Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Derek Fisher. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Derek Fisher. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 czerwca 2010

Lekko skisła wisienka na finałowym torcie

Tegoroczny finał NBA był (jako całość) najlepszy w XXI wieku obok finału z 2006 roku pomiędzy Miami Heat i Dallas Mavericks, ale ostatni mecz Lakers i Celtics jednak zawiódł.

I nie chodzi tu o porażkę Celtics, którym sprzyjałem, ale o obraz gry w tym spotkaniu. Póżniejszy MVP rzucający w kant tablicy? Nieco ponad 20% skuteczności póżniejszego mistrza przez trzy kwarty? Straty, pudła, dziesiątki "bezpańskich" piłek. Nie tego oczekiwałem po Game Seven i nie tego chciałem w najważniejszym koszykarskim wydarzeniu tego sezonu. Cóż, najwyraźniej stawka spotkaniu potrafi sparaliżować nawet Kobego Bryanta i Raya Allena.

Nawet z takiego "błotnego" widowiska można jednak zrobić pasjonujący film. Walka, walka, jeszcze raz walka. Owszem lubimy walkę.Ba! Kochamy walkę! Ale lubimy też, gdy czasem ktoś jednak trafi do kosza.


Finały przeszły do historii, ale na pewno zostaną zapamiętane. Nie tylko dlatego, że jak słusznie zauważył Supergigant Kobe jest jednym z najgorszych MVP w historii. Także dlatego, że każdy mecz - co niespotykane - miał innego bohatera.

Mecz numer 1 - Kobe Bryant
Mecz numer 2 - Ray Allen/Rajon Rondo (jak kto woli)
Mecz numer 3 - Derek Fisher
Mecz numer 4 - Glen Davis
Mecz numer 5 - Paul Pierce
Mecz numer 6 - Pau Gasol
Mecz numer 7 - Ron Artest

Pamiętacie taką sytuację? Ja nie.

A na koniec Ron zwariował :-)

środa, 9 czerwca 2010

How big is the Fish?


















Tytuł to zmieniona wersja tytułu piosenki Scootera. W zasadzie po wczorajszym meczu możnaby go nie zmieniać i zadać pytanie: How much is the Fish? (ile kosztuje Fish?). Odpowiedź trenera Los Angeles Lakers Phila Jacksona brzmiałaby zapewne: nie stać cię, panie Scooter.

11 punktów w czwartej kwarcie, w tym ta akcja 2+1 w ostatniej minucie. 91:84 dla Jeziorowców i 2-1 w finale.


Derek Fisher po raz n-ty okazał się bohaterem Lakers. Tak, jak rok temu w finale przeciwko Orlando Magic, tak, jak kiedyś, gdy miał 0.4 sekundy, by pokonać San Antonio Spurs. Tak, jak w kilku innych przypadkach. Fenomen “Big Fisha” najlepiej pokazuje, że nie zawsze umiejętności czysto sportowe są najważniejsze. Wczoraj - jeszcze zanim Fisher przejął kontrolę nad meczem – zastanawiałem się w ilu zespołach NBA miałby miejsce w pierwszej piątce. W niewielu. Rzecz jasna w niewielu jest też rzucający obrońca, który dostarcza 20-25 punktów na mecz jak Kobe Bryant. W play-offach chyba nie było gorszego startującego rozgrywającego od Fishera. Może ewentualnie Raymond Felton z Charlotte Bobcats. Fisher nie jest jednak jednym z the best, ale jest jednym z the greatest.

Między innymi dlatego: