wtorek, 10 listopada 2009

Jacy są Sixers 09/10?

Praktycznie każda osoba interesująca się koszykówką ma swoją ulubioną drużynę NBA. Można nie kibicować nikomu w polskiej lidze, ale na NBA nikt nie pozostaje obojętny. No dobra, przesadziłem, bo sam mam jednego kolegę, który wygibasy zza oceanu ma ogólnie w nosie i właściwie obchodzą go tam tylko Stojakovicie, Pavlovicie i inne -icie z Bałkanów. Uznajmy więc, że 99% kibiców koszykówki ma swój zespół NBA. Mój numer 1 to Philadelphia 76ers., co zresztą wielokrotnie wyrażałem na tym blogu.

Jak można się domyślać (albo i nie) zamiłowanie do 76ers wzięło się od Allena Iversona, ale nie oznacza to, że po jego odejściu porzuciłem Szóstki. W ostatnich play-offach byłem w trudnej sytuacji - z jednej strony moja ekipa, z drugiej Orlando Magic i Polak Marcin Gortat. Mam nadzieję, że już nie będzie takich dylematów :-)

Jacy są Sixers 2009/2010? Teoretycznie personalnie słabsi niż kilka miesięcy temu, bo przecież latem zespół opuścił jeden z liderów, podstawowy rozgrywający Andre Miller, a w jego miejsce nikogo nie pozyskano. Ale w Filadelfii jest grupach młodych rozwijających się z sezonu na sezon graczy, co rodzi nadzieję, że i w tym sezonie będzie play-off. O kim mówię? Przede wszystkim Louis Williams oraz Thaddeus Young, a wygląda na to, że także Marreese Speights i Jason Smith.

Dwaj pierwsi to gracze wyjściowej piątki wraz z Andre Iguodalą, Eltonem Brandem i Samuelem Dalembertem. Trochę się ona zmieniła. Williams, ubiegłoroczny rezerwowy zastąpił Millera, a wracający po kontuzji Brand rzucającego obrońcę Williego Greena - Iguodala z Youngiem przesunęli się z pozycji 3/4 na 2/3. Wspomniany Green i Williams to gracze, których warto porównać. Obaj zaczynali jeszcze w "czasach Iversona". Willie był wtedy kreowany na jego następcą, Lou przesiadywał na ławce rezerwowych i często w ogóle nie wychodził na parkiet. Po odejściu AI obydwaj zaczęli dostawać więcej minut i robić postępy. Green zatrzymał się w rozwoju dwa lata temu, Williams jest coraz lepszy. Z sezonu na sezon ma systematycznie więcej minut, punktów, zbiórek, asyst. Cztery lata temu było to odpowiedno 4.8, 1.9, 0.6, 0.3. Obecnie - 34.4, 15, 4.5 i 4.9. Young, uniwersalny leworęczny skrzydłowy miał świetne poprzednie rozgrywki grając dużo jako "czwórka". Wszystko przez to, że w styczniu zakończył się sezon dla Branda. Teraz Młody Tadeusz nie ma już takiej przewagi szybkości nad bezpośrednimi rywalami i może dlatego jego liczby są nieco mniej okazałe.

Jeśli już wspomniałem Branda, to szczerze przyznaję, że po kontuzji już go skreśliłem i nie bardzo wierzyłem, że wróci na parkiet w dobrej dyspozycji. Cóż, nie gra rewelacyjnie, do najlepszych lat mu brakuje sporo, jest trochę misiowaty, ale ma 10 pkt i 6 zbiórek na mecz. Wystarczy, by zasłużyć na starting five u boku Samuela Dalemberta, który jest klasycznym filadelfijskim środkowym, królem bloków - jak dawniej Dikembe Mutombo i Theo Ratliff.


Co z rezerwami? Znakomity sezon ma drugoroczniak Speights. Już jako debiutant zaskakiwał w pojedynczych meczach i pojedynczymi zagraniami, a teraz gra świetnie na codzień. Ostatniej nocy rzucił 20 punktów Phoenix Suns ogrywając w czwartej kwarcie raz za razem Amare Stoudemire'a. Średnio ma 14.4 punktu i 6.9 zbiórki. Speights radzi sobie mimo, że jego warunki fizyczne i styl gry oparty w dużej mierze na rzutach z półdystansu bardziej przypominają pozycję silnego skrzydłowego, a gra głównie jako środkowy. Rolę zmiennika na pozycji nr 4 pełni bowiem Jason Smith - biały, wysoki, dobrze rzucający z półdystansu i niezły obrońca. Na ławce jest jeszcze miejsce dla wspomnianego Greena, pozyskanego latem króla trójek Jasona Kapono, Rodneya Carneya i dwójki rozgrywających. Carney wrócił po rocznym pobycie w Minnesota Timberwolves, ale dostaje mało minut i mało zaufania od trenera (chociaż akurat przeciwko Suns był w decydujących momentach na boisku). A rezerwowi rozgrywający to największy problem 76ers. Royal Ivey to gracz, który przez 6 sezonów w NBA nie wybił się poza rolę mało istotnego zmiennika i tylko na taką zasługuje niestety. Jrue Holiday to debiutant, jedyny w tegorocznej ekipie z Pensylwanii i przed meczem z Suns powiedziałbym, że pewnie przesiedzi sezon na ławie. Ale niespodziewanie zagrał 15 minut i wypadł przyzwoicie. Zdobył 8 punktów, rozdał kilka asyst. Pokazał, że nie należy go skreślać. Zresztą przecież Lou Williams w pierwszym sezonie był właśnie trzecią, nieużywaną "jedynką".

Last but not least (a wręcz przeciwnie) - czyli Iguodala. W tym sezonie, gdy nie ma Millera jest zdecydowanie najważniejszą opcją w ofensywie 76ers i dowiemy się, czy jest w stanie być franchise playerem. Poprzednie play-offy przeciwko Magic miał bardzo dobre, teraz też nie zawodzi. W ostatnim sezonie zaliczył kilka buzzer-beaterów, teraz też pokazywał, że potrafi być skuteczny w kluczowych chwilach. Poprawił zdobycze punktowe do 20 (z 18.8) i zbiórki do 6.5 (z 5.7). Co ciekawe pogorszyła mu się statystyka asyst, która w jego przypadku jest dość istotna. AI2 (jak go nazywają) ma oczy dookoła głowy, grywa czasami jako point forward, świetnie radzi sobie z podwojeniami i coraz lepiej rzuca z dystansu oraz półdystansu (obecnie ma najlepsze procenty za 2 i za 3 w całej karierze), chociaż nadal wykorzystuje swoją szybkość połączoną z siłą do wbijania się w obronę rywali. A na dodatek jest szalenie efektowny. Jego monster wsady były dwa razy w Top 10 w tym sezonie. Z czym wam się to kojarzy? Mniej nakoksowana wersja LeBrona?:)

Na co stać Sixers? Przy osłabieniach play-offy będą sukcesem, tym bardziej, że kilka ekip na Wschodzie walczących o ósemkę (Pistons, Raptors, Wizards, Bucks) znacznie się wzmocniło. W przeciwieństwie do Szóstek. A może inni ich kibice uważają inaczej?

Brak komentarzy: