sobota, 20 marca 2010

Brawo Marcin

Marcin Gortat przyzwyczaił nas, że im bliżej końca sezonu, tym lepsza jest jego dyspozycja. Dwa lata temu zaczynał rozgrywki na końcu ławki, by kilka miesięcy później zasłużyć na krótkie epizody. Rok temu grywał krótko na początku, a w play-off był już kluczowym podkoszowym zmiennikiem.

Teraz wydawało się, że Gortat jest w sytuacji bez wyjścia i "przezimuje" ten sezon. Zza pleców Dwighta Howarda przecież się nie wydostanie niezależnie od tego co się wydarzy. Ale Polak spisuje się w ostatnich spotkaniach tak, jakby go to zupełnie nie obchodziło. Zdarzyły mu się w tym miesiącu nawet dwa mecze, w których był lepszy od podstawowego środkowego Magików. Gra dużo (ponad 20 minut), dobrze, skutecznie, efektownie (dwa razy w Top 5 najlepszych akcji w marcu), świetnie w obronie, o czym przekonał się nawet Tim Duncan. Magic wygrywaja wysoko, a złośliwi sugerują, że dobre statystyki Gortata to zasługa dużej przewagi jego zespołu, która pozwala trenerowi Stanowi Van Gundy'emu na wypuszczenie "słabeuszy" na parkiet. A to nieprawda, bo Gortat bywa ostatnio jednym z tych, którym drużyna zawdzięcza okazałe prowadzenie.

Co to zmienia w jego roli? Nic. W pierwszej piątce nie zagra poza sytuacją, w której Howard przekroczy limit przewinień technicznych (brakuje jednego). Ale i tak - brawo Marcin.

Brak komentarzy: