sobota, 20 listopada 2010
Wiadro pomyj na Prokom?
Sytuacja Asseco Prokomu Gdynia w Eurolidze jest tragiczna. Pięć meczów, pięć porażek i minimalne szanse na awans do Top 16. Najprościej w tej sytuacji wylać wiadro pomyj na zawodników, którzy w kompromitującym stylu przegrali w Tel Awiwie z Maccabi 58:99. Nie mam zamiaru bronić graczy Prokomu, ale może zastanówmy się nad przyczyną takiego stanu rzeczy.
Osobiście widzę trzy główne przyczyny:
1. Drużyna została skompletowana bardzo późno, a na zgranie brakuje czasu. Prokom występuje w trzech różnych rozgrywkach i choć spora liczba meczów teoretycznie powinna ułatwiać wspólne zrozumienie w trudnych momentach (bo żaden trening nie daje tyle co mecz), to tutaj jest inaczej. Prokom ma ponad 20 graczy z kontraktami, a poza Euroligą ciągle gra w innym składzie. Zawodnicy sami nie wiedzą, czy i gdzie pojadą w przyszłym tygodniu. To powoduje chaos w meczach PLK (patrz niedawne spotkanie w Poznaniu), ale także ma wpływ na występy w Eurolidze. Nieprzypadkowo podczas meczu Prokom - Partizan w 4. kolejce Euroligi Olivier Lafayette i James Gist byli zdecydowanie lepiej wkomponowani w grę Partizana Belgrad, mimo że dołączyli do serbskiego zespołu dwa tygodnie później niż ostatni nabytek Prokomu Filip Widenow.
2. Trzy czołowe postaci (Giddens, Wilks, Brown) to gracze, którzy ostatnio grali "ogony" w NBA albo siedzieli tam na końcu ławki rezerwowych. Praktycznie nikt tak nie buduje drużyny w Europie. Tacy koszykarze są przyzwyczajeni do tego, że każdy mecz jest meczem o życie. W NBA sezon rozkręca się powoli - cztery kolejne porażki w listopadzie nie są tragedią. A u nas oznaczają stracony rok w Eurolidze.
3. Nie wiadomo, kto jest w tym zespole najważniejszy. Mike Wilks, Daniel Ewing, JR Giddens, Bobby Brown - ta czwórka Amerykanów na pozycjach 1-3 ma podobny status w światowej koszykówce i podobne ambicje w Polsce. Ewing po odejściu Davida Logana i Qyntela Woodsa zwietrzył swoją szansę, by zostać liderem zespołu, a trzej pozostali właśnie przenieśli się z NBA do Europy i też chcieliby pełnić pierwszoplanowe role. A do tego dochodzi jeszcze Filip Widenow... Pięć meczów Euroligi za nami i trudno wskazać lidera tej ekipy. Rok temu wszystko było jasne. Najważniejsi byli Woods i Logan, Ewing był numerem 3, a reszta tłem. A teraz? Nie wiemy. To powoduje frustracje, szczególnie u Giddensa, który jako niski skrzydłowy rzadziej od Ewinga i Browna może sobie po prostu sam wziąć piłkę i zagrać indywidualną akcję. Cytat z jego Twittera mówi chyba wszystko: "How u going to be a teams leading scorer and not be incorporated into the offense. Sum things just don't make sense..." Wilks też pewnie nie jest najszczęśliwszy będąc w roli juniora, który po jednym błędzie zostaje przyspawany do ławki rezerwowych. Co zresztą odbija się na zespole, bo to on jest jedynym klasycznym rozgrywającym.
To ostatnie zdanie zresztą pokazuje, że mimo szerokiego składu w zespole są braki. Problem z tylko jedną typową jedynką można jakoś rozwiązać, gorzej, że jest tylko dwóch silnych skrzydłowych. Na pozostałych pozycjach może teoretycznie występować po kilku koszykarzy, na tej tylko Jan-Hendrik Jagla i Ronnie Burrell. Po kontuzji Amerykanina trener Tomas Pacesas musiał wygrzebać Roberta Witkę albo kombinować z dwoma Adamowymi wieżami Hrycaniuk i Łapeta...
Prokom nadal ma szansę na Top 16. Nie wierzę w komplet wygranych w rundzie rewanżowej, ale musi odnieść trzy zwycięstwa u siebie i pokonać Partizan w Belgradzie. Teoretycznie to ciągle jest wykonalne.
Etykiety:
Asseco Prokom,
Bobby Brown,
Daniel Ewing,
Euroliga,
James Gist,
JR Giddens,
koszykówka,
Mike Wilks,
PLK,
Tomas Pacesas
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Sytuacja Asseco w tym sezonie trochę smuci i martwi. Fakt faktem poprzedni sezon obudził apetyty i dawał perspektywy może nie na kolejny krok ale utrzymanie się na swoim poziomie. Tymczasem uczyniono ewidentny krok do tyłu w tej chwili i jeśli wierzyć doniesieniom Gazety szykują się roszady w składzie ekipy z Gdynii.
Co do zespołu to sposób jego budowy pozostawia wiele do życzenia.
Mamy 1 piłkę, natomiast zawodników, ktorzy chcieliby porzucać kilku. Brakuje prawdziwego lidera, postaci, która poukładałaby zespół i pogodziła przebywających na parkiecie zawodników. Pamiętajmy tu jednocześnie o roli trenera. W porzednim sezonie wyglądało to naprawdę dobrze. Mieliśmy dwóch liderów i wspierających ich graczy. W tej chwili Ewing, Giddens, Wilks i Brown duszą się nawzajem. Każdy chciałbym pokazać swoje.
Przy czym Giddens nie będzie Woodsem ze względu na mniejszy repertuar w ataku, Brown nie jest tak pogodzony z drużyną jak Logan (który porzebował też na to trochę czasu), Wilks gdy wchodzi próbóje często dać z siebie jak najwięcej, co czasami daje odwrotne efekty, a Ewing nie potrafie wziąść na siebie roli lidera chociaż w tej stawce to chyba właśnie do niego powinna należeć ta rola. Do tego jeszcze Videnov który też do końca nie odnalazł się w Gdynii.
Pod koszem problemem jest brak wzmocnień. Łapeta się rozwija, ale odnosze wrażenie, że może niedługo dojść do pewnego poziomu od którego już się nie odbije podobnie jak Adam Hrycaniuk. Nie są to zawodnicy, którzy w każdym spotkaniu są w stanie zapewnić pewną liczbę punktów i zbiórek.
Varda też nie jest tytanem pod koszem i należy zadać sobie pytanie ile będzie w stanie grać na takim poziomie szukając perspektyw na przyszłośc.
Na PF Burrell w tym sezonie gasł cały czas. Należy przypomnieć sobie jak pożytecznym graczem był w poprzenich sezonach. Idealnie pogodzonym z zespołem, wykonującym dużo pracy niewidocznej w statyskach. Jagla nie jest graczem, który chciałby walczyć pod obręczą, jest wysokim SF więc formacja podkoszowa wygląda należy przyznać dość blado.
Czekamy na ruchy kluby z Gdynii. Gracze Asseco z TBL nie podniosą zespołu. Sezon będzie trudny do uratowania.
Kwestia, czy poszukamy graczy, czy tego kto będzie nimi kierował.
Prześlij komentarz