sobota, 23 lipca 2011

Wrocław 18: Kubeł zimnej greckiej wody

Kubeł zimnej wody - tak brzmi krótkie podsumowanie drugiego występu polskich juniorów na mistrzostwach Europy we Wrocławiu. Okazało się, że nawet jeśli gramy z teoretycznym słabeuszem niemającym podstawowego środkowego, to możemy się męczyć niemiłosiernie. Polakom i tak należą się brawo, że grając słabo zdołali odnieść zwycięstwo. Wygrywać, gdy wszystko idzie jak z płatka to nie problem. Większą radość daje sukces wyrwany przeciwnikowi niemal z gardła.

Piotr Bakun, asystent trenera Jerzego Szambelana mówił, że koszykówka jest dla ludzi pokornych, a nie pysznych i że choć cały zespół wierzy w mistrzostwo, to nie można ciągle chłopakom wbijać do głowy, jacy są znakomici, bo to się źle skończy. Dodał, że taki mecz powinien drużynie dobrze zrobić. Gdy padło pytanie o obronę strefową Polaków w trzeciej kwarcie, nie bardzo potrafił wytłumaczyć dlaczego akurat wtedy się na nią zdecydowano. "Próbowaliśmy różnych ustawień."

W tej wspomnianej trzeciej kwarcie Grecy mieli 5/7 za 3 z otwartych pozycji, a strefa wyglądała raczej jak tor przeszkód podczas Skills Challenge. Te wszystkie wcześniejsze wypowiedzi Bakuna mogłyby nawet skłonić szaleńca do stwierdzenia, że trenerzy specjalnie kazali grać zespołowi strefą, bo wiedzieli, że to się tak skończy (czyli -1 po trzeciej kwarcie) i chcieli sprawdzić zespół w boju. To oczywiście lekko niedorzeczne - Grecy do przerwy trafili z dystansu 1/9, a Szambelan nie mógł przewidzieć, że zawodnicy zamienią się w paliki.

Na szczęście w ostatniej części Polacy wrócili do defensywy "swego" i właśnie pod swoim koszem wygrali ten mecz. Był taki sześciominutowy fragment 9:0 dla naszych, za który chwalono ich, bo znaleźli dziury w greckiej strefie i wywalczyli kilka zbiórek w ataku. Tak, wszystko się zgadza, ale w gruncie rzeczy nasza ofensywa była wtedy tak samo produktywna jak przez cały mecz i tak samo nieskuteczna na obwodzie. Defensywa zabrała Grekom wszystkie atuty, chociaż nie sposób nie zauważyć, że rywalom też zaczęły drżeć ręce, przestraszyli się szansy.

0/10 Mateusza Ponitki z półdystansu i dystansu doczekało się już osobnego wpisu na 3sekundy.com. Wygląda katastrofalnie, ale nie wiem czy to powód do robienia wielkiej afery. Wiadomo, że Ponitka musi pracować nad rzutem, nie jest jednak on tak katastrofalny jak pokazuje ta statystyka. Pamiętam mecze z np. 5/7 zza łuku, po których wydawało się, że to spot up shooter. Mi podobało się, że mimo takiej indolencji i tak potrafił być kluczowym graczem tego spotkania. Liczba wyszarpanych piłek na deskach i w obronie - ponad 10. Więcej niż ktokolwiek inny na parkiecie.

Grecy? Ich rozgrywający (dwa lata temu jeszcze zdecydowanie najlepszy) Apollon Deligeorgis powoli przesuwa się na koniec ławki. Występ przeciwko Polsce - 13 minut, 0/6 z gry, 0 asyst. Doskonały przykład, że w młodym wieku trzeba się rozwijać i ktoś znakomity jako kadet nie zawsze będzie świetnym juniorem. Co dodatkowo nakazuje docenić Polaków - trzeci rok w kontynentalnej czołówce z tymi samymi liderami.

Brak komentarzy: