A może to nie Russell Westbrook jest wariatem, tylko my postrzegamy go nie tak, jak powinniśmy?
Obejrzałem sobie czwarty mecz Thunder z Grizzlies i mam mały problem z tym panem. Po poprzednim spotkaniu bardzo narzekałem na jego grę, indywidualne akcje bez podań i nieskuteczność. Teraz właściwie styl był podobny, tylko skuteczność i wybór pozycji rzutowych nieco lepsze. Także dlatego Thunder wygrali po trzech dogrywkach 133:123.
Westbrook oddał 33 rzuty i zdobył 40 punktów. Liczby Kevina Duranta to 20 i 35. Była w trakcie tego meczu scenka, w której pokazano Duranta ostro dyskutującego z asystentem trenera Maurice’em Cheeksem. KD był ponoć niezadowolony, bo nie kończył decydującej akcji czwartej kwarty. W zasadzie to Durant nie oddał rzutu przez 9 minut pod koniec tej części i na początku dogrywki, co w przypadku dwukrotnego króla strzelców jest wydarzeniem co najmniej dziwnym. Gdy wreszcie dostał piłkę na skrzydle, to od razu rzucił w kierunku kosza i trafił. Kto jest winny takiej (nie chodzi o celny rzut, ale o “przestój”) sytuacji? Skoncentrowana na Durancie obrona Grizzlies po części, ale także Westbrook, który sam kończył akcje...
I tu dochodzimy do momentu, w którym zacząłem się zastanawiać ”dlaczego nie?” Dlaczego właściwie Westbrook nie może być go-to-guyem w ekipie Thunder? Dlaczego człowiek notujący w regular season średnio 22 punkty i 8 asyst (czyli niewiele mniej niż MVP tego sezonu Derrick Rose, a przecież w Bulls nie ma kogoś kto takiego jak KD) nie może rozgrywać w pojedynkę kluczowych akcji?
Być może wszyscy (albo większość, czyli ci narzekający, w tym także i ja) postrzegają Westbrooka nie tak jak należy to robić w obecnym sezonie. Nie ma co się dziwić. Russ przebił się przecież na ten poziom dopiero w ostatnim półroczu, a jeszcze dwa lata temu miał tylko 15 punktów na mecz, 40% z gry i nie zawsze wychodził w pierwszej piątce. A w aktualnie trwających rozgrywkach przecież przez pewien czas był nawet wysoko w rankingach kandydatów do nagrody MVP. Niejeden komentator zdobył się na opinię, że to nie jest już drużyna Duranta, tylko team Westbrooka.
Może nie powinniśmy rozpatrywać Westbrooka w kategoriach opcji numer 2 w Oklahomie, która bezczelnie zabiera grę swojej wielkiej gwieździe? Może panowie Russell i Kevin powinni być równorzędnymi opcjami numer 1? Zupełnie jak panowie Dwyane i LeBron w Miami. Słyszeliście w tym sezonie jakieś narzekania na to, że w końcówkach Wade usuwa w cień Jamesa albo odwrotnie? Nie przypominam sobie. Raz jeden, raz drugi, czasem razem, koegzystencja na tej płaszczyźnie jest raczej bezproblemowa.
Kluczowe pytanie brzmi jednak nie “jak my ich powinniśmy postrzegać?” tylko “jak oni postrzegają sami siebie?”. Jeśli Durant nie ma problemu z tym, że czasem stanie z boku i patrzy co się dzieje, to ok. Jeśli jest naprawdę tak zdenerwowany jak to można było odczytać z ekranu w poniedziałek w Memphis, to coś tu nie gra. I wspólne uściski po końcowej syrenie są tylko zamaskowaniem sytuacji. Jak jest naprawdę? Czy KD szepcze pod nosem “gimme this fuckin’ ball!”? Na pewno niezadowolony nie jest trener Scott Brooks.
Russell managed the game as well as any point guard can. We needed his scoring. I know a lot goes into it. The coach and the point guard always get the blame, but Russell has improved every year and every game. He was terrific tonight. He competed on the defensive end and that's what I really care about.
Z drugiej strony - Thunder nie mogli przełamać gości dopóki w trzeciej dogrywce Durant nie zdobył 6 punktów z rzędu. Znamienne czy nie?
wtorek, 10 maja 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Generalnie komentarze w Stanach są takie, że w decydujących momentach piłka powinna iść do KD. Westbrook gra na 1 i jego zadaniem jest otwieranie partnerom drogi do kosza. Mając takiego gracza jak Durant w zespole powinien spokojnie notować 10 asyst w meczu, tymczasem on lubuje się w grze 1 na 1 twierdząc, że obojętnie kto go będzie krył będzie to mismatch... Trochę to zalatuje bufonadą i gwiazdorstwem.
Prześlij komentarz