Asseco Prokom Gdynia w ćwierćfinale to w tym momencie fakt mimo, iż do końca Top 16 mamy jeszcze jedną kolejkę. Nawet porażka w Kownie w Żalgirisem nic nie zmieniła, bo CSKA pokonało w Maladze Unicaję.
Starożytny król Pyrrus wygrywał wiele bitew, ale zawsze ponosił olbrzymie straty. Od niego pochodzi "pyrrusowe zwycięstwo", które w sporcie potocznie oznacza zwycięstwo nic nie dające wygranej drużynie. Prokom i trener Tomas Pacesas zrobili coś innego - przegrali mecz, ale porażka nic nie zmieniła. Może powinniśmy taką sytuację zacząć nazywać "pacesasową porażką"?
Żarty na bok, bo sukces jest niesamowity i z perspektywy np. października 2009 sensacyjny. Adam Romański wspomina dotychczasowe, czym troszkę mnie uprzedził, bo zamierzałem wygrzebać po powrocie z Kowna wyniki Lecha Poznań i reszty. Nie jest łatwo porównać tamte osiągnięcia z obecnymi, a antyprokomowcy mają jeden argument - wtedy w składzie byli sami Polacy. No cóź, zgadza się, ale to nie zmienia faktu, że wtedy były inne czasy, a teraz, czy komuś się to podoba czy nie, koszykówka wielonarodowa i rządzą w niej (w Europie) bogacze z południa kontynentu plus Rosja. Reszta w ćwierćfinale tej nowej ULEB-owskiej Euroligi bywa bardzo rzadko. Raz zdarzyło się to Olimpiji Lublana (ale wtedy była równolegle Euroligi i Suproliga), dwa razy Partizanowi Belgrad, ale gdzie nam porównywać się do Partizana?
Po prostu brawo. A teraz lejemy Olympiacos :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz