sobota, 27 marca 2010

Armstrong - Contador 0:0

Criterium International nie należy do najbardziej prestizowych imprez kolarskich na świecie, ale w tym roku jest szczególne (i nie dlatego, ze zostało przeniesione na Korsykę). Po raz pierwszy w obecnym sezonie zmierzyli się ze sobą Lance Armstrong i Alberto Contador.

W 2009 stary i nowy mistrz jeździli razem w grupie Astana. Pamiętamy napięcie między nimi podczas Tour de France. Nikt nie potrafił wprost powiedzieć, czy Hiszpan i Amerykanin rywalizują ze sobą, czy pomagają. Potem Armstrong zdecydował się na stworzenie nowej ekipy - RadioShack. W najbliższej Wielkiej Pętli nie będzie wątpliwości. Armstrong i Contador staną przeciwko sobie, dojdzie do prawdziwej próby sił bez żadnych wymówek i wykrętów.

Tour de France dopiero za niecałe cztery miesiące, ale Lance i Alberto po raz pierwszy od wspólnej jazdy po francuskich szosach w lipcu 2009 stanęli na starcie już teraz. Criterium International składa się z trzech odcinków - sobotniego górzystego, niedzielnego porannego płaskiego i niedzielnej popołudniowej czasówki.











Górzysty odcinek kończył się stromym podjazdem i wydawało się, że przynajmniej jeden z wielkiej dwójki spróbuje swoich szans. Wśród faworytów był także mistrz świata Cadel Evans z BMC. Ale mimo prowadzenia Astany i RadioShacka przez długą część etapu Contador i Armstrong przyjechali daleko za czołówką. Wygrał po odważnej akcji Pierrick Fedrigo. Teksańczyk od początku wspinaczki nie wyglądal najlepiej i odpadł od czołówki 4 kilometry przed szczytem. Hiszpan też nie dał rady i finiszował poza pierwszą dziesiątką. To oczywiście nie jest szczyt formy obu panów, więc nie należy przywiązywać dużej wagi do wyników, ale szkoda, że nie mieliśmy prawdziwego starcia numer 1. Zobaczymy jak przejadą czasówkę.

piątek, 26 marca 2010

Czy to był "max" Prokomu?

Asseco Prokom Gdynia - Olympiacos Pireus 0-2 po dwóch spotkaniach ćwierćfinału Euroligi.
Pierwszy mecz przegrany minimalnie, drugi większą liczbą punktów, ale także nie był jednostronny. Czy Prokom zrobił wszystko, co mógł, by wygrać? Czy to był "max" mistrzów Polski? "Na szczęście" nie. Bo David Logan miał fatalną skuteczność (w sumie 5/21) w obydwu konfrontacjach, bo Jan-Hendrick Jagla grał krótko i także niezbyt przydatnie, bo Przemysława Zamojskiego prawie nie było na boisku...
Rezerwy w grze Prokomu nadal są, ale czy to wystarczy do wygrania przynajmniej jednego meczu na własnym parkiecie? Historia rywalizacji play-off w wielu krajach zna mnóstwo takich scenariuszy - pierwszy mecz na wyjeździe przegrany minimalnie, drugi zdecydowanie. Przed trzecim u siebie wydaje się, że teraz będą zwycięstwa. A kończy się honorową porażką. Oby tak nie było z Prokomem.

poniedziałek, 22 marca 2010

Przed Prokom - Olympiacos odgrzewany Childress

Już jutro Asseco Prokom Gdynia zaczyna ćwierćfinałową rywalizację w Eurolidze z Olympiacosem Pireus. Zdecydowanym faworytem jest zespół z Grecji, który był w Final Four rok temu i przegrał w półfinale z Panathinaikosem Ateny. Nie mam czasu (bo zbieram się na MPD) dłuższą zapowiedź, więc krótko - inny wynik niż 3-0 dla Olympiacosu będzie niespodzianką. A przy okazji wrzucam ubiegłoroczną krótką rozmowę w biegu z gwiazdą zespołu z Pireusu Joshem Childressem kilka chwil po wspomnianym nieudanym półfinale. Obyśmy po serii ćwierćfinałowej mogli powtórzyć niektóre pytania :-)
Po tym jak Olympiacos przegrał w półfinale Final Four Euroligi, chyba musi pan uznać decyzję o przyjeździe do Europy za błąd.
JOSH CHILDRESS: Nie, nie można tak oceniać po jednym spotkaniu. Staraliśmy się, rozegraliśmy twardy mecz przeciwko silnemu rywalowi i przegraliśmy. Ale nie próbujcie mi wkładać słów w usta.
Kilka tygodni temu miał pan dłuższą przerwę z powodu kontuzji. Czy to miało jakiś wpływ na nie do końca dobre występy pod koniec rozgrywek?
Nie, nie sądzę. Ja czuję się dobrze i robię to co mi trener każe. Po kontuzji nie ma już śladu, nawet o tym zapomniałem.
W trakcie pierwszego roku po przenosinach do Europy co pana najbardziej zaskoczyło?
Właściwie to nic. Cóż, koszykówka to koszykówka. Na całym świecie są różne style gry, ale to przecież jeden sport.
Ale nie mówimy tylko o rzeczach czysto sportowych?
Kibice. Naprawdę szaleni. W NBA takich nie ma, w Grecji są niesamowici. To jedna rzecz, która bardzo się różni po obu stronach oceanu. Czasami słyszałem tyle głosów poparcia, że wydawało się, że Olympiacosowi pół kraju kibicuje.
A jak sobie pan poradził z dużymi oczekiwaniami, których chyba pan nie spełnił? Zawodnik o takiej karierze w NBA czysto teoretycznie powinien być superstrzelcem w Europie.
Nie mam z tym problemu. Tak naprawdę interesuje mnie tylko opinia trenera i kolegów z zespołu, a ona jest pozytywna. Opinie innych osób, fachowców, dziennikarzy nie bardzo mnie interesują.
Skoro jest tak dobrze, to oczywiście zostaje pan w Europie?
Mam kontrakt ważny jeszcze przez dwa lata, ale nie wiem co zrobię. Teraz nie zastanawiam się nad tym, podejmę decyzję po sezonie.
Myśli pan, że tego lata więcej koszykarzy o pana pozycji w NBA podąży pana drogą?
Z całą pewnością. Nie wiem kto., ale jestem przekonany, że nie jeden, ale kilku zawodników wybierze występy w Europie.
Doczekamy się jakiejś naprawdę wielkiej gwiazdy?
Nie wiem. Ale teraz naprawdę wszystko jest możliwe.
Wszystko zależy od pieniędzy?
(śmiech) Ja tam nie wiem. To zależy od ich decyzji.
A pan nie żałuje opuszczenia Atlanta Hawks? Mają świetny sezon, walczą w play-off.
Hmmm... Nie. Jestem tutaj, podoba mi się granie w Europie i nie będę się zastanawiał, co by było gdybym zrobił inaczej.
Kibicuje pan byłym kolegom?
Tak. Doceniam to co robią w obecnych rozgrywkach. Oprócz dobrych wyników ich grę ogląda się naprawdę z przyjemnością.

sobota, 20 marca 2010

Brawo Marcin

Marcin Gortat przyzwyczaił nas, że im bliżej końca sezonu, tym lepsza jest jego dyspozycja. Dwa lata temu zaczynał rozgrywki na końcu ławki, by kilka miesięcy później zasłużyć na krótkie epizody. Rok temu grywał krótko na początku, a w play-off był już kluczowym podkoszowym zmiennikiem.

Teraz wydawało się, że Gortat jest w sytuacji bez wyjścia i "przezimuje" ten sezon. Zza pleców Dwighta Howarda przecież się nie wydostanie niezależnie od tego co się wydarzy. Ale Polak spisuje się w ostatnich spotkaniach tak, jakby go to zupełnie nie obchodziło. Zdarzyły mu się w tym miesiącu nawet dwa mecze, w których był lepszy od podstawowego środkowego Magików. Gra dużo (ponad 20 minut), dobrze, skutecznie, efektownie (dwa razy w Top 5 najlepszych akcji w marcu), świetnie w obronie, o czym przekonał się nawet Tim Duncan. Magic wygrywaja wysoko, a złośliwi sugerują, że dobre statystyki Gortata to zasługa dużej przewagi jego zespołu, która pozwala trenerowi Stanowi Van Gundy'emu na wypuszczenie "słabeuszy" na parkiet. A to nieprawda, bo Gortat bywa ostatnio jednym z tych, którym drużyna zawdzięcza okazałe prowadzenie.

Co to zmienia w jego roli? Nic. W pierwszej piątce nie zagra poza sytuacją, w której Howard przekroczy limit przewinień technicznych (brakuje jednego). Ale i tak - brawo Marcin.

Czy Kamiński ma rację?

Trochę spóźniony jest to wpis, ale przez ostatnie kilka dni byłem w pracy (w przenośni oczywiście) zasypany żużlem. A w środę byliśmy świadkami drugiej w tym sezonie derbowej konfrontacji w stolicy. Polonia 2011 wygrała z Polonią Azbud 93:86 i zachowała szanse na utrzymanie w ekstraklasie. Wynik wynikiem, ale ciekawe rzeczy działy się na konferencji prasowej.

Trener Polonii Azbud Wojciech Kamiński powiedział (także do posłuchania na plk.pl): "Jak gramy z Prokomem czy Anwilem i czujemy doping, to gra nam się łatwiej. W meczu z Polonią 2011 nie mamy żadnego wsparcia, a przecież prawdziwy kibic Polonii, "Czarnych Koszul", powinien wiedzieć, komu dopingować. Brakowało nam tego dopingu, graliśmy jak w teatrze."

Michał Owczarek twierdzi, że Kamiński ma rację. Teoretycznie tak, bo w Barcelonie w podobnej sytuacji nikt nie miałby wątpliwości komu kibicować. Ale Kamiński nie bierze pod uwagę, że jego klub ma (i miał w poprzednich latach) bardzo małą grupkę fanów - w przeciwieństwie do Barcelony. Tam nawet jeśli część wolałaby wspierać Fundację Barcelona 2011, to reszta pozostałaby przy Barcelonie. Tutaj te kilkanaście osób, które zajmują się dopingiem. I już w zeszłym sezonie było widać, że sytuacja jest nienormalna, bo na meczach Polonii Azbud w PLK i na meczach Polonii 2011 w I lidze można zobaczyć te same twarze i posłuchać tych samych okrzyków (np. "tylko Polonia, w Warszawie tylko Polonia"). Teraz, gdy obie drużyny są w ekstraklasie nic się nie zmieniło w tej kwestii, tyle, że nieco więcej osób może to zauważyć. Na pierwszych derbach ponoć (bo nie byłem) dopingowano i jednych i drugich. Tym razem, w ramach protestu przeciwko nieudanej fuzji latem i wrogim stosunkom, nie dopingowano nikogo. "Kamykowi" się to nie spodobało, bo w meczach przeciwko innym rywalom w hali na Kole jest głośno. Ma do tego prawo, ale trochę sam sobie szkodzi. Nie zdziwię się, jeśli tych kilkunastu kibiców teraz się obrazi i na następnym spotkaniu - już nie z Polonią 2011 - znowu będzie cicho. A ponoć doping tak bardzo "Czarnym Koszulom" pomaga...

wtorek, 16 marca 2010

Sixers 09/10 - koniec złudzeń

Sezon 2009/2010 w wykonaniu Philadelphia 76ers oficjalnie uznaję za nieudany i zakończony.

Do końca rundy zasadniczej mają jeszcze 17 spotkań, a do Toronto Raptors (8. miejsce, ostatnie dające awans do play-off) 9 zwycięstw straty. Matematyczne szanse jeszcze są, realnych nie ma. Mógłbym się łudzić, gdyby Sixers grali dobrze. A tymczasem przegrali 9 z ostatnich 10 meczów. Wczoraj ulegli New York Knicks 84:94.

Dziwny to był (jest) sezon dla Sixers. Zamieszanie z powrotem Allena Iversona i jego problemy rodzinne, sprawiły że o klubie się mówiło. Ale czy wyszło mu to na dobre?

Mało mamy pozytywów tego sezonu, a największym jest ten pan.


fot. z ESPN.com
19-letni Jrue Holiday na początku sezonu był przyspawany do ławki. Napisałem o nim kilka miesięcy temu: "(...) przed meczem z Suns powiedziałbym, że pewnie przesiedzi sezon na ławie. Ale niespodziewanie zagrał 15 minut i wypadł przyzwoicie. Zdobył 8 punktów, rozdał kilka asyst. Pokazał, że nie należy go skreślać." I miałem rację, bo Jrue niemal z dnia na dzień grał coraz lepiej i pewniej. Ostatnio zaliczył np. 18 punktów, 8 zbiórek i 6 asyst. Wcześniej zdarzył mu się występ, w którym rzucił więcej punktów i rozdał więcej asyst niż Iverson. Dobry kandydat na podstawowego rozgrywającego w przyszłym sezonie? Zdecydowanie tak.

poniedziałek, 15 marca 2010

Tour de Pologne 2010 - w dobrym kierunku

Organizatorzy Tour de Pologne robią wszystko, by wreszcie wyścig Pro Tour wygrał Polak, konkretnie Sylwester Szmyd. Rok temu była promocja przy pomocy naszego najlepszego kolarza, ale trasa okazała się dla niego zbyt łatwa. W tym roku zmieniono ją kompletnie i przy okazji utrudniono.

W 2009 zaden etap nie kończył finisz na podjeździe. Teraz mamy dwa takie odcinki. Oczywiście porównywać się z Alpami czy Pirenejami nie możemy, ale podjazd przed metą sprawi, że o zwycięstwo w TdP nie będą mogli walczyć sprinterzy przy pomocy bonifikat czasowych, do czego niemal doszło kilka miesięcy temu.
Jakie trudności czekają uczestników 67. TdP?

Piąty etap skończy się na Równicy w okolicach Ustronia. Powyższy profil jest chyba przesadzony, bo z informacji znalezionych w internecie wynika, że finałowa wspinaczka powinna być trochę krótsza. I ponoć częściowo po bruku.
10-11% nachylenia kilometr przed metą powinno dać się we znaki nawet góralom.

Szósty etap to finisz przy termach w Bukowinie Tatrzańskiej. Trochę łatwiej, ale wygląda nieźle jako dogrywka między najlepszymi dzień wcześniej.
Podsumowując - brawo. Idziemy w dobrym kierunku. Marzenia o etapach niczym Mont Ventoux w Polsce są nie do zrealizowania, ale cieszmy się tym, co mamy.

czwartek, 11 marca 2010

Siedem momentów Prokomu

Dzisiaj Asseco Prokom Gdynia zagra z Unicają Malaga na zakończenie Top 16 Euroligi. Dla Prokomu to mecz bez znaczenia, bo awans do ćwierćfinału już ma. Ale spotkanie będzie szczególne, bo to setny występ Prokomu w Eurolidze.

6 sezonów, 99 meczów, 32 wygrane, 67 porażek. Cztery awanse do Top 16, jeden awans do ćwierćfinału. Czy to dobry bilans czy zły? Sami oceńcie. Więcej statystyk (kto zdobył najwięcej punktów, z kim Prokom ma najlepszy bilans, kto najwięcej razy wygrywał w Trójmieście itd.) na sports.pl.

Prokom miał w tym okresie wzloty oraz upadki i na pewno dostarczył wielu wrażeń. Było kilka spotkań, które warto zapamiętać. Ja wybrałem siedem (a właściwie osiem).

Prokom Trefl Sopot - Estudiantes Madryt 78:74 (sezon 2004/2005)

Mecz warty wspomnienia, bo gości prowadził Pepu Hernandez, a w składzie byli Sergio Rodriguez i Carlos Jimenez. Eugeniusz Kijewski ogrywający ekipę trenera mistrzów świata? Tomas Pacesas dominujący późniejszego wicemistrza olimpijskiego? Niemożliwe, a stało się. Na dodatek akurat ta wygrana dała Prokomowi pierwszy awans do Top 16.

Armani Jeans Mediolan - Prokom Trefl Sopot 71:92 (sezon 2005/2006)

Trzecia kolejka rundy zasadniczej i znakomity mecz Prokomu we Włoszech. Siedem "trójek" Gorana Jagodnika, świetny występ Adama Wójcika. Po tej wygranej mistrzowie Polski mieli bilans 2-1 i wydawało się, że Prokom może w tamtym sezonie sporo osiągnać. Niestety przegrali kolejne sześć spotkań...

Prokom Trefl Sopot - RheinEnergie Koeln 72:61 (sezon 2006/2007)

Jedno nazwisko zasługuje na szczególną uwagę w zespole gości - to Marcin Gortat, który kilka miesięcy później był już zawodnikiem Orlando Magic. W Olivii miał double-double (12 punktów i 13 zbiórek), ale chyba nie był to rewelacyjny mecz w jego wykonaniu. Piszę "chyba", bo przyznaję, że nie pamiętam tego występu dokładnie.

Efes Pilsen Stambuł - Prokom Trefl Sopot 67:71 (sezon 2006/2007)
(2xfoto z euroleague.net)

Efes Pilsen był w pierwszych sezonach gry w Eurolidze prawdziwym koszmarem dla koszykarzy Prokomu. W trzy lata grali z tym zespołem dziesięć razy przegrywając pierwsze osiem konfrontacji. I niespodziewanie wygrali na wyjeździe w drugiej kolejce Top 16. O meczu mówi Pacesas: - Musieliśmy grać dogrywkę, bo sędziowie nie zaliczyli punktów zdobytych przez Michaela Andersena, po wsadzie równo z syreną. W tamtej akcji podawał mu Rashid Atkins. Było zamieszanie, bo już wyszliśmy z hali, poszliśmy do szatni, a trzeba było wracać i grać dalej. Ale wreszcie przyszła wygrana w Top 16.

Prokom Trefl Sopot - Olympiacos Pireus 63:59 (sezon 2007/2008)

Po serii sześciu porażek Prokom niespodziewanie się przełamał w meczu z Olympiacosem i miał jeszcze iluzoryczne szanse na awans do Top 16. Ten mecz jest godny uwagi ze względu na Qyntela Woodsa, który wtedy grał w Olympiacosie i nie będzie wspominał najlepiej pierwszej wizyty w Sopocie. W niecałe 14 minut nie zdobył punktu. To był jego najgorszy występ w całym sezonie. W składzie drużyny z Pireusu byli Ioannis Bouroussis, Loukas Mavrokefalides, Panagiotis Vasilopoulos i Milos Teodosić, którzy teraz zagrają przeciwko Prokomowi w ćwierćfinale. W Prokomie został do teraz tylko Adam Łapeta, ale wtedy nie wyszedł na parkiet nawet na moment. Trenerzy będą ci sami - Panagiotis Giannakis i Tomas Pacesas.

Asseco Prokom Sopot - SLUC Nancy 91:62 (sezon 2008/2009)

Strzelanina, która potem, mimo porażek w Kownie i Nancy, pozwoliła Prokomowi na awans do Top 16 z bilansem 2-8. Daniel Ewing zdobył 32 punkty, a David Logan grał całe 40 minut i udało się. Skład podobny, ale jakże inny był to Prokom od obecnego...

Asseco Prokom Gdynia - Real Madryt 82:76 oraz Unicaja Malaga - Asseco Prokom Gdynia 50:70 (sezon 2009/2010)

Prokom tylko trzykrotnie wygrywał z drużynami z ligi hiszpańskiej, czyli najsilniejszej w Europie. Każda miała duże znaczenie nie tylko prestiżowe. Najpierw była wymieniona wyżej wygrana z Estudiantes, a w tym sezonie triumf u siebie nad Realem, który bardzo przybliżył Prokom do Top 16 oraz demolka Unicaji w Maladze będąca milowym krokiem do ćwierćfinału. Nie mogłem się zdecydować, który z tych dwóch meczów dodać do tej listy z obecnego sezonu, więc wpisałem dwa. Mam nadzieję, że po ćwierćfinale z Olympiacosem nie będzie wątpliwości, który mecz był najważniejszy.

sobota, 6 marca 2010

Magnuszewski razy 28, czyli juniorzy wrócili

Już od dwóch dni toczy się rywalizacja w mistrzostwach Polski juniorów starszych. Tym razem na ogólnopolskim szczeblu zrezygnowano z ćwierćfinałów, co na blogu 3sekundy uważają za dobre rozwiązanie, ale osobiście mam inne zdanie. Tak czy siak - zaczęliśmy od półfinałów we Włocławku, Wrocławiu, Warszawie i Jarosławiu. Wyniki z czwartku i piątku na PolskiKosz.pl, dodatkowo PZKosz w tym roku postarał się o oficjalną stronę rozgrywek, więc dzielna ekipa PK nie musi samemu tworzyć rankingów statystycznych :-)

Przed półfinałami napisałem już kilka zdań, w których wspomniałem m.in, że w ekipie Czarnych Słupsk warto zwrócić uwagę na Robertów Sobczyńskiego i Magnuszewskiego, chociaż nigdy wcześniej nie widziałem ich w akcji i znam tylko statystyki z poprzednich lat. Okazało się, że faktycznie warto. Czarni wygrali po zaciętym meczu 74:66 z Zastalem Zielona Góra, a imiennicy byli bardzo widoczni. Szczerze przyznam, że Sobczyńskim trochę jestem zawiedziony. Być może nie był to jego najlepszy dzień (12 punktów, 4/13 z gry, 5 asyst, 7 strat), ale po dobrych recenzjach z poprzednich lat spodziewałem się więcej. Jak gra(ł) Sobczyński? Przede wszystkim korzysta ze swojej szybkości z piłką i mnóstwo akcji Czarnych wygląda w ten sposób, że malutki (178 cm oficjalnie, dałbym mu "na oko" jeszcze mniej) leworęczny rozgrywający mija swojego obrońcę, penetruje i odrzuca piłkę na obwód. Można to porównać do stylu Krzysztofa Szubargi. Co różni Sobczyńskiego od Szubargi, to słaba umiejętność wykończenia akcji pod koszem (oceniam po tym jednym meczu), a przede wszystkim kiepski rzut. Z odległości dalszej niż dwa metry nie trafił ani razu, wszystkie próby zza łuku były wymuszone. Oczywiście znane są przykłady graczy, którzy w tym wieku mieli jeszcze problemy z rzucaniem tyle tylko, że przynajmniej mieli inklinacje do punktowania w tłoku.

Drugi Robert, czyli Magnuszewski jest podkoszowym na tym poziomie rozgrywek, ale jak to często bywa w juniorskich zespołach gra jako "czwórka", bo jest jednym z wyższych w zespole. W tym wypadku to 196 cm oficjalnie. Wczoraj miał niesamowity wynik w zbiórkach - aż 28. Ale punktów zdobył tylko 12, bo pudłował niesamowicie (4/12 za 2, 1/10 za 3!). Brawo niezależnie od wszystkiego, bo 28 zbiórek w NBA, w juniorach starszych, na boisku szkolnym czy na Playstation to zawsze bardzo duźo :-) Skąd się wzięło tyle zbiórek? Przede wszystkim mecz Czarnych z Zastalem był spotkaniem niecelnych rzutów. W sumie oddano ich aż 93 licząc tylko te z gry (a jeszcze są osobiste), więc było prawie 100 okazji do złapania piłki odbitej od obręczy lub tablicy. Magnuszewski miał ich najwięcej, bo umie dobrze się zastawić i jest w swojej drużynie głównym podkoszowym, więc po prostu był pierwszym do "wyczyszczenia deski". Na dodatek ma do tego wrodzony talent i w juniorskich rozgrywkach zawsze jego średnia to około 10. To jego duży atut, a jakie są mankamenty? Fatalna selekcja rzutowa. Nie wiem, czy tak było od zawsze, czy też z wiekiem przestawia się na zawodnika nieco bardziej obwodowego (w końcu z tym wzrostem to w seniorskich rozgrywkach może być maksymalnie niskim skrzydłowym), ale dystans czy półdystans to nie jest jego silna strona. Zdarzyło mu się też spudłować w prostej sytuacji pod koszem, ale gra pod obręczą i tak jest mu zdecydowanie bliższa. Jeśli można go porównać do kogoś aktualnie grającego w PLK, to chyba byłby to Łukasz Diduszko, czyli spryciarz, ale za niski. Dobra wiadomość dla Magnuszewskiego jest taka, że Diduszko senior w PLK się zaadaptował, bo cała ekstraklasa jest w tym sezonie undersized. Ale to temat na inny wpis.

Kto jeszcze ciekawy występuje w Czarnych? Paweł Pinker przez pewien czas był z dwójką kolegów w Hiszpanii w Valladolid, ale teraz w Czarnych zagrał tylko krótki epizod. Niczym się nie wyróżnił, ale też nie miał na to czasu. Ktoś wie co się z nim stało? Druga zagadka to Patryk Przyborowski, teoretycznie najlepszy z Czarnych i mający już epizody w PLK w tym sezonie. Tymczasem tutaj zaczął jako rezerwowy i mimo dobrej postawy zagrał tylko pół meczu. Szkoda, bo po nim, jak po większości młodych graczy, którzy mieli przez dłuższy okres do czynienia chociażby z treningami wśród seniorów (a nie kisili się tylko w juniorskim sosie), widać, że to "drobne" doświadczenie nabył. Nie robi na boisku młodzieżowych głupot, myśli, widzi. Przyborowski grał przez pewien czas przeciwko Adamowi Chodkiewiczowi z zielonogórskiego klanu Chodkiewiczów, który ma ten sam problem co Magnuszewski, czyli w Zastalu musi być silnym skrzydłowym, ale powinien być "trójką". I przy przeniesieniu go na tą drugą pozycją poradzi sobie lepiej niż słupszczanin. Jest bardziej mobilny, nieźle gra z piłką i ma dobry rzut z dalszej odległości. Na pewno zrobił lepsze wrażenie niż inny koszykarz Zastalu Filip Matczak. To jeden z graczy naszego złotego rocznika 1993. Być może trzeba wziąć poprawkę na to, że gra przeciwko starszym rywalom, ale jego styl bardziej pasował do zawodnika, który mierzy się z młodszymi od siebie przeciwnikami. Długie przetrzymywanie piłki, dużo akcji rozgrywanych w pojedynkę, czasem nawet na zasadzie "co by tu zrobić? aaa rzucę sobie".

Wcześniej Polonia 2011 Warszawa grala z Unią Tarnów i rozgromiła ją 122:65, a właściwie od połowy drugiej kwarty było już po prostu nudno. Gospodarzom już nie zależało na powiększaniu przewagi, grali rezerwowi. Rywale się starali, ale na więcej niż utrzymywanie różnicy około 50 punktów nie było ich stać. Było kilka efektownych akcji z obu stron (przede wszystkim Mateusz Ponitka z Polonii i Filip Put z Unii). Chętnie zobaczyłbym i jednych i drugich w bardziej wyrównanym meczu, ale niestety wywiało mnie dzisiaj służbowo ze stolicy. Zresztą właśnie widzę, że Polonia gromi Zastal niemal równie wysoko...

Z innych turniejów - na blogu 3 sekundy relacja z Wrocławia. A w Jarosławiu 34 na 46 punktów dla Katarzynki Toruń zdobył 17-letni Przemysław Karnowski. Niesamowite prawda? Też tak myślałem, ale na forum basketa pojawiły się wpisy naocznych świadków tego spotkania. Cytuję dosłownie, pozostawiam bez komentarza.

KRIZ pisze:

Właśnie wróciłem z jarosławskiej hali gdzie dziś odbyły się dwa spotkania. Pierwszego meczu Polonii W-wa z Koroną Kraków nie widziałem, od kolegi usłyszałem że spotkanie było wyrównane, a o końcowym wyniku zadecydowała wygrana przez warszawian ostatnia kwarta w stosunku 32-13.
Mecz Znicza z Katarzynką Toruń zapamiętam na długo ze względu na osobę „trenera” ekipy gości, niejakiego Bonifacego Karnowskiego. Jeśli tacy ludzie mają szkolić polska młodzież to jest to chyba jakieś nieporozumienie. Od pierwszych minut po każdej nieudanej akcji torunian darł się na pół hali, wyzywał swoich graczy od debili, notorycznie ich obrażał/ubliżał, szyderczo bił „brawa” po nieudanych zagraniach. Timeouty brał tylko po to by wydrzeć się na swojego zawodnika, trzymając swoją twarz w odległości 5 cm od głowy wystraszonego jegomościa. Po prostu klon Pacesasa i Urlepa z najlepszych lat. Podczas całego meczu nie zauważyłem żeby cos komuś spokojnie wytłumaczył, rozrysował jakąś akcje.
Skutkiem poczynań tego wariata, ci chłopcy mieli już po kilku minutach pełne gacie i popełniali raz za razem proste błędy i Znicz spokojnie budował przewagę (18:6 po pierwszej kwarcie). Po przerwie torunianie, których 97% akcji polegało na przeprowadzeniu piłki na pole ataku i dogranie do stojącego tyłem do kosza syna trenera, Przemysława Karnowskiego, skorzystali ze zbytniego rozluźnienia gospodarzy i doprowadzili do stanu 48:42, ale później popełnili dwie straty i psychol siedzący na ławce trenerskiej mógł się znowu powyżywać. Ostry opi....dol przyniósł „efekt” – torunianie trzy razy wyprowadzając piłkę spod własnego kosza dawali je sobie w dziecinny sposób zabrac i Znicz ponownie wyszedł na ponad dziesieciopunktowe prowadzenie. W końcówce gospodarze powiększyli je jeszcze bardziej i rozbili Katarzynkę 71:46. Najlepsi w Zniczu to Moralewicz i Wyka, u gości nietrudno wskazać najlepszego gracza (Karnowski rzucił w całym meczu 34 pkt), gdyż czterech biegających po boisku bez ładu i składu zawodników było tam tylko po to by wypełnić limit 5 graczy na boisku.
Notabebe syn trenera tez wywarł na mnie kiepskie wrażenie, bo pozwalał sobie w stosunku do swoich kolegów o wiele za dużo, wydzierając się do nich po chamsku.


A pankracy dodaje:

Dokładnie! Też miałem o tym napisać. Temu człowiekowi należy zabronić całkowicie pracy z młodzieżą. To nawet nie można powiedzieć że to jest trener! Ciśnie mi się na ,, klawisze" określenie 'je*any idiota' jakim obdarzył o ile się nie mylę własnego syna. Ten człowiek ma pretensje do swoich podopiecznych o to, że niczego ich nie nauczył, on praktycznie nie ma pojęcia o koszykówce i wygląda mi to na to, że jest trenerem tylko dlatego, żeby jego syn grał w drużynie. Cała gra Katarzynki (-nek?) opierała się na dograniu piłki do młodego Karnowskiego. Mając takiego zawodnika w drużynie (212cm , silny, szybki (a przynajmniej jak na ten wzrost - Łapeta z nim się równać nie może pod tym względem) z bardzo dobrze ułożoną ręką (lewą, prawą nie oddał ani jednego rzutu) i wielewidzący, a nie zdziwił bym sie jakby i kozioł miał lepszy od połowy swoich ,,kolegów" ie było ani jednej akcji ustawionej nie mówiąc o jakichkolwiek zespołowych akcjach reszty. Ci chłopcy byli tak sterroryzowani, że łapiąc piłkę na 6 szóstym metrze bali się pobiec do kontry będąc 1 na 1 itd. itp.

Dialog między ojcem a synem po nieudanej akcji w ataku
O: Ty k*rwa nic nie grasz!
S: To zmień mnie!
O: Niby na kogo?

czwartek, 4 marca 2010

Pacesas niczym Pyrrus

Asseco Prokom Gdynia w ćwierćfinale to w tym momencie fakt mimo, iż do końca Top 16 mamy jeszcze jedną kolejkę. Nawet porażka w Kownie w Żalgirisem nic nie zmieniła, bo CSKA pokonało w Maladze Unicaję.

Starożytny król Pyrrus wygrywał wiele bitew, ale zawsze ponosił olbrzymie straty. Od niego pochodzi "pyrrusowe zwycięstwo", które w sporcie potocznie oznacza zwycięstwo nic nie dające wygranej drużynie. Prokom i trener Tomas Pacesas zrobili coś innego - przegrali mecz, ale porażka nic nie zmieniła. Może powinniśmy taką sytuację zacząć nazywać "pacesasową porażką"?

Żarty na bok, bo sukces jest niesamowity i z perspektywy np. października 2009 sensacyjny. Adam Romański wspomina dotychczasowe, czym troszkę mnie uprzedził, bo zamierzałem wygrzebać po powrocie z Kowna wyniki Lecha Poznań i reszty. Nie jest łatwo porównać tamte osiągnięcia z obecnymi, a antyprokomowcy mają jeden argument - wtedy w składzie byli sami Polacy. No cóź, zgadza się, ale to nie zmienia faktu, że wtedy były inne czasy, a teraz, czy komuś się to podoba czy nie, koszykówka wielonarodowa i rządzą w niej (w Europie) bogacze z południa kontynentu plus Rosja. Reszta w ćwierćfinale tej nowej ULEB-owskiej Euroligi bywa bardzo rzadko. Raz zdarzyło się to Olimpiji Lublana (ale wtedy była równolegle Euroligi i Suproliga), dwa razy Partizanowi Belgrad, ale gdzie nam porównywać się do Partizana?

Po prostu brawo. A teraz lejemy Olympiacos :-)

wtorek, 2 marca 2010

Przed Żalgiris - Prokom z Kowna

Już w środę Asseco Prokom Gdynia może przejść do historii polskiej koszykówki. Jeśli pokona w Kownie Żalgiris to awansuje do ćwierćfinału Euroligi. Zapowiedź i przedmeczowa rozmowa z trenerem Tomasem Pacesasem na sports.pl.



No dobra, to pani z litewskiej telewizji i to nie ta rozmowa będzie na sports.pl :-) Nastroje w zespole są bojowe, a hala na pewno będzie gorąca, chociaż Kowno przywitało Prokom śniegiem (który najwyraźniej z Polski powędrował we wschodnim kierunku).



Żalgiris gra nadal w obiekcie, który powstał pod koniec 1938 roku na trzecie mistrzostwa Europy zaplanowane na 1939. Litwini ten turniej wygrali (Polska zdobyła brąz), więc chyba było warto. Teraz, na EuroBasket 2011, powstaje nowy gigant mogący pomieścić kilkanaście tysięcy osób. Stara hala - mimo widocznej wiekowości - służy dzielnie do dzisiaj i pewnie, gdyby się uprzeć, to mogłaby być jedną z lepszych w PLK. Po renowacji kilka lat temu powiększyła swoją pojemność na 5000 miejsc. Pod sufitem w rogach hali jest trochę niebezpiecznie (niziutkie barierki), ale i tak widoczność stamtąd nie jest zła.



Starość nie radość, więc hala idealna nie jest i ma wiele nietypowych rozwiązań jak choćby te oto laweczki albo...



... tablica wyników. Z daleka tego nie widać, ale numery zawodników są ... naklejane stosownie do używanych w danym meczu. W oryginale tablica ma zamontowane na stałe numery od 4 do 15. Doklejana jest też nazwa zespołu, ale dzisiaj jeszcze widniał stary zestaw. Unicaja Malaga i np. 00 znikną do jutra.





A to już Powszechny Zakład Ubezpieczeń będący sponsorem Żalgirisu. Rzecz jasna chodzi o istniejącą d kilku lat litewską odnogę, czyli PZU Lietuva, ale to i tak dziwna sytuacja, nieprawdaż?. W Polsce PZU i koszykówka? Nieee...

Fundusz niemiecki na gruncie polskim

W Niemczech od poprzedniego sezonu funkcjonuje system wspierania młodych koszykarzy w Bundeslidze. Ma on jednak nieco inną formę niż ubiegłoroczny nasz (druga kwarta dla rocznika 1986 i młodszego). Minuty spędzanych na parkiecie przez koszykarzy U-24 są dodawane, a każdy klub dostaje tyle procent pieniędzy ile procent wszystkich minut "młodzieży" grali jego zawodnicy. Fundusze pochodzą z pieniędzy wydawanych na transfery, ale szczerze mówiąc nie udało mi się ustalić co oznacza to stwierdzenie konkretnie. Tak czy siak - w tym sezonie do 6 października jest to 243600 euro do podziału, ale kwota ta jeszcze ma się zwiększyć.

Policzyłem (konsultując swoje dane z danymi Jacka Sekleckiego z plk.pl) jak wyglądałaby sytuacja w Polsce, gdyby zastosować podobne rozwiązanie. Zrobiłem dwa zestawienia - 1987 i młodsi oraz 1986 i młodsi. Pierwsze, bo jest lansowane w tym sezonie w Polsce w niższych ligach. Drugie, bo tak robią Niemcy. Stan przed ostatnim weekendem i 21. kolejką. Planowałem to wrzucić na bloga wcześniej. Nie znalazłem czasu i stąd opóźnienie. Ale ta jedna seria spotkań nie wprowadziła wielkich zmian

Na wstępie tylko dodam, że od Niemców jesteśmy lepsi zdecydowanie. Oni po 25 kolejkach uzbierali w sumie nieco ponad 7 tysięcy minut. My (tym samym sposobem) - ponad 8500. Ale, żeby zapobiec euforii trzeba pamiętać, że przecieź w PLK na parkiecie musi przebywać cały czas dwóch Polaków.

Tabela minut koszykarzy z rocznika 1987 i młodsi (w sumie 6314:30 minut)

1. Polonia 2011 Warszawa 2233:25 minut (35,4%)
2. Kotwica Kołobrzeg 962:27 (11,27%)
3. Polonia Azbud Warszawa 746:02 (11,81%)
4. Stal Stalowa Wola 673:52 (10,67%)
5. Asseco Prokom Gdynia 491:39 (7,78%)
6. Polpharma Starogard Gdański 440:06 (6,97%)
7. PBG Basket Poznań 325:59 (5,16%)
8. PGE Turów Zgorzelec 184:46 (2,93%)
9. Znicz Jarosław 138:14 (2,19%)
10. Sportino Inowrocław 38:17 (0,60%)
11. Energa Czarni Słupsk 33:07 (0,52%)
12. Trefl Sopot 26:38 (0,42%)
13. AZS Koszalin 11:34 (0,18%)
14. Anwil Włocławek 8:24 (0,13%)

Tabela minut koszykarzy z rocznika 1986 i młodsi (w sumie 8543:39 minut)

1. Polonia 2011 Warszawa 2683:50 (31,41%)
2. Kotwica Kołobrzeg 962:27 (11,27%)
3. Polonia Azbud Warszawa 746:02 (8,73%)
4. Polpharma Starogard Gdański 678:24 (7,94%)
5. Stal Stalowa Wola 673:52 (7,89%)
6. PGE Turów Zgorzelec 578:55 (6,78%)
7. Asseco Prokom Gdynia 565:42 (6,62%)
8. PBG Basket Poznań 325:59 (3,82%)
9. Sportino Inowrocław 292:23 (3,42%)
10. Anwil Włocławek 289:45 (3,39%)
11. Trefl Sopot 257:12 (3,01%)
12. Energa Czarni Słupsk 217:44 (2,54%)
13. Znicz Jarosław 159:02 (1,86%)
14. AZS Koszalin 139:53 (1,64%)