litrów schłodzonych napojów. Kibice obiecujący piekło gościom mogą być tym razem bardzo dosłowni.
A jak będzie w sportowej walce?
Stawiam na minimalną wygraną Turowa i zakończenie dynastii.
Kluczowy gracz Turowa? Konrad Wysocki. Drugi tak kuriozalny mecz (jak 54:48 tydzień temu) już się nie zdarzy, więc Turów do zwycięstwa potrzebuje teraz trafień i punktów Niemca, jego zbiórek, dobrych akcji w defensywie i kontrataków.
Kluczowy gracz Prokomu? Ratko Varda, który (tym bardziej pod nieobecność Ivana Zigeranovicia) nie będzie już miał żadnego rywala swojego wzrostu pod koszem. Same chęci Roberta Tomaszka i doświadczenie Daniela Kickerta mogą nie wystarczyć na Bośniaka.
Etykiety:
Asseco Prokom,
finał PLK,
Konrad Wysocki,
PGE Turów Zgorzelec,
Ratko Varda
wtorek, 10 maja 2011
Problem z postrzeganiem Westbrooka
A może to nie Russell Westbrook jest wariatem, tylko my postrzegamy go nie tak, jak powinniśmy?
Obejrzałem sobie czwarty mecz Thunder z Grizzlies i mam mały problem z tym panem. Po poprzednim spotkaniu bardzo narzekałem na jego grę, indywidualne akcje bez podań i nieskuteczność. Teraz właściwie styl był podobny, tylko skuteczność i wybór pozycji rzutowych nieco lepsze. Także dlatego Thunder wygrali po trzech dogrywkach 133:123.
Westbrook oddał 33 rzuty i zdobył 40 punktów. Liczby Kevina Duranta to 20 i 35. Była w trakcie tego meczu scenka, w której pokazano Duranta ostro dyskutującego z asystentem trenera Maurice’em Cheeksem. KD był ponoć niezadowolony, bo nie kończył decydującej akcji czwartej kwarty. W zasadzie to Durant nie oddał rzutu przez 9 minut pod koniec tej części i na początku dogrywki, co w przypadku dwukrotnego króla strzelców jest wydarzeniem co najmniej dziwnym. Gdy wreszcie dostał piłkę na skrzydle, to od razu rzucił w kierunku kosza i trafił. Kto jest winny takiej (nie chodzi o celny rzut, ale o “przestój”) sytuacji? Skoncentrowana na Durancie obrona Grizzlies po części, ale także Westbrook, który sam kończył akcje...
I tu dochodzimy do momentu, w którym zacząłem się zastanawiać ”dlaczego nie?” Dlaczego właściwie Westbrook nie może być go-to-guyem w ekipie Thunder? Dlaczego człowiek notujący w regular season średnio 22 punkty i 8 asyst (czyli niewiele mniej niż MVP tego sezonu Derrick Rose, a przecież w Bulls nie ma kogoś kto takiego jak KD) nie może rozgrywać w pojedynkę kluczowych akcji?
Być może wszyscy (albo większość, czyli ci narzekający, w tym także i ja) postrzegają Westbrooka nie tak jak należy to robić w obecnym sezonie. Nie ma co się dziwić. Russ przebił się przecież na ten poziom dopiero w ostatnim półroczu, a jeszcze dwa lata temu miał tylko 15 punktów na mecz, 40% z gry i nie zawsze wychodził w pierwszej piątce. A w aktualnie trwających rozgrywkach przecież przez pewien czas był nawet wysoko w rankingach kandydatów do nagrody MVP. Niejeden komentator zdobył się na opinię, że to nie jest już drużyna Duranta, tylko team Westbrooka.
Może nie powinniśmy rozpatrywać Westbrooka w kategoriach opcji numer 2 w Oklahomie, która bezczelnie zabiera grę swojej wielkiej gwieździe? Może panowie Russell i Kevin powinni być równorzędnymi opcjami numer 1? Zupełnie jak panowie Dwyane i LeBron w Miami. Słyszeliście w tym sezonie jakieś narzekania na to, że w końcówkach Wade usuwa w cień Jamesa albo odwrotnie? Nie przypominam sobie. Raz jeden, raz drugi, czasem razem, koegzystencja na tej płaszczyźnie jest raczej bezproblemowa.
Kluczowe pytanie brzmi jednak nie “jak my ich powinniśmy postrzegać?” tylko “jak oni postrzegają sami siebie?”. Jeśli Durant nie ma problemu z tym, że czasem stanie z boku i patrzy co się dzieje, to ok. Jeśli jest naprawdę tak zdenerwowany jak to można było odczytać z ekranu w poniedziałek w Memphis, to coś tu nie gra. I wspólne uściski po końcowej syrenie są tylko zamaskowaniem sytuacji. Jak jest naprawdę? Czy KD szepcze pod nosem “gimme this fuckin’ ball!”? Na pewno niezadowolony nie jest trener Scott Brooks.
Russell managed the game as well as any point guard can. We needed his scoring. I know a lot goes into it. The coach and the point guard always get the blame, but Russell has improved every year and every game. He was terrific tonight. He competed on the defensive end and that's what I really care about.
Z drugiej strony - Thunder nie mogli przełamać gości dopóki w trzeciej dogrywce Durant nie zdobył 6 punktów z rzędu. Znamienne czy nie?
Obejrzałem sobie czwarty mecz Thunder z Grizzlies i mam mały problem z tym panem. Po poprzednim spotkaniu bardzo narzekałem na jego grę, indywidualne akcje bez podań i nieskuteczność. Teraz właściwie styl był podobny, tylko skuteczność i wybór pozycji rzutowych nieco lepsze. Także dlatego Thunder wygrali po trzech dogrywkach 133:123.
Westbrook oddał 33 rzuty i zdobył 40 punktów. Liczby Kevina Duranta to 20 i 35. Była w trakcie tego meczu scenka, w której pokazano Duranta ostro dyskutującego z asystentem trenera Maurice’em Cheeksem. KD był ponoć niezadowolony, bo nie kończył decydującej akcji czwartej kwarty. W zasadzie to Durant nie oddał rzutu przez 9 minut pod koniec tej części i na początku dogrywki, co w przypadku dwukrotnego króla strzelców jest wydarzeniem co najmniej dziwnym. Gdy wreszcie dostał piłkę na skrzydle, to od razu rzucił w kierunku kosza i trafił. Kto jest winny takiej (nie chodzi o celny rzut, ale o “przestój”) sytuacji? Skoncentrowana na Durancie obrona Grizzlies po części, ale także Westbrook, który sam kończył akcje...
I tu dochodzimy do momentu, w którym zacząłem się zastanawiać ”dlaczego nie?” Dlaczego właściwie Westbrook nie może być go-to-guyem w ekipie Thunder? Dlaczego człowiek notujący w regular season średnio 22 punkty i 8 asyst (czyli niewiele mniej niż MVP tego sezonu Derrick Rose, a przecież w Bulls nie ma kogoś kto takiego jak KD) nie może rozgrywać w pojedynkę kluczowych akcji?
Być może wszyscy (albo większość, czyli ci narzekający, w tym także i ja) postrzegają Westbrooka nie tak jak należy to robić w obecnym sezonie. Nie ma co się dziwić. Russ przebił się przecież na ten poziom dopiero w ostatnim półroczu, a jeszcze dwa lata temu miał tylko 15 punktów na mecz, 40% z gry i nie zawsze wychodził w pierwszej piątce. A w aktualnie trwających rozgrywkach przecież przez pewien czas był nawet wysoko w rankingach kandydatów do nagrody MVP. Niejeden komentator zdobył się na opinię, że to nie jest już drużyna Duranta, tylko team Westbrooka.
Może nie powinniśmy rozpatrywać Westbrooka w kategoriach opcji numer 2 w Oklahomie, która bezczelnie zabiera grę swojej wielkiej gwieździe? Może panowie Russell i Kevin powinni być równorzędnymi opcjami numer 1? Zupełnie jak panowie Dwyane i LeBron w Miami. Słyszeliście w tym sezonie jakieś narzekania na to, że w końcówkach Wade usuwa w cień Jamesa albo odwrotnie? Nie przypominam sobie. Raz jeden, raz drugi, czasem razem, koegzystencja na tej płaszczyźnie jest raczej bezproblemowa.
Kluczowe pytanie brzmi jednak nie “jak my ich powinniśmy postrzegać?” tylko “jak oni postrzegają sami siebie?”. Jeśli Durant nie ma problemu z tym, że czasem stanie z boku i patrzy co się dzieje, to ok. Jeśli jest naprawdę tak zdenerwowany jak to można było odczytać z ekranu w poniedziałek w Memphis, to coś tu nie gra. I wspólne uściski po końcowej syrenie są tylko zamaskowaniem sytuacji. Jak jest naprawdę? Czy KD szepcze pod nosem “gimme this fuckin’ ball!”? Na pewno niezadowolony nie jest trener Scott Brooks.
Russell managed the game as well as any point guard can. We needed his scoring. I know a lot goes into it. The coach and the point guard always get the blame, but Russell has improved every year and every game. He was terrific tonight. He competed on the defensive end and that's what I really care about.
Z drugiej strony - Thunder nie mogli przełamać gości dopóki w trzeciej dogrywce Durant nie zdobył 6 punktów z rzędu. Znamienne czy nie?
Etykiety:
Kevin Durant,
koszykówka,
NBA,
NBA play-off,
Oklahoma City Thunder,
Russell Westbrook
niedziela, 8 maja 2011
Russell, opanuj się!
Jeden zawodnik bierze piłkę, reszta rozchodzi się po kątach i patrzy. Główny bohater kozłuje, kozłuje, próbuje czasem jakiegoś zwodu i w końcu sam rzuca. Nie, to nie ostatnia minuta meczu Chicago Bulls z 1998 roku i Michael Jordan. To Russell Westbrook, czwarta kwarta trzeciego meczu Oklahoma City Thunder z Memphis Grizzlies w drugiej rundzie w 2011 roku.
Nie miałem nic przeciwko temu, że Westbrook chciał zostać bohaterem w końcówce meczu z Denver Nuggets w poprzedniej rundzie. Thunder prowadzili wtedy 3-0 w serii i mieli w perspektywie mecz u siebie. Spróbował, nie udało się, ale Thunder i tak awansowali. Można mu wybaczyć. Ale to co stało się w Memphis wyglądało jak słaby żart w wykonaniu Westbrooka. Gdybyście nie wiedzieli, to w tym zespole jest jeszcze niejaki Kevin Durant, król strzelców dwóch ostatnich sezonów. I to jemu Russell nie chciał podać piłki, bo... no właśnie bo co? Komentatorzy NBA TV nazwali taktykę Thunder "no-pass play". Są first-pass point guards, może być i no-pass point guard. Przesadzam oczywiście.
Paradoksalnie w statystykach Westbrook nie wygląda - 23 punkty, 12 asyst, kiepska skuteczność, ale mniej oddanych rzutów od Duranta. Póki KD mógł sobie rzucać (zresztą po podaniach Russa), to było dobrze. Niecałe osiem minut przez końcem czwartej kwarty Thunder prowadzili 82:71. Pozostały fragment przegrali 4:15. Westbrook w tym okresie 1/5 z gry i 2 straty. Durant też spudłował trzykrotnie - raz w kontrze, raz pod presją czasu ze skrzydła (airball!) i raz gdy przy remisie 86:86 dostał wolną rękę od Westbrooka.
Może moim problemem jest to, że oglądałem tylko czwartą kwartę, bo budzik zrobił mnie w balona i obudziłem się za późno, żeby zdążyć obejrzeć całe dwa mecze (zresztą potem League Pass zrobił mnie w balona i meczu Celtics - Heat nie dało się obejrzeć w przyspieszonym tempie). Ale w sumie wystarczyło mi to 12 minut, by zobaczyć, że Thunder mieli w zasadzie ten mecz w swoich rękach i gdyby tylko Westbrook nie oszalał... To nie 3-0 z Nuggets, to 1-1 z Grizzlies bez przewagi parkietu. Teraz już 1-2 i czas najwyższy, żeby dwie gwiazdy się dogadały. Droga do finału ligi jest przecież nadspodziewanie szeroko otwarta.
Nie miałem nic przeciwko temu, że Westbrook chciał zostać bohaterem w końcówce meczu z Denver Nuggets w poprzedniej rundzie. Thunder prowadzili wtedy 3-0 w serii i mieli w perspektywie mecz u siebie. Spróbował, nie udało się, ale Thunder i tak awansowali. Można mu wybaczyć. Ale to co stało się w Memphis wyglądało jak słaby żart w wykonaniu Westbrooka. Gdybyście nie wiedzieli, to w tym zespole jest jeszcze niejaki Kevin Durant, król strzelców dwóch ostatnich sezonów. I to jemu Russell nie chciał podać piłki, bo... no właśnie bo co? Komentatorzy NBA TV nazwali taktykę Thunder "no-pass play". Są first-pass point guards, może być i no-pass point guard. Przesadzam oczywiście.
Paradoksalnie w statystykach Westbrook nie wygląda - 23 punkty, 12 asyst, kiepska skuteczność, ale mniej oddanych rzutów od Duranta. Póki KD mógł sobie rzucać (zresztą po podaniach Russa), to było dobrze. Niecałe osiem minut przez końcem czwartej kwarty Thunder prowadzili 82:71. Pozostały fragment przegrali 4:15. Westbrook w tym okresie 1/5 z gry i 2 straty. Durant też spudłował trzykrotnie - raz w kontrze, raz pod presją czasu ze skrzydła (airball!) i raz gdy przy remisie 86:86 dostał wolną rękę od Westbrooka.
Może moim problemem jest to, że oglądałem tylko czwartą kwartę, bo budzik zrobił mnie w balona i obudziłem się za późno, żeby zdążyć obejrzeć całe dwa mecze (zresztą potem League Pass zrobił mnie w balona i meczu Celtics - Heat nie dało się obejrzeć w przyspieszonym tempie). Ale w sumie wystarczyło mi to 12 minut, by zobaczyć, że Thunder mieli w zasadzie ten mecz w swoich rękach i gdyby tylko Westbrook nie oszalał... To nie 3-0 z Nuggets, to 1-1 z Grizzlies bez przewagi parkietu. Teraz już 1-2 i czas najwyższy, żeby dwie gwiazdy się dogadały. Droga do finału ligi jest przecież nadspodziewanie szeroko otwarta.
Etykiety:
Kevin Durant,
koszykówka,
NBA,
NBA play-off,
Oklahoma City Thunder,
Russell Westbrook
piątek, 6 maja 2011
Konrad z Goerlitz
– U mnie w domu w Niemczech długo mówiło się tylko po polsku. Oczywiście żyjąc w innym kraju rodzice musieli nauczyć się miejscowego języka, ale jeśli coś przeskrobałem, to opierdziel od mamy dostawałem po polsku. Im jednak byłem starszy, tym bardziej nauczyłem się korzystać z języka niemieckiego i tak już zostało.
- Mój klub dał mi wolną rękę w wyborze miejsca zamieszkania, więc zdecydowałem się na Goerlitz. Jestem z wykształcenia architektem i musiałem dokładnie wybrać mieszkanie pod tym kątem. W Zgorzelcu nie było wielu możliwości.
– A najlepsze jest to, że poza boiskiem Dirk jest normalnym facetem, z którym można porozmawiać o wszystkim, jak z dobrym kolegą. Kontaktujemy sie e-mailowo. Jeśli on zagra dobry mecz, to ja piszę mu gratulacje. Jeśli ja zagram dobry mecz, to on pisze do mnie. Oczywiście to nie znaczy, że śledzi polską ligę na tyle, by wiedzić, co dzieje się z Siarką Tarnobrzeg czy Kotwicą Kołobrzeg.
– Gdy sprawdzałem wyniki losowania tegorocznych mistrzostw Europy, to chciałem, żeby Polska miała też jakąś szansę na awans do następnej rundy. Więc stwierdziłem, że lepiej żeby z nami nie grali.
Etykiety:
finał PLK,
Konrad Wysocki,
koszykówka,
PGE Turów Zgorzelec,
PLK
czwartek, 5 maja 2011
All NBA Playoffs Team - 2. runda po 2 meczach
Ten majowy weekend w moim wykonaniu był skrócony (właściwie jeden dzień), ale i tak trochę powstrzymał blogowanie. Na szczęście obejrzałem 6,5 z 8 dotychczasowych meczów drugiej rundy i z czystym sercem możemy przystąpić do wyboru kolejnego All NBA Playoffs Team. Jak już zapowiedziałem w poprzednim wpisie o podobnej tematyce - nowe zestawienie dotyczy tylko drugiej rundy. W przeciwnym wypadku Chris Paul i Dwight Howard mieliby tu dożywotnie miejsce, a przecież teraz siedzą gdzieś z wędką i łowią ryby.
Pierwsza piątka: Russell Westbrook, Dwyane Wade, LeBron James, Dirk Nowitzki, Andrew Bynum
Westbrook - zaskoczeni? Spójrzmy na konkurencję, czyli PG z pozostałych ośmiu drużyn. Są wśród nich Mike Bibby, Jeff Teague, Derek Fisher, Jason Kidd, Derrick Rose, Rajon Rondo, Mike Conley. Dwaj panowie R grają poniżej normy, Conley powyżej, ale przegrywa bezpośredni pojedynek w serii Grizzlies - Thunder. Westbrook miał co prawda 2/8 z gry w czwartej kwarcie w pierwszym spotkaniu, ale wybaczam mu to. Tym bardziej, że mam świeżo w pamięci dzisiejsze spotkanie w wykonaniu Rose'a, gdzie jego chęć zdominowania gry swojego zespołu była wręcz denerwująca. 27 rzutów, 6 wolnych, 10 asyst, 8 strat, czyli finisz co najmniej 48 akcji zależał od Rose'a. A przecież są jeszcze niecelne rzuty po podaniach nowego MVP, których np. Kyle Korver miał sporo.
Wade, James - any questions? Raz jeden, raz drugi i właściwie jeśli tak będą grali dalej (po obu stronach parkietu), to wątpię, by Celtics znaleźli odpowiedź i zdołali jeszcze powalczyć w tej serii
Nowitzki - where are you Witek? :) Okej, jeszcze za wcześnie na euforię, ale Dirk w tych play-offach pokazuje, że potrafi być clutch. Do tytułu czy chociażby finału jeszcze daleko, ale w starciach bezpośrednich z Pauem Gasolem i pośrednich z Kobem Bryantem jest na razie górą. Jeśli wracając do Dallas z 2-0 nie zdoła wygrać tej serii, to chyba już do końca kariery będzie loserem. Nawet jeśli w kolejnych pięciu latach zdobędzie piętnaście tytułów mistrzowskich
Bynum - wśród środkowych miałęm spory problem. Marc Gasol zrobił sobie samemu krzywdę drugim meczem, Joakim Noah w drugim z kolei był spektakularny, ale wcześniej niekoniecznie. Wychodzi na to, że wszystko rozgrywa się w parze Tyson Chandler - Andrew Bynum. Doceniam wysiłki tego pierwszego i zmianę w obronie Mavs dokonaną w dużej mierze dzięki niemu, ale jednak w dwumeczu indywidualnie to Bynum był górą.
Druga piątka: Derrick Rose, Joe Johnson, Kevin Durant, Zach Randolph, Tyson Chandler
Rose - mogę dodać tylko tyle, że przynajmniej - w przeciwieństwie do Rondo - w czwartych kwartach można było na nim polegać. Nawet w przegranym pierwszym spotkaniu
Johnson - fantastyczna inauguracja w United Center i dlatego jego 16 punktów, 5 zbiórek, 5 przechwytów w drugim meczu wygląda niemrawo. Nie powinno, bo mimo skoncentrowanej na sobie defensywy Byków potrafił "wyrobić normę"
Durant - 33 punkty przy dobrej skuteczności i 11 zbiórek w przegranym meczu z Grizzlies. Tak zupełnie przy okazji ciekawostka - Durant ma 15% lepszą skuteczność w tej serii, gdy na parkiecie nie ma Shane'a Battiera...
Randolph - żaden PF poza Dirkiem nie był równy w obu meczach, więc wyróżniam Zibo za fantastyczny występ w niedzielę. 34 punkty, 10 zbiórek, Grizzlies zrobili w OK City to co chcieli. Co z tego, że potem Zach po raz pierwszy w tych play-offach został totalnie zatrzymany pod tablicą? 1-1 to sukces gości
Chandler - patrz wyżej.
NBA All Playoffs Losers Team
Steve Blake, Marvin Williams, Ron Artest, Kevin Garnett, Żydrunas Ilgauskas
Blake - pomysł Phila Jacksona z graniem dwoma rozgrywającymi (czyli nim i Fishem) w czwartej kwarcie game 2 miał jakiś ukryty, defensywny, sens, ale niewiele było z tego pożytku. Choćby dlatego, że Blake ostatni rzut trafił 26 kwietnia
Williams - nie wiem, czy ponowne umieszczenie go w pierwszej piątce Hawks było dobrym pomysłem. Williams ani nie grozi w tej serii rzutem w ofensywie, ani nie jest w stanie ograniczyć bezpośredniego rywala w obronie
Artest - flagrant foul na koniec drugiego meczu jest najlepszym podsumowaniem jego gry przeciwko Mavericks. Nie zdziwię się, jeśli nieobecność Rona w Dallas wyjdzie Lakers na dobre.
Garnett - umieszczanie tu KG może być trochę kontrowersyjne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Na razie przegrywa bezpośrednią (i chyba kluczową) rywalizację z Chrisem Boshem, który na dodatek nie gra rewelacyjnie, by nie powiedzieć wprost, że gra przeciętnie. Pierwszy mecz Garnett po prostu przespał, przed drugim obiecał trenerowi, że odda 20 rzutów. I oddał, bez względu na wszystko...
Ilgauskas - wreszcie! W spotkaniu numer 2 była sytuacja, w której Big Z wyrwał ważną piłkę w ataku. I to by było na tyle. Jedynym powodem, dla którego wychodzi w pierwszej piątce, jest zapewne chęć Erika Spoelstry do wpuszczania Joela Anthony'ego w drugiej kwarcie jak defensywnego game-changera.
Pierwsza piątka: Russell Westbrook, Dwyane Wade, LeBron James, Dirk Nowitzki, Andrew Bynum
Westbrook - zaskoczeni? Spójrzmy na konkurencję, czyli PG z pozostałych ośmiu drużyn. Są wśród nich Mike Bibby, Jeff Teague, Derek Fisher, Jason Kidd, Derrick Rose, Rajon Rondo, Mike Conley. Dwaj panowie R grają poniżej normy, Conley powyżej, ale przegrywa bezpośredni pojedynek w serii Grizzlies - Thunder. Westbrook miał co prawda 2/8 z gry w czwartej kwarcie w pierwszym spotkaniu, ale wybaczam mu to. Tym bardziej, że mam świeżo w pamięci dzisiejsze spotkanie w wykonaniu Rose'a, gdzie jego chęć zdominowania gry swojego zespołu była wręcz denerwująca. 27 rzutów, 6 wolnych, 10 asyst, 8 strat, czyli finisz co najmniej 48 akcji zależał od Rose'a. A przecież są jeszcze niecelne rzuty po podaniach nowego MVP, których np. Kyle Korver miał sporo.
Wade, James - any questions? Raz jeden, raz drugi i właściwie jeśli tak będą grali dalej (po obu stronach parkietu), to wątpię, by Celtics znaleźli odpowiedź i zdołali jeszcze powalczyć w tej serii
Nowitzki - where are you Witek? :) Okej, jeszcze za wcześnie na euforię, ale Dirk w tych play-offach pokazuje, że potrafi być clutch. Do tytułu czy chociażby finału jeszcze daleko, ale w starciach bezpośrednich z Pauem Gasolem i pośrednich z Kobem Bryantem jest na razie górą. Jeśli wracając do Dallas z 2-0 nie zdoła wygrać tej serii, to chyba już do końca kariery będzie loserem. Nawet jeśli w kolejnych pięciu latach zdobędzie piętnaście tytułów mistrzowskich
Bynum - wśród środkowych miałęm spory problem. Marc Gasol zrobił sobie samemu krzywdę drugim meczem, Joakim Noah w drugim z kolei był spektakularny, ale wcześniej niekoniecznie. Wychodzi na to, że wszystko rozgrywa się w parze Tyson Chandler - Andrew Bynum. Doceniam wysiłki tego pierwszego i zmianę w obronie Mavs dokonaną w dużej mierze dzięki niemu, ale jednak w dwumeczu indywidualnie to Bynum był górą.
Druga piątka: Derrick Rose, Joe Johnson, Kevin Durant, Zach Randolph, Tyson Chandler
Rose - mogę dodać tylko tyle, że przynajmniej - w przeciwieństwie do Rondo - w czwartych kwartach można było na nim polegać. Nawet w przegranym pierwszym spotkaniu
Johnson - fantastyczna inauguracja w United Center i dlatego jego 16 punktów, 5 zbiórek, 5 przechwytów w drugim meczu wygląda niemrawo. Nie powinno, bo mimo skoncentrowanej na sobie defensywy Byków potrafił "wyrobić normę"
Durant - 33 punkty przy dobrej skuteczności i 11 zbiórek w przegranym meczu z Grizzlies. Tak zupełnie przy okazji ciekawostka - Durant ma 15% lepszą skuteczność w tej serii, gdy na parkiecie nie ma Shane'a Battiera...
Randolph - żaden PF poza Dirkiem nie był równy w obu meczach, więc wyróżniam Zibo za fantastyczny występ w niedzielę. 34 punkty, 10 zbiórek, Grizzlies zrobili w OK City to co chcieli. Co z tego, że potem Zach po raz pierwszy w tych play-offach został totalnie zatrzymany pod tablicą? 1-1 to sukces gości
Chandler - patrz wyżej.
NBA All Playoffs Losers Team
Steve Blake, Marvin Williams, Ron Artest, Kevin Garnett, Żydrunas Ilgauskas
Blake - pomysł Phila Jacksona z graniem dwoma rozgrywającymi (czyli nim i Fishem) w czwartej kwarcie game 2 miał jakiś ukryty, defensywny, sens, ale niewiele było z tego pożytku. Choćby dlatego, że Blake ostatni rzut trafił 26 kwietnia
Williams - nie wiem, czy ponowne umieszczenie go w pierwszej piątce Hawks było dobrym pomysłem. Williams ani nie grozi w tej serii rzutem w ofensywie, ani nie jest w stanie ograniczyć bezpośredniego rywala w obronie
Artest - flagrant foul na koniec drugiego meczu jest najlepszym podsumowaniem jego gry przeciwko Mavericks. Nie zdziwię się, jeśli nieobecność Rona w Dallas wyjdzie Lakers na dobre.
Garnett - umieszczanie tu KG może być trochę kontrowersyjne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Na razie przegrywa bezpośrednią (i chyba kluczową) rywalizację z Chrisem Boshem, który na dodatek nie gra rewelacyjnie, by nie powiedzieć wprost, że gra przeciętnie. Pierwszy mecz Garnett po prostu przespał, przed drugim obiecał trenerowi, że odda 20 rzutów. I oddał, bez względu na wszystko...
Ilgauskas - wreszcie! W spotkaniu numer 2 była sytuacja, w której Big Z wyrwał ważną piłkę w ataku. I to by było na tyle. Jedynym powodem, dla którego wychodzi w pierwszej piątce, jest zapewne chęć Erika Spoelstry do wpuszczania Joela Anthony'ego w drugiej kwarcie jak defensywnego game-changera.
Etykiety:
Andrew Bynum,
Dirk Nowitzki,
Dwyane Wade,
LeBron James,
Russell Westbrook
niedziela, 1 maja 2011
Heat czy Celtics?
Read:
Chociaż to dopiero druga runda NBA Playoffs to z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że żadna inna rywalizacja nie budzi i nie będzie budziła tak dużych emocji jak starcie Boston Celtics i Miami Heat. Kliknij po więcej.
Watch:
Chociaż to dopiero druga runda NBA Playoffs to z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że żadna inna rywalizacja nie budzi i nie będzie budziła tak dużych emocji jak starcie Boston Celtics i Miami Heat. Kliknij po więcej.
Watch:
Etykiety:
Boston Celtics,
koszykówka,
Miami Heat,
NBA,
NBA play-off
All NBA Playoffs Team po pierwszej rundzie
I tradycyjnie zgubiło mnie lenistwo+brak czasu+1000 innych pomysłów. Ładnie ruszyłem z "projektem" All NBA Playoffs Team, ale po dwóch seriach spotkań powstała dziura. Nadrobimy ją teraz po całej pierwszej rundzie. Będzie (chyba) łatwiej.
Chris Paul, Derrick Rose, Kevin Durant, Dirk Nowitzki, Dwight Howard
Dziwnie to wygląda, że wskazałem dwóch graczy, którzy już odpadli, ale cóż... Paul wcale nie zawiódł, a wręcz przeciwnie - przeciętny, młody skład Hornets poprowadził do aż dwóch wygranych z obrońcami tytułu Lakers. 22 pkt, 11.5 asysty, 6.7 zbiórki, 183 cm wzrostu. Niesamowite. Howard? Po pierwsze zawiesił sobie za wysoko poprzeczkę dwoma fantastycznymi meczami w Orlando na początku rywalizacji. Potem był świetny, ale nie aż tak bardzo i mieliśmy mały niedosyt po meczach typu 29/17 czy 25/15. Chciałbym takie niedosyty przez cały sezon. Jedyny jego naprawdę przeciętny mecz to 8 pkt i 8 zbiórek w piątym spotkaniu. Tyle tylko, że Magic wygrali wtedy aż 101:76, więc nie miało to większego znaczenia. Wszystkim wychodziło wszystko, Dwight nie był potrzebny.
Rose i Nowitzki to niby tzw. no-brainery, chociaż przez chwilę miałem drobną wątpliwość, czy nie docenić Raya Allena i jego 22 pkt na mecz przy 65% za 3 i 100% z wolnych...
Durant? Jeśli tylko Russell Westbrook nie miał nagle ochoty zostać bohaterem, to KD nie zawodził. Trafiał w decydujących momentach, Thunder wygrywali. Dwa razy więcej niż 40 pkt. Król strzelców pełną gębą.
Second Team: Rajon Rondo, Ray Allen, LeBron James, Zach Randolph, Andrew Bynum
Zacznijmy od końca - niewielu środkowych grało ponadprzeciętnie w pierwszej rundzie. Własciwie tylko Howard, Bynum i Marc Gasol. Bynum był dla podkoszowych Hornets podkoszowym niszczycielem i nic mnie nie obchodzi, że Emeka Okafor okazał się miękki, Aaron Gray jest przerośniętym klockiem, a Carl Landry ma 150 cm w kapeluszu.
Zach Randolph? Wpiszcie na youtubie "Spurs Grizzlies game 6" i wszystko jasne. Decydujące starcie, a tu 16 pkt w ostatniej kwarcie przeciwko Timowi Duncanowi i Antonio McDyessowi.
Ray Allen - patrz wyżej. Rajon Rondo - może to przesada wyróżniać dwóch zawodników za serię wygraną 4-0, ale Rondo właściwie w każdym meczu robił to co należało. A to "skatował" Toneya Douglasa penetracjami, a to oddawał piłki na obwód do hot-hand-Raya, a to rzucił kilka celnych jumperków z półdystansu.
LBJ - z jednej strony dobrze pilnowany przez Andre Iguodalę, momentami bardzo nieskuteczny, wolno się rozkręcający. Ale z drugiej strony statystyki na poziomie 24/10/6 plus przez większość czasu praktycznie wyłączony z gry w ataku Iguodala.
All NBA Playoffs Losers Team
Mike Bibby, Landry Fields, Wilson Chandler, DeJuan Blair, Nenad Krstić
Tu sprawa nie była łatwa. Dawać ciała przez 4-5-6 spotkań to nie jest proste zadanie.
Bibby - Heat na razie mogą mu wybaczyć, bo grali tylko (i piszę to z bólem serca) z 76ers. Ale z silniejszym przeciwnikiem taka postawa Bibby'ego to może być problem. Nie broni, nie trafia rzutów z czystych pozycji, nie podaje, jest bezproduktywny.
Fields - uuuuuuu. Nadspodziewanie dobra runda zasadnicza (średnio 10 pkt, 6 zbiórek) rozbudziła duże nadzieje wobec wybranego w drugiej rundzie draftu gracza, ale w play-offach zagrał na miarę swojego draftowego numeru 39. Albo jeszcze gorzej. W sumie 7 punktów, 20% z gry, 5 zbiórek, 5 asyst, I wszystko jako starter.
Chandler - Nuggets mają równy skład i wielu graczy zdolnych zdobyć powyżej 20 punktów, więc łatwo jest ukryć swój słabszy dzień. Ale Chandler nie miał słabszego dnia tylko po prostu zniknął na półtora tygodnia. Najwyraźniej przysłał swojego nieporadnego brata bliźniaka i wrócił dopiero na ostatni mecz serii z Thunder. Za mało.
Blair - a to dopiero zaskoczenie, bo przecież jeszcze niedawno był pewnym graczem pierwszej piątki Spurs. Tymczasem w serii z Grizzlies "wreszcie" jego wzrost stał się przeszkodą. Pod koniec serii z rotacji wygryzł go nawet Tiago Splitter. Doceniam Brazylijczyka, ale z punktu widzenia Blaira: auć!
Krstić - właściwie powtórzę sie z poprzedniego wpisu, bo niewiele się zmieniło. Pod koniec regular season pierwszopiątkowy center, teraz przyspawany do ławki rezerwowych, mało użyteczny i apatyczny w swoich epizodach. Jeśli nie wróci Shaq O'Neal, to będzie bardzo potrzebny przeciwko Heat. Ale to temat na inny wpis...
P.S.
Następny ANPT gdzieś w połowie półfinałów konferencji. Ale chyba zrobię tak, że będzie dotyczył tylko drugiej rundy. W innym wypadku Chandler, Fields, Howard i Paul nigdy z tej listy nie znikną.
Chris Paul, Derrick Rose, Kevin Durant, Dirk Nowitzki, Dwight Howard
Dziwnie to wygląda, że wskazałem dwóch graczy, którzy już odpadli, ale cóż... Paul wcale nie zawiódł, a wręcz przeciwnie - przeciętny, młody skład Hornets poprowadził do aż dwóch wygranych z obrońcami tytułu Lakers. 22 pkt, 11.5 asysty, 6.7 zbiórki, 183 cm wzrostu. Niesamowite. Howard? Po pierwsze zawiesił sobie za wysoko poprzeczkę dwoma fantastycznymi meczami w Orlando na początku rywalizacji. Potem był świetny, ale nie aż tak bardzo i mieliśmy mały niedosyt po meczach typu 29/17 czy 25/15. Chciałbym takie niedosyty przez cały sezon. Jedyny jego naprawdę przeciętny mecz to 8 pkt i 8 zbiórek w piątym spotkaniu. Tyle tylko, że Magic wygrali wtedy aż 101:76, więc nie miało to większego znaczenia. Wszystkim wychodziło wszystko, Dwight nie był potrzebny.
Rose i Nowitzki to niby tzw. no-brainery, chociaż przez chwilę miałem drobną wątpliwość, czy nie docenić Raya Allena i jego 22 pkt na mecz przy 65% za 3 i 100% z wolnych...
Durant? Jeśli tylko Russell Westbrook nie miał nagle ochoty zostać bohaterem, to KD nie zawodził. Trafiał w decydujących momentach, Thunder wygrywali. Dwa razy więcej niż 40 pkt. Król strzelców pełną gębą.
Second Team: Rajon Rondo, Ray Allen, LeBron James, Zach Randolph, Andrew Bynum
Zacznijmy od końca - niewielu środkowych grało ponadprzeciętnie w pierwszej rundzie. Własciwie tylko Howard, Bynum i Marc Gasol. Bynum był dla podkoszowych Hornets podkoszowym niszczycielem i nic mnie nie obchodzi, że Emeka Okafor okazał się miękki, Aaron Gray jest przerośniętym klockiem, a Carl Landry ma 150 cm w kapeluszu.
Zach Randolph? Wpiszcie na youtubie "Spurs Grizzlies game 6" i wszystko jasne. Decydujące starcie, a tu 16 pkt w ostatniej kwarcie przeciwko Timowi Duncanowi i Antonio McDyessowi.
Ray Allen - patrz wyżej. Rajon Rondo - może to przesada wyróżniać dwóch zawodników za serię wygraną 4-0, ale Rondo właściwie w każdym meczu robił to co należało. A to "skatował" Toneya Douglasa penetracjami, a to oddawał piłki na obwód do hot-hand-Raya, a to rzucił kilka celnych jumperków z półdystansu.
LBJ - z jednej strony dobrze pilnowany przez Andre Iguodalę, momentami bardzo nieskuteczny, wolno się rozkręcający. Ale z drugiej strony statystyki na poziomie 24/10/6 plus przez większość czasu praktycznie wyłączony z gry w ataku Iguodala.
All NBA Playoffs Losers Team
Mike Bibby, Landry Fields, Wilson Chandler, DeJuan Blair, Nenad Krstić
Tu sprawa nie była łatwa. Dawać ciała przez 4-5-6 spotkań to nie jest proste zadanie.
Bibby - Heat na razie mogą mu wybaczyć, bo grali tylko (i piszę to z bólem serca) z 76ers. Ale z silniejszym przeciwnikiem taka postawa Bibby'ego to może być problem. Nie broni, nie trafia rzutów z czystych pozycji, nie podaje, jest bezproduktywny.
Fields - uuuuuuu. Nadspodziewanie dobra runda zasadnicza (średnio 10 pkt, 6 zbiórek) rozbudziła duże nadzieje wobec wybranego w drugiej rundzie draftu gracza, ale w play-offach zagrał na miarę swojego draftowego numeru 39. Albo jeszcze gorzej. W sumie 7 punktów, 20% z gry, 5 zbiórek, 5 asyst, I wszystko jako starter.
Chandler - Nuggets mają równy skład i wielu graczy zdolnych zdobyć powyżej 20 punktów, więc łatwo jest ukryć swój słabszy dzień. Ale Chandler nie miał słabszego dnia tylko po prostu zniknął na półtora tygodnia. Najwyraźniej przysłał swojego nieporadnego brata bliźniaka i wrócił dopiero na ostatni mecz serii z Thunder. Za mało.
Blair - a to dopiero zaskoczenie, bo przecież jeszcze niedawno był pewnym graczem pierwszej piątki Spurs. Tymczasem w serii z Grizzlies "wreszcie" jego wzrost stał się przeszkodą. Pod koniec serii z rotacji wygryzł go nawet Tiago Splitter. Doceniam Brazylijczyka, ale z punktu widzenia Blaira: auć!
Krstić - właściwie powtórzę sie z poprzedniego wpisu, bo niewiele się zmieniło. Pod koniec regular season pierwszopiątkowy center, teraz przyspawany do ławki rezerwowych, mało użyteczny i apatyczny w swoich epizodach. Jeśli nie wróci Shaq O'Neal, to będzie bardzo potrzebny przeciwko Heat. Ale to temat na inny wpis...
P.S.
Następny ANPT gdzieś w połowie półfinałów konferencji. Ale chyba zrobię tak, że będzie dotyczył tylko drugiej rundy. W innym wypadku Chandler, Fields, Howard i Paul nigdy z tej listy nie znikną.
Subskrybuj:
Posty (Atom)