wtorek, 29 grudnia 2009

Ile punktów zdobył Pluta?

Mariusz Bacik i Andrzej Pluta mają dzisiaj szansę po raz kolejny przejść do historii. Ten pierwszy może awansować na czwarte miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii naszej ekstraklasy i tu nie ma żadnych wątpliwości co do jego zdobyczy. Ma 8660 punktów i jeśli rzuci 11 w meczu Polonii Warszawa z AZS-em Koszalin, to wyprzedzi i Macieja Zielińskiego i Mieczysława Młynarskiego.

Większy problem jest z Plutą. Według oficjalnych danych Polskiej Ligi Koszykówki (ogłoszonych w ubiegłym sezonie) oraz prywatnych obliczeń Adama Romańskiego ma obecnie 7986 punktów. Pluta twierdzi, że prowadzi obliczenia w zeszycie i ma 7996 punktów. Tak czy siak dzisiaj może przekroczyć 8000 w meczu z Polonią 2011 Warszawa. Jeśli rzuci więcej niż 14 lub mniej niż 4 to sprawa będzie jasna. A jeśli zdobędzie 8? Czy to będzie historyczny mecz? Kto ma rację, a kto źle policzył? I czy w ogóle możemy to sprawdzić na 100%?

poniedziałek, 28 grudnia 2009

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Top 10 NBA zagrań nieistotnych

Ile zagrań z parkietów ligi NBA utkwiło wam w pamięci, chociaż tak naprawdę nie miały większego znaczenia dla losów sezonu, serii czy nawet meczu? Zapewne mnóstwo. Dlaczego? Zazwyczaj dlatego, że nikt inny nie wykonał podobnej akcji albo ze względu na nietypowość zagrania dla tego konkretnego gracza. Ja wybrałem swoje Top 10 "nieistotnych zagrań":

10. Qyntel Woods



9. Shaq O'Neal (zaczyna się od o:15)



8. Zoran Planinić



7. Isaiah Rider



6. Michael Jordan



5. Shaq O'Neal



4. David Vaughn i Michael Jordan



3. Mark Jackson (zaczyna się od 1:50)



2. Jason Williams



1. Allen Iverson



A na deser coś czego w NBA nie wymyślili nawet New York Knicks w czasach "największej głupoty" - Courtney Eldridge i Aaron Pettway:

sobota, 19 grudnia 2009

Sixers zdobyli Boston

Udało się i to bez lekko kontuzjowanego Allena Iversona. Philadelphia 76ers pokonali Celtics w Bostonie 98:97. Andre Iguodala pudłował przez 2,5 kwarty, w trzeciej i szczególnie czwartej miał kilka znakomitych zagrań. Ale rządzili dwaj inni panowie:

Marreese Speights w poprzednim meczu z Cleveland Cavaliers wrócił po ponad miesięcznej przerwie i potwierdza znakomitą dyspozycję z początku sezonu. Przeciwko Kawalerzystom miał 14 punktów i 4 zbiórki, teraz 17 punktów oraz 10 zbiórek, w tym 9 i 6 w ostatniej kwarcie. Dla mnie jeden z kandydatów do nagrody Most Improved Player. 7 sekund przed końcem oddał rzut na zwycięstwo nad Kendrickiem Perkinsem, spudłował, ale dobił ten pan:
Elton Brand. Dla 30-latka ten sezon to wzloty i upadki i tym razem był zdecydowanie w górze. 23 punkty to najlepszy wynik w obecnych rozgrywkach. I nie przeszkadzało rozpoczęcie meczu na ławce rezerwowych, na co narzekał wcześniej.
Brawo.

PZKosz sobie robi jaja

Polski Związek Koszykówki czasem działa lepiej, czasem gorzej. Jak każda organizacja. Czasami można prezesa Romana Ludwiczuka krytykować, innym razem należy go pochwalić. Ale procedura wyboru szkoleniowca kadry koszykarzy nie jest tylko zła czy godna krytyki. To po prostu jakieś jaja.

PZKosz ogłosił konkurs na trenera męskiej i żeńskiej reprezentacji Polski. A jeśli jest konkurs, to zazwyczaj jest zwycięzca tego konkursu. Nie tym razem. Komisja oceniająca nie zarekomendowała żadnego z 11 (10?, 12? - ilu było ich oficjalnie?) zgłoszonych kandydatów. W uzasadnieniu można było usłyszeć, że trener kadry powinien mieć aktualne doświadczenie na europejskim poziomie i musi mieć "znane nazwisko w Europie". Komisja zapowiedziała, że rekomenduje listę swoich kandydatur.

To ja się pytam w takim razie - dlaczego w ogłoszeniu o konkursie nie było napisane nic o aktualnym doświadczeniu na europejskim poziomie? A zresztą nawet jeśli byłoby, to czy w PZKosz ktokolwiek naprawdę liczył, że trener ze "znanym nazwiskiem w Europie" wyślę pocztą lub e-mailem CV, plan pracy z kadrą i inne dokumenty? Nawet Antanas Sireika i Slobodan Subotić wyrazili ponoć tylko chęć trenowania reprezentacji. A co dopiero trenerzy, którzy aktualnie mają do czynienia "z europejskim poziomem".

Taki Joan Plaza (w poprzednich latach Real Madryt, teraz Cajasol Sewilla) też nie wysłał zgłoszenia, po prostu dał swojemu agentowi zielone światło na rozmowy z PZKosz i potwierdził, że słyszał o takiej propozycji. Z tego wynika, że propozycja ze strony PZKosz była w jego stronę wystosowana. To akurat jak najbardziej słusznie, bo tak należy szukać trenera, należy samemu wychodzić z inicjatywą. Tylko skoro propozycja dla Plazy była - i to zanim minął termin zgłaszania kandydatur do konkursu - to po co ta farsa w postaci konkursu? I dlaczego prezes Ludwiczuk mówi, że "jeżeli na liście komisji będzie trener Plaza, to najprawdopodobniej z nim będziemy się kontaktowali"?

I druga sprawa "związkowa" z ostatnich dni.

"Trener roku 2009, Koszykarska osobowość roku, Drużyna roku - objawienie roku 2009, Najlepszy młodzieżowy klub 2009, Miasto partner koszykówki męskiej 2009, Miasto partner koszykówki kobiecej 2009, Najlepszy sponsor roku w PLK, Najlepszy sponsor roku w PLKK, Najlepszy sponsor koszykówki młodzieżowej, Sponsor PZKosz, Partner medialny."

To lista kategorii, w których PZKosz wręczy nagrody za 2009 rok. Sam pomysł gali nie jest głupi. Ale termin jej ogłoszenia (niecały tydzień przed), godzina jej organizowania (gala o 13.00???) i kategorie to znowu pomyłka. Mogliśmy wyróżnić najlepszych koszykarzy, koszykarki, graczy na poszczególnych pozycjach, a będzie poklepywanie się po plecach działaczy i sponsorów. Cóż.

wtorek, 8 grudnia 2009

Iverson wrócił

Wrócił. Allen Iverson ponownie zagrał w koszulce Philadelphia 76ers.


Jeśli ktoś miał wątpliwości czy AI będzie zależało na grze w 76ers, to chyba już nie ma. Debiut był przeciętny (11 punktów, 4/11 z gry, 5 zbiórek i 6 asyst) i przegrany 93:103 z Denver Nuggets, ale kilka wniosków można wyciągnąć.

1. Jego obecność działa bardzo motywująco na kolegów - Andre Iguodala i Samuel Dalembert byli mocno nabuzowani. Sammy po 17 minutach miał już 6 bloków! Iguodala w pierwszej kwarcie 14 punktów.
2. Jego forma fizyczna pozostawia wiele do życzenia i na pewno będzie z tym lepiej. Pytanie brzmi: o ile lepiej i w jakim tempie będą postępy?
3. Bez Lou Williamsa i Maurice'a Speightsa Sixers mają bardzo wąski skład, tym bardziej, że kontuzjowany jest też Jrue Holiday. Sixers stracili prowadzenie i pozwolili Nuggets odskoczyć na przełomie 3. i 4. kwarty, gdy na parkiecie była rezerwowa piątka. Trener Eddie Jordan zdecydowanie szybciej zrobić powrotne zmiany.
4. Jeśli Sixers nie odniosą sukcesu sportowego, to na pewno marketingowy. Fans still love him.

W środę mecz z kolejną byłą drużyną Iversona - Detroit Pistons. Wygrają?

piątek, 20 listopada 2009

Hej Stal! Hej Śląsk!

Oficjalnie to nie derby, ale przez ostatnie ponad 10 lat mecze tych ekip w ekstraklasie zawsze wywoływały emocje. Teraz spotkają się w II lidze. Niestety...

Już jutro Stal podejmie w Ostrowie Wielkopolskim Śląsk Wrocław. Gospodarze z bilansem 1-5 są na 12. miejscu w grupie B, goście z takim samym na 13. pozycji. Zwycięzca odbije się od dna. Od kogo to odbicie będzie zależało? W Stali najskuteczniejsi na razie są Marcin Dymała (18,8 punktu, 4,5 zbiórki i 3,3 asysty) oraz Grzegorz Małecki (14 punktów przeciętnie w trzech meczach, pamięta mecze Stal - Śląsk w ekstraklasie, a teraz - mam nadzieję, że chwilowo - wylądował w II lidze). W Śląsku jedyny gracz, który ma dwucyfrową średnią to Jan Zalewski (14,8 punktu). 9,7 punktu oraz 6,7 zbiórki ma Jakub Parzeński, syn Dariusza, legendy Stali i Śląska. Oprócz Małeckiego w PLK przeciwko Śląskowi grał jeszcze pod koniec XX wieku Łukasz Ptak. W Śląsku nikt nie ma doświadczeń z ekstraklasy. Kto wygra? Zobaczymy. A kto wygrywał do tej pory? "Odrobina" wspomnień:

Sezon 1998/1999:

Runda zasadnicza 5.09.98r. Zepter Śląsk Wrocław - Stal Ostrów Wlkp. 78-56 (42-31)
Runda zasadnicza 19.12.98r. Stal Ostrów Wlkp. - Zepter Śląsk Wrocław 66-69 (30-31)

Sezon 1999/2000:

Runda zasadnicza 7.11.99r. Wega Stal Ostrów Wlkp. - Zepter Śląsk Wrocław 65-67 (36-37)
Runda zasadnicza 4.03.00r. Zepter Śląsk Wrocław - Wega Stal Ostrów Wlkp. 71-60 (35-30)

Półfinał play-off 11.04.00r. Zepter Śląsk Wrocław - Wega Stal Ostrów Wlkp. 95-69 (45-34)
Półfinał play-off 12.04.00r. Zepter Śląsk Wrocław - Wega Stal Ostrów Wlkp. 89-51 (46-27)
Półfinał play-off 15.04.00r. Wega Stal Ostrów Wlkp. - Zepter Śląsk Wrocław 61-74 (31-33)



Sezon 2000/2001:

Runda zasadnicza 11.10.00r. Zepter Śląsk Wrocław - Degusta Malfarb Stal Ostrów Wlkp. 89-71 (52-32)

Runda zasadnicza 20.03.01r. Degusta Malfarb Stal Ostrów Wlkp. - Zepter Idea Śląsk Wrocław 66-73 (27-44)

Sezon 2001/2002:

Runda zasadnicza 27.10.01r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Idea Śląsk Wrocław 81-87 (40-46)
Runda zasadnicza 10.02.02r. Idea Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 97-86 (39-32,79-79)

Szóstki 16.03.02r. Idea Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 94-79 (41-41)

Szóstki 7.04.02r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Idea Śląsk Wrocław 69-84 (38-44)
Półfinał play-off 28.04.02r. Idea Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 98-73 (41-39)
Półfinał play-off 29.04.02r. Idea Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 73-62 (33-31)
Półfinał play-off 4.05.02r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Idea Śląsk Wrocław 86-72 (40-41)
Półfinał play-off 5.05.02r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Idea Śląsk Wrocław 74-91 (43-41)

Sezon 2002/2003:

Runda zasadnicza 26.10.02r. Idea Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 85-75 (31-39)

Runda zasadnicza 8.02.03r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Idea Śląsk Wrocław 90-69 (43-38)




Szóstki 12.03.03r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Idea Śląsk Wrocław 79-95 (38-42)
Szóstki 12.04.03r. Idea Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 102-100 (39-46)


Sezon 2003/2004:

Runda zasadnicza 11.10.03r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Idea Śląsk Wrocław 79-73 (42-36)
Runda zasadnicza 11.01.04r. Idea Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 91-69 (49-34)

Sezon 2004/2005:

Runda zasadnicza 6.11.2004r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Deichmann Śląsk Wrocław 75-97 (28-50)
Runda zasadnicza 5.02.2005r. Deichmann Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 80-89 (37-48)




Sezon 2005/2006:

Runda zasadnicza 26.11.2005r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Śląsk Wrocław 77-69 (46-36)
Runda zasadnicza 11.03.2006r. Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 58-60 (34-25)







Sezon 2006/2007:

Runda zasadnicza 2.12.06r. Gipsar Stal Ostrów Wlkp. - Bergson Śląsk Wrocław 82-79 (53-38)
Runda zasadnicza 17.03.07r. ASCO Śląsk Wrocław - Gipsar Stal Ostrów Wlkp. 82-72 (46-28)




Sezon 2007/2008:

Runda zasadnicza 16.11.07r. ASCO Śląsk Wrocław - Atlas Stal Ostrów Wlkp. 94-62 (46-32)
Runda zasadnicza 16.02.08r. Atlas Stal Ostrów Wlkp. - ASCO Śląsk Wrocław 73-64 (26-30)
Ćwierćfinał 16.04.08r. ASCO Śląsk Wrocław - Atlas Stal Ostrów Wlkp. 80-85 (32-41, 75-75)
Ćwierćfinał 17.04.08r. ASCO Śląsk Wrocław - Atlas Stal Ostrów Wlkp. 84-75 (46-39)
Ćwierćfinał 20.04.08r. Atlas Stal Ostrów Wlkp. - ASCO Śląsk Wrocław 63-71 (27-30)
Ćwierćfinał 21.04.08r. Atlas Stal Ostrów Wlkp. - ASCO Śląsk Wrocław 75-85 (39-53)


Sezon 2008/2009:

Runda zasadnicza 27.09.08r. Atlas Stal Ostrów Wlkp. - Basco Śląsk Wrocław 84-77 (41-44) (mecz anulowany, Śląsk wycofał się z rozgrywek.



W sumie 31 meczów - 8 wygranych Stali, 23 wygrane Śląska. A jak będzie 21 listopada 2009?

wtorek, 10 listopada 2009

Jacy są Sixers 09/10?

Praktycznie każda osoba interesująca się koszykówką ma swoją ulubioną drużynę NBA. Można nie kibicować nikomu w polskiej lidze, ale na NBA nikt nie pozostaje obojętny. No dobra, przesadziłem, bo sam mam jednego kolegę, który wygibasy zza oceanu ma ogólnie w nosie i właściwie obchodzą go tam tylko Stojakovicie, Pavlovicie i inne -icie z Bałkanów. Uznajmy więc, że 99% kibiców koszykówki ma swój zespół NBA. Mój numer 1 to Philadelphia 76ers., co zresztą wielokrotnie wyrażałem na tym blogu.

Jak można się domyślać (albo i nie) zamiłowanie do 76ers wzięło się od Allena Iversona, ale nie oznacza to, że po jego odejściu porzuciłem Szóstki. W ostatnich play-offach byłem w trudnej sytuacji - z jednej strony moja ekipa, z drugiej Orlando Magic i Polak Marcin Gortat. Mam nadzieję, że już nie będzie takich dylematów :-)

Jacy są Sixers 2009/2010? Teoretycznie personalnie słabsi niż kilka miesięcy temu, bo przecież latem zespół opuścił jeden z liderów, podstawowy rozgrywający Andre Miller, a w jego miejsce nikogo nie pozyskano. Ale w Filadelfii jest grupach młodych rozwijających się z sezonu na sezon graczy, co rodzi nadzieję, że i w tym sezonie będzie play-off. O kim mówię? Przede wszystkim Louis Williams oraz Thaddeus Young, a wygląda na to, że także Marreese Speights i Jason Smith.

Dwaj pierwsi to gracze wyjściowej piątki wraz z Andre Iguodalą, Eltonem Brandem i Samuelem Dalembertem. Trochę się ona zmieniła. Williams, ubiegłoroczny rezerwowy zastąpił Millera, a wracający po kontuzji Brand rzucającego obrońcę Williego Greena - Iguodala z Youngiem przesunęli się z pozycji 3/4 na 2/3. Wspomniany Green i Williams to gracze, których warto porównać. Obaj zaczynali jeszcze w "czasach Iversona". Willie był wtedy kreowany na jego następcą, Lou przesiadywał na ławce rezerwowych i często w ogóle nie wychodził na parkiet. Po odejściu AI obydwaj zaczęli dostawać więcej minut i robić postępy. Green zatrzymał się w rozwoju dwa lata temu, Williams jest coraz lepszy. Z sezonu na sezon ma systematycznie więcej minut, punktów, zbiórek, asyst. Cztery lata temu było to odpowiedno 4.8, 1.9, 0.6, 0.3. Obecnie - 34.4, 15, 4.5 i 4.9. Young, uniwersalny leworęczny skrzydłowy miał świetne poprzednie rozgrywki grając dużo jako "czwórka". Wszystko przez to, że w styczniu zakończył się sezon dla Branda. Teraz Młody Tadeusz nie ma już takiej przewagi szybkości nad bezpośrednimi rywalami i może dlatego jego liczby są nieco mniej okazałe.

Jeśli już wspomniałem Branda, to szczerze przyznaję, że po kontuzji już go skreśliłem i nie bardzo wierzyłem, że wróci na parkiet w dobrej dyspozycji. Cóż, nie gra rewelacyjnie, do najlepszych lat mu brakuje sporo, jest trochę misiowaty, ale ma 10 pkt i 6 zbiórek na mecz. Wystarczy, by zasłużyć na starting five u boku Samuela Dalemberta, który jest klasycznym filadelfijskim środkowym, królem bloków - jak dawniej Dikembe Mutombo i Theo Ratliff.


Co z rezerwami? Znakomity sezon ma drugoroczniak Speights. Już jako debiutant zaskakiwał w pojedynczych meczach i pojedynczymi zagraniami, a teraz gra świetnie na codzień. Ostatniej nocy rzucił 20 punktów Phoenix Suns ogrywając w czwartej kwarcie raz za razem Amare Stoudemire'a. Średnio ma 14.4 punktu i 6.9 zbiórki. Speights radzi sobie mimo, że jego warunki fizyczne i styl gry oparty w dużej mierze na rzutach z półdystansu bardziej przypominają pozycję silnego skrzydłowego, a gra głównie jako środkowy. Rolę zmiennika na pozycji nr 4 pełni bowiem Jason Smith - biały, wysoki, dobrze rzucający z półdystansu i niezły obrońca. Na ławce jest jeszcze miejsce dla wspomnianego Greena, pozyskanego latem króla trójek Jasona Kapono, Rodneya Carneya i dwójki rozgrywających. Carney wrócił po rocznym pobycie w Minnesota Timberwolves, ale dostaje mało minut i mało zaufania od trenera (chociaż akurat przeciwko Suns był w decydujących momentach na boisku). A rezerwowi rozgrywający to największy problem 76ers. Royal Ivey to gracz, który przez 6 sezonów w NBA nie wybił się poza rolę mało istotnego zmiennika i tylko na taką zasługuje niestety. Jrue Holiday to debiutant, jedyny w tegorocznej ekipie z Pensylwanii i przed meczem z Suns powiedziałbym, że pewnie przesiedzi sezon na ławie. Ale niespodziewanie zagrał 15 minut i wypadł przyzwoicie. Zdobył 8 punktów, rozdał kilka asyst. Pokazał, że nie należy go skreślać. Zresztą przecież Lou Williams w pierwszym sezonie był właśnie trzecią, nieużywaną "jedynką".

Last but not least (a wręcz przeciwnie) - czyli Iguodala. W tym sezonie, gdy nie ma Millera jest zdecydowanie najważniejszą opcją w ofensywie 76ers i dowiemy się, czy jest w stanie być franchise playerem. Poprzednie play-offy przeciwko Magic miał bardzo dobre, teraz też nie zawodzi. W ostatnim sezonie zaliczył kilka buzzer-beaterów, teraz też pokazywał, że potrafi być skuteczny w kluczowych chwilach. Poprawił zdobycze punktowe do 20 (z 18.8) i zbiórki do 6.5 (z 5.7). Co ciekawe pogorszyła mu się statystyka asyst, która w jego przypadku jest dość istotna. AI2 (jak go nazywają) ma oczy dookoła głowy, grywa czasami jako point forward, świetnie radzi sobie z podwojeniami i coraz lepiej rzuca z dystansu oraz półdystansu (obecnie ma najlepsze procenty za 2 i za 3 w całej karierze), chociaż nadal wykorzystuje swoją szybkość połączoną z siłą do wbijania się w obronę rywali. A na dodatek jest szalenie efektowny. Jego monster wsady były dwa razy w Top 10 w tym sezonie. Z czym wam się to kojarzy? Mniej nakoksowana wersja LeBrona?:)

Na co stać Sixers? Przy osłabieniach play-offy będą sukcesem, tym bardziej, że kilka ekip na Wschodzie walczących o ósemkę (Pistons, Raptors, Wizards, Bucks) znacznie się wzmocniło. W przeciwieństwie do Szóstek. A może inni ich kibice uważają inaczej?

niedziela, 1 listopada 2009

Symboliczny stołeczny antymecz

Narzekam ostatnio na polską ligę i to ostro. Ale są powody. "Świetnym" był chociażby piątkowy mecz w Warszawie. A raczej antymecz.

Polonia wygrała z Energą Czarnymi 65:61 po meczu na katastrofalnym poziomie. Nasuwają się porównania ze spotkaniem tych samych ekip w poprzednim sezonie. Polonia zwyciężyła 100:95. Niby i teraz i wtedy było sporo emocji, a losy zwycięstwa ważyły się do ostatnich chwil. Wtedy były dwie dogrywki, teraz obyło się bez dodatkowych części, ale nie w tym rzecz. Po 40 minutach w poprzednim sezonie był wynik 73:73, czyli niewiele wyższy niż przedwczoraj.

Jaka jest największa różnica? Emocje w ostatni piątek brały się z tego, iż obie ekipy zafundowały festiwal błędów i nieudolnych zagrań. Niecałe dwanaście miesięcy temu zespoły prześcigały się nie w pomyłkach, ale udanych akcjach. Nie chodzi tylko i wyłącznie o procentową skuteczność. Można mieć niską, ale niech to będą pudła wynikające ze świetnej obrony rywala, a nie bezskuteczne próby trafienia sam na sam z obręczą w wykonaniu zawodnika X czy airballe zza łuku niepilnowanego zawodnika Y. Na ostatnim EuroBaskecie w meczu o 3. miejsce Grecja ograła Słowenię 57:56, ale nikt z widzów nie oceni tej konfrontacji jako pokaz nieudolności (nazywany w żargonie polskiego środowiska koszykarskiego "typowym meczem walki"). Nie wymagam od naszych ligowców takiego poziomu gry i defensywy, lecz nawet w PLK przykładowi Andrej Urlep czy Saso Filipovski pokazywali, że można rzucać mało, a grać fajnie...

wtorek, 20 października 2009

Brawa dla Gilberta

Tym razem będzie o kolarstwie. A konkretnie o facecie, który dokonał w ostatnich kilkunastu dniach czegoś niezwykłego. To Philippe Gilbert.

Z 27-latkiem udało mi się porozmawiać podczas tegorocznego Tour de Pologne. Mówił wtedy m.in.:

"Jesienny dublet to moje marzenie od dawna. Ale nie jest łatwe do zrealizowania. To dwa różne wyścigi i tylko kilku kolarzom się to udało w przeszłości."

(Co jest dla pana ważniejsze – sukces etapowy w Giro czy zwycięskie jednodniówki?)

"Mimo wszystko to drugie. Bardzo lubię takie wyścigi. Nie ma lidera, obrony żółtej koszulki, po prostu jedziesz i walczysz o wygraną."

Jesienny dublet to francuski wyścig Paris - Tours i włoski Giro di Lombardia. Trudno wygrać obydwa, bo pierwszy bardziej odpowiada sprinterom (trzykilometrowa prosta na koniec), a drugi specjalistom od gór i górek. W historii udało się wywalczyć dwa zwycięstwa trzem kolarzom. Ostatni to Holender Jo De Roo w 1963 roku. Ostatni do obecnego sezonu, bo Gilbert powtórzył ich sukces. Co więcej - od 8 do 17 października zanotował w sumie aż cztery wygrane w wyścigach klasycznych! A do tej pory słynął "tylko" z ubiegłorocznego triumfu w Tours, tegorocznego wygranego etapu w Giro d'Italia i miejsc w czołówkach ważnych klasyków. Teraz przeszedł do historii.

8 października - Coppa Sabatini (kat. 1.1)

11 października - Paris - Tours (kat. HC - czyli najwyższa)

15 października - Giro del Piemonte (kat. HC)

17 października - Giro di Lombardia (kat. HIS)
Brawo!

wtorek, 13 października 2009

PLK i przepaść

Tytuł nie dotyczy tego, że PLK stoi nad przepaścią mimo, że patrząc na to co się dzieje, to mógłby. Bardziej chodzi mi o coraz większą różnicę poziomów pomiędzy poszczególnymi drużynami w naszej ekstraklasie.

Beniaminek Stal Stalowa Wola na przywitanie z sezonem podejmował u siebie wicemistrza i mistrza z poprzedniego sezonu. Efekt? Dwie klęski - 60:88 z Turowem i 66:92 z Asseco Prokomem. To nie słabszy dzień gospodarzy czy nadzwyczajna forma strzelecka gości. Tak wygląda po prostu różnica między ligową czołówką a zespołami, które mają walczyć o utrzymanie. Dla koszykówki takie wyniki nie są dobre, ale jak temu zaradzić? Można zmniejszyć ligę, można ligę też zamknąć. Minima budżetowe, jak widać, nie pomagają. Każdy musi mieć 2 miliony złotych i ponoć wiele klubów balansuje na granicy tego minimum. Tyle tylko, że ciężko mi wierzyć w to, iż składy ze Stalowej Woli i Sopotu zostały zbudowane za podobną sumę... W Stalowej Woli grupa Polaków na pierwszoligowym poziomie i trzech kiepskich Amerykanów. W Treflu dobry zestaw rodzimych graczy (Paweł Malesa, Marcin Stefański, Paweł Kowalczuk) plus nieźli obcokrajowcy. Czy Trójmiasto wygrywa morzem czy też są tam lepsi spece od budowania drużyny?

A jak słusznie zauważył jeden z kolegów żurnalistów - duża różnica wytworzyła się między zespołami numer 1 i 2 (czyli Prokom i Turów), a kolejnymi drużynami. Tu i ówdzie słychać, że Kamil Chanas, niechciany w Turowie, ma wylądować w Anwilu Włocławek. Chanas w Zgorzelcu był dziesiątym zawodnikiem w rotacji, na Kujawach ma pełnić zdecydowanie ważniejszą rolę. Polski paszport polskim paszportem, ale wyobraźmy sobie jak np. Chimki Moskwa lekką ręką oddają niepotrzebnego im Rosjanina do Dynama. A tam też teoretycznie CSKA Moskwa i Chimki dominują. Cóż, doczekaliśmy się ligi podobnej do litewskiej, gdzie liczą się tylko Żalgiris Kowno i Lietuvos Rytas Wilno...

niedziela, 11 października 2009

Polonia 2011: Debiut przegrany, ale pozytywny

Prawie cała pierwsza kolejka Polskiej Ligi Koszykówki za nami. Mnie szczególnie ciekawił debiut w ekstraklasie Polonii 2011 Warszawa, która mimo, że przegrała z Anwilem 79:92, to pozostawila po sobie dobre wrażenie.

Pokrótce przypomnienie co to za twór - Polonia 2011 to zespół złożony niemal w całości z młodzieży, który powstał trzy lata temu i szkoli talenty zbierane z całego kraju. Trochę niespodziewanie awansował do PLK i gra w niej w praktycznie takim samym składzie jak w I lidze. Drużyna jest przez wielu skazywana na porażki, chociaż nie do końca słusznie. Jak przyznaje trener Mladen Starcević, młodym zawodnikom brakuje jeszcze doświadczenia z występów w ekstraklasie i boiskowego cwaniactwa, ale umiejętności na pewno nie. Obwodowy duet Tomasz Śnieg i Piotr Pamuła to już teraz gracze na co najmniej solidnym ligowym poziomie. Można było mieć co do tego wątpliwości przed startem PLK, ale teraz wiemy, że to prawda.

Śnieg to niemal modelowy przykłady jak powinna wyglądać kariera zdolnego koszykarza, który nie ma w swoim mieście wielkiej koszykówki. Jest sporo takich zawodników, ale kluby blokują ich rozwój wymagając wielkich kwot za zmianę pracodawcy na takiego, który zapewne lepsze warunki. Bardzo dobrze się stało, że działacze MCKiS Jaworzno w 2007 roku zrozumieli, co jest dla niego najlepsze. Śnieg był znanym w kraju graczem i czołowym, o ile nie najlepszym, rozgrywającym w swoim roczniku (1989). Ale potrzebował nowych wyzwań (innych niż juniorskie mistrzostwa Polski) i kogoś, kto nauczy go nowych rzeczy. Trafił do Polonii 2011 i w dwa lata stał się jedną z najlepszych polskich "jedynek". Nabrał masy i nie stracił nic ze swojej szybkości, a na dodatek nauczył się rzucać. Mam na dysku mix jego zagrań z maja 2007. Widać na nim chudego, szybkiego chłopaka, który wszystkie akcje kończy penetracjami, a z dalszej odległości nawet nie próbuje trafić do kosza. Teraz w ekstraklasie seryjnie rzucał z 5-6 metra i praktycznie nie pudłował. A przegląd pola ma nadal na takim samym poziomie...

Z kolei Pamuła to kandydat na następcę Andrzeja Pluty w reprezentacji. Ich sobotni pojedynek był symboliczny. Zmierzyły się dwie "10" - jedna rocznik 1990, druga rocznik 1974. I oceniając ich postawę tylko w tym meczu trudno określić, który ma za sobą kilkanaście lat gry w PLK. To wcale nie zarzut w kierunku pana Andrzeja, to raczej pochwała dla jego młodego rywala. Dwa lata temu widziałem debiut 17-letniego wtedy Pamuły w II lidze w Tempcold AZS Politechnika Warszawska. I praktycznie nie widać różnicy w jego postawie wtedy i teraz, a przeciwnik z zupełnie innej bajki. Wtedy młodzież z OSSM PZKosz Warszawa, teraz Anwil.

A wczoraj warszawianie nie mogli wygrać z kilku powodów. Brakowało w ich składzie dwóch istotnych zawodników - najlepszego strzelca tej drużyny w I lidze Dardana Berishy, a także silnego skrzydłowego Patryka Pełki. Ale nawet z nimi problem gospodarzy byłby inny: brak masy. Młodzi podkoszowi Polonii 2011 mogą się starać, ale tej drużynie przydałoby się jedno wzmocnienie w postaci solidnego zagranicznego (bo nie przychodzi mi na myśl żaden dostępny Polak) środkowego, który zapewniłby jej 8-10 zbiórek w każdym meczu. Może działacze po kiku meczach pomyślą o takim ruchu? Marcin Kolowca momentami świetnie radził sobie w defensywie z Alexem Dunnem, a Leszek Karwowski wykorzystywał swoje doświadczenie, ale statystyka jest bezlitosna. Anwil wygrał walkę na tablicach 40:24.

czwartek, 8 października 2009

PLK 2009/2010: kogo oglądać i typy

Rusza. Nasza ukochana Polska Liga Koszykówki. O EuroBaskecie już większa część kraju zdążyła zapomnieć i to chyba dobrze, bo poziom ekstraklasy nie napawa optymizmem. Już teraz widać, że będzie niższy w poprzednim sezonie...

Zastanawiałem się, co może zachęcić do przychodzenia na mecze. Na pewno występy Polaków - tych najlepszych i tych utalentowanych dopiero debiutujących w PLK. Debiutujących, bo ktoś im ufa, a nie przepisy każą. O kim mówię - wystarczy spojrzeć na listę, którą przygotował Łukasz Cegliński : Iwo Kitzinger, Andrzej Pluta, Krzysztof Szubarga, Adam Wójcik (i jak dla mnie Wojtek Szawarski), a z drugiej strony Tomasz Śnieg, Piotr Pamuła, Damian Kulig, Adam Waczyński, Paweł Malesa (dwaj ostatni to nie debiutanci, ale gracze, na których postępy należy liczyć).

Skoro Łukasz dał listę 10 Polaków do oglądania, ja postanowiłem odpowiedzieć listą obcokrajowców. Wśród ligowego przeciętniactwa znajdzie się 10 postaci, na którego warto zwrócić uwagę. Oto oni:

Michael Ansley (USA, środkowy, Polonia Warszawa)

O Ansleyu napisano już chyba wszystko przez kilka lat jego pobytu w Polsce. Ma już 42 lata i jest ciągle w świetnej formie. Na dodatek Big Mike jest showmanem, a kibice go uwielbiają. Może zachęcić parę dodatkowych osób do oglądania meczów Polonii.

Willie Deane (USA, rzucający obrońca, Turów Zgorzelec)

W ubiegłym sezonie grał w Żalgirisie Kowno przez jakiś czas i tak naprawdę to zawodnik na wysokim, europejskim poziomie, który powinien nadal występować w Eurolidze. Wybrał Turów grający w Pucharze Europy i tylko powinniśmy się z tego cieszyć. Będzie gwiazdą tej ligi.

Brandun Hughes (USA, rozgrywający, Polonia Warszawa)
Grał już w ośmiu klubach PLK, jest u nas od 2002 roku i nie sposób go nie lubić. Jego styl bycia, trash talkin' wzbudza sympatię do "Bronka". Na dodatek Hughes będzie mógł pełnić w Polonii rolę pierwszej opcji ofensywnej, w czym sprawdza się najlepiej. Dostanie wolną rękę i będzie mógł pokazać kilka swoich ulubionych zagrań. Fajnie się to ogląda.

Jan Hendrik Jagla (Niemcy, silny skrzydłowy, Asseco Prokom Gdynia)

Nie widzieliśmy na EuroBaskecie Dirka Nowitzkiego na żywo, ale teraz będziemy mogli oglądać w akcji jego "podróbkę". Jaglę z najlepszym niemieckim koszykarzem łączy wzrost i mobilność. 213 cm i skłonności do rzutów z dalszej odległości i gry jako niski skrzydłowy. Takiego gracza jeszcze u nas nie było.

Nikola Jovanović (Serbia, silny skrzydłowy, Anwil Włocławek)

Niedoceniany w poprzednim sezonie chudy jak patyk Serb w ataku potrafi zrobić wszystko. Trafia z każdej pozycji, czasami wręcz seryjnie z dystansu. Co najważniejsze ma oczy dookoła głowy i świetnie podaje. A na współpracujących ze sobą podkoszowych przyjemnie się patrzy. Oby Alex Dunn szybko znalazł z nim wspólny język.

Gintaras Kadziulis (Litwa, rzucający obrońca, Trefl Sopot)

Brakowało go przez ostatni sezon w polskiej lidze, ale teraz wraca do PLK. Litwin z charakterystycznym rzutem z przetrzymaniem w powietrzu jest zadziorny i waleczny, kibice takich zawodników uwielbiają, nawet jeśli są w słabszej formie. A po udanym roku w ojczyźnie powinien być w dobrej.

David Logan (USA/Polska, rzucający obrońca, Asseco Prokom Gdynia)

Ma już polski paszport, ale to tylko dokument, bo jest Amerykaninem. Mimo, że Qyntel Woods usunął go w cień, a EuroBasket pokazał, że do europejskiej czołówki sporo brakuje, to ciągle zawodnik o olbrzymich umiejętnościach. Na naszą ligę wystarczających. Jego penetracji i rzutów sytuacyjnych w PLK chyba nikt nie utrzyma powstrzymać.

Mujo Tuljković (Bośnia, niski skrzydłowy, Anwil Włocławek)

Już wydawało się, że wyląduje w lidze tureckiej, ale ostatecznie tuż przed rozpoczęciem sezonu trafił do Anwilu. Uniwersalny skrzydłowy, który imponuje szybkością przy swoim wzroście. Jest taką trochę namiastką Michała Ignerskiego dla polskich kibiców.

Qyntel Woods (USA, niski skrzydłowy, Asseco Prokom Gdynia)

Najlepszy koszykarz poprzedniego sezonu, niedościgniony dla wszystkich obrońców na jego pozycji w naszej ekstraklasie. Wiosną pokazał wielką klasę, teraz chcemy, by to powtarzał co tydzień, bo na tle reszty zawodników wygląda jak Michael Jordan. Jego dominację chce się oglądać!

Michael Wright (USA, silny skrzydłowy, Turów Zgorzelec)

Wraca do Polski po siedmiu latach. W Śląsku Wrocław był podkoszowym dominatorem, chociaż czasami kazali mu grać jako środkowemu. Jeśli problemy zdrowotne z poprzedniego sezonu mu nie przeszkodzą, to w Zgorzelcu będą z niego zadowoleni.

Tylko dwa nazwiska z tej listy to nowe twarze w PLK. Cóż, po pierwsze nie ma u nas wielu spektakularnych transferów, a po drugie po wymienionych przynajmniej wiemy czego się spodziewać. Może za rok będziemy cieszyć się z oglądania ponownie Urosa Duvnjaka, Keddrica Maysa czy Justina Graya?

A na koniec mój subiektywny ranking przedsezonowy i dlaczego warto ich oglądać:

1. Asseco Prokom Gdynia (bo mają Qyntela Woodsa)

2. PGE Turów Zgorzelec (bo mają grupę Polaków z najwyższej krajowej półki)

3. PBG Basket Poznań (bo Adam Waczyński będzie coraz lepszy)

4. Trefl Sopot (bo wo Kitzinger ma tu wrócić do formy)

5. Anwil Włocławek (bo Andrzej Pluta ciągle trafia)

6. AZS Koszalin (bo Michael Kuebler to "zabójca" jakich mało)

7. Energa Czarni Słupsk (bo Chris Daniels to maszyna do zbiórek)

8. Sportino Inowrocław (bo drużyny trenera Mariusza Karola zawsze zaskakują)

9. Polpharma Starogard Gdański (bo debiutuje Damian Kulig)

10. Polonia 2011 Warszawa (bo prawie cały skład to młodzież)

11. Polonia Warszawa (bo jest para Brandun Hughes, Michael Ansley)

12. Kotwica Kołobrzeg (bo grupa kołobrzeskich juniorów dostanie szansę)

13. Znicz Jarosław (bo Dariusz Szczubiał stawia na młodego centra Dariusza Wykę)

14. Stal Stalowa Wola (bo debiutuje Michał Wołoszyn)

sobota, 26 września 2009

Szmyd na MŚ, czyli powrót do normalności?

Sylwester Szmyd wystartuje w niedzielę jako lider polskiej kadry w wyścigu ze startu wspólnego podczas mistrzostw świata w Mendrisio. Szmyd w kadrze = ocieplenie stosunków na linii Szmyd - PZKol.?

Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawiam się od dobrych kilku dni, gdy już opadły eurobasketowe koszykarskie emocje. Z powodu największej sportowej imprezy w historii Polski przemknęła mi koło nosa Vuelta a Espana i nawet przez chwilę zapomniałem, że ten blog to "Piłka i dwa kółka", a nie tylko piłka. Z codziennych opisów i wyników wiem jednak, co się działo w Hiszpanii, Szmyd jechał dobrze i o jego formę nie musimy się obawiać. Tylko na co ta jego optymalna dyspozycja pozwoli? Wyścig jednodniowy po pętlach z dwoma trudnymi, krótkimi podjazdami to nie jest jego specjalność. Ci, którzy w to wątpili mogli się przekonać o tym ostatecznie podczas sierpniowego Tour de Pologne, na którym etapy dookoła Krynicy i Zakopanego troszkę przypominały trasę z Mendrisio. Ale mistrzostwa świata są taką imprezą, na której decyduje dyspozycja dnia, łut szczęścia, dobra decyzja o zabraniu się do kluczowej ucieczki, atak w idealnym momencie itd. Miejmy nadzieję, że Sylwkowi szczęście dopisze, chociaż nie oszukujmy się - nawet miejsce w czołowej dziesiątce będzie świetnym wynikiem.

A wracając do wcześniejszego pytania. W ubiegłym roku Szmyd nie znalazł się w składzie na igrzyska olimpijskie w Pekinie, bo nie pojawił się na mistrzostwach Polski. Między nim a selekcjonerem Piotrem Wadeckim wyniknął z tego powodu konflikt (zdaniem Wadeckiego wykreowany przez media). W tym roku ogłaszając kadrę na MŚ Wadecki niespodziewanie umieścił w niej Szmyda stawiając go niejako przed faktem dokonanym. Szmyd nie mógł odmówić, bo w oczach opinii publicznej wyszedłby na tego, który nie chce. I nie odmówił. Przyjechał na MŚ. Czy to oznacza, że sytuacja jest już w 100 procentach jasna? Na pytanie czy dogadują się z Wadeckim Szmyd ze śmiechem odpowiedział: Za dużo ze sobą nie rozmawiamy.

Z drugiej strony Wadecki mówi: Mogę zapewnić, że podporządkowuję taktykę w 100 procentach jemu i zrobię wszystko, by pomóc mu w osiągnięciu sukcesu na tych mistrzostwach. Wspomina na dodatek coś o medalu, który jest szczerze mówiąc niezbyt realny. Chcę się mylić, ale to trochę wygląda tak jakby Wadecki chciał umyć ręce. Powołał Szmyda, postawił na niego, a gdy ten nie stanie na podium, to będzie mógł powiedzieć: i po co te przepychanki, skoro on nie nadaje się na takie imprezy?

poniedziałek, 21 września 2009

EuroBasket: Co dał Polsce i koszykówce?

Co EuroBasket da polskiej ligowej koszykówce? Moje odczucie jest takie, że mogą być negatywne skutki. Ale przynajmniej nasz kraj dostał dobrą reklamę.

Nie sądzę, by mistrzostwa przyciągnęły do naszej dyscypliny wielu nowych kibiców. Nie było sukcesu Polaków, więc nie można na to liczyć. Po prostu jesteśmy takim narodem, który interesuje się tym, w czym akurat biało-czerwoni sportowcy osiągają sukcesy. Przykładów jest mnóstwo: kiedyś chód (czy ktoś w Polsce zna innego chodziarza niż Robert Korzeniowski?), ciągle skoki narciarskie, żużel i siatkówka. Te dyscypliny, które na świecie nie obchodzą bardzo małą grupę ludzi i są uprawiane w niewielkiej ilości państw. Jeśli nie wierzycie, to przeczytajcie np. o pustkach na mistrzostwach Europy siatkarzy i zastanówcie się dlaczego światowa federacja tak promuje Polskę w tej dziedzienie. Bo wie, że nad Wisłą może liczyć na zainteresowanie. I wcale nie jest tak, że w każdym kraju kibice sportowi podążają za sukcesem. Na Litwie nawet teraz po tak kiepskim EuroBaskecie nikt nie przerzuci się nagle na np. piłkę nożną, bo tam drużyna litewska ma jakieś szanse na awans do mistrzostw świata. W Słowenii niewiele osób przejęło się wygraną tamtejszych futbolistów z Polską, za to na EuroBasket przyjechało ich mnóstwo. Wymieniam miejsca, w których koszykówka rządzi, ale można też spojrzeć na Wielką Brytanię. Tam piłka nożna jest numerem 1, więc nawet awans koszykarzy na mistrzostwa kontynentu nic nie zmienił. A w Polsce? Założę się, że gdyby Marcin Gortat i spółka zdobyli medal, a siatkarze odpadli w pierwszej rundzie, to ludzie zaczęliby szaleć na punkcie basketu. I oczywiście nie miałbym nic przeciwko temu :-)

Dlaczego skutki EuroBasketu mogą być negatywne dla ligi? Kibice, którzy koszykówkę lubią, popatrzyli sobie z bliska na największe światowe gwiazdy i nie wiem jak zachęcić ich teraz do oglądania pojedynków bohaterów polskich parkietów w postaci Ersana Mikołajko, Bostjana Szczotki, Milenko Żytko czy Rudy’ego Frasunkiewicza wzmocnionych trzeciorzędnymi obcokrajowcami. Nie ten poziom rywalizacji, nie ta atmosfera na meczach, nie te cheerleaderki, a zamiast Spodka czy Atlas Areny hala OSiR Koło w Warszawie, Stulecia w Sopocie czy MOSiR Jarosław. Dla mnie osobiście najbliższy sezon PLK zapowiada się średnio i w tym momencie – być może jeszcze pod wrażeniem EuroBasketu – nie bardzo wiem, co mogłoby mnie w najbliższych miesiącach „podjarać”.

Ale są oczywiście też pozytywy tego turnieju. Mnóstwo kibiców i dziennikarzy z zagranicy odwiedziło nasz kraj i mimo wszystko wywiozą stąd dobre wrażenia. Widziałem osobiście setki Litwinów bawiących się we Wrocławiu i Łodzi, a potem Słoweńców i Hiszpanów w Katowicach skandujących „Polska biało-czerwoni” i „Katowice!”. Z wieloma rozmawiałem i praktycznie wszyscy pozytywnie wypowiadali się na temat Polski. Zapamiętają nasz kraj jako gościnny i tani. Ceny pamiątek, jedzenia czy piwa dla nas były wysokie, ale przeliczając je ze złotówek na euro i porównując do podobnych artykułów w innych krajach wychodzi nam, że u nas płaci się sporo mniej. Pamiątkowa koszulka za 18 euro? Na poprzednich mistrzostwach były ponoć za 40! Nie wiem, nie byłem, ale na Final Four Euroligi w Berlinie kupiłem za 25 euro. A z cenami noclegów, jedzenia czy alkoholu jest jeszcze lepiej.

Goście z całej Europy zabiorą do siebie dobre wspomnienia (może za wyjątkiem Słoweńca, który został pobity przez ochroniarza w katowickiej dyskotece), a niektórzy nawet poznali trochę polskiego języka. Sam słyszałem jak Słoweniec tłumaczył Hiszpanowi (cytuję): „Daj mi d... means I want you”.

Na koniec o tym, co mnie z perspektywy czasu zawiodło. Mam na myśli Wrocław pod względem promocji turnieju. W Katowicach było widać, jak niewiele trzeba, by pokazać, że miasto przez kilka dni żyje koszykówką. Plakaty w centrum miasta (i to nie tylko te oficjalne, ale np. Katowice welcomes basketball fans), boisko do kosza na rynku, specjalne oferty czy wystrój barów, restauracji, klubów nocnych. Dzięki temu nawet przypadkowy gość Katowic mógł się dowiedzieć, że coś ważnego się dzieje. Coś bardzo ważnego, bo w końcu to jedna z największych imprez sportowych na świecie. Dla Katowic plus, chociaż i tak uważam, że Spodek nie bardzo nadawał się na rozgrywanie rundy finałowej. Ale władze miasta zapłaciły sporo pieniędzy i skorzystały. W Poznaniu narzekają, że u nich promocja leżała, a PZKosz nie chciał im pomóc. Wcale nie trzeba było związku o to prosić, bo szczerze mówiąc nie sądzę, by wszystkie katowickie pomysły były z koszykarską centralą konsultowane.

EuroBasket: To już koniec

EuroBasket już za nami. Hiszpanie zdecydowanie najlepsza, a przeobrażenie jakie wykonali późniejsi mistrzowie Europy w trakcie tej imprezy od meczu z Serbią na inaugurację do meczu z Serbią w finale robi wrazenie.

Prawie dwa tygodnie temu w Warszawie Hiszpanie mieli sporo problemów zdrowotnych i z tego powodu nie grali, tak jak mozna się tego było spodziewać. Rudy Fernandez nie grał, Jorge Garbajosa grał mało, Pau Gasol miał kłopoty z kontuzjowanym palcem i nie bardzo umiał rzucać. Teraz podopieczni Sergio Scariolo prezentowali koszykówkę szybką, prostą i skuteczną. Ich akcje nie były skomplikowane taktycznie. Jedna czy dwie zasłony dla strzelca w postaci Fernandeza lub Juana Carlosa Navarro albo dogranie do Paua i jego próba gry 1 na 1. Tak wyglądały w większości akcje Hiszpanów. Oczywiście wtedy, gdy nie kończyli ich kontratakiem.

Ktoś może powiedzieć - tyle było narzekań na taktykę Polaków, że jak nie biegamy, to nie mamy innych rozwiązań, a Hiszpania też tak robi. Tyle tylko, że oni pokazują, iż nie potrzeba jakichś wydumanych pomysłów, jeśli ma się umiejętności na najwyższym poziomie. Naszym tych umiejętności brakuje.

I na koniec - mozna Paua Gasola nie lubić i twierdzić, ze to płaczka. Ja osobiście nie jestem jego wielkim fanem. Ale okazywać emocje umie jak niewielu koszykarzy. W niedzielę był chyba najszczęśliwszym człowiekiem na całym kontynencie. Mistrz NBA, mistrz Europy, MVP EuroBasketu. Brawo.

sobota, 19 września 2009

EuroBasket: Kto nie skacze, nie Słoweniec

Piątkowe ćwierćfinały EuroBasketu były zdecydowanie lepsze od czwartkowych. Nie z powodu zwycięzców tylko ze względu na atmosferę i emocje.

W czwartek Hiszpania dość łatwo pokonała Francję, a Serbia Rosję. I nie tylko było mało ciekawie, ale też niezbyt głośno na trybunach. Liczba kibiców tych czterech zespołów jest w sumie mniejsza niż przybyszów ze Słowenii oraz Grecji. O Litwinach nie wspominam, bo już odpadli.

I właśnie głównie fanami i dopingiem piątek "wygrał'" z czwartkiem. Słoweńscy i greccy kibice zdominowali swoich chorwackich i tureckich oponentów i być może to był jeden z elementów decydujących o końcowym zwycięstwie. Niby na tym poziomie rozgrywek publika nie odgrywa wielkiego znaczenia, ale przy tak wyrównanym spotkaniu jeden czy dwa błędy spowodowane przez hałas ze strony fanatyków rywala mogą mieć znaczenie. "Kto nie skacze nie Słoweniec" do tej brzmi w moich uszach i podobnie byłoby z greckimi przyśpiewkami, gdyby ich język był dla nas bardziej zrozumiały.

Szkoda, że Polacy i ich kibice nie mieli okazji "sprawdzić się" w meczu na styku...

A patrząc na sportową stronę tych spotkań - wielka klasa Erazema Lorbeka. Duża klasa Vassilisa Spanoulisa (byłaby wielka, gdyby nie trzy głupie straty w końcówce) i wielkie zmęczenie tym rokiem Hedo Turkoglu. Facet gra 25% tego co w finałach NBA, a gdy już wzniósł się na wyżyny swoich obecnych możliwości, to spartolił akcję w kluczowym momencie.

środa, 16 września 2009

EuroBasket: Smutna prawda o Polsce

Czy to początek lepszych czasów czy smutna prawda o polskiej koszykówki? Takie pytanie należy sobie postawić po dzisiejszej porażce z Hiszpanią na koniec EuroBasketu.

Wynik 68:90 z mistrzem świata to żadna tragedia, bo ten rywal jest od nas dwie klasy lepszy. Zajęliśmy w całej imprezie 9. miejsce ex aequo z Macedonią. Zagraliśmy po raz pierwszy od dłuższego czasu w pełnym składzie, a przynajmniej ze wszystkimi naszymi zawodnikami na europejskim poziomie (Marcin Gortat, Maciej Lampe, Michał Ignerski), a nawet dokooptowaliśmy do tego grona Davida Logana. Mieliśmy turniej u siebie i wszystko podporządkowaliśmy tej imprezie. Mimo to nie udało nam się awansować do ćwierćfinału, o czym marzyliśmy i wywalczyć kwalifikacji do przyszłorocznych mistrzostw świata. Słyszę opinie, że ta drużyna może grać tylko lepiej, jeśli nadal będzie spotykała się w tym składzie. Lampe, Gortat, Logan, Ignerski, Łukasz Koszarek będą lepiej się rozumieli i osiągną lepsze wyniki.

Nie odbieram naszym szansy na progres i chcę w to wierzyć. Ale bardziej obawiam się tego, że w eliminacjach kolejnego EuroBaskecie na Litwie znowu kogoś zabraknie i (odpukać!) skończymy jak Portugalia, który była dziewiąta w 2007 roku, a teraz ogląda mistrzostwa w telewizji. Rzecz jasna potencjał koszykówki polskiej i portugalskiej trochę się różni, ale bardzo łatwo jest wypaść z obiegu na dłuższy czas. Gdybyśmy dostali sie do czołowej siódemki, to mielibyśmy pewnie mistrzostwa świata 2010 i mistrzostwa Europy 2011. Teraz o pierwszych trzeba zapomnieć (dzika karta jest nierealna), o drugie walczyć.

Wracając do początkowego pytanie - osobiście bardziej skłaniam się przy stwierdzeniu, że ten wynik obrazuje stan polskiej koszykówki. Jesteśmy europejskim średniakiem, który nawet w bardzo sprzyjających warunkach na własnym parkiecie i wobec sporych osłabień większości rywali nie umie przeskoczyć pewnego poziomu. W ćwierćfinale nie ma zespołów przypadkowych. Wszystkie są bezsprzecznie od nas lepsze. Teoretycznie można dyskutować na temat Rosji, ale pamiętajmy, że u nich nie ma trzech najlepszych koszykarzy (JR Holden, Andrej Kirilenko, Wiktor Chriapa) i zastanówmy się, jak wyglądalibyśmy bez Logana, Lampego i Gortata. Trener Muli Katzurin po meczu z Hiszpanią jednoznacznie dał do zrozumienia, że nic więcej się nie dało osiągnąć. I ma rację. Każda wygrana więcej byłaby niespodzianką biorąc pod uwagę potencjały nasze, Słowenii, Serbii, Turcji, Hiszpanii. Cieszmy się, że Litwa przyjechała w tak kiepskim składzie i formie...

wtorek, 15 września 2009

EuroBasket: Gortat zaprzecza sam sobie

Wczoraj dopiero usłyszałem, co środkowy naszej reprezentacji Marcin Gortat stwierdził po sobotnim przegranym 72:77 meczu z Serbią. Piszę o tej sprawie dzisiaj, bo musiałem przesłuchać nagranie i upewnić się na 100%.

Zespół Serbii miał nie rzucać za trzy, a tu już w pierwszej połowie trafia sześć takich rzutów. Nie wiem, czy ktoś nas w błąd nie wprowadza z tymi raportami, ale dojdę do tego w najbliższym czasie - powiedział dziennikarzom Gortat.

Czy nasz sztab szkoleniowy nie umie prowadzić scoutingu? - zapyta większość postronnych obserwatorów. A ja się pytam - Marcinie czy masz słabą pamięć?

W piątek przed spotkaniem z Serbią razem z Maćkiem Kwiatkowskim z Wirtualnej Polski rozmawialiśmy z Marcinem o najsilniejszych stronach naszych rywali (treść była w PS, a w necie jest tutaj na WP). Gortat zauważył m.in.: Trzeba zatrzymać zawodników obwodowych, którzy rzucają za trzy jak nakręceni.

Może nasz mistrz kontaktów z mediami chciał kontynuować swoje przedstawienie i dać pożywkę dziennikarzom i trochę się zagalopował? Inaczej tego wytłumaczyć nie potrafię.

poniedziałek, 14 września 2009

EuroBasket: Ciągle krok za Słoweńcami

To trzecie kolejne zmagania o mistrzostwo Europy (dwa turnieje i jedne eliminacje), w trakcie których nie potrafimy sobie poradzić ze Słowenią. Niby jest to zespół nie z grona tych najlepszych na naszym kontynencie, nie zdobywa medali na największych imprezach, ale dla nas ciągle jest za silny. Pierwszy europejski szereg to Hiszpania, Francja, Grecja, Litwa (chociaż nie w tym roku). Słoweńcom do tego grona trochę zawsze brakowało. A nam brakuje do nich...

W 2004 roku w eliminacjach we Wrocławiu zespół prowadzony przez Andrzeja Kowalczyka uległ Słowenii 71:80. U nas występowali z obecnego składu Krzysztof Roszyk, Michał Ignerski, Marcin Gortat, Maciej Lampe. W zespole rywali Jaka Laković, Bostjan Nachbar, Primoz Brezec, a także Beno Udrih, którego z tegorocznego EuroBasketu wyeliminowała w ostatniej chwili kontuzja.

W 2007 roku na mistrzostwach w Hiszpanii drużyna trenera Andreja Urlepa przegrala ze Słowenią 52:70. W polskiej ekipie z uczestników imprezy tegorocznej byli Robert Witka, Robert Skibniewski, Adam Wójcik, Szymon Szewczyk, Łukasz Koszarek. W słoweńskiej - Laković, Goran Dragić, Uros Slokar, Jaka Klobucar, Goran Jagodnik, Domen Lorbek i Erazem Lorbek.

Teraz przegraliśmy 60:76 w meczu, który jako żywo przypominał ten sprzed dwóch lat. Twardy początek, a potem niemoc strzelecka. Niby nasz zespół jest zdecydowanie silniejszy od poprzednich dwóch, a Słoweńcy poważnie osłabieni (Rasho Nesterović, Beno Udrih, Matjaz Smodis, Sasza Vujacić), ale nadal są krok lub dwa przed nami. Dlaczego? Pomijając już wszystkie kwestie szkolenia w obydwu krajach - sprawa jest prosta: skład Słowenii (i większości ekip) ewoluuje powoli z roku na rok. Nasz obecny został zebrany niemalże z łapanki - Maciej Lampe z Marcinem Gortatem nie grali razem od kilku lat, David Logan większość zawodników zna od niedawna i tak można wymieniać dalej. Czego nam potrzeba? Niby cierpliwości. Tyle tylko, że taki turniej jak obecny powinniśmy rozegrać w 2007 roku budując i sprawdzając zespół na 2009 na EuroBasket w Polsce. A nie w 2009 w Polsce sprawdzać zespół na 2011 rok na Litwę...

sobota, 12 września 2009

EuroBasket: Dziwne tłumaczenie Katzurina

Polacy przegrali z Serbią 72:77 i mają nóż na gardle przed meczem ze Słowenią. To spotkanie pokazało jednak ważną rzecz - nasi rezerwowi wcale nie są tak źli, by z nich nie korzystać. Co na to trener Muli Katzurin? Tłumaczy się ciekawie...

W trzeciej kwarcie było 66:50 dla rywali, a na parkiecie pojawili się Łukasz Koszarek, Michał Chyliński, Krzysztof Roszyk, Szymon Szewczyk wzmocnieni Marcinem Gortatem. Koszarek i Szewczyk poderwali drużynę w ataku, Roszyk i Chyliński świetnie bronili przeciwko obwodowym koszykarzom Serbii. A nawet jeśli nie świetnie, to o wiele lepiej niż David Logan i Michał Ignerski, którzy mieli problemy także z powodu różnicy w centymetrach. Logan (184 cm) był za niski, a Ignerski (207 cm) za wysoki. Chyliński (195 cm) i Roszyk (200 cm) lepiej pasowali do Urosa Tripkovicia (195 cm), Milenko Tepicia (198 cm), Stefana Markovicia (191 cm) czy Milosa Teodosicia (195 cm). Biało-czerwoni zniwelowali straty do dwóch punktów, ale więcej nie dali rady zdziałać. Zmiennicy się zmęczyli, a Ignerski, Logan i Maciej Lampe wrócili na boisko dopiero w ostatniej minucie.

Spytałem trenera, czy ten mecz nie pokazał czasem, że możemy grać używając dziewięciu zawodników, a nie sześciu czy siedmiu i czy tak będzie w kolejnych spotkaniach. Odpowiedział brzmiała następująco: To nie pierwszy raz, gdy rezerwowi odrabiają taką dużą stratę. Tak było np. w towarzyskim meczu z Chorwacją w Bambergu. Mamy dobrych rezerwowych, ale wszystko zależy od sytuacji w danym spotkaniu. Jeśli podstawowa piątka gra dobrze, to nie ma potrzeby jej zmieniać.

Dla mnie to tłumaczenie "trochę" dziwne. Wynika z niego, że jeśli drużynie idzie, prowadzi i gra dobrze, to pierwsza piątka powinna przebywać na parkiecie 40 minut. Może trochę przejaskrawiam, ale tak można to rozumieć. Katzurin nie bierze w ogóle pod uwagę zmęczenia. Wygląda to tak, jakby chciał niczym w grze NBA Live wyłączyć w ustawieniach opcję "Fatigue", by zawodnik był ciągle w 100-procentowej dyspozycję.

A może ja czegoś tu nie rozumiem? W końcu nie jestem przecież trenerem :-)
P.S.
Polecam szósty odcinek serii Wokół EuroBasketu na sports.pl. Moim zdaniem najlepszy :)

czwartek, 10 września 2009

EuroBasket: Dla kogo jest catering?

Sporo kontrowersji wywołuje kwestia cateringu dla mediów podczas mistrzostw Europy. Ostatnio przeczytałem opinię, że skoro dziennikarze tak narzekają, to widać po co przychodzą na mecze - najeść się. A przecież nie o to w całej sprawie chodzi.

Można sobie żartować z tej sytuacji, ale to wcale nie jest zabawne. Przekąski i napoje to rzeczy, które powinny być przez organizatorów dostarczane w ilościach wystarczających dla wszystkich, którzy są tam obecni. I wcale nie chodzi tu o mnie i innych Polaków. My się z tego pośmiejemy i tyle. A podstawowym problemem jest zagraniczny dziennikarz. On przychodzi na halę, ogląda mecz, w przerwie chce coś przekąsić, bo po spotkaniu będzie musiał szybko biec do strefie mieszanej porozmawiać z zawodnikami, po czym napisać teksty lub zmontować nagrania. Potem drugie spotkanie i ten sam scenariusz. Jeśli w przerwie gość z Hiszpanii, Litwy czy Francji nie znajdzie żadnej przekąski, kawy czy chociażby wody, to jest głodny. Jeśli jest głodny, to jest wkurzony. Jeśli jest wkurzony, to pisze o tym wszystkim w swoich mediach. A wizerunek Polski i naszego EuroBasketu bardzo na tym cierpi odstraszając w jakiś sposób potencjalnych kolejnych gości z tych krajów. To bardzo prosty ciąg przyczynowo-skutkowy, a organizatorzy albo o nim zapomnieli albo nie mają na to fundusze. Tylko na co oni wydają pieniądze wpłacone przez poszczególne miasta? To pytanie stawiają sobie np. w Poznaniu.

Nie widziałem jak było w Gdańsku, Poznaniu czy Warszawie, ale słyszałem, że na podobnym poziomie jak we Wrocławiu. Kawa i herbata - w miarę ok. Zimne napoje - kiepsko. Przekąski - tragedia. Kanapek nie napotkałem ani razu, ale ktoś tam mówił, że się pojawiały. W środę rzucono na stół (niemal dosłownie) kilkanaście paczek paluszków. Coś na ciepło - raz na dłuższy czas przychodziły dwie panie, ustawiała się długa kolejka i można było dostać kilka klusek. Zresztą w okolicy miejsc dla kibiców, gdzie można zakupić jedzenie było jak na lekarstwo - budka z zapiekankami, stoisko KFC i jeden ogródek piwny. Wszystkie dość daleko od strefy mediów. Już to widzę jak jakiś Litwin biegnie po zapiekankę na drugą stronę hali i czeka tam w kolejce w przerwie spotkania Litwa - Polska.

Jak wygląda dobry catering? Byłem w Berlinie na Final Four Euroligi i mam bardzo pozytywne wrażenia odnośnie organizacji. Wszystko przygotowane świetnie. Jak tam to wyglądało w kwestii jedzenia? Praktycznie nie brakowało go na stołach, a Grecy potrafią być bardzo łapczywi i łakomi zjadając szynkę już z tacy niesionej przez kelnera :-) Chleb, a do tego wspomniana szynka, ser, dżem, nutella - do wyboru co kto lubi. Mnóstwo owoców - banany, jabłka, pomarańcze, a także placek i w porze obiadu (a raczej obiadokolacji) ciepła zupa. Lodówka cały czas pełna napojów, do zamówienia kawa i herbata. A na dodatek obok trybuny medialnej trzy stanowiska (dla kibiców także), w których sprzedawano hot-dogi, kawę, ciastka itd.

Wyobrażam sobie, jaką opinię miałbym o Eurolidze i Berlinie, gdybym musiał uczestniczyć w sprincie po wodę mineralną i stać w kilkunastometrowej kolejce po trzy kluski z plastikowym talerzykiem niczym pensjonariusz schroniska dla bezdomnych...

środa, 9 września 2009

EuroBasket: Dzień pochmurny

Po dwóch dniach słonecznych przyszedł jeden pochmurny. Polscy koszykarze wysoko przegrali z Turcją na zakończenie pierwszej rundy EuroBasketu. Co się stało? Rywale po prostu świetnie wiedzieli jak gramy i umieli wyeliminować nasze atuty.

Oczywiście w pewnym stopniu powodem niepowodzenia było też zmęczenie. W poprzednich dwóch spotkaniach podstawowa piątka spędzała na parkiecie bardzo dużo czasu - Marcin Gortat i Maciej Lampe blisko 40 minut. Może dlatego Gortat tak łatwo dawał się oszukiwać pod koszem Omerowi Asikowi, młodemu, utalentowanemu srodkowemu Fenerbahce Ulker Stambuł. Jego przynależność klubową od wczoraj znam na pamięć, bo spotkałem dwóch kibiców tej właśnie drużyny, którzy grzecznie, ale stanowczo wytłumaczyli mi, że Turcja wygra dzisiaj wysoko. Dobrze, że w ogóle chcieli rozmawiać, po tym jak kolega widząc tureckie barwy przywitał ich przyśpiewką dotyczącą Galatasaray. A jak wiemy oba stambulskie zespoły lubią się tak bardzo jak Śląsk Wrocław i Anwil Włocławek. Przy okazji warto dodać, że więcej przedstawicieli Turcji nie dało się zauważyć w przeciwieństwie do Litwinów, których były dziesiątki. I wszyscy przyznawali, że ich trener Ramunas Butautas do niczego się nie nadaje.

Wracając do tematu - wspomniany Asik zaskoczył tak świetną grą przeciwko Gortatowi, ale jego wcześniejsze poczynania w sparingach już były dobrym proroctwem przed EuroBasketem. Można było się spodziewać, że ten turniej będzie dla niego udany. O ile w ataku robił z Gortatem co chciał, to w defensywie podkoszowi tureccy mieli z naszym środkowym duże problemy. Podpowiedzi przyjaciela Marcina z Orlando Magic, Hedo Turkoglu na niewiele się zdały. Zresztą tak samo wyglądała sytuacja w drugą stronę. Gortat i jego koledzy dobrze wiedzieli, czego się spodziewać po Turkoglu, a mimo tego Turek pozbawił nas złudzeń w czwartej kwarcie. Dużo krzywdy zrobił nam też Ersan Ilyasova - zupełnie tak jak przewidywałem to po meczu Polska - Izrael i problemach biało-czerwonych z bardzo podobnym do Ilyasovy Liorem Eliyahu. Czy w zespole Serbii, Słowenii, Hiszpanii jest ktos podobny do nich stylem gry? Hmm, na szczęście nie, no może Novica Velicković?

Największym naszym problemem była jednak nie obrona, a ofensywa. Turcy kompletnie ograniczyli grę Polaków z kontrataku. Nie pozwolili im robić tego, co przynosiło efekty w spotkaniach z Litwą i Bułgarią. Nasi w ten sposób zdobyli zaledwie 4 punkty. Nie mogąc szybko biegać do kontry, trzeba było szukać innych rozwiązań. "Najprostszym" była próba wykorzystania naszych podkoszowych. Tyle tylko, że rywale byli przygotowani na to, że Marcin Gortat i Maciej Lampe będą dostawać dużo piłek do gry 1 na 1. O ile Gortat jeszcze robił dużo dobrego w ataku przez całe spotkanie, to Lampe zdobył większość swoich punktów po przerwie. Także dlatego, że szybko popełnił dwa przewinienia i usiadł na ławce rezerwowych. Zawiodła nas też skuteczność z dystansu. Do 19 minuty trafiliśmy tylko 2 z 11 prób, a wtedy przewaga Turcji była już kilkunastopunktowa. W drugiej połowie w ważnych momentach nasi mylili się na obwodzie. To takie przypomnienie starej koszykarskiej prawdy, że "trójkami" meczów się nie wygrywa...
P.S.
Na koniec tradycyjnie zapraszam na kompletnie niepowazne Wokół EuroBasketu.

wtorek, 8 września 2009

EuroBasket: Czy ktoś wierzył w 2-0?

Chyba nie ma przyjemniejszej rzeczy niż zwycięstwo z drużyną reprezentującą kraj, w którym każdy żyje koszykówka, a ta dyscyplina jest bez wątpienia narodową. Nawet jeśli Litwini byli poważnie osłabieni, to i tak jest tam tylko świetnych graczy, że ich pokonanie jest niesamowitym sukcesem. Największym sukcesem od wielu lat.

Gdyby ktoś przed turniejem powiedział mi, że po dwóch dniach rywalizacji we wrocławskiej grupie Polska będzie miała bilans 2-0, a Litwa 0-2, to brałbym to w ciemno. Tym bardziej, że kilka dni temu Litwa ograła przecież w świetnym stylu Hiszpanię. Tyle tylko, że tamten mecz rozgrywała w roli gospodarza, a takim przecież ściany pomagają. My dobrze o tym wiemy, bo Hala Stulecia w stolicy Dolnego Śląska była bez wątpienia szóstym zawodnikiem biało-czerwonych. Po poniedziałkowych spotkaniach można było mieć wątpliwości, czy polscy kibice sobie poradzą z dopingiem mając naprzeciw siebie olbrzymią rzeszę przybyszów z Litwy. Poradzili sobie świetnie. Brawo.

Jest bardzo dobrze, ale mogłoby być jeszcze lepiej. Bo przecież rotacja naszej drużyny nadal jest wąska, a podstawowi zawodnicy przebywają na parkiecie po 40 minut. Maciej Lampe czy Marcin Gortat mają prawo czuć się zmęczeni. Ten pierwszy w trzeciej kwarcie prosił dzisiaj o zmianę, a środkowy Orlando Magic śmiał się, że przed kolejnym spotkaniem wypije kilka Red Bulli i wyjdzie na parkiet. On teoretycznie jest przyzwyczajony do dużej intensywności, bo w NBA grywa co dzień lub dwa. Ale przecież tam wychodzi na boisko na kilka, kilkanaście minut. Tu musi biegać przez całe spotkanie. Czy jego organizm sobie z tym poradzi? To może być duży problem trenera Muliego Katzurina, bo pierwsza piątka będzie bardzo wyeksploatowana, a rezerwowym będzie brakować ogrania. Z zespołów z naszej połówki drabinki tylko my mamy taką sytuację. Litwini, Hiszpanie, Słoweńcy, Serbowie, nawet Brytyjczycy często się zmieniają. Nawet kosztem tego, że gracze zastępujący podstawowych prezentują niższy poziom.

Jutro czeka nas konfrontacja z Turcją i patrząc teraz na grę tej drużyny można się przestraszyć. Bułgarię właśnie demoluje, a Ersan Ilyasova i Hedo Turkoglu robią, co chcą z piłką i rywalami. Z drugiej strony nikt tutaj nie zna Hedo tak dobrze jak Marcin Gortat, co udowodnił opowiadając kilkadziesiąt minut temu o wszystkich jego silnych i słabych stronach. Czy to wystarczy? Pokonanie Turków byłoby o tyle ważne, że do drugiej rundy weszlibyśmy z dwoma zwycięstwami i bylibyśmy niemal pewni miejsca w ćwierćfinale. Ufff.... Sam nie wierzyłem jeszcze niedawno, że będziemy teraz snuli takie rozważania.
P.S.
Tradycyjnie zapraszam na Wokół EuroBasketu na sports.pl

poniedziałek, 7 września 2009

EuroBasket: Plecy Szubargi pomogły Koszarkowi

Nie popadajmy w euforię - to najważniejszy wniosek po meczu Polski z Bułgarią na inaugurację EuroBasketu. Wygraliśmy, ale to nasz najsłabszy rywal w pierwszej rundzie. Co jeszcze jest istotne? Dobrze turniej rozpoczął Łukasz Koszarek, ale dopingu możemy uczyć się od Litwinów.

Cieszy zwycięstwo (90:78), ale jest jedna niepokojąca rzecz. Dekoncentracja. W czwartej kwarcie Polacy stracili 10 punktów z rzędu i Bułgarzy prawie nas dogonili. W meczu z Litwą bądź Turcją taka chwila słabości może skończyć się dla nas bardzo, bardzo źle. Na szczęście zarówno zawodnicy, jak i trener Muli Katzurin znakomicie zdają sobie z tego sprawę. Może problemem był brak sił? W końcu prawie cały mecz graliśmy pierwszą piątką, a zmiany izraelski szkoleniowiec robił rzadko. Przyznał potem, że za wszelką cenę chciał wygrać pierwsze spotkanie, a w kolejnych dniach będzie próbował rozszerzyć rotację. Musi to zrobić, bo dzisiaj przeciez ani na minutę na boisku nie pojawił się Adam Wójcik, a epizody zaliczyli Robert Witka oraz Szymon Szewczyk. Widać wyraźnie na kogo najbardziej liczy Katzurin - David Logan, Michał Ignerski, Marcin Gortat, Maciej Lampe.

A tym piątym z podstawowego składu był Łukasz Koszarek. Paradoksalnie może się okazać, że uraz pleców Krzysztofa Szubargi bardzo pomógł jego konkurentowi na pozycji rozgrywającego. "Koszar" chyba tylko przez niedyspozycję "Szubiego" dostał sporo minut i dzięki temu dobrze wszedł w turniej. 8 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst - robił wszystko, czego oczekujemy od niego. Nie potrzebujemy wielkich zdobyczy punktowych naszych playmakerów. Mają asystować kolegom, organizować grę, napędzać kontrataki. I to właśnie robił w poniedziałek Koszarek. Szczególnie ta ostatnia rzecz to duży pozytyw. W sparingach często można było mieć do niego pretensje, że wolno rozpoczyna akcje Polaków.

Przed spotkaniem z Bułgarią można było mieć obawy, jak spisze się nasza publiczność. Było głośno. Podczas hymnu było nawet poruszająco, bo cała hala wstała i podniosła do góry biało-czerwone szaliki. Ale w kwestii organizacji dopingu możemy uczyć się od Litwinów. Oni zajęli 1/3 hali podczas drugiego dzisiejszego spotkania i dzięki kilku bębnom dobrze skoordynowali swoje działania. Wśród Polaków brakowało takiej grupki dowodzących wspólnymi śpiewami. Cóż, nie jesteśmy przyzwyczajeni do kibicowania koszykarzom, skoro tak rzadko grają w naszym kraju. A Litwini jeżdzą za swoimi pupilami od dłuższego czasu, bo to ich sport narodowy i odnoszą w nim mnóstwo sukcesów. Można tylko mieć nadzieję, że u nas też to tak będzie wyglądało za kilka lat...
P.S.
Polecam przy okazji sports.pl i relacje szalejącego reporterta. Wokół EuroBasketu, nie do końca poważnie - odcinek 1.