poniedziałek, 7 września 2009

EuroBasket: Plecy Szubargi pomogły Koszarkowi

Nie popadajmy w euforię - to najważniejszy wniosek po meczu Polski z Bułgarią na inaugurację EuroBasketu. Wygraliśmy, ale to nasz najsłabszy rywal w pierwszej rundzie. Co jeszcze jest istotne? Dobrze turniej rozpoczął Łukasz Koszarek, ale dopingu możemy uczyć się od Litwinów.

Cieszy zwycięstwo (90:78), ale jest jedna niepokojąca rzecz. Dekoncentracja. W czwartej kwarcie Polacy stracili 10 punktów z rzędu i Bułgarzy prawie nas dogonili. W meczu z Litwą bądź Turcją taka chwila słabości może skończyć się dla nas bardzo, bardzo źle. Na szczęście zarówno zawodnicy, jak i trener Muli Katzurin znakomicie zdają sobie z tego sprawę. Może problemem był brak sił? W końcu prawie cały mecz graliśmy pierwszą piątką, a zmiany izraelski szkoleniowiec robił rzadko. Przyznał potem, że za wszelką cenę chciał wygrać pierwsze spotkanie, a w kolejnych dniach będzie próbował rozszerzyć rotację. Musi to zrobić, bo dzisiaj przeciez ani na minutę na boisku nie pojawił się Adam Wójcik, a epizody zaliczyli Robert Witka oraz Szymon Szewczyk. Widać wyraźnie na kogo najbardziej liczy Katzurin - David Logan, Michał Ignerski, Marcin Gortat, Maciej Lampe.

A tym piątym z podstawowego składu był Łukasz Koszarek. Paradoksalnie może się okazać, że uraz pleców Krzysztofa Szubargi bardzo pomógł jego konkurentowi na pozycji rozgrywającego. "Koszar" chyba tylko przez niedyspozycję "Szubiego" dostał sporo minut i dzięki temu dobrze wszedł w turniej. 8 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst - robił wszystko, czego oczekujemy od niego. Nie potrzebujemy wielkich zdobyczy punktowych naszych playmakerów. Mają asystować kolegom, organizować grę, napędzać kontrataki. I to właśnie robił w poniedziałek Koszarek. Szczególnie ta ostatnia rzecz to duży pozytyw. W sparingach często można było mieć do niego pretensje, że wolno rozpoczyna akcje Polaków.

Przed spotkaniem z Bułgarią można było mieć obawy, jak spisze się nasza publiczność. Było głośno. Podczas hymnu było nawet poruszająco, bo cała hala wstała i podniosła do góry biało-czerwone szaliki. Ale w kwestii organizacji dopingu możemy uczyć się od Litwinów. Oni zajęli 1/3 hali podczas drugiego dzisiejszego spotkania i dzięki kilku bębnom dobrze skoordynowali swoje działania. Wśród Polaków brakowało takiej grupki dowodzących wspólnymi śpiewami. Cóż, nie jesteśmy przyzwyczajeni do kibicowania koszykarzom, skoro tak rzadko grają w naszym kraju. A Litwini jeżdzą za swoimi pupilami od dłuższego czasu, bo to ich sport narodowy i odnoszą w nim mnóstwo sukcesów. Można tylko mieć nadzieję, że u nas też to tak będzie wyglądało za kilka lat...
P.S.
Polecam przy okazji sports.pl i relacje szalejącego reporterta. Wokół EuroBasketu, nie do końca poważnie - odcinek 1.

Brak komentarzy: