Jeden zawodnik bierze piłkę, reszta rozchodzi się po kątach i patrzy. Główny bohater kozłuje, kozłuje, próbuje czasem jakiegoś zwodu i w końcu sam rzuca. Nie, to nie ostatnia minuta meczu Chicago Bulls z 1998 roku i Michael Jordan. To Russell Westbrook, czwarta kwarta trzeciego meczu Oklahoma City Thunder z Memphis Grizzlies w drugiej rundzie w 2011 roku.
Nie miałem nic przeciwko temu, że Westbrook chciał zostać bohaterem w końcówce meczu z Denver Nuggets w poprzedniej rundzie. Thunder prowadzili wtedy 3-0 w serii i mieli w perspektywie mecz u siebie. Spróbował, nie udało się, ale Thunder i tak awansowali. Można mu wybaczyć. Ale to co stało się w Memphis wyglądało jak słaby żart w wykonaniu Westbrooka. Gdybyście nie wiedzieli, to w tym zespole jest jeszcze niejaki Kevin Durant, król strzelców dwóch ostatnich sezonów. I to jemu Russell nie chciał podać piłki, bo... no właśnie bo co? Komentatorzy NBA TV nazwali taktykę Thunder "no-pass play". Są first-pass point guards, może być i no-pass point guard. Przesadzam oczywiście.
Paradoksalnie w statystykach Westbrook nie wygląda - 23 punkty, 12 asyst, kiepska skuteczność, ale mniej oddanych rzutów od Duranta. Póki KD mógł sobie rzucać (zresztą po podaniach Russa), to było dobrze. Niecałe osiem minut przez końcem czwartej kwarty Thunder prowadzili 82:71. Pozostały fragment przegrali 4:15. Westbrook w tym okresie 1/5 z gry i 2 straty. Durant też spudłował trzykrotnie - raz w kontrze, raz pod presją czasu ze skrzydła (airball!) i raz gdy przy remisie 86:86 dostał wolną rękę od Westbrooka.
Może moim problemem jest to, że oglądałem tylko czwartą kwartę, bo budzik zrobił mnie w balona i obudziłem się za późno, żeby zdążyć obejrzeć całe dwa mecze (zresztą potem League Pass zrobił mnie w balona i meczu Celtics - Heat nie dało się obejrzeć w przyspieszonym tempie). Ale w sumie wystarczyło mi to 12 minut, by zobaczyć, że Thunder mieli w zasadzie ten mecz w swoich rękach i gdyby tylko Westbrook nie oszalał... To nie 3-0 z Nuggets, to 1-1 z Grizzlies bez przewagi parkietu. Teraz już 1-2 i czas najwyższy, żeby dwie gwiazdy się dogadały. Droga do finału ligi jest przecież nadspodziewanie szeroko otwarta.
niedziela, 8 maja 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz