Kilka dni temu pisałem w Przeglądzie Sportowym o upomnieniu z Ministerstwa Sportu i Turystyki dla Polskiego Związku Koszykówki. Sprawę badałem już od listopada, gdy zakończyła się kadencja zwiazku. Roman Ludwiczuk cały czas twierdził, że nadal władza jest w jego rękach.
Tymczasem dzisiaj ze zdumieniem przeczytał część tekstu Szczepana Radzkiego z Gazety Wyborczej
Co ciekawe, w listopadzie 2010 roku w wypowiedzi dla "Przeglądu Sportowego" Ludwiczuk konsekwentnie twierdził, że skoro nie było wyboru nowych władz PZKosz, nadal rządzą stare, a on jest prezesem. Podobnie mówił w minionym tygodniu w wywiadzie udzielonym "Gazecie". Wówczas Ludwiczuk powoływał się na posiadane opinie napisane przez wybitnych prawników.
- Nie pamiętam, czy "Przeglądowi Sportowemu" tak powiedziałem, czy nie - zaznacza Ludwiczuk. - Nie wiem, czy jest to wypowiedź autoryzowana, ale sądzę, że nie jest. Poza tym pochodzi z 19 listopada, a moja wiedza mogła nie być w tym momencie kompletna. Prawda jest taka, że od dnia 6 listopada, wyłączając sfinansowanie Pucharu Polski, nie podjąłem żadnych decyzji jako prezes PZKosz. Podpisane przeze mnie umowy były podpisywane przez Romana Ludwiczuka, szefa komitetu organizacyjnego EuroBasket 2011, a nie prezesa PZKosz - podkreśla.
Panie Romanie, autoryzował pan tamtą wypowiedż. Poniżej załączam screen e-maila.
piątek, 28 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz