Gdybym był górnikiem zasypanym od lipca 2010 pod ziemią lub facetem w śpiączce to nie uwierzyłbym czytając dzisiaj po raz pierwszy od tego czasu wiadomości sportowe. Tak, to Bulls zdobyli numer 1 na Wschodzie NBA. Nie dzięki jakiemuś wyjątkowemu szczęsliwemu układowi wyników i wpadkom rywali. Z trzecimi Miami Heat nie przegrali ani razu, z drugimi Boston Celtics mają bilans 2-2, w tym jedna dramatyczna przegrana po dogrywce. Przegrana w listopadzie, która wtedy wydawała się dużym sukcesem Byków.
A teraz? Właściwie w czwartek nie było wątpliwości, kto dominował w United Center. Ich najlepszy zawodnik zagrał tak jak gra MVP, ich podkoszowi zdominowali walkę o zbiórki, ich druga opcja ofensywna "otworzyła się" w odpowiednim momencie, ich role players dołożyli trafienia, zbiórki i hustle plays. I nie przeszkodziło im nawet to, że ich backup center był, co rzadkie, na minus w +/-.
Dyskusja czy większy wkład w sukcesy Bulls ma Derrick Rose, czy postępy w obronie pod okiem trenera Toma Thibodeau ma już kilka miesięcy. Tyle tylko, że jedno bez drugiego nie miałoby sensu. Co z tego, że defensywa spowolniłaby Rajona Rondo, zatrzymała Paula Pierce'a i zabrała pozycje Rayowi Allenowi, skoro w ataku Bulls mieliby problemy, nikt uruchomiłby Luola Denga, nikt nie zrobiłby spustoszenia w strefie podkoszowej rywali? Z drugiej strony - co z tego, że Rose zrobiłby 30 pkt + 8 asyst, skoro Ray Allen skatowałby Bulls z dystansu, a Kevin Garnett z półdystansu?
Przed play-offami jesteśmy w "dziwnej" sytuacji. Bulls mają większość atutów w ręku i to inne ekipy muszą myśleć jak ich powstrzymać. Takim Heat to jeszcze się nie udało i właściwie dlaczego mamy wierzyć, że w ciągu miesiąca staną się drużyną, która nagle wygra cztery mecze z zespołem z Chicago? O ile oczywiście wcześniej wyeliminuje Celtics (o pierwszej rundzie nie wspominam). A Celtics? Nawet ewentualny powrót Shaqa niewiele zmieni, bo będzie nie w pełni sił, pogra przez kilkanaście minut i wielkiej krzywdy Bykom nie zrobi. Celtics mieli już przed czwartkowym meczem założenie - trzymać Rose'a daleko od kosza. Nie umieli tego zrobić. Będą umieli za miesiąc?
piątek, 8 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Jakubie,
zespół "do bicia" to taki który z łatwością można pokonać, a chyba nie o to Ci chodziło.
Powinieneś był napisać "do pokonania", jeśli miałeś na myśli angielskie "team 2 beat".
Aaa i odbiję piłeczkę - czy uważasz że Bulls są w stanie wygrać 4 z 7 meczów z Celtics??
Prześlij komentarz