(Przed)ostatnia akcja
Jest taki skecz Monthy Pytona, w którym budynek opanowany przez podstarzałych księgowych zamienia się w statek piracki i rusza na burzliwe morza światowej finansjery, a trasę jego rejsu znaczą kolejne udane abordaże. Boston Celtics AD 2010/11, najweselszy dom spokojnej starości po tej stronie Rio Grande, też szykuje się do frontalnego ataku na „nową, odmłodzoną” NBA. Panie i panowie, szykujcie maski tlenowe i klej do protez, bo będzie się działo!
Tegoroczny debiutant Avery Bradley (rocznik 1990) nauczył się chodzić dzień po tym, jak Shaq złamał swoją pierwszą tablicę. Bradley nie widział meczu w którym Ray Allen rzucił swoje pierwsze 30 punktów w NBA, bo akurat wypadła mu jedynka i siedział u dentysty. Popisy duetu Pierce-Walker już oglądał, ale przez to nie odrobił zadania domowego z matmy. Jermaine’a O’Neala podziwiał gdy akurat był chory na świnkę, a plakat Kevina Garnetta miał nad łóżkiem.
Spokojnie… ta historia jest zmyślona, ale dzięki temu pasuje chyba do każdego młodego gracza w NBA. A tych z roku za rok jest coraz więcej, bo „odmładzanie” to ulubione zajęcie wszystkich… prawie wszystkich menedżerów NBA. Danny Ainge, jakby „na przekór glinom, na przekór tankom” poszedł w przeciwnym kierunku. Zamiast odmładzać, do i tak starej drużyny ściągnął kolejnych weteranów. Cel? Mistrzostwo. Czas? Jeśli nie teraz, to za rok – w lecie 2012 roku umowy kończą się wszystkim, poza Piercem i Rondo.
Czy taki układ ma szanse wypalić? Tak, bo…
Skład. Pierce, Garnett czy Allen to nie klasa Wade’a czy Bosha, ale z drużyn pretendujących do tytuły to właśnie C’s mają najlepszego rozgrywającego (Rondo) i najszerszą ławkę.
Trener. Eric Spoelstra? Stan van Gundy? Bez żartów. Doc Rivers przez trzy lata pracy w Bostonie udowodnił, że jest świetnym fachowcem i ustępuje chyba tylko Philowi Jacksonowi.
Atmosfera: Dodajcie do ulubionych Twittera Nate’a Robinsona i możecie spokojnie zrezygnować z Comedy Central.
W tej słodziutkiej beczce jest jednak spore wiaderko gorzkiego dziegciu. Prawdopodobieństwo tego, że jednemu ze Starszych Panów w pewnym momencie nie wytrzyma kolano/kostka/plecy/wątroba (niepotrzebnego nie skreślać!) jest pewne jak wąs Adama Małysza. Atmosfera też może ulecieć, a wtedy nawet najlepszy trener nie pomoże. Poza tym istnieje duża szansa, że po prostu inni będą lepsi. Chronos jest nieubłagany, to już nie lata 90, to NBA2k11, baby!
Jako kibic Celtics, który po 18 latach oglądania rzadkich wzlotów i częstych upadków doczekał się w końcu mistrzostwa (I’ve got my own jak wyryczał KG) nie mam presji na kolejny tytuł. Będzie? Super! Nie będzie? Też fajnie. Liczy się dobra koszykówka i dobra zabawa. A to akurat Boston Celtics AD 2010/11 gwarantują mi w stu procentach.
Piotr Szeleszczuk
Tegoroczny debiutant Avery Bradley (rocznik 1990) nauczył się chodzić dzień po tym, jak Shaq złamał swoją pierwszą tablicę. Bradley nie widział meczu w którym Ray Allen rzucił swoje pierwsze 30 punktów w NBA, bo akurat wypadła mu jedynka i siedział u dentysty. Popisy duetu Pierce-Walker już oglądał, ale przez to nie odrobił zadania domowego z matmy. Jermaine’a O’Neala podziwiał gdy akurat był chory na świnkę, a plakat Kevina Garnetta miał nad łóżkiem.
Spokojnie… ta historia jest zmyślona, ale dzięki temu pasuje chyba do każdego młodego gracza w NBA. A tych z roku za rok jest coraz więcej, bo „odmładzanie” to ulubione zajęcie wszystkich… prawie wszystkich menedżerów NBA. Danny Ainge, jakby „na przekór glinom, na przekór tankom” poszedł w przeciwnym kierunku. Zamiast odmładzać, do i tak starej drużyny ściągnął kolejnych weteranów. Cel? Mistrzostwo. Czas? Jeśli nie teraz, to za rok – w lecie 2012 roku umowy kończą się wszystkim, poza Piercem i Rondo.
Czy taki układ ma szanse wypalić? Tak, bo…
Skład. Pierce, Garnett czy Allen to nie klasa Wade’a czy Bosha, ale z drużyn pretendujących do tytuły to właśnie C’s mają najlepszego rozgrywającego (Rondo) i najszerszą ławkę.
Trener. Eric Spoelstra? Stan van Gundy? Bez żartów. Doc Rivers przez trzy lata pracy w Bostonie udowodnił, że jest świetnym fachowcem i ustępuje chyba tylko Philowi Jacksonowi.
Atmosfera: Dodajcie do ulubionych Twittera Nate’a Robinsona i możecie spokojnie zrezygnować z Comedy Central.
W tej słodziutkiej beczce jest jednak spore wiaderko gorzkiego dziegciu. Prawdopodobieństwo tego, że jednemu ze Starszych Panów w pewnym momencie nie wytrzyma kolano/kostka/plecy/wątroba (niepotrzebnego nie skreślać!) jest pewne jak wąs Adama Małysza. Atmosfera też może ulecieć, a wtedy nawet najlepszy trener nie pomoże. Poza tym istnieje duża szansa, że po prostu inni będą lepsi. Chronos jest nieubłagany, to już nie lata 90, to NBA2k11, baby!
Jako kibic Celtics, który po 18 latach oglądania rzadkich wzlotów i częstych upadków doczekał się w końcu mistrzostwa (I’ve got my own jak wyryczał KG) nie mam presji na kolejny tytuł. Będzie? Super! Nie będzie? Też fajnie. Liczy się dobra koszykówka i dobra zabawa. A to akurat Boston Celtics AD 2010/11 gwarantują mi w stu procentach.
Piotr Szeleszczuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz