poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Gortat - mistrz kontaktów z mediami

Nie ma w polskim sporcie chyba innego zawodnika, który tak świetne kierowałby swoim medialnym wizerunkiem jak Marcin Gortat. To wcale nie jest przesada. Środkowy Orlando Magic i naszej kadry wie, jak zachować się, by było o nim głośno. Wie co i kiedy ma powiedzieć.Nie bez przyczyny trener Muli Katzurin nazywa go rzecznikiem naszej kadry.

Przykłady? Bardzo proszę. Konferencja prasowa Gortata podczas organizowanego przez niego campu w Łodzi. Opowiada o tym, jak będzie wyglądała przyszłość wspieranego przez niego ŁKS-u. "Władze miasta oczywiście też nam pomogą" - stwierdza tworząc w świetny sposób presję na obecnych na sali przedstawicielach łódzkiego magistratu. Nawet jeśli nic mu jeszcze nie obiecali, to powstają pozory, jakby taka decyzja już zapadła. I jak w tej sytuacji mają się wycofać? Jak odmówić pomocy, skoro najsłynniejszy sportowiec z tego miasta daje niejako bezinteresownie pieniądze z własnej kieszeni?

2008 rok. Jeden z przegranych meczów towarzyskich polskiej reprezentacji poza granicami kraju. Nieistotne, które to spotkanie, ale ciekawa scenka rozgrywa się ponoć po nim. Gortat sam zgłasza dziennikarzowi: "napisz, że biorę tą porażkę na siebie". Frustracja? Raczej nie. Prędzej chęć pokazania, że zależy mu na tej reprezentacji, co było bardzo ważne, bo przecież pojawił się w niej po dłuższej przerwie.

Przegrany 83:88 mecz z reprezentacją Hiszpanii w Saragossie. Kilku polskich dziennikarzy czeka pod szatnią na zawodników. Mimo porażki wszyscy - nawet Maciej Lampe, który zagrał fatalnie - wypowiadają się dla mediów. Odmawia tylko David Logan. A Gortat rzuca krótkie "nie ma nic do powiedzenia". Jak to? Ten gadatliwy, chętnie opowiadajacy o koszykówce i nie tylko człowiek nie ma nic do powiedzenia po takim spotkaniu? Nie ma, bo wie, ze samo takie stwierdzenie to już duże pole do interpretacji dla piszących w gazetach i je czytających. Ludzie będą się zastanawiać, o co mu chodziło, a w mniejszym stopniu zainteresuje ich to, co przez kilka minut opowiadał np. Krzysztof Szubarga.

31 sierpnia 2009. Otwarty trening kadry. Po treningu wokół niego tłoczy się najwięcej przedstawicieli prasy. Tym razem Gortat nie mówi, że nie ma nic do powiedzenia. Wie, że zostałoby to odebrane jako zachowanie gbura. Żartuje, skrywa się przed fotografami za ręcznikiem sugerując, że to będzie fajne zdjęcie. Opowiada kolejne ciekawe historie ze swojej kariery koszykarskiej. A mogłoby się wydawać, że już wszystko nam zdradził. Tak to wygląda przynajmniej, gdy się słucha niektórych innych zawodników w kółko mówiących to samo. Gortat wygląda na człowieka, który dawkuje nam swoje historyjki. Najwyraźniej specjalnie.

Gortat zapowiedział na łamach mediów, że stać nas na medal na EuroBaskecie. To byłby oczywiście wynik ponad stan i jestem przekonany, że Gortat o tym wie. Kibice piszą komentarze: "Zwariował". Nie zwariował. Świadomie stawia wysoko poprzeczkę. Dobrze wie, że biorąc pod uwagę nasz potencjał realnie sukcesem byłby ćwierćfinał. Ale patrząc globalnie na nasze drużynowe dyscypliny, to dobre osiągnięcie to medal. Wystarczy spojrzeć na piłkarzy ręcznych i siatkarzy. Jak przy ich wynikach można wmówić społeczeństwu, że np. 8. miejsce jest przyzwoitym wynikiem? Trzeba iść na całość. Jeśli największa gwiazda naszej kadry mówi o medalu, to przyciąga zainteresowanie mediów.

Logan a Barcelona

Wracając z Saragossy z meczów naszej reprezentacji mieliśmy ze współtowarzyszami „trochę” czasu na przedyskutowanie najróżniejszych kwestii. Jednym z wątków, jakie się pojawiły było porównanie Davida Logana z Juanem Carlosem Navarro, niekoniecznie na bazie ostatniego przegranego 83:88 meczu z Hiszpanią. A konkretnie czy Logan poradziłby sobie w Barcelonie?

Jeden z kolegów (ale akurat nie Łukasz Cegliński) stwierdził, że różnica w umiejętnościach pomiędzy wymienioną dwójką (i w zasadzie w większości przypadków, gdy porównujemy kogoś tanszego do zarabiającego 10 razy więcej) nie jest wielka, ale Navarro ma ten atut, że występuje w lepiej zorganizowanym zespole, a koledzy bardzo ułatwiają mu zadanie. I w zasadzie, gdyby zamienić obu tych zawodników miejscami, to Logan byłby w Barcelonie równie skuteczny. A Navarro miotałby się w Prokomie niczym nasz amerykański Polak.

Opinia ta jest według mnie bardzo ryzykowna. Zacznijmy od tego, że jednak ktoś temu Navarro pozwala grać w Barcelonie. Można upierać się, że to dlatego, iż jest Katalończykiem itd. Ale to zakłamywanie rzeczywistości. Niby obaj są podobni, bo to typowi rzucający obrońcy, ale różni ich sporo. Przede wszystkim to jak Navarro uwalnia się po zasłonach, jak robi krótkie zwody i jak wybiera pozycje rzutowe. Poezja. Tzw. shooting selection w wykonaniu Logana to często koszmar. Moze jest tak ze względu na wolną rękę od trenera, ale jeśli w Barcelonie miałby pełnić taką rolę jak Navarro, to skończyłoby się podobną samowolką. To zresztą totalna abstrakcja, bo nikt by mu takowej pozycji w zespole blaugrana nie zapewnił, nawet gdyby podpisano z nim kontrakt.

Niższa skuteczność Logana na pewnym poziomie rywalizacji bierze się także z tego, jak składa się do rzutu. Ruchy Navarro, podobnie jak większości snajperów o tej klasie, są praktycznie zawsze takie same i niezwykle charakterystyczny. W przypadku Logana bardzo często mamy do czynienia z rzutami „off balance”. Takie zagrania są elementem umiejętności koszykarskich, ale niekoniecznie przy wyjściu na pozycję na obwodzie i natychmiastowym rzucie. Styl Logana można skojarzyć z jego osobą, lecz głównie z tego powodu, że pisząc obrazowo jego nogi „dyndają” na różne strony. Przy obronie na najwyższym światowym poziomie powtarzalność ruchów u strzelców jest bardzo istotna.

Jeszcze jedna rzecz padła w naszej dyskusji. Dotyczyła końcówki meczu Hiszpania - Polska. Navarro trafił wtedy za 3, Loganowi się nie udało. Szczęście? Przecież tamtemu mogło nie wpaść, a naszemu tak. Mogło. Ja też tam się znaleźć przypadkiem i trafić raz na milion przypadków. Tyle tylko, że prawdopodobieństwo skuteczności takiego rzutu w wykonaniu Navarro jest większe niż w przypadku Logana. Dlaczego? Patrz m.in. poprzedni akapit.

A wy jak uważacie? Czy Logan poradziłby sobie w Barcelonie? :)


create free polls | comment on this

czwartek, 27 sierpnia 2009

Polacy chcą wygrywać!

Brawo! Polska reprezentacja rozegrała w Saragossie znakomity mecz. Przegrała 83:88 z Hiszpanią, ale to mistrz świata i wicemistrz olimpijski. Spodziewaliśmy się przecież pogromu, a w końcówce nawet prowadziliśmy. A najwazniejsze, ze naszych to nie zadowala.

Cieszy mnie postawa naszych zawodników, ale na wstępie trzeba zaznaczyć - sam wynik znaczy w kontekście mistrzostw Europy tyle co porażka z Macedonią. Czyli nic. Musimy wygrywać we wrześniu. Ale oczywiście po tak wyrównanym spotkaniu z głównym faworytem EuroBasketu w polskiej ekipie można znaleźć mnóstwo pozytywów na przyszłość. Najważniejszy jest taki, że nie potrzebujemy wielkich meczów Macieja Lampego i Marcina Gortata, by grać dobrze. Dzisiaj ten pierwszy nie zdobył punktu, drugi w ataku też nie szalał. A mimo to walczyliśmy z gospodarzami jak równy z równym.

Świetnie zaprezentował się Michał Ignerski, któremu występy w kraju, w którym mieszka od trzech lat pozwoliły odnaleźć dobrą formę. David Logan kręcił rywalami jak wiatrakami wzbudzając liczne owacje kibiców. Krzysztof Szubarga nie przestraszył się Ricky'ego Rubio i wypadł lepiej od niego. Gdy w końcówce publiczność starała się pomóc Hiszpanom, uciszył ją trójką w ostatniej sekundzie akcji. I największe zaskoczenie - Łukasz Koszarek. Patrząc na wcześniejsze jego występy wydawało się, że z takim przeciwnikiem nie może zagrać dobrze. Brakowało mu pewności siebie, a w konfrontacji z najlepszą drużyną w Europie każdy mógłby mieć problem z trzęsącymi się rękami. Tymczasem Koszarek wypadł znakomicie, tak jak tego oczekiwaliśmy od początku przygotowań. Poznany wczoraj kibic z Walencji powiedział mi po meczu krótko łamanym angielsko-hiszpańskim językiem: - Number fifteen very good. MVP Polonia!

Dobrym znakiem jest nie tylko gra Polaków, ale ich podejście do wyniku. Nie byli zadowoleni, że powalczyli z Hiszpanią. Byli źli, że przegrali. Szubarga narzekał, że zwycięstwa pozbawił ich jego błąd w ostatniej minucie, gdy źle krył Juana Carlosa Navarro i ten trafił za 3 punkty. Wkurzony Gortat stwierdził, że nie ma o czym rozmawiać. To pokazuje, że naszym nie brakuje ambicji i nie cieszą się ładnymi porażkami. Chcą wygrywać.

środa, 26 sierpnia 2009

Lampe + Gortat = sukces?

Jest dobrze, ale nie róbmy przedwczesnej euforii - tak można podsumować to, co dzieje się teraz w reprezentacji Polski koszykarzy. Dlaczego jest dobrze? Bo Marcin Gortat i Maciej Lampe to jeden z najlepszych duetów podkoszowych, jakie pojawią się na EuroBaskecie.

Wczoraj w wygranym pewnie spotkaniu z Izraelem łodzianie zdominowali wysokich graczy rywali, a przecież Yaniv Green nie jest w europejskiej koszykówce pionkiem. Grał w Maccabi Tel Awiw w Eurolidze. Zresztą wcześniej Gortat "zniszczył" przecież Chorwata Mario Kasuna, a Lampe robił olbrzymie problemy jego rodakowi Nikoli Vujciciowi. Wymieniam najlepszych wysokich, z jakimi do tej pory Polska miała okazję się zmierzyć. Wszystkie trzy mecze, w których Lampe i Gortat grali razem zakończyły się zwycięstwami. To pokazuje, że jeśli mamy odnieść jakiś sukces na mistrzostwach Europy, to właściwie tylko dzięki nim.

Jutro zmierzą się w Saragossie z parą Marc Gasol/Felipe Reyes i wcale nie są na straconej pozycji. Ale nawet jeśli ze zdrowym Pauem Gasolem (ciągle leczy uraz) Hiszpanie mają lepszych podkoszowych niż my, to kto jeszcze? Niewiele ekip. Zastanawiałem się nad tym i porównałem sobie naszych wysokich graczy pierwszej piątki z innymi ekipami:
Turcja (Oguz Savas, Semih Erden) - gorsza. Bułgaria (bracia Iwanow) - gorsza. Litwa (bracia Lavrinovic) - prawdopodobnie lepsza. Wielka Brytania (Pops Mensah-Bonsu, Robert Archibald) - gorsza. Słowenia (Matjaz Smodis, Primoz Brezec) - porównywalna. Serbia (Novica Velickovic, Nenad Krstić) - być może lepsza. Grecja (Ioannis Bouroussis, Giorgios Printezis) - raczej lepsza. Chorwacja (Nikola Vujcic, Mario Kasun) - już widzieliśmy, że gorsza. Izrael (Lior Eliyahu, Yaniv Green) - gorsza. Macedonia (Jeremiah Massey, Predrag Samardziski) - gorsza. Francja (Florent Pietrus, Ronny Turiaf) - gorsza. Ile może być lepszych par od naszej? Oprócz Hiszpanii także Liwa, Serbia, Grecja, być może Słowenia.

A teraz łyżka dziegciu. Co może być problemem? Ano to, że Lampe nienajlepiej radzi sobie w obronie jeśli "czwórka" rywali jest trochę niższa i szybka. Lior Eliyahu zrobił sporo krzywdy naszej drużynie, a przecież u Turków jest podobny do niego Ersan Ilyasova. U Litwinów jako silny skrzydłowy może wystąpić Linas Kleiza. Oczywiście wtedy można obniżyć skład i wpuścić Szymona Szewczyka bądź Adama Wójcika, ale w ten sposób na dłuższą metę tracimy. Swoją drogą pisząc to zdanie naszła mnie orzeźwiajaca myśl - wreszcie doczekaliśmy się czasów, w których Wójcik nie jest naszym liderem. I nie dlatego, że stracił coś z swojej klasy. Gdy wchodzi na parkiet, to nie można na niego narzekać. Ale Lampe i Gortat są na zdecydowanie wyższym poziomie.

Kończąc te międzymeczowe wynurzenia (parę takze tutaj oraz tutaj, a swoje dorzucił Łukasz Cegliński) ze słonecznej Saragossy - nawet jeśli Hiszpania sprawi nam łupnia (relacja na moim Twitterze jutro o 20.30), to nie mamy się czym przejmować. Przecież nie pretendujemy do tego samego co wicemistrzowie olimpijscy.

sobota, 22 sierpnia 2009

Macedoński wstyd

Wiem, ze mecz reprezentacji Polski koszykarzy z Macedonią był tylko meczem towarzyskim. Ale nawet w takim spotkaniu z taim rywalem nie powinno przydarzyć się to, co się przydarzyło. Nasi prowadzili do przerwy 51:36, a przegrali 88:95. Jednym słowem - wstyd.

Dlaczego wstyd? Dlatego, ze Macedonia to zespół przeciętny, by nie powiedziec słaby. Najbardziej znany zawodnik, rozgrywający Vrbica Stefanov oglądał mecz w cywilnym ubraniu, a jego koledzy przez 20 minut prezentowali się o dwie klasy gorzej od biało-czerwonych. Dzień wcześniej zresztą przegrali (mając Stefanova) z kiepskimi Niemcami.

Co się nagle stało, że Macedończycy pokonali Polaków? Moim zdaniem nic niezwykłego w grze rywali. To podopieczni Muliego Katzurina nie wytrzymali psychicznie. Rozluźnili się, źle funkcjonowała defensywa i pozwolili przeciwnikowi odrobić straty. A gdy wynik był "na styku" zabrakło kogoś, kto wziąłby na siebie odpowiedzialność. Próbował to robić Michał Ignerski, ale z powodu niedawnego urazu nie jest w najlepszej dyspozycji. Próbował też trochę David Logan, lecz on z kolei nie jest w dobrej formie strzeleckiej, a na dodatek obrona wszystkich rywali dobrze wie, że to nasz najlepszy snajper. Reszta chowała się za kolegami, nawet Maciej Lampe nie był tak widoczny jak wcześniej.

Do mistrzostw Europy pozostały nieco ponad dwa tygodnie. Dobrze, że Polacy wiedzą, co trzeba zmienić. Trzeba nauczyć się grać pod presją. Rozmawiali o tym w szatni pół godziny. Tylko czy jest ktoś wśród naszych zawodników, kto potrafi innych tego nauczyć? Może zrobi to Marcin Gortat, który dołączy do zespołu w Hiszpanii?

piątek, 21 sierpnia 2009

Polska - Chorwacja 1-2

Trzeci mecz z Chorwacją tego lata i najbardziej widoczna róznica na korzyść jednego z zespołów. Rywale wygrali z nami 81:74. Z zawodników, którzy powinni być na EuroBaskecie w ich składzie nie było Zorana Planinicia (drobny uraz kostki) i Mario Kasuna. U nas zabrakło oczywiście Marcina Gortata.

Co nam dał ten mecz? Pokazał, ze zespół umie podnieść przegrywając nawet bardzo wysoką różnicą. W trzeciej kwarcie było juz 54:37, ale nasi odrobili straty i prawie doprowadzili do remisu. A kto miał w tym wielki udział? Rezerwowi. Michał Chyliński i Robert Witka. Dla nich i Macieja Lampego największe plusy za ten mecz.

Chyliński wcześniej był przez Muliego Katzurina często wypuszczany na parkiet, ale jako niski skrzydłowy. Teraz wreszcie dostał nieco więcej minut na pozycji rzucającego obrońcy, którą najbardziej lubi i odwdzięczył się trenerowi bardzo dobrze. Pod koniec trzeciej części trafił trzy trójki z rzędu, potem dołożył jeszcze dwa osobiste, dobrze współpracował z wysokimi i walczył w obronie.

Witka jest teoretycznie szóstym podkoszowym, lecz dzisiaj był najlepszym obok Lampego. Dał świetną zmianę, pokazał kilka manewrów podkoszowych, a po jednej z jego akcji przewaga zmalała do dwóch "oczek". On i Chyliński byli w dobrej dyspozycji, ale błyszczał i tak Lampe. Przed przerwą robił z rywalami co chciał. Nikola Vujcić z Olympiacosu Pireus nie miał na niego sposobu, podobnie jak inni wysocy Chorwaci. Po przerwie Lampe był lepiej kryty, kilka jego rzutów "wykręciło" się z obręczy.

Pozytywnie należy ocenić także Krzysztofa Szubargę. On chyba już na stałe będzie pierwszym rozgrywającym. Chociaz udane zagrania przeplatał słabszymi, to momentami nie było widac, iz w poprzednim sezonie grał w Ostrowie Wielkopolskim, a taki Marko Popović w Kazaniu. Przyzwoicie wypadli takze Szymon Szewczyk, Krzysztof Roszyk i Adam Wójcik.

Co jeszcze cieszy? Polacy dobrze współpracują ze sobą. Owszem, Lampe miewa indywidualne akcje 1 na 1, a David Logan dostaje piłkę i ma "sobie rzucić". Ale często zdobywamy punkty po kilku podaniach, niejednokrotnie kombinacyjnych. To dobry znak. Zły jest taki, ze broniliśmy falami. Kilka minut dobrze, kilka fatalnie.

A kto wypadł ponizej oczekiwań indywidualnie? Zdecydowanie Logan mimo celnej "trójki" o tablicę w końcówce. Ale Katzurin go broni mówiąc, iz wszyscy nastawiają się właśnie na niego. Drugi minus to Michał Ignerski, który nadal nie moze się odnaleźć. Moze to przez niedawny uraz? Łukasza Koszarka tu nie wymieniam, bo grał lepiej niz ostatnio. Mam nadzieję, że to stały progres.
I jedna dziwna rzecz - to miał być sprawdzian dla Roberta Skibniewskiego, ale nie było w dwunastce meczowej, podobnie jak Pawła Kikowskiego. Ten ostatni chyba powoli jest "na wylocie"...
Jutro o 16.30 z Macedonią. Patrząc na grę tej druzyny, to powinniśmy ich pokonać.

Czy kibice Znicza grali w Unibecie?

Znicz Jarosław jednak zagra w PLK. Mimo słów prezesa Janusza Wierzbowskiego (przytoczonych zbiorczo przez Łukasza Ceglińskiego) mówiących, ze nie ma na to szans, Rada Nadzorcza przyznała klubowi z Podkarpacia licencję. Wierzbowski dzisiaj na konferencji prasowej ponoć (nie było mnie, bo jestem na tournee kadry seniorów po Bambergu i Saragossie) stwierdził, ze on nie chciał Znicza i to tylko i wyłącznie decyzja RN.

Tak czy siak - kompromitacja.

A mi przypomniało się, ze przeciez Unibet niedawno zaproponował obstawianie, ile druzyn zagra w PLK - więcej niz 13.5 czy mniej niz 13.5. Ciekawe czy kibice Znicza postawili na więcej niz 13.5? A moze członkowie Rady Nadzorczej PLK złozyli się po kilka tysięcy złotych?:-)

środa, 12 sierpnia 2009

Chorwackie koty za płoty

Reprezentacja Polski koszykarzy jest już po dwóch pierwszych meczach towarzyskich w trakcie przygotowań do mistrzostw Europy. Z Chorwatami raz wygraliśmy, raz przegraliśmy i chociaz rezultaty nie były najważniejsze, to zwycięstwo z tak silnym przeciwnikiem na pewno jest powodem do zadowolenia.

Chorwacja to szósta drużyna ostatnich igrzysk olimpijskich. W ubiegłym roku pokonaliśmy wicemistrzów z Aten Włochów, lecz do dyspozycji z 2004 roku wiele naszym rywalom brakowało. Chorwaci to jeden z faworytów wrześniowego EuroBasketu w Polsce. W środę w ich składzie nie było Zorana Planinica, ale to i tak bardzo silny zespół.

Co cieszy w naszej grze? Dobra współpraca Marcina Gortata z Maciejem Lampem. Ten drugi później dołączył do kolegów i nie wypadł oszałamiająco, ale widać było zrozumienie między dwójką koszykarzy pochodzących z Łodzi. Miejmy nadzieję, że poza ich rodzinnym miastem będzie szło im jeszcze lepiej.

Gortat narzekał, że słabo wypadł w ataku, ale nie było aż tak źle. On zresztą i tak najważniejszy jest w obronie. Jego długie ręce, olbrzymi zasięg ramion, ruchliwość robią dużo dobrego pod własną obręczą. Pozytywnie należy też ocenić Davida Logana. Miał słabą skuteczność, ale na tle klasowych chorwackich obrońców wszystkie jego pozytywne cechy było widać – łatwość podejmowania decyzji rzutowych i brak strachu przez odpowiedzialnością. W końcówce jego dwa rzuty wpadły i także dzięki temu wygraliśmy. A były obawy, ze na tym poziomie rozgrywek sobie nie poradzi...

Trener Muli Katzurin dużo eksperymentował. Łukasz Koszarek przebywał na parkiecie z Loganem i Krzysztofem Szubargą, ale może to akurat odpowiedź na niski skład Chorwatów? Michał Chyliński występował jako niski skrzydłowy, Michał Ignerski jako silny skrzydłowy, a Logan jako rozgrywający. Z tego wszystkiego najlepiej wyglądał eksperyment z Ignerskim, który nad większością wysokich przeciwnika będzie miał przewagę szybkości i sprawności.

Najciekawsze jest jednak to, że ani jednej minuty na parkiecie nie spędził Paweł Kikowski. Rewelacyjny rzucający obrońca z Kotwicy Kołobrzeg miał być pewniakiem do składu nawet obywatelstwie dla Logana, a tymczasem przesiedział dwa mecze na ławce rezerwowych. Może dostatnie szansę w kolejnych turniejach?

piątek, 7 sierpnia 2009

Nie wygra, bo było za łatwo


Potwierdziło się. Tour de Pologne to dla Sylwestra Szmyda zbyt łatwy wyścig. To brzmi kuriozalnie, ale Polak z grupy Liquigas raczej nie wygra tegorocznej imprezy, bo górskie etapy jakie znalazły się na trasie nie były wystarczająco cięzkie.

Głodówka, Murzasichle czy dzień wcześniej pagórki wokół Krynicy wyglądają malowniczo, ale do szczytów jakie oglądamy na trasach Tour de France czy Giro d'Italia im daleko. A do takich Szmyd jest przyzwyczajony. Jeśli do mety poprzedzonej płaskim odcinkiem trasy dojeżdża 20-osobowa grupka, a w niej kilku sprinterów to cięzko się spodziewać, by Szmyd wygrał. Na podjazdach próbował i wczoraj i dzisiaj, ale były one zbyt krótkie. Brakło kilometrów, by na stromej szosie rywale zostali z tyłu.

Moze te "usprawiedliwienia" brzmią głupio, lecz skoro triumfują kolarze tacy jak Alessandro Ballan i Edvald Boasson Hagen to świadczy dobitnie o tym, iż nasz narodowy tour jest idealny dla kolarzy klasycznych, a nie dla górali. Różnice w czołówce są tak małe, że w sobotę na ulicach Krakowa Norweg Hagen może wygrać wyścig najlepiej finiszując na mecie! Wcześniej musi jednak "urwać" dwie sekundy na premiach lotnych, który na trasie zaplanowano trzy. Dla grupy lidera, Lampre najlepszym rozwiązaniem byłoby puszczenie dość wcześnie kilkuosobowej ucieczki, a nawet zainicjowanie takowej przez jednego z własnych zawodników. A w tej roli dobrze sprawdziłby się Marcin Sapa...

czwartek, 6 sierpnia 2009

Jeszcze nic nie wiemy w polskiej pętli

Ciągle niewiele wiemy o rozstrzygnięciach w 66. Tour de Pologne. Piąty etap ze Strzyzowa do Krynicy tylko zredukował liczbę kandydatów do końcowego sukcesu do ... kilkudziesięciu.

Akcja sześciu kolarzy, w tym mistrza świata Alessandro Ballana oraz Polaków Sylwestra Szmyda i Marka Rutkiewicza była efektowna, ale poza zwycięstwem etapowym dla Włocha niewiele dała. Zawodnicy zyskali sekundy przewagi nad rywalami, które łatwo można odrobić na piątkowym etapie do Zakopanego. Oczywiście spora grupa przyjechała ze stratą ponad 16 minut, ale nie było w tym gronie nikogo, kto mógłby liczyć się na poważnie w generalce.

Wszyscy istotni są w czołówce i mają straty maksymalnie 40 sekund. Ballan jest pierwszy, ale to jeszcze nic nie znaczy, bo do Zakopanego kolarze pojadą na zdecydowanie trudniejszej trasie i "wystarczy" akcja kogoś z bardzo szerokiego grona, by dać mu prowadzenie. A co ciekawe nadal wysoko są sprinterzy jak np. Juergen Roelandts i jeśli jemu udałoby się dojechać wysoko, to w sobotę w Krakowie bonifikata może mieć znaczenie. Belg twierdzi, ze góry mu niestraszne... Zobaczymy.

Mnie cieszy powrót do czołówki lubiącego najwyraźniej polskie szosy Pietera Weeninga. Juz kiedyś walczył u nas o triumf, teraz był trzeci. Brawa dla młodego Holendra z Rabobanku.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Ucieczka na zamówienie

Ufff... Dwa etapy Tour de Pologne za nami, powoli szykuję się do trzeciego. Na razie oczywiście czas dla sprinterów, więc wygrywali - niespodziewanie - Borut Bozić i spodziewanie Angelu Furlan.

Ten drugi zwyciężył drugi rok z rzędu w Białymstoku w podobnym stylu i opowiadał, że już na śniadaniu zapowiadał kolegom, że tak właśnie zrobi. Rzadko zdarzają się takie bliźniacze sukcesy, więc ten robi wrazenie. A Furlan to naprawdę uznany sprinter. Oprócz specjalizowania się w Tour de Pologne ma np. na koncie tegoroczny triumf na etapie Criterium le Dauphine Libere.

Ale dla polskich kibiców bohaterem dwóch pierwszych dni był Bartłomiej Matysiak, który został dogoniony przez peleton niespełna dwa kilometry przed metą. Dla mnie to o tyle ciekawa historia, że Matysiak to chłopak z rodzinnych okolic mojej lubej. Przed etapem obiecałem mu, ze jak zaatakuje to coś o nim napiszemy w gazecie. I trzeba było dotrzymać słowa :-) Może dzisiaj pójdę do innego Polaka i zaproponuję mu w ten sposób akcję?

Inna sprawa, że dwa razy triumfowali koledzy naszych zawodników. Bozić ściga się w Vacansoleil z Michałem Gołasiem, Furlan w Lampre z Marcinem Sapą. Teraz kolej na kogoś z ISD (jeździ tam Bartosz Huzarski) i Liquigasu (gdzie jest Sylwester Szmyd i Maciej Bodnar).

Tym, których samo ściganie po polskich płaskich i dziurawych szosach nie bardzo interesuje polecam filmy przez kulis robione przez mojego kolegę redakcyjnego na sports.pl. To w pewnym sensie test tego pomysłu z wideo z wielkich imprez w Polsce. Podczas EuroBasketu we wrześniu ma być tego więcej.

niedziela, 2 sierpnia 2009

Czy warto kupować od rywali?

David Logan - to nazwisko nasunęło mi się pierwsze na myśl o najlepszym letnim transferze (pod linkiem ranking) w Polskiej Lidze Koszykówki. Zawodnik, który w Polpharmie Starogard Gdański wyglądał tylko na jednego z wielu amerykańskich "combo guardów" (czyli graczy mogących występować na obu pozycjach obrońców) w Turowie Zgorzelec stał się największą gwiazdą ligi.

Nie będę tu przypominał wszystkich jego osiągnięć i całej historii pobytu w Polsce. Można to przeczytać w kalendarium, które niedawno było na sports.pl. Napiszę o czymś innym. Przejście Logana do Turowa budziło wiele wątpliwości. Przede wszystkim kwestionowano jego umiejętność gry w systemie narzuconym przez trenera. Traktowano go jako szalonego strzelca. Tymczasem Logan świetnie współpracował z Saso Filipovskim i pod jego okiem został MVP rozgrywek. To pokazuje, że Logan może nie mieć problemów z podporządkowaniem się taktyce Muliego Katzurina w reprezentacji.

To także dowód na to, by nie szufladkować zawodnika po jednym sezonie (albo nawet połowie) i spodziewać się nawet tego niespodziewanego. Koszykarze różnie funkcjonują w różnych warunkach. Kto przewidział, że Paul Miller w Anwilu stanie się postrachem wszystkich środkowych w lidze i stworzy świetnie rozumiejący się duet z Łukaszem Koszarkiem, że Iwo Kitzinger w Polpharmie wywalczy sobie miejsce w reprezentacji Polski i że Dainius Adomaitis spędzi we Wrocławiu aż trzy sezony będąc podstawą dwóch tytułów mistrzowskich? Ten ostatni przypadek jest szczególnie ciekawy, bo Litwina przeciętny kibic kojarzy tylko i wyłącznie ze Śląskiem. A przecież w Polsce znalazł się najpierw we Włocławku za sprawą chorwackiego trenera Daniela Jusupa...

Oczywiście nie zawsze wszystko wygląda tak różowo. Czasem decydując się na kogoś kto błyszczał w zakończonych właśnie rozgrywkach szybko okazuje się, że popełniliśmy błąd. Albo gra słabo, albo doznaje kontuzji. Przypadek Patricka Okafora jest najbardziej znamienny. W Polpharmie kandydat do miana MVP sezonu, w Anwilu kompletnie nie potrafił się odnaleźć. Lepsza drużyna, większe oczekiwania, ale też mniej minut na parkiecie i rola rezerwowego. Do tego nie umiał się przyzwyczaić. Donald Copeland to z kolei nieudany transfer, ale z nieco innego powodu. Problemy zdrowotne zmusiły działaczy Turowa do rozstania się z nim, chociaż to akurat drużynie ostatecznie wyszło na dobre, bo przecież pojawił się w składzie Tyus Edney.

Czasami transfer jest nieudany głównie z punktu widzenia zawodnika. Tomasz Świętoński w Prokomie nigdy nie dostał dużej ilości minut i nie rozwinął się tak jak można było się tego spodziewać. Ale roli głębokiego rezerwowego spodziewać się mógł przecież jak najbardziej.

W całym rankingu dobrze wypada Polpharma Starogard Gdański, która jest w nim jako udanie przejmujący od rywali (Hernol Hall, Kitzinger) albo wynajdujący i oddający dalej z lepszym (Logan, George Reese) lub gorszym (Okafor, Copeland) skutkiem. Co ciekawe mało jest Polpaku Świecie, który miał "nosa" do obcokrajowców, ale koszykarze z tej drużyny robią bardziej międzynarodowe kariery. Mało mamy sopockiego (teraz juz gdynskiego) Prokomu (poza dwoma "klopsami"), a Turów Zgorzelec, Anwil Włocławek i Stal Ostrów Wielkopolski figurują w czołówce i tu i tu. Czyli próbowali często, ale nie zawsze im wychodziło.