sobota, 6 marca 2010

Magnuszewski razy 28, czyli juniorzy wrócili

Już od dwóch dni toczy się rywalizacja w mistrzostwach Polski juniorów starszych. Tym razem na ogólnopolskim szczeblu zrezygnowano z ćwierćfinałów, co na blogu 3sekundy uważają za dobre rozwiązanie, ale osobiście mam inne zdanie. Tak czy siak - zaczęliśmy od półfinałów we Włocławku, Wrocławiu, Warszawie i Jarosławiu. Wyniki z czwartku i piątku na PolskiKosz.pl, dodatkowo PZKosz w tym roku postarał się o oficjalną stronę rozgrywek, więc dzielna ekipa PK nie musi samemu tworzyć rankingów statystycznych :-)

Przed półfinałami napisałem już kilka zdań, w których wspomniałem m.in, że w ekipie Czarnych Słupsk warto zwrócić uwagę na Robertów Sobczyńskiego i Magnuszewskiego, chociaż nigdy wcześniej nie widziałem ich w akcji i znam tylko statystyki z poprzednich lat. Okazało się, że faktycznie warto. Czarni wygrali po zaciętym meczu 74:66 z Zastalem Zielona Góra, a imiennicy byli bardzo widoczni. Szczerze przyznam, że Sobczyńskim trochę jestem zawiedziony. Być może nie był to jego najlepszy dzień (12 punktów, 4/13 z gry, 5 asyst, 7 strat), ale po dobrych recenzjach z poprzednich lat spodziewałem się więcej. Jak gra(ł) Sobczyński? Przede wszystkim korzysta ze swojej szybkości z piłką i mnóstwo akcji Czarnych wygląda w ten sposób, że malutki (178 cm oficjalnie, dałbym mu "na oko" jeszcze mniej) leworęczny rozgrywający mija swojego obrońcę, penetruje i odrzuca piłkę na obwód. Można to porównać do stylu Krzysztofa Szubargi. Co różni Sobczyńskiego od Szubargi, to słaba umiejętność wykończenia akcji pod koszem (oceniam po tym jednym meczu), a przede wszystkim kiepski rzut. Z odległości dalszej niż dwa metry nie trafił ani razu, wszystkie próby zza łuku były wymuszone. Oczywiście znane są przykłady graczy, którzy w tym wieku mieli jeszcze problemy z rzucaniem tyle tylko, że przynajmniej mieli inklinacje do punktowania w tłoku.

Drugi Robert, czyli Magnuszewski jest podkoszowym na tym poziomie rozgrywek, ale jak to często bywa w juniorskich zespołach gra jako "czwórka", bo jest jednym z wyższych w zespole. W tym wypadku to 196 cm oficjalnie. Wczoraj miał niesamowity wynik w zbiórkach - aż 28. Ale punktów zdobył tylko 12, bo pudłował niesamowicie (4/12 za 2, 1/10 za 3!). Brawo niezależnie od wszystkiego, bo 28 zbiórek w NBA, w juniorach starszych, na boisku szkolnym czy na Playstation to zawsze bardzo duźo :-) Skąd się wzięło tyle zbiórek? Przede wszystkim mecz Czarnych z Zastalem był spotkaniem niecelnych rzutów. W sumie oddano ich aż 93 licząc tylko te z gry (a jeszcze są osobiste), więc było prawie 100 okazji do złapania piłki odbitej od obręczy lub tablicy. Magnuszewski miał ich najwięcej, bo umie dobrze się zastawić i jest w swojej drużynie głównym podkoszowym, więc po prostu był pierwszym do "wyczyszczenia deski". Na dodatek ma do tego wrodzony talent i w juniorskich rozgrywkach zawsze jego średnia to około 10. To jego duży atut, a jakie są mankamenty? Fatalna selekcja rzutowa. Nie wiem, czy tak było od zawsze, czy też z wiekiem przestawia się na zawodnika nieco bardziej obwodowego (w końcu z tym wzrostem to w seniorskich rozgrywkach może być maksymalnie niskim skrzydłowym), ale dystans czy półdystans to nie jest jego silna strona. Zdarzyło mu się też spudłować w prostej sytuacji pod koszem, ale gra pod obręczą i tak jest mu zdecydowanie bliższa. Jeśli można go porównać do kogoś aktualnie grającego w PLK, to chyba byłby to Łukasz Diduszko, czyli spryciarz, ale za niski. Dobra wiadomość dla Magnuszewskiego jest taka, że Diduszko senior w PLK się zaadaptował, bo cała ekstraklasa jest w tym sezonie undersized. Ale to temat na inny wpis.

Kto jeszcze ciekawy występuje w Czarnych? Paweł Pinker przez pewien czas był z dwójką kolegów w Hiszpanii w Valladolid, ale teraz w Czarnych zagrał tylko krótki epizod. Niczym się nie wyróżnił, ale też nie miał na to czasu. Ktoś wie co się z nim stało? Druga zagadka to Patryk Przyborowski, teoretycznie najlepszy z Czarnych i mający już epizody w PLK w tym sezonie. Tymczasem tutaj zaczął jako rezerwowy i mimo dobrej postawy zagrał tylko pół meczu. Szkoda, bo po nim, jak po większości młodych graczy, którzy mieli przez dłuższy okres do czynienia chociażby z treningami wśród seniorów (a nie kisili się tylko w juniorskim sosie), widać, że to "drobne" doświadczenie nabył. Nie robi na boisku młodzieżowych głupot, myśli, widzi. Przyborowski grał przez pewien czas przeciwko Adamowi Chodkiewiczowi z zielonogórskiego klanu Chodkiewiczów, który ma ten sam problem co Magnuszewski, czyli w Zastalu musi być silnym skrzydłowym, ale powinien być "trójką". I przy przeniesieniu go na tą drugą pozycją poradzi sobie lepiej niż słupszczanin. Jest bardziej mobilny, nieźle gra z piłką i ma dobry rzut z dalszej odległości. Na pewno zrobił lepsze wrażenie niż inny koszykarz Zastalu Filip Matczak. To jeden z graczy naszego złotego rocznika 1993. Być może trzeba wziąć poprawkę na to, że gra przeciwko starszym rywalom, ale jego styl bardziej pasował do zawodnika, który mierzy się z młodszymi od siebie przeciwnikami. Długie przetrzymywanie piłki, dużo akcji rozgrywanych w pojedynkę, czasem nawet na zasadzie "co by tu zrobić? aaa rzucę sobie".

Wcześniej Polonia 2011 Warszawa grala z Unią Tarnów i rozgromiła ją 122:65, a właściwie od połowy drugiej kwarty było już po prostu nudno. Gospodarzom już nie zależało na powiększaniu przewagi, grali rezerwowi. Rywale się starali, ale na więcej niż utrzymywanie różnicy około 50 punktów nie było ich stać. Było kilka efektownych akcji z obu stron (przede wszystkim Mateusz Ponitka z Polonii i Filip Put z Unii). Chętnie zobaczyłbym i jednych i drugich w bardziej wyrównanym meczu, ale niestety wywiało mnie dzisiaj służbowo ze stolicy. Zresztą właśnie widzę, że Polonia gromi Zastal niemal równie wysoko...

Z innych turniejów - na blogu 3 sekundy relacja z Wrocławia. A w Jarosławiu 34 na 46 punktów dla Katarzynki Toruń zdobył 17-letni Przemysław Karnowski. Niesamowite prawda? Też tak myślałem, ale na forum basketa pojawiły się wpisy naocznych świadków tego spotkania. Cytuję dosłownie, pozostawiam bez komentarza.

KRIZ pisze:

Właśnie wróciłem z jarosławskiej hali gdzie dziś odbyły się dwa spotkania. Pierwszego meczu Polonii W-wa z Koroną Kraków nie widziałem, od kolegi usłyszałem że spotkanie było wyrównane, a o końcowym wyniku zadecydowała wygrana przez warszawian ostatnia kwarta w stosunku 32-13.
Mecz Znicza z Katarzynką Toruń zapamiętam na długo ze względu na osobę „trenera” ekipy gości, niejakiego Bonifacego Karnowskiego. Jeśli tacy ludzie mają szkolić polska młodzież to jest to chyba jakieś nieporozumienie. Od pierwszych minut po każdej nieudanej akcji torunian darł się na pół hali, wyzywał swoich graczy od debili, notorycznie ich obrażał/ubliżał, szyderczo bił „brawa” po nieudanych zagraniach. Timeouty brał tylko po to by wydrzeć się na swojego zawodnika, trzymając swoją twarz w odległości 5 cm od głowy wystraszonego jegomościa. Po prostu klon Pacesasa i Urlepa z najlepszych lat. Podczas całego meczu nie zauważyłem żeby cos komuś spokojnie wytłumaczył, rozrysował jakąś akcje.
Skutkiem poczynań tego wariata, ci chłopcy mieli już po kilku minutach pełne gacie i popełniali raz za razem proste błędy i Znicz spokojnie budował przewagę (18:6 po pierwszej kwarcie). Po przerwie torunianie, których 97% akcji polegało na przeprowadzeniu piłki na pole ataku i dogranie do stojącego tyłem do kosza syna trenera, Przemysława Karnowskiego, skorzystali ze zbytniego rozluźnienia gospodarzy i doprowadzili do stanu 48:42, ale później popełnili dwie straty i psychol siedzący na ławce trenerskiej mógł się znowu powyżywać. Ostry opi....dol przyniósł „efekt” – torunianie trzy razy wyprowadzając piłkę spod własnego kosza dawali je sobie w dziecinny sposób zabrac i Znicz ponownie wyszedł na ponad dziesieciopunktowe prowadzenie. W końcówce gospodarze powiększyli je jeszcze bardziej i rozbili Katarzynkę 71:46. Najlepsi w Zniczu to Moralewicz i Wyka, u gości nietrudno wskazać najlepszego gracza (Karnowski rzucił w całym meczu 34 pkt), gdyż czterech biegających po boisku bez ładu i składu zawodników było tam tylko po to by wypełnić limit 5 graczy na boisku.
Notabebe syn trenera tez wywarł na mnie kiepskie wrażenie, bo pozwalał sobie w stosunku do swoich kolegów o wiele za dużo, wydzierając się do nich po chamsku.


A pankracy dodaje:

Dokładnie! Też miałem o tym napisać. Temu człowiekowi należy zabronić całkowicie pracy z młodzieżą. To nawet nie można powiedzieć że to jest trener! Ciśnie mi się na ,, klawisze" określenie 'je*any idiota' jakim obdarzył o ile się nie mylę własnego syna. Ten człowiek ma pretensje do swoich podopiecznych o to, że niczego ich nie nauczył, on praktycznie nie ma pojęcia o koszykówce i wygląda mi to na to, że jest trenerem tylko dlatego, żeby jego syn grał w drużynie. Cała gra Katarzynki (-nek?) opierała się na dograniu piłki do młodego Karnowskiego. Mając takiego zawodnika w drużynie (212cm , silny, szybki (a przynajmniej jak na ten wzrost - Łapeta z nim się równać nie może pod tym względem) z bardzo dobrze ułożoną ręką (lewą, prawą nie oddał ani jednego rzutu) i wielewidzący, a nie zdziwił bym sie jakby i kozioł miał lepszy od połowy swoich ,,kolegów" ie było ani jednej akcji ustawionej nie mówiąc o jakichkolwiek zespołowych akcjach reszty. Ci chłopcy byli tak sterroryzowani, że łapiąc piłkę na 6 szóstym metrze bali się pobiec do kontry będąc 1 na 1 itd. itp.

Dialog między ojcem a synem po nieudanej akcji w ataku
O: Ty k*rwa nic nie grasz!
S: To zmień mnie!
O: Niby na kogo?

Brak komentarzy: