wtorek, 28 września 2010

Siatkarski lament - o co chodzi?

I don't care about siatkówka i nie przypuszczałem, że poświęcę tej dyscyplinie kiedyś wpis na blogu.

Ale wchodzę dzisiaj na sport.pl, a tam główny tekst z tytułem: „Siatkarskie mistrzostwa świata zniszczyli organizatorzy”.

Zainteresowało mnie, klikam. Korespondent Sport.pl Przemysław Iwańczyk pisze:

"Okazja czyni złodzieja - siatkarskie mistrzostwa świata zniszczyli organizatorzy. Włosi, którzy ośmieszyli się chcąc ułatwić sobie drogę do złota, i FIVB (światowa federacja), która na to pozwoliła. Nie chcę wnikać w niuanse - kto z kim wygrać nie mógł, by później na kogoś nie trafić. Kibice siatkówki przeanalizowali to na wszystkie strony. Ci, którzy biało-czerwonym kibicują z doskoku, mogę streścić: w drugiej rundzie mundialu w grupie w Anconie spotkają się trzy drużyny z podium poprzednich mistrzostw - Polska, Brazylia i Bułgaria."

Slyszalem o dziwnym systemie siatkarskich mistrzostw już wcześniej (bo w naszym kraju trudno nie słyszeć). Faktycznie trzy rundy grupowe to jakieś wariactwo i marnotrawstwo czasu. Postanowiłem przeanalizować o co chodzi. Z tekstu red. Iwańczyka można nawet wywnioskować, że organizatorzy ułożyli wszystko w ten sposób, że w drugiej rundzie spotkali się zwycięzcy grup. Otóż nie. Polska wygrała grupę, Brazylia zajęła w swojej drugie miejsce, a Bułgaria w swojej - trzecie.

Gdzie tu wina organizatora? To oni sprawili, że Bułgarzy zagrali słabiej i przegrali z Francją i Czechami?

Czy na niedawnych MŚ koszykarzy ktoś miał pretensje do organizatorów, że już w 1/8 finału spotkali się obrońcy złotego i srebrnego medalu? Nie. Bo to nie system był winien, tylko porażki Hiszpanii i Grecji dające tym ekipom drugie i trzecie miejsce w swoich grupach.

Naprawdę dziwny jest ten siatkarski lament... I na dodatek wygląda na przedwczesne szukanie usprawiedliwienia dla Polaków. Jeśli są ponoć tak dobrzy, to powinni spokojnie wygrać z tą Bułgarią, która przegrała już dwa mecze.

poniedziałek, 20 września 2010

633 sekundy z Blattem

Ile mamy czasu?

10 minut.

To było bardzo ciekawe 10 minut (i 33 sekundy) z Davidem Blattem, dzięki czemu zapomniałem, że mój pociag do Wrocławia złapał 90 minut opóźnienia na odcinku 40 kilometrów!

Blatta przedstawiać kibicom koszykówki nie trzeba, ale krótka metryczka się przyda: mistrzostwo Europy z Rosją w 2007 roku, ćwierćfinał mistrzostw świata kilka dni temu ze znacznie odmłodzoną Rosją. Sukcesy na ławce Benettonu Treviso, Dynamo Sankt Petersburg i Maccabi Tel Awiw, gdzie trafił ponownie.

W trakcie treningu ostry dla swoich graczy ("tak broniąc będziecie mieli oczy w łzach na koniec sezonu" - ograniczę się do jednego cytatu), ale jednocześnie rzeczowy w swoich uwagach. Po zajęciach chętny do rozmowy miły facet. Pewnie miałbym więcej niż 10 minut, gdyby kierownik drużyny nie poganiał. Dwulicowość? Nie. Po prostu zaangażowanie w pracę i jednocześnie otwartość na media.

Rozmowa tutaj. Starałem się poruszyć jak najwięcej tematów, choć kilku pytań i tak nie zdązyłem zadać.

P.S.
Tymczasem Maccabi Blatta omal nie przegrało w Pucharze Śląska Wrocław z Turowem Zgorzelec.

niedziela, 19 września 2010

Prokom jak Maccabi

Asseco Prokom zatrudnia graczy specjalnie na rozgrywki krajowe - taka informacja wywołała w koszykarskim środowisku duże zdziwienie. Ale (jak w przypadku wyłączenia z części sezonu PLK) gdynianie nie są pierwszym klubem, który zdecydował się na taki ruch.

Przepisy wymagajaće obecności odpowiedniej ilości rodzimych koszykarzy w lidze krajowej od dłuższego czasu zmuszają najlepsze europejskie zespoły do podobnych ruchów. Mistrz Rosji, CSKA Moskwa boryka się z tym problemem od dłuższego czasu, choć może to się wydawać dziwne, skoro takie rzeczy dzieją się w kraju niedawnych mistrzów Europy. Graczy, których stać na występy na poziomie czołówki Euroligi jest jednak tam tylko kilku, regulacje nakazują obecność na parkiecie dwóch, a klubów chętnych na ich usługi nie brakuje...

Przypadek Prokomu warto jednak porównać nie do CSKA Moskwa, a do Maccabi Tel Awiw, choćby dlatego, że reprezentacje Polski i Izraela są koszykarsko na podobnym poziomie, przepaść dzieląca mistrz od reszty ligi jest podobna, a przepisy odnośnie rodzimych graczy - takie same. Czyli dwóch cały czas na parkiecie.

Jak sobie radziło z tym ostatnio Maccabi? W ubiegłym sezonie zbudowano zespół mający walczyć o Final Four Euroligi z dużą liczbą zagranicznych gwiazd, ale - po odejściu Tala Bursteina, Liora Eliyahu i Omriego Casspiego - z właściwie tylko jednym wysokiej klasy posiadaczem izraelskiego paszportu (Davidem Bluthenthalem). W lidze krajowej obcokrajowcy (w tym Maciej Lampe) na zmianę przesiadywali na ławce, a grali miejscowi.

Liczba minut izraelskich koszykarzy Maccabi z sezonu 2009/2010:

Guy Pnini - 14.7 (Euroliga) i 26.2 (liga izraelska)
Yaniv Green - 4.8 (Euroliga) i 12.2 (liga izraelska)
Raviv Limonad - 4.2 (Euroliga) i 19.1 (liga izraelska)
Derrick Sharp - 1.7 (Euroliga) i 8.4 (liga izraelska)
David Bluthenthal - 23.1 (Euroliga) i 23.4 (liga izraelska)
Gal Mekel - 0 (Euroliga) i 15.3 (liga izraelska, ale tylko 4 mecze, bo potem został wypożyczony)

I tu dochodzimy do konkluzji, która dobrze wróży rywalom Prokomu w walce o mistrzostwo Polski. Bo efekt był taki, że Maccabi sensacyjnie przegrało w finale ligi izraelskiej z Galil Gilboa (sprytnie nie dodam w jaki sposób:-)).

Nic dziwnego, że teraz namówiono do powrotu Bursteina i Eliyahu. Ale gracze "specjalnie na ligę" też są - choćby Elishay Kadir, Sharp, czy Pnini.

P.S.
A Prokom i Maccabi zagrają w niedzielę i poniedziałek w Turnieju o Puchar Śląska Wrocław.

piątek, 17 września 2010

Najlepsi w historii NBA



Jak uzyskać coś takiego? Wchodzimy na stronę ESPN i wybieramy po lewej stronie u góry zespół NBA. A potem decydujemy się na jednego gracza na każdej pozycji. W przypadku moich ulubionych Philadelphia 76ers nie było żadnego dylematu - Maurice Cheeks, Allen Iverson, Julius Erving, Charles Barkley i Wilt Chamberlain.

ESPN proponował już podobną zabawę dotyczącą Boston Celtics i Los Angeles Lakers podczas ostatnich finałów. Teraz rozszerzył ją na wszystkie zespoły. Fajnie.

Nie przeglądałem wszystkich ekip, ale już wiem, że najzabawniejsze jest wybieranie piątki Charlotte Bobcats. Dlaczego? Spójrzcie na kandydatów :-)

P.S.
Czekam oczywiście na post WIECIE KOGO o Minnesota Timberwolves. Dla mnie w czterech przypadkach sprawa była prosta. Nie jestem przekonany tylko do pozycji rozgrywającego Leśnych Wilków.

wtorek, 14 września 2010

Serbska karma



I wszystko jasne. A jeśli ktoś nie wie, o co chodzi: przedostatnia akcja półfinału mistrzostw świata Turcja - Serbia. Kerem Tunceri zdobywa punkty na 83:82 i gospodarze awansują do finału. Turek - jak widać - wyszedł jednak wcześniej aut.

– W tym turnieju było mnóstwo dziwnie sędziowanych meczów. Półfinał był bardzo dziwny. W mojej karierze nie spotkałem się z tak kiepskim sędziowaniem. Najgorsze jest to, że nikt nie przyszedł i nie przeprosił nas za błędy. Jeśli ludzie myślą, że z sędziowaniem wszystko jest ok, to źle to wróży rozwojowi światowej koszykówki – powiedział Dusan Ivković, trener Serbów.

Fakt, błąd był, ale nie sposób nie oprzeć się wrażeniu, że Serbów ... dopadła karma. Dlaczego? Mój komentarz ze sports.pl poniżej.

Serbska karma i oliwa
Serbowie czują się oszukani przez sędziego i FIBA po błędzie w półfinale mistrzostw świata. Arbiter się pomylił, ale akurat ta drużyna na międzynarodową federację nie powinna narzekać.

Turek Kerem Tunceri tuż przed wykonaniem zwycięskiego rzutu wyszedł na aut. Dowiedzieliśmy się tego po opublikowaniu w internecie amatorskiego filmu nakręconego przez jednego z kibiców. W trakcie meczu kamera pokazywała spotkanie z przeciwległej strony boiska, a powtórki wychwytującej błąd sędziego nie uświadczyliśmy. Zwolennicy spiskowej teorii dziejów mogą się tylko domyślać, że takowa była, ale turecki realizator nie zdecydował się jej zaprezentować. Tak czy inaczej - sprawa jest ewidentna. Punkty nie powinny zostać zaliczone, a piłka należało przyznać Serbom. Zresztą w końcówce oglądaliśmy wiele innych kontrowersyjnych decyzji sędziowskich z nieodgwizdanym faulem na Novicy Velickoviciu w ostatniej akcji na czele. I tu też raczej powinniśmy stanąć po stronie Serbów.

Jest jednak jedno małe “ale”. Serbowie i ich trener Dusan Ivković teraz narzekają na FIBA, że nie reaguje na zachowanie sędziów, a powinni federacji dziękować, że... w ogóle znależli się w półfinale. Teraz niewiele osób o tym pamięta, a przecież tuż przed mistrzostwami ich gwiazdy Milos Teodosić i Nenad Krstić brały udział w bójce podczas turnieju towarzyskiego w Atenach. FIBA długo się zastanawiała, po czym zawiesiła ich na odpowiednio dwa i trzy mecze. W przypadku Krsticia ta decyzja była po prostu śmieszna, bo Serb uderzył Ioannisa Bourousisa krzesłem w głowę! Nieobecność w spotkaniach z Angolą, Niemcami i Jordanią to kara niewspółmierna do winy, a łagodność, z jaką potraktowano zawodników, może chyba tłumaczyć tylko niechęć do utraty gwiazd turnieju. Porównajmy sobie wyrok FIBA z karami w NBA sześć lat temu po zamieszaniu z udziałem Rona Artesta, kilku innych graczy i kibiców. Najbardziej krewki Artest pauzował do końca sezonu, czyli przez prawie 100 spotkań! A przecież “tylko” został popchnięty przez rywala, zaatakowany przez kibica i wbiegł na trybuny wdając się w przepychankę.

Ile znaczyli Krstić i Teodosić przekonaliśmy się w przegranym - bez nich - meczu z Niemcami, którzy nie wyszli nawet z grupy. Śmiem twierdzić, że gdyby ten pierwszy nie mógł brać udział w całych mistrzostwach, to Serbia byłaby daleka od walki o medale. W końcu przez fazę pucharową przebrnęli w bólach minimalnie pokonując Chorwację i Hiszpanię. FIBA dała im szansę, a potem (nieświadomie?) w ostatniej chwili zabrała medal. Oliwa zawsze sprawiedliwa? Karma dopadła Serbów?

Frajda z własnych topów

Trochę klipów z youtube.com plus niezwykle przydatna strona keepvid.com plus prosty program do składania filmów wideo = duża frajda z tworzenia własnego zestawienia najlepszych akcji.

Tak powstało kilka "topów" z mistrzostw świata. Są średniej jakości, ale nie to jest przecież najważniejsze.

Co decydowało? W największym stopniu znaczenie danego zagrania (czyli jak mówią Amerykanie - clutch). Doceniam też poświęcenie i hustle (czyli coś, czego nie bardzo umiem przetłumaczyć na nasze, a najlepiej obrazują to akcje Nowozelandczyka Miki Vukony i Argentyńczyka Hernana Jasena). Efektowność na dalszym miejscu, tym bardziej jeśli są to wsady sam na sam z koszem.

Runda grupowa:



1/8 finału:



1/4 finału:



Cały turniej:



P.S.
Jest pewna nieścisłość pomiędzy filmem z 1/8 finału i z calego turnieju, ale co tam :-)

niedziela, 12 września 2010

Serbom zabrakło Dusana Kecmana

Okej, przyznaję się. Fatalny występ Luisa Scoli w ćwierćfinale mistrzostw świata przeciwko Litwie przemilczałem celowo. Po odpadnięciu Argentyny wydawało mi się, że ten turniej nie wywoła już we mnie wielkich emocji. Ale mam takiego jednego znajomego, który jest określany jako (cytat dosłowny z jednej osoby dobrze znanej w polskiej koszykówce) "Yugoslavia aggresive fanatic", więc w półfinale byłem całym sercem za Serbami.

No i... sami popatrzcie.



Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś wykrzyczał to samo imię i nazwisko ... dziesięć razy. Ale należało się.

Pytanie klucz - czy w ostatniej akcji sędzia powinien odgwizdać faul?

Moje zdanie jest takie: co prawda blok był czysty, ale ułamek sekundy później Semih Erden wpadł na Novicę Velickovicia i to jeszcze zanim minął czas (zanim zaświeciła się tablica), więc faul był. Nie dziwię się jednak, że sędzia bał się zagwizdać.

A trener Dusan Ivković zapewne żałuje, źe nie powołał Dusana Kecmana.



Ciekawe, że w Stambule sędziowie nakazali Serbom rozegrać 0.5 sekundy raz jeszcze (choć od razu po trafieniu Tunceriego jeden z zawodników rzucał przez całe boisko), bo na parkiet wbiegli rezerwowi. W Zagrzebiu nikt nie zwrócił na to uwagi, bo Kecman trafił.

środa, 8 września 2010

To buy or not to buy?


Nie od dziś Luis Scola jest jednym z moich ulubionych zawodników, a na jego reprezentacyjną koszulkę "czaję się" dłuższy czas. Wczorajszy mecz przybliżył mnie do decyzji o sprowadzeniu tego rarytasa z Argentyny. Pierwszy krok za mną - zarejestrowałem się na ebayu. Boję się tylko, czy czasem nie zgubi się po drodze i czy jakościowo będzie warta prawie 200 złotych. Więc - to buy or not to buy?

poniedziałek, 6 września 2010

Dzień z życia koszykarskiej kadry

Moment może niezbyt odpowiedni (chociaż przecież właśnie awansowaliśmy na EuroBasket!), ale... natrafiłem właśnie w TVP Sport na reportaż Anny Ulman o nazwie "Dzień z życia kadry". Widziałem coś takiego w programie wcześniej, ale myślałem, że chodzi o piłkarzy. A tu miłe zaskoczenie - wita nas Filip Dylewicz.

Znalazłem ten materiał w necie i szczerze polecam. Coś rzadko spotykanego w naszej koszykówce.

KLIKAĆ I OGLĄDAĆ.