poniedziałek, 21 lutego 2011

Bryant jak Griffin?

Home court advantage to coś bardzo ważnego. Również podczas Weekendu Gwiazd NBA. Przynajmniej w Los Angeles. W sobotę Blake Griffin z miejscowych Clippers wygrał konkurs wsadów, chociaż byli lepsi. W niedzielę Kobe Bryant z miejscowych Lakers został wybrany MVP, chociaż można mieć wątpliwości, czy nagroda nie należała się komuś innemu.


W przeciwieństwie do soboty sprawa nie jest tak oczywista. Ale spójrzmy na fakty. Bryant zdobył 37 punktów i miał 14 zbiórek. Większość punktów (by nie powiedzieć wszystkie) rzucił jednak w radosnej bieganinie, która trwała przez trzy kwarty. Nie miałbym nic przeciwko tytułowi MVP za taki występ, gdyby nie zacięta końcówka. Emocje na koniec to zasługa LeBrona Jamesa (drugie w historii triple-double w historii Meczu Gwiazd NBA), który nie tylko postawą na boisku, ale także przemowami poprowadził pogoń Wschodu. Nie udało się doścignąć Zachodu, bo w rolę go-to-guya wcielił się Kevin Durant. Gdzie był wtedy Kobe?

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bzdura! Co do MVP ASG nie ma absolutnie żadnych wątpliwości. LBJ przegrał więc, mógł zostać MVP tylko w wypadku gdy po stronie zwycięzców nie byłoby efektownych występów indywidualnych - a były!

37 punktów KB24 (i 14 zbiórek) to 4 wynik w historii ASG. Dodatkowo był najefektowniejszym graczem zwycięzców (3 efektowne wsady) co w takim meczu ma przecież ogromne znaczenie.
Dodatkowo 2, tak samo jak LBJ dał sygnał do ataku dla wschodu, tak KB24 zainspirował od samego początku zachód (przechwyty).

JW pisze...

A dlaczego nie Durant?

Unknown pisze...

Ziomuś, jak nie masz co pisać na blogu, to lepiej nic nie pisz. Pierdoły jakieś dajesz, Lebron jak zwykle jest wielkim przegranym. Kobe wygrał i jemu się należało. Skończmy pier**lić

Anonimowy pisze...

wojczyn nie pisz o nba bo sie na niej nie znasz podobnie jak gebel ktory typowal MIP w tym roku dla Gortata, ale ogolnie, twoje przemyslenia dot. nba sa do chuja podobne i mijaja sie z prawda

JW pisze...

Jakieś przykłady?

Czy po prostu tradycyjnie dopadła mnie masa fanów Kobego? :)

Anonimowy pisze...

Durant nie, bo jego jedyną zasługą w tym meczu były punkty, których zdobył mniej i na gorszej skuteczności niż KB. Dodatkowo Bryant był najlepiej zbierającym graczem spotkania.
Dodatkowo 2, trzy jego akcje (dwa wsady z pierwszej połowy, wsad nad LBJ'em w drugiej) były najefektowniejszymi zagraniami spotkania.

Wojczyn znasz się na baskecie jak mało kto, ale ten wpis jest totalnym pudłem, co udowodniłem powyżej.

JW pisze...

Ale ja się nie upieram przy tym, że Bryantowi się nie należało. Poddaję tylko w wątpliwość. Dobrze, że się skończyło, jak skończyło, bo podejrzewam, że gdyby Wschód jednak wygrał końcówkę, to głosami kibiców Kobe i tak mogłby być najlepszy...