Sporo kontrowersji wywołuje kwestia cateringu dla mediów podczas mistrzostw Europy. Ostatnio przeczytałem opinię, że skoro dziennikarze tak narzekają, to widać po co przychodzą na mecze - najeść się. A przecież nie o to w całej sprawie chodzi.
Można sobie żartować z tej sytuacji, ale to wcale nie jest zabawne. Przekąski i napoje to rzeczy, które powinny być przez organizatorów dostarczane w ilościach wystarczających dla wszystkich, którzy są tam obecni. I wcale nie chodzi tu o mnie i innych Polaków. My się z tego pośmiejemy i tyle. A podstawowym problemem jest zagraniczny dziennikarz. On przychodzi na halę, ogląda mecz, w przerwie chce coś przekąsić, bo po spotkaniu będzie musiał szybko biec do strefie mieszanej porozmawiać z zawodnikami, po czym napisać teksty lub zmontować nagrania. Potem drugie spotkanie i ten sam scenariusz. Jeśli w przerwie gość z Hiszpanii, Litwy czy Francji nie znajdzie żadnej przekąski, kawy czy chociażby wody, to jest głodny. Jeśli jest głodny, to jest wkurzony. Jeśli jest wkurzony, to pisze o tym wszystkim w swoich mediach. A wizerunek Polski i naszego EuroBasketu bardzo na tym cierpi odstraszając w jakiś sposób potencjalnych kolejnych gości z tych krajów. To bardzo prosty ciąg przyczynowo-skutkowy, a organizatorzy albo o nim zapomnieli albo nie mają na to fundusze. Tylko na co oni wydają pieniądze wpłacone przez poszczególne miasta? To pytanie stawiają sobie np. w Poznaniu.
Nie widziałem jak było w Gdańsku, Poznaniu czy Warszawie, ale słyszałem, że na podobnym poziomie jak we Wrocławiu. Kawa i herbata - w miarę ok. Zimne napoje - kiepsko. Przekąski - tragedia. Kanapek nie napotkałem ani razu, ale ktoś tam mówił, że się pojawiały. W środę rzucono na stół (niemal dosłownie) kilkanaście paczek paluszków. Coś na ciepło - raz na dłuższy czas przychodziły dwie panie, ustawiała się długa kolejka i można było dostać kilka klusek. Zresztą w okolicy miejsc dla kibiców, gdzie można zakupić jedzenie było jak na lekarstwo - budka z zapiekankami, stoisko KFC i jeden ogródek piwny. Wszystkie dość daleko od strefy mediów. Już to widzę jak jakiś Litwin biegnie po zapiekankę na drugą stronę hali i czeka tam w kolejce w przerwie spotkania Litwa - Polska.
Jak wygląda dobry catering? Byłem w Berlinie na Final Four Euroligi i mam bardzo pozytywne wrażenia odnośnie organizacji. Wszystko przygotowane świetnie. Jak tam to wyglądało w kwestii jedzenia? Praktycznie nie brakowało go na stołach, a Grecy potrafią być bardzo łapczywi i łakomi zjadając szynkę już z tacy niesionej przez kelnera :-) Chleb, a do tego wspomniana szynka, ser, dżem, nutella - do wyboru co kto lubi. Mnóstwo owoców - banany, jabłka, pomarańcze, a także placek i w porze obiadu (a raczej obiadokolacji) ciepła zupa. Lodówka cały czas pełna napojów, do zamówienia kawa i herbata. A na dodatek obok trybuny medialnej trzy stanowiska (dla kibiców także), w których sprzedawano hot-dogi, kawę, ciastka itd.
Wyobrażam sobie, jaką opinię miałbym o Eurolidze i Berlinie, gdybym musiał uczestniczyć w sprincie po wodę mineralną i stać w kilkunastometrowej kolejce po trzy kluski z plastikowym talerzykiem niczym pensjonariusz schroniska dla bezdomnych...
Można sobie żartować z tej sytuacji, ale to wcale nie jest zabawne. Przekąski i napoje to rzeczy, które powinny być przez organizatorów dostarczane w ilościach wystarczających dla wszystkich, którzy są tam obecni. I wcale nie chodzi tu o mnie i innych Polaków. My się z tego pośmiejemy i tyle. A podstawowym problemem jest zagraniczny dziennikarz. On przychodzi na halę, ogląda mecz, w przerwie chce coś przekąsić, bo po spotkaniu będzie musiał szybko biec do strefie mieszanej porozmawiać z zawodnikami, po czym napisać teksty lub zmontować nagrania. Potem drugie spotkanie i ten sam scenariusz. Jeśli w przerwie gość z Hiszpanii, Litwy czy Francji nie znajdzie żadnej przekąski, kawy czy chociażby wody, to jest głodny. Jeśli jest głodny, to jest wkurzony. Jeśli jest wkurzony, to pisze o tym wszystkim w swoich mediach. A wizerunek Polski i naszego EuroBasketu bardzo na tym cierpi odstraszając w jakiś sposób potencjalnych kolejnych gości z tych krajów. To bardzo prosty ciąg przyczynowo-skutkowy, a organizatorzy albo o nim zapomnieli albo nie mają na to fundusze. Tylko na co oni wydają pieniądze wpłacone przez poszczególne miasta? To pytanie stawiają sobie np. w Poznaniu.
Nie widziałem jak było w Gdańsku, Poznaniu czy Warszawie, ale słyszałem, że na podobnym poziomie jak we Wrocławiu. Kawa i herbata - w miarę ok. Zimne napoje - kiepsko. Przekąski - tragedia. Kanapek nie napotkałem ani razu, ale ktoś tam mówił, że się pojawiały. W środę rzucono na stół (niemal dosłownie) kilkanaście paczek paluszków. Coś na ciepło - raz na dłuższy czas przychodziły dwie panie, ustawiała się długa kolejka i można było dostać kilka klusek. Zresztą w okolicy miejsc dla kibiców, gdzie można zakupić jedzenie było jak na lekarstwo - budka z zapiekankami, stoisko KFC i jeden ogródek piwny. Wszystkie dość daleko od strefy mediów. Już to widzę jak jakiś Litwin biegnie po zapiekankę na drugą stronę hali i czeka tam w kolejce w przerwie spotkania Litwa - Polska.
Jak wygląda dobry catering? Byłem w Berlinie na Final Four Euroligi i mam bardzo pozytywne wrażenia odnośnie organizacji. Wszystko przygotowane świetnie. Jak tam to wyglądało w kwestii jedzenia? Praktycznie nie brakowało go na stołach, a Grecy potrafią być bardzo łapczywi i łakomi zjadając szynkę już z tacy niesionej przez kelnera :-) Chleb, a do tego wspomniana szynka, ser, dżem, nutella - do wyboru co kto lubi. Mnóstwo owoców - banany, jabłka, pomarańcze, a także placek i w porze obiadu (a raczej obiadokolacji) ciepła zupa. Lodówka cały czas pełna napojów, do zamówienia kawa i herbata. A na dodatek obok trybuny medialnej trzy stanowiska (dla kibiców także), w których sprzedawano hot-dogi, kawę, ciastka itd.
Wyobrażam sobie, jaką opinię miałbym o Eurolidze i Berlinie, gdybym musiał uczestniczyć w sprincie po wodę mineralną i stać w kilkunastometrowej kolejce po trzy kluski z plastikowym talerzykiem niczym pensjonariusz schroniska dla bezdomnych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz