Bilans 3-12 po piętnastu meczach.
Ostatni raz Philadelphia 76ers tak kiepsko sezon NBA rozpoczęli... piętnaście lat temu. Wtedy było jeszcze gorzej, bo trzecie zwycięstwo odnieśli dopiero w szesnastym spotkaniu. Tamten sezon 1995/1996 był drugim najgorszym w historii (po rekordowym dla całej ligi 9-73 w sezonie 1972/1973).
76ers w 1996 roku musieli się zadowolić zaledwie 18 wygranymi na koniec regular season i dostali numer 1 w drafcie. Wybrali oczywiście Allena Iversona i tak zaczęła się jego era w Pensywalnii. Zakończyła się definitywnie latem tego roku. Iverson teraz szaleje w Besiktasie Stambuł (dla mniej zorientowanych - to nie żart), a “Szóstki”? W szkolnej skali ocen w większości zasługują na jedynkę lub dwójkę.
Jeśli szukamy analogii z wydarzeniami sprzed kilkunastu lat, to warto wspomnieć, że rok przed wyborem Iversona 76ers mieli w drafcie numer 3 i tak trafił do nich Jerry Stackhouse. Teraz z numerem 2 wybrali Evana Turnera i wciąż “liczą się” w walce o numer 1 draftu 2011. Jakie są różnice? Stackhouse jako debiutant rzucał niemal 20 punktów na mecz. Turner ponad dwa razy mniej.
Czy jednak to oznacza, że Turner jest złym wyborem? Wśród debiutantów mających lepsze statystyki od niego są Blake Griffin i John Wall, których 76ers nie mogli dostać (bo to “jedynki” draftów 2009 i 2010), a także cztery inne nazwiska: Wesley Johnson, DeMarcus Cousins, Eric Bledsoe i Landry Fields.
Bledsoe to rozgrywający, który z numerem 19 trafił do Los Angeles Clippers, a po urazie Barona Davisa jest zawodnikiem pierwszej piątki. Ale w 76ers dublowałby się z drugoroczniakiem Jrue Holidayem, na którego 76ers mocno stawiają (i który jest jednym z niewielu graczy Szóstek, których można ocenić w miarę pozytywnie). Fields to rzucający obrońca/niski skrzydłowy wybrany przez New York Knicks w drugiej rundzie z numerem 39. Początek sezonu ma nadspodziewanie dobry (średnio prawie 11 punktów na mecz), ale trzeba przyznać, że konkurencja w składzie Knicks na jego pozycji jest praktycznie... żadna. Kontuzjowany Kelenna Azubuike, inny debiutant Andy Rautins, niejaki Bill Walker oraz Roger Mason Jr, który więcej czasu spędza przy rozmowach na temat ewentualnego lokautu (jest w zarządzie stowarzyszenia zawodników) to kwartet rywali Fieldsa do występu w pierwszej piątce Knicks na “dwójce”. Śmiem twierdzić, że Turner poradziłby sobie w takiej sytuacji równie dobrze.
Zostają nam Cousins i Johnson. Ten pierwszy to podkoszowy, niestety częściej występujący jako silny skrzydłowy niż jako center. Gdyby był tym drugim, to 76ers pewnie mogliby skusić się na jego zatrudnienie latem. “Czwórki” nie potrzebowali, bo mają wielomilionowy kontrakt Eltona Branda, który zresztą rozgrywa swój najlepszy sezon w Filadelfii. A Johnson? W zasadzie czemu nie? Jest zdecydowanie bardziej przebojowy niż Turner, lepiej rzuca z dystansu i raczej lepiej radzi sobie z defensywą oraz presją. Minusy? Mniej uniwersalny. Turner może być “jedynką”, “dwójką”, “trójką”, Johnson właściwie tylko tym ostatnim. I najważniejsze - czy Johnson zamiast Turnera tak bardzo zmieniłby obraz 76ers? Zdecydowana odpowiedź brzmi “nie”.
Skoro nie Turner, to kto (co) jest winny degrengoladzie “Szóstek”? Trzy główne przyczyny moim zdaniem:
1. Rozgrywający Jrue Holiday zrobił postęp i być może jest nawet kandydatem do nagrody w tej kategorii, ale na razie nie jest graczem, który może wziąć na barki cały zespół. Prezentuje zbyt duże wahania formy nawet w trakcie jednego spotkania. Potrafi rzucić 10 punktów i rozdać 5 asyst w pierwszej kwarcie, by potem zniknąć do końca meczu. Na tej newralgicznej pozycji potrzebny jest ktoś pewniejszy, ale z drugiej strony - może warto przecierpieć ten sezon, by Holiday tej pewności i równości nabrał z czasem?
2. 76ers nie mają go-to-guya. Andre Iguodala w poprzednich latach był gościem, który brał piłkę w ważnych momentach i trafiał nawet zwycięskie rzuty. W tym sezonie jest inaczej. To dla niego najgorsze rozgrywki od pięciu lat, a na dodatek Andre opuścił pięć spotkań. I co ciekawe - wtedy właśnie 76ers odnieśli dwa z trzech zwycięstw. Nie zmienia to faktu, że w końcówkach meczów koszykarzom z Filadelfii kompletnie brakuje pomysłu, a zawodnikom trzęsą się ręce. Z dwunastu porażek aż osiem to mecze, w których kilka moment przed ostatnim gwizdkiem wynik był jeszcze bliski remisu.
3. Fatalni środkowi. Jeśli w rotacji jest Tony Battie, to czy trzeba jeszcze coś tłumaczyć? Oddanie Samuela Dalemberta do Sacramento Kings dało 76ers Andresa Nocioniego, ale akurat “trójki” to oni niekoniecznie potrzebowali. Za Dalemberta przyszedł też środkowy Spencer Hawes, ale postawę jego, Battiego i (niestety) drugoroczniaka Marreese’a Speightsa najprościej określić jednym zbiorczym słowem “żałość”. Zsumowane średnie statystyki tego tercetu: 40.1 minuty, 13.4 punktu, 10.3 zbiórki. Nic dziwnego, że w akcie desperacji w ostatnim meczu z Toronto Raptors trener Doug Collins wystawił na “piątce” pozyskanego we wrześniu pierwszorocznego silnego skrzydłowego Craiga Brackinsa. A wcześniej próbował też Branda i Dariusa Songaili...
Czy dla 76ers jest nadzieja?
Tak, jeśli:
1. Holiday zacznie grać równiej.
2. Iguodala się obudzi, a po kilkunastu przegranych końcówkach zawodnikom wreszcie przestaną trząść się ręce..
3. Środkowi... po prostu niech nie będą jeszcze gorsi.
piątek, 26 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
http://www.packaging-gateway.com/projects/diageobottling/images/5-johnny-walker.jpg
tą jak coś ;)
Bardzo ciekawy wpis. Brakowało mi głosu o 76ers, których w tym sezonie jeszcze nie widziałem.
Masz rację z Johnsonem - raczej sytuacji by nie odmienił. To odpowiedzialny, rozsądny i uniwersalny gracz, choć jako PG rzeczywiście nie zagra. 76ers dobrze w drafcie wybrali i myślę, że Turner jeszcze się poprawi.
Poza tym należy poczekać na wielkie derby z Minnesotą - mały zakładzik, jakieś wpisy, przypadkowa wygrana i humor się poprawi :)
Wolałbym nie czekać do derbów z Minnesotą, bo to dopiero 12 lutego... :)
Za to może dzisiaj czwarta z rzędu porażka Miami Heat?
Prześlij komentarz