sobota, 19 września 2009

EuroBasket: Kto nie skacze, nie Słoweniec

Piątkowe ćwierćfinały EuroBasketu były zdecydowanie lepsze od czwartkowych. Nie z powodu zwycięzców tylko ze względu na atmosferę i emocje.

W czwartek Hiszpania dość łatwo pokonała Francję, a Serbia Rosję. I nie tylko było mało ciekawie, ale też niezbyt głośno na trybunach. Liczba kibiców tych czterech zespołów jest w sumie mniejsza niż przybyszów ze Słowenii oraz Grecji. O Litwinach nie wspominam, bo już odpadli.

I właśnie głównie fanami i dopingiem piątek "wygrał'" z czwartkiem. Słoweńscy i greccy kibice zdominowali swoich chorwackich i tureckich oponentów i być może to był jeden z elementów decydujących o końcowym zwycięstwie. Niby na tym poziomie rozgrywek publika nie odgrywa wielkiego znaczenia, ale przy tak wyrównanym spotkaniu jeden czy dwa błędy spowodowane przez hałas ze strony fanatyków rywala mogą mieć znaczenie. "Kto nie skacze nie Słoweniec" do tej brzmi w moich uszach i podobnie byłoby z greckimi przyśpiewkami, gdyby ich język był dla nas bardziej zrozumiały.

Szkoda, że Polacy i ich kibice nie mieli okazji "sprawdzić się" w meczu na styku...

A patrząc na sportową stronę tych spotkań - wielka klasa Erazema Lorbeka. Duża klasa Vassilisa Spanoulisa (byłaby wielka, gdyby nie trzy głupie straty w końcówce) i wielkie zmęczenie tym rokiem Hedo Turkoglu. Facet gra 25% tego co w finałach NBA, a gdy już wzniósł się na wyżyny swoich obecnych możliwości, to spartolił akcję w kluczowym momencie.

Brak komentarzy: