piątek, 25 lutego 2011

Nowy rozgrywający dla Gortata

Pół roku temu Aaron Brooks był największym postępem ligi. Teraz Houston Rockets bez większego żalu oddali go do Phoenix Suns do roli zmiennika Steve'a Nasha. W zamian dostaną Gorana Dragicia.

Z punktu widzenia Suns ten ruch jest ryzykowny. Dragić nie był oczywiście w takiej formie jak w ubiegłorocznym play-offach (pomijam już niedawną kontuzję) i nie jest takim kreatorem jak Nash. Ale Brooks to zdecydowanie bardziej strzelec niż pass-first PG. Czy aby na pewno Suns potrzebują kogoś takiego? Być może to zbyt Gortatocentryczne spojrzenie, ale wydawać by się mogło, że zmiennikiem Nasha powinien być ktoś w typie Kanadyjczyka. Ktoś kto dobrze współpracuje z wysokimi. O Brooksie nie można tego powiedzieć. A jego umiejętności strzeleckich w Phoenix nie potrzebują "na gwałt". W rezerwowej piątce na obwodzie ma kto zdobywać punkty - jest chociażby Jared Dudley, a i zdrowy Dragić sobie z tym radził. Ponoć Brooks ma przyspieszyć grę drugiego składu. Interesujące.

Jedno jest pewne - Zabian Dowdell, tymczasowy zastępca kontuzjowanego Dragicia może sobie kupić maść na odciski, bo posiedzi na końcu ławki rezerwowych do końca sezonu. Dowdell miał kilka ciekawych występów, Suns przedłużyli z nim kontrakt i nawet po powrocie Dragicia trener Alvin Gentry dawał mu minuty. Wątpię, by wygrał z Brooksem. Już nawet pomijając to, że aktualnie się rozchorował. Może na wieść o wymianie?

Jest jeszcze jedna kiepska informacja dla Suns - ich zespół oddał wybór w pierwszej rundzie tegorocznego draftu. "Ciekawy" ruch dla ekipy, która ma bardzo wiekowy skład i mogłaby liczyć na kogoś ciekawego w naborze. Np. takiego Jana Veselego z Partizana Belgrad, czeskiego SF-a. Przecież Grant Hill nie będzie grał wiecznie... Swoją drogą to pomyślałem o Veselym, sprawdziłem jak wysoko jest w mocku i na nbadraft.net idzie z trzynastką do Suns :-)

Jeden z komentarzy do transferu na stronie gazety Arizona Central - "Can we trade Robert Sarver?" Sarver to właściciel Suns. Nie dziwię się. W Phoenix doskonale pamiętają to:

Brak komentarzy: