Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Glen Davis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Glen Davis. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

All NBA Playoffs Team po meczach nr 1

Pierwsza odsłona pierwszej rundy NBA Playoffs była ekscytująca jak nigdy (wyniki, staty i recapy są tutaj i tutaj). Kto nas zaskoczył, kto nas zawiódł, kto był najlepszy, a o kogo możemy zapytać “yyy, a on grał”? Wybieranie All Playoffs Teams po dwóch dniach to ryzykowny pomysł, ale w sumie kto nam broni? :) Przyznaję, że pierwszy wpadł na to na Twitterze Maciek Kwiatkowski, lecz nie przy wszystkich nazwiskach byliśmy zgodni.

Kto jest na razie na topie?

Chris Paul (New Orleans Hornets), Derrick Rose (Chicago Bulls), Kevin Durant (Oklahoma City Thunder), Dirk Nowitzki (Dallas Mavericks), Dwight Howard (Orlando Magic)

Kolejno 33, 39, 41, 28, 46 punktów. Komplet pięciu wygranych ich drużyn i właściwie nie ma żadnych wątpliwości co do czterech powyższych nazwisk. Jedyny znak zapytania można umieścić przy Dirku. Dlaczego on, a nie Al Horford, Chris Bosh, Amar’e Stoudemire, LaMarcus Aldridge, Zach Randolph. Żaden z nich nie był tak clutch jak Niemiec, mimo że skrzydłowy Mavs nie zdobył punktu w ostatnich dwóch minutach. Ale chwilę wcześniej miał niesamowitą serię 10 punktów w 101 sekund. Od stanu 72:70 dla Blazers sam doprowadził do 80:76 dla Mavs. Dwa wolne, trójka, wolne i akcja 2+1. Jeden z kolegów z PolskiKosz.pl o inicjałach WP pisał kiedyś, że “clutchowatość” i Nowitzki w jednym, to rzecz niemożliwa. Really?

Russell Westbrook, Doc Rivers, Joe Johnson, Amar’e Stoudemire, Marc Gasol

Nadmiar silnych skrzydłowych ze znakomitymi meczami sprawia, że właściwie można by z nich samych złoźyć drugą piątkę. Ale jeśli już mamy pozostać przy pozycjach - Stoudemire był z nich najlepszy. Kevin Garnett nie jest tak znakomitym defensorem 1 na 1 jak dowódcą obrony zespołowej, ale i tak to co STAT robił z KG było niesamowite. Nie będę go karał tylko za to, że w dwóch ostatnich akcjach Knicks woleli dać piłkę Carmelo Anthony’emu i przegrać.

Marc Gasol? To nie pomyłka w imieniu. Widziałem tylko dwie ostatnie minuty meczu Spurs - Grizzlies (zresztą na niemieckiej wersji NBA.com, która daje darmowe transmisje!), ale to w połączeniu ze statystykami 24/9 wystarczyło mi, żeby docenić Hiszpana.

Westbrook? Tak, mecz Thunder wygrał w większym stopniu Durant, ale przez 30 minut to było spotkanie Russella z Nuggets. Nie miejmy mu za złe, że oddał show koledze, bo nawet w “cichej” czwartej kwarcie miał ważne trafienie na 104:101 22 sekundy przed końcem.

Johnson? To właściwie paradoks, bo żadna inna dwójka w całych play-offach nie zagrała lepiej. Owszem D-Wade był killerem w końcówce meczu Miami Heat, a Kobe Bryant rzucił 34 punkty dla Lakers, ale w kluczowym momencie wkozłował sobie piłkę w nogę i siedział na boisku jak Dziewica Orleańska (copyright by Wojciech Michałowicz).

Doc Rivers? Fajny żart co nie? Końcówka w wykonaniu Celtics to głównie jego zasługa. Najpierw znakomicie przygotowane akcja z autu, w której KG zdobyl punkty wsadem, a z zegara ubyło tylko 0.5 (pół!) sekundy. A potem zagrywka na trójkę Raya Allena. Perfekcyjnie zrealizowana - to fakt - ale też perfekcyjnie przygotowana.

Są pochwały, muszą być też i nagany.

All NBA Playoffs Losers Team

Tony Parker, Landry Fields, Carmelo Anthony, Carlos Boozer, Glen Davis

Nie zamierzam się znęcać nad graczami trzeciego czy piątego planu, którzy nic nie dali swojej ekipie (przykładowo Omer Asik, 3 minuty, zbiórka). Moje podstawowe kryterium - czego po nich należało oczekiwać i co pokazali?

Parker - tak, miał 20 punktów. Miał też 4/16 z gry i 1/8 z półdystansu/dystansu, co akurat potwierdziło mój gameplan Grizzlies z zapowiedzi (czyli niech Parker rzuca). Miał też kluczowe pudło w końcówce i niestety nie sprawił, że brak Manu był niewidoczny

Fields - absolutny non-factor w meczu Celtics - Knicks. Idealny występ do zapytania “a on grał?”. Z drugiej strony - jego nieobecność prawie pozwoliła Toneyowi Douglasowi zostać bohaterem w ostatniej minucie

Anthony - dwa faule po dwóch minutach były znamienne. Równie “świetne” dla niego były dwie ostatnie minuty - najpierw ofens, potem airball na wygraną. Skuteczność 5/18 z gry. Amar’e może mieć słusznie pretensje.

Boozer - miał być drugą opcją i największym wsparciem D-Rose’a w Bykach, a co wyszło. Brak aktywności w ofensywie, brak skuteczności w ofensywie i uruchomiony Tyler Hansbrough na półdystansie (8/11 z tej odległości tym razem, w sezonie 40%).

Davis - 1/8 z gry i kiepska obrona. Ciekawie w tej sytuacji wygląda, że w plus/minus miał +12, a starter Jermaine O’Neal (12 pkt, 6/6 z gry) -11.

Na pewno można się spodziewać podobnego wpisu po meczach nr 2 (wtorek-czwartek). Chętnie kontynuowałbym tę zabawę takźe później, tyle, że niestety w dalszej fazie nie będzie już tak wyraźnego podziału. Np. w sobotę dwie pary grają już spotkania nr 3, a dwie inne - nr 4. Szkoda. Ale poza tym jest przecież Wielkanoc, czas m.in. odpoczynku :-)

czwartek, 3 marca 2011

Tak się nie robi, panie Rondo

Ostatnie sekundy meczu. Boston Celtics prowadzą pewnie (wygrali 115:103) z Phoenix Suns. Nic nie może im odebrać wygranej. Co się robi w takiej sytuacji? Spokojnie czeka do końcowego gwizdka. Co robi Rajon Rondo? Tańcuje z piłką i oddaje dziwny rzut za 3 punkty. Co robi Jared Dudley z Suns? Wkurzony wygibasami Rondo fauluje go ostro.

Zobaczcie sami:



A gdzie bostońska duma i klasa? Celtics niepotrzebnie robią wiele drobnych rzeczy sprawiających, że coraz więcej kibiców patrzy na nich mniej przychylnym okiem, by nie powiedzieć wprost: nie cierpi. W ubiegłorocznych finałach z Los Angeles Lakers skłaniałem się ku bostończykom, podziwiam styl gry Rondo, ale nie podoba mi się takie zachowanie. Jestem przekonany, że Steve Nash, Jason Kidd, Chauncey Billups, Chris Paul i inni doświadczeni, czołowi rozgrywający obecnej ligi nie zachowaliby się w ten sposób.

O co chodziło Rajonowi? Jeśli koniecznie chciał zdobyć punkty, to mógł łatwo wjechać pod kosz. Chciał się powygłupiać? Wyszło kiepsko. Szukałem jego komentarza na ten temat, ale wszystko co znalazłem to:

It was an intense game, but it wasn't. We had it under control the whole game.

To nie brzmi jak tłumaczenie, a raczej jak ciąg dalszy trash-talkingu. Celtics mieli w trzeciej kwarcie 29 punktów przewagi, ale rezerwowi Suns (w tym Dudley i Marcin Gortat) zrobili serię 22:2 sprawiając, że komentator telewizji z Arizony kilka razy podniósł głos. Celtowie ostatecznie utrzymali przewagę, bo Aaron Brooks pokazał to, o czym pisałem - zapędy strzeleckie i świetnie “panowanie” nad piłką. Panowanie przez 22 sekundy akcji.

Rondo próbował natomiast tłumaczyć trener “Doc” Rivers.

Rivers understood that some may view the Rondo shot attempt as trying to run up the score but defended his point guard.

"Well, I thought a lot of stuff was going on," Rivers said. "Usually I hate that, and you guys know that, but it's also a competition and a completive game. And I thought last night was one of those rare cases where I think our guys felt like they [the Suns] were doing stuff they shouldn't do and it was a back at you. And sometimes you have to let the kids be competitive. And in that case I felt that was the right case."


Nie bardzo rozumiem jego punkt widzenia. Jakich rzeczy Suns nie powinni robić? Schodzić z -29 na -9? Na pewno nie powinni zderzać się między sobą głowami tak jak to zrobili Channing Frye i Vince Carter (esz, szkoda, że nie ma tej sytuacji na youtubie - jest foto, bo mimo kontuzji obu zawodników wyglądała dość zabawnie. Zupełnie jak blackout w serialu The Event), ale raczej nie o to chodziło Riversowi. Być może pomiędzy zawodnikami zaszło coś, czego nie pokazały kamery. Być może znowu za parę godzin przeczytamy na czyimś Twitterze, że ktoś kogoś nazwał cancerem...

Chciałem też wspomnieć o faulu technicznym Kevina Garnetta kilkanaście sekund wcześniej, ale Maciek Kwiatkowski z Zawszepopierwsze już opisał sytuację, więc nie będę się powtarzał.

Oba te zachowania można zbiorczo określić bardzo popularnym obecnie słowem - słabe.

Szkoda, że teraz rozmawiamy o takich rzeczach, bo Celtics grali przez 30 minut kapitalną koszykówkę i po prostu zmietli Suns. A potem mimo pogoni rywali dość spokojnie utrzymali prowadzenie. Świetny rewanż za klęskę w Phoenix miesiąc temu.

P.S.

Jeżeli ktoś zwątpił, czy Troy Murphy jest potrzebny w Bostonie - Big Baby Davis przeciwko Suns doznał kontuzji. Klątwa jakaś?

sobota, 19 czerwca 2010

Lekko skisła wisienka na finałowym torcie

Tegoroczny finał NBA był (jako całość) najlepszy w XXI wieku obok finału z 2006 roku pomiędzy Miami Heat i Dallas Mavericks, ale ostatni mecz Lakers i Celtics jednak zawiódł.

I nie chodzi tu o porażkę Celtics, którym sprzyjałem, ale o obraz gry w tym spotkaniu. Póżniejszy MVP rzucający w kant tablicy? Nieco ponad 20% skuteczności póżniejszego mistrza przez trzy kwarty? Straty, pudła, dziesiątki "bezpańskich" piłek. Nie tego oczekiwałem po Game Seven i nie tego chciałem w najważniejszym koszykarskim wydarzeniu tego sezonu. Cóż, najwyraźniej stawka spotkaniu potrafi sparaliżować nawet Kobego Bryanta i Raya Allena.

Nawet z takiego "błotnego" widowiska można jednak zrobić pasjonujący film. Walka, walka, jeszcze raz walka. Owszem lubimy walkę.Ba! Kochamy walkę! Ale lubimy też, gdy czasem ktoś jednak trafi do kosza.


Finały przeszły do historii, ale na pewno zostaną zapamiętane. Nie tylko dlatego, że jak słusznie zauważył Supergigant Kobe jest jednym z najgorszych MVP w historii. Także dlatego, że każdy mecz - co niespotykane - miał innego bohatera.

Mecz numer 1 - Kobe Bryant
Mecz numer 2 - Ray Allen/Rajon Rondo (jak kto woli)
Mecz numer 3 - Derek Fisher
Mecz numer 4 - Glen Davis
Mecz numer 5 - Paul Pierce
Mecz numer 6 - Pau Gasol
Mecz numer 7 - Ron Artest

Pamiętacie taką sytuację? Ja nie.

A na koniec Ron zwariował :-)

piątek, 11 czerwca 2010

Osioł Robinson



Davis asked about Nate jumping on his back during celebration: Davis: "You were on my back?" Robinson: "We're like Shrek and donkey."



Glen Davis z małym wsparciem Nate'a Robinsona wygrali czwarty mecz finału NBA dla Boston Celtics. 96:89 i znowu ktoś inny był najlepszym graczem Celtów.

Mecz numer 1 - Paul Pierce. Mecz numer 2 - Rajon Rondo/Ray Allen (dyskusyjne). Mecz numer 3 - Kevin Garnett. Mecz numer 4 - Glen Davis. Dla porównania w zespole Los Angeles Lakers kolejno: Kobe Bryant, Kobe Bryant/Pau Gasol, Kobe Bryant/Derek Fisher i, zaskoczenie, Kobe Bryant.

To dlatego w serii jest 2-2 mimo, że Ray Allen przespał trzy mecze, a Pierce i Garnett po dwa.