Co EuroBasket da polskiej ligowej koszykówce? Moje odczucie jest takie, że mogą być negatywne skutki. Ale przynajmniej nasz kraj dostał dobrą reklamę.
Nie sądzę, by mistrzostwa przyciągnęły do naszej dyscypliny wielu nowych kibiców. Nie było sukcesu Polaków, więc nie można na to liczyć. Po prostu jesteśmy takim narodem, który interesuje się tym, w czym akurat biało-czerwoni sportowcy osiągają sukcesy. Przykładów jest mnóstwo: kiedyś chód (czy ktoś w Polsce zna innego chodziarza niż Robert Korzeniowski?), ciągle skoki narciarskie, żużel i siatkówka. Te dyscypliny, które na świecie nie obchodzą bardzo małą grupę ludzi i są uprawiane w niewielkiej ilości państw. Jeśli nie wierzycie, to przeczytajcie np. o pustkach na mistrzostwach Europy siatkarzy i zastanówcie się dlaczego światowa federacja tak promuje Polskę w tej dziedzienie. Bo wie, że nad Wisłą może liczyć na zainteresowanie. I wcale nie jest tak, że w każdym kraju kibice sportowi podążają za sukcesem. Na Litwie nawet teraz po tak kiepskim EuroBaskecie nikt nie przerzuci się nagle na np. piłkę nożną, bo tam drużyna litewska ma jakieś szanse na awans do mistrzostw świata. W Słowenii niewiele osób przejęło się wygraną tamtejszych futbolistów z Polską, za to na EuroBasket przyjechało ich mnóstwo. Wymieniam miejsca, w których koszykówka rządzi, ale można też spojrzeć na Wielką Brytanię. Tam piłka nożna jest numerem 1, więc nawet awans koszykarzy na mistrzostwa kontynentu nic nie zmienił. A w Polsce? Założę się, że gdyby Marcin Gortat i spółka zdobyli medal, a siatkarze odpadli w pierwszej rundzie, to ludzie zaczęliby szaleć na punkcie basketu. I oczywiście nie miałbym nic przeciwko temu :-)
Dlaczego skutki EuroBasketu mogą być negatywne dla ligi? Kibice, którzy koszykówkę lubią, popatrzyli sobie z bliska na największe światowe gwiazdy i nie wiem jak zachęcić ich teraz do oglądania pojedynków bohaterów polskich parkietów w postaci Ersana Mikołajko, Bostjana Szczotki, Milenko Żytko czy Rudy’ego Frasunkiewicza wzmocnionych trzeciorzędnymi obcokrajowcami. Nie ten poziom rywalizacji, nie ta atmosfera na meczach, nie te cheerleaderki, a zamiast Spodka czy Atlas Areny hala OSiR Koło w Warszawie, Stulecia w Sopocie czy MOSiR Jarosław. Dla mnie osobiście najbliższy sezon PLK zapowiada się średnio i w tym momencie – być może jeszcze pod wrażeniem EuroBasketu – nie bardzo wiem, co mogłoby mnie w najbliższych miesiącach „podjarać”.
Ale są oczywiście też pozytywy tego turnieju. Mnóstwo kibiców i dziennikarzy z zagranicy odwiedziło nasz kraj i mimo wszystko wywiozą stąd dobre wrażenia. Widziałem osobiście setki Litwinów bawiących się we Wrocławiu i Łodzi, a potem Słoweńców i Hiszpanów w Katowicach skandujących „Polska biało-czerwoni” i „Katowice!”. Z wieloma rozmawiałem i praktycznie wszyscy pozytywnie wypowiadali się na temat Polski. Zapamiętają nasz kraj jako gościnny i tani. Ceny pamiątek, jedzenia czy piwa dla nas były wysokie, ale przeliczając je ze złotówek na euro i porównując do podobnych artykułów w innych krajach wychodzi nam, że u nas płaci się sporo mniej. Pamiątkowa koszulka za 18 euro? Na poprzednich mistrzostwach były ponoć za 40! Nie wiem, nie byłem, ale na Final Four Euroligi w Berlinie kupiłem za 25 euro. A z cenami noclegów, jedzenia czy alkoholu jest jeszcze lepiej.
Goście z całej Europy zabiorą do siebie dobre wspomnienia (może za wyjątkiem Słoweńca, który został pobity przez ochroniarza w katowickiej dyskotece), a niektórzy nawet poznali trochę polskiego języka. Sam słyszałem jak Słoweniec tłumaczył Hiszpanowi (cytuję): „Daj mi d... means I want you”.
Na koniec o tym, co mnie z perspektywy czasu zawiodło. Mam na myśli Wrocław pod względem promocji turnieju. W Katowicach było widać, jak niewiele trzeba, by pokazać, że miasto przez kilka dni żyje koszykówką. Plakaty w centrum miasta (i to nie tylko te oficjalne, ale np. Katowice welcomes basketball fans), boisko do kosza na rynku, specjalne oferty czy wystrój barów, restauracji, klubów nocnych. Dzięki temu nawet przypadkowy gość Katowic mógł się dowiedzieć, że coś ważnego się dzieje. Coś bardzo ważnego, bo w końcu to jedna z największych imprez sportowych na świecie. Dla Katowic plus, chociaż i tak uważam, że Spodek nie bardzo nadawał się na rozgrywanie rundy finałowej. Ale władze miasta zapłaciły sporo pieniędzy i skorzystały. W Poznaniu narzekają, że u nich promocja leżała, a PZKosz nie chciał im pomóc. Wcale nie trzeba było związku o to prosić, bo szczerze mówiąc nie sądzę, by wszystkie katowickie pomysły były z koszykarską centralą konsultowane.
Nie sądzę, by mistrzostwa przyciągnęły do naszej dyscypliny wielu nowych kibiców. Nie było sukcesu Polaków, więc nie można na to liczyć. Po prostu jesteśmy takim narodem, który interesuje się tym, w czym akurat biało-czerwoni sportowcy osiągają sukcesy. Przykładów jest mnóstwo: kiedyś chód (czy ktoś w Polsce zna innego chodziarza niż Robert Korzeniowski?), ciągle skoki narciarskie, żużel i siatkówka. Te dyscypliny, które na świecie nie obchodzą bardzo małą grupę ludzi i są uprawiane w niewielkiej ilości państw. Jeśli nie wierzycie, to przeczytajcie np. o pustkach na mistrzostwach Europy siatkarzy i zastanówcie się dlaczego światowa federacja tak promuje Polskę w tej dziedzienie. Bo wie, że nad Wisłą może liczyć na zainteresowanie. I wcale nie jest tak, że w każdym kraju kibice sportowi podążają za sukcesem. Na Litwie nawet teraz po tak kiepskim EuroBaskecie nikt nie przerzuci się nagle na np. piłkę nożną, bo tam drużyna litewska ma jakieś szanse na awans do mistrzostw świata. W Słowenii niewiele osób przejęło się wygraną tamtejszych futbolistów z Polską, za to na EuroBasket przyjechało ich mnóstwo. Wymieniam miejsca, w których koszykówka rządzi, ale można też spojrzeć na Wielką Brytanię. Tam piłka nożna jest numerem 1, więc nawet awans koszykarzy na mistrzostwa kontynentu nic nie zmienił. A w Polsce? Założę się, że gdyby Marcin Gortat i spółka zdobyli medal, a siatkarze odpadli w pierwszej rundzie, to ludzie zaczęliby szaleć na punkcie basketu. I oczywiście nie miałbym nic przeciwko temu :-)
Dlaczego skutki EuroBasketu mogą być negatywne dla ligi? Kibice, którzy koszykówkę lubią, popatrzyli sobie z bliska na największe światowe gwiazdy i nie wiem jak zachęcić ich teraz do oglądania pojedynków bohaterów polskich parkietów w postaci Ersana Mikołajko, Bostjana Szczotki, Milenko Żytko czy Rudy’ego Frasunkiewicza wzmocnionych trzeciorzędnymi obcokrajowcami. Nie ten poziom rywalizacji, nie ta atmosfera na meczach, nie te cheerleaderki, a zamiast Spodka czy Atlas Areny hala OSiR Koło w Warszawie, Stulecia w Sopocie czy MOSiR Jarosław. Dla mnie osobiście najbliższy sezon PLK zapowiada się średnio i w tym momencie – być może jeszcze pod wrażeniem EuroBasketu – nie bardzo wiem, co mogłoby mnie w najbliższych miesiącach „podjarać”.
Ale są oczywiście też pozytywy tego turnieju. Mnóstwo kibiców i dziennikarzy z zagranicy odwiedziło nasz kraj i mimo wszystko wywiozą stąd dobre wrażenia. Widziałem osobiście setki Litwinów bawiących się we Wrocławiu i Łodzi, a potem Słoweńców i Hiszpanów w Katowicach skandujących „Polska biało-czerwoni” i „Katowice!”. Z wieloma rozmawiałem i praktycznie wszyscy pozytywnie wypowiadali się na temat Polski. Zapamiętają nasz kraj jako gościnny i tani. Ceny pamiątek, jedzenia czy piwa dla nas były wysokie, ale przeliczając je ze złotówek na euro i porównując do podobnych artykułów w innych krajach wychodzi nam, że u nas płaci się sporo mniej. Pamiątkowa koszulka za 18 euro? Na poprzednich mistrzostwach były ponoć za 40! Nie wiem, nie byłem, ale na Final Four Euroligi w Berlinie kupiłem za 25 euro. A z cenami noclegów, jedzenia czy alkoholu jest jeszcze lepiej.
Goście z całej Europy zabiorą do siebie dobre wspomnienia (może za wyjątkiem Słoweńca, który został pobity przez ochroniarza w katowickiej dyskotece), a niektórzy nawet poznali trochę polskiego języka. Sam słyszałem jak Słoweniec tłumaczył Hiszpanowi (cytuję): „Daj mi d... means I want you”.
Na koniec o tym, co mnie z perspektywy czasu zawiodło. Mam na myśli Wrocław pod względem promocji turnieju. W Katowicach było widać, jak niewiele trzeba, by pokazać, że miasto przez kilka dni żyje koszykówką. Plakaty w centrum miasta (i to nie tylko te oficjalne, ale np. Katowice welcomes basketball fans), boisko do kosza na rynku, specjalne oferty czy wystrój barów, restauracji, klubów nocnych. Dzięki temu nawet przypadkowy gość Katowic mógł się dowiedzieć, że coś ważnego się dzieje. Coś bardzo ważnego, bo w końcu to jedna z największych imprez sportowych na świecie. Dla Katowic plus, chociaż i tak uważam, że Spodek nie bardzo nadawał się na rozgrywanie rundy finałowej. Ale władze miasta zapłaciły sporo pieniędzy i skorzystały. W Poznaniu narzekają, że u nich promocja leżała, a PZKosz nie chciał im pomóc. Wcale nie trzeba było związku o to prosić, bo szczerze mówiąc nie sądzę, by wszystkie katowickie pomysły były z koszykarską centralą konsultowane.
2 komentarze:
Jestem mlodym kibicem koszykowki przyznaje sie, czytam Pana bloga i sledzem Pana zachowania na hali. Co do Pana wypowiedzi o Eurobaskecie to nie do konca sie zgadzam, ale poza tym bardzo lubiem Pana bloga i Przeglad Sportowy. Tak jak napisalem obserwujem Pana na hali i widze, ze jest Pan wesolym facetem bo ciagle Pan hihocze w tej lozy co Pan siedzi, ale robi fotki telefonem. Po meczu chcialem podejsc do Pana i o malo mnie Pan nie potracil swoim samochodem i odjechal Pan z piskiem opon, moj ojciec sie wkurzyl i pokazal Panu fakolca nawet. Mimo to pozdrawiam Mateusz
i przy okazji zapraszam na moj blog http://widzebasketjakchcemojojciec.blogspot.com
Mateusz
Prześlij komentarz