Na PolskiKosz.pl w tym sezonie co 7 dni pisaliśmy (zazwyczaj ja osobiście) sylwetkę gracza, którego być może nie ma na co dzień na pierwszych stronach gazet, ale akurat z jakiegoś względu został cichym bohaterem tygodnia. Na początku stycznia trafiło na tego pana:
Przeczytajcie, jeśli chcecie wiedzieć, kto to do cholery jest. To gość, który uratował życie San Antonio Spurs w NBA Playoffs 2011.
Jak trafił do najlepszej koszykarskiej ligi świata?
Chociaż Gary Neal urodził się w Aberdeen, to wcale nie jest Szkotem. Jest dumnym Amerykaninem, który pochodzi z miejscowości o takiej nazwie w stanie Maryland. Niestety dla niego droga do spełnienia marzenia każdego koszykarza z USA nie była dla Neala prosta. W 2004 roku wyglądało na to, że drzwi do wielkiej kariery mogą zamknąć się na zawsze. Czołowy strzelec uniwersytetu La Salle został oskarżony o gwałt przed zawodniczkę, która przebywała na tej samej uczelnii na obozie koszykarskim. Zawodnik nie tylko wyleciał z drużyny, ale przede wszystkim stanął przed groźbą spędzenia kilku lat w więzieniu. Sprawa była wielkim skandalem, bo okazało się, że trener Neala wiedział o sprawie zanim ujrzała ona światło dzienne i nie poinformował o niej władz szkoły. Kosztowało go to utratę pracy. Neal ostatecznie uniknął kary, bo na szczęście dla niego oskarżycielka wycofała zarzuty. Po straconym sezonie 2004/2005 młody koszykarz mógł wrócić do sportu. Niestety musiał zmienić na uczelnii na zdecydowanie mniej znaną i cenioną Towson.
Mimo popisów strzeleckich Neal - pewnie także ze względu na ciemną przeszłość - nie zainteresował swoją osobą klubów NBA na tyle, by zostać wybranym w drafcie. Postanowił szukać szansy w Europie, jak tysiące jego rodaków. Umiejętności Neala szybko sprawdziły się na Starym Kontynencie. Został królem strzelców ligi tureckiej, trafił do Barcelony, ale epizodu w Katalonii nie zaliczy do bardzo udanych. Zupełnie inaczej było w Treviso i Maladze, gdzie znowu był czolową postacią. Wybrano go nawet do piątki sezonu włoskiej Lega A. Ale i tak chyba nikt nie sądził, że już wkrótce będzie ważną postacią najlepszego zespołu NBA.
Latem Neal po raz kolejny spróbował swoich szans w lidze letniej i... udało się. W barwach San Antonio Spurs rzucał w Las Vegas przeciętnie 16 punktów, co skłoniło trenera Gregga Popovicha do zaoferowania mu trzyletniego kontraktu. – Zobaczyłem go i zacząłem zastanawiać się kto to do cholery jest? Trafiał, poświęcał się w obronie. Kim jest ten chłopak i skąd się tu wziął? – wspomina trener Spurs. No tak, ale co z tego, skoro konkurenci do walki o miejsce w rotacji to Tony Parker, Manu Ginobili i George Hill... Neal oczywiście nie mógł zepchnąć tej trójki na ławkę rezerwowych, ale Popovich zaufał mu na tyle, że często gra niskim składem z tercetem obowodowych. 26-latek wręcz katuje rywali, gdy tylko zostawią mu pół metra wolnego. Oddaje średnio cztery z dystansu w meczu trafiając z 40% skuteczności. Przeciętnie ma 8.4 punktu spędzając na parkiecie 18.1 minuty. Jego udział w tradycyjnym meczu Rookies - Sophomores jest niemal pewny, a kto wie, czy nie powalczy o piątkę najlepszym debiutantów. Zawodnik spoza draftu, prosto z Europy wśród najlepszych pierwszoroczniaków - to wydarzenie dość nietypowe.
– Jest niesamowity, nie tylko dlatego, że trafia z dystansu. Zbiera, nie boi się włoźyć ręki, gdzie inni nie wsadzą nogi. Stara się grać w obronie, uczy się z dnia na dzień. Dobrze się z nim pracuje - chwali Neala szkoleniowiec Spurs. A koszykarz ciągle czeka na okazję, by pojechać z żoną na miesiąc miodowy. 10 lipca wziął ślub z Leah i wybrał się do Las Vegas na ligę letnią. Niecałe dwa tygodnie później zaoferowano mu kontrakt, więc wyprawa na Bora Bora musi poczekać. Żona pewnie nie obrazi się, jeśli w czerwcu poleci tam ona, Gary i pierścień mistrzowski. – Mogliśmy zdecydować się na miesiąc miodowy od razu po ślubie, ale pewnie nie byłoby mnie teraz tutaj – mówi Neal. – A żonie pewnie podobało się w Las Vegas – śmieje się.
Leah może mieć mu za złe ten rzut...
czwartek, 28 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz